Witajcie na początku lata! Zwykłą codzienność zostawiamy w domu i ruszamy nad wodę, w góry, do lasu… Przed nami więcej swobody i wiatru we włosach. Oto pięć kroków ku doładowaniu baterii, chociaż – umówmy się – znalezienie czasu dla siebie na wakacjach z dziećmi może być trudne.
Ktoś mnie kiedyś zapytał, czy wakacje z dziećmi są w ogóle możliwe.
Kiedy miałam małe dzieci, wakacje nie były wolne ani od stresu, ani od rodzicielskich napięć. Wręcz przeciwnie, mimo cudownych chwil spędzonych na skakaniu wśród fal, puszczaniu latawców, na odkrywaniu małych miasteczek i kempingów zabitych dechami, do domu wracałam wykończona.
Najbardziej męczyła mnie konieczność nieustannego pilnowania, negocjowania granic, ustalania tego, co wolno i nie wolno, a także sytuacje kryzysowe, kiedy dzieci były zmęczone, płaczące i wymuszające… I jeszcze to, jak sobie z tą sytuacją radził mój związek, bo w pierwsze dni wakacji musieliśmy na nowo się dotrzeć, usłyszeć się i dogadać.
Na wakacje można się przygotować tak, że będą one czasem luzu i bliskości, i że znajdziemy w nich przestrzeń na siebie. Można to zrobić na przykład tak:
Na początek: opanować sztukę podróżowania
Są dzieci, które przesypiają całą drogę, nawet osiem godzin dalekiego lotu czy podróży pociągiem. Są też takie, które w samochodzie krzyczą, jakby je fizycznie bolało (i może tak jest), i takie, którym zawartość pieluszki wylewa się na ciebie jeszcze zanim wejdziecie na pokład samolotu. Póki mamy do czynienia ze źle znoszącym podróż maluszkiem, jedyne, co można zrobić, to próbować dostosować drogę do jego potrzeb – robić częste przerwy albo wybierać miejsca mniej odległe. Czasem trzeba zacisnąć zęby, trzymając się myśli, że wrażenia na miejscu i piękne wspomnienia wynagrodzą nam trudności.
Ze starszymi dziećmi (2+) sposobem na trudy podróżny jest zaangażowanie emocji, a więc wspólne planowanie:
– Pakowanie i w przygotowanie swojego plecaczka, łącznie z nalaniem wody do bidonu, zapakowaniem przekąski do pudełka, wybraniem zabawek.
– Opowiedzenie, jak będzie wyglądać droga. To dużo ułatwia. Można zaplanować atrakcje po drodze (tankowanie na stacji benzynowej, zebranie polnego bukietu kwiatów, kąpiel w jeziorze, jeśli jest na trasie) albo obiecać czas, który w drodze dziecko dostanie od nas tylko dla siebie (wybierze grę czy zabawę, w którą z nim zagramy – sprawdzą się: nawlekanie koralików, czytanie, podróżnicze planszówki).
– Przygotowanie zeszytu na pamiątki (na pieczątki ze schronisk, na bilety na prom, itp.) lub skrzyneczki (na przykład: z każdego odwiedzonego miejsca możemy zabrać jeden kamyczek).
– Wyznaczenie granic z wyprzedzeniem (np. dzień wcześniej i jeszcze raz przed drogą): nie kopie się w siedzenia, na lotnisku nie odchodzi się od rodziców, w samochodzie się nie wypina z pasów, itp. Z drugiej strony wiadomo, że nowe bodźce pobudzają dzieci, a unieruchomienie jest dla nich nienaturalne. Dlatego warto wypić melisę, uzbroić się w cierpliwość i przygotować psychicznie na to, że płacz naszego dziecka może przeszkadzać innym pasażerom. A nasze dziecko ma prawo płakać! Uciszanie przyjdzie nam łatwiej, kiedy będziemy mieć w sobie siłę ciepła i spokoju.
„Nie wolno” zastąpić „czemu nie?”
Co pamiętasz ze swoich wakacji w dzieciństwie? Zazwyczaj wspomnienie zabawy. Zabawa i śmiech to naturalne środowisko dziecka, w nich wrasta, ćwiczy siłę woli, myślenie i kreatywność. Lato, nawet jeśli spędzamy je w domu, przynosi szansę na pełne oddanie się zabawie. Dzieci potrzebują tych tygodni bez presji. Potrzebują sprawdzać się i pokonywać nowe przeszkody, ale jedynie na własnych zasadach i według własnego pomysłu. Chcą wykorzystać wiedzę i rozwijające się zmysły do zabawy, bo tam właśnie mają najwięcej do odkrycia.
Planując wakacje, biorę pod uwagę tę potrzebę dziecka jako podstawowy element odpoczynku. I tu właśnie następuje luzowanie codziennych zasad. Tak, można biegać boso, tak, można się polewać wodą ze szlaucha, tak, można zostać na dworze po zmroku, tak, można ściągnąć prześcieradło z łóżka i zrobić z niego namiot. Zabawy bez prądu wywołują najwięcej śmiechu, a śmiech pozwala najlepiej odbudować się z dziecięcych napięć i lęków. W zabawie i śmiechu dziecko rośnie w siłę, ku samodzielności.
Odpuszczenie to więcej swobody i luzu także dla nas. Zabawa i wygłup odstresuje małych tak samo jak dużych. Pogranie z mężem w kometkę, powrzucanie się do basenu i zagranie w kalambury odpręży skuteczniej niż czytanie zaległych książek. Dziwne, ale prawdziwe.
Wliczyć kryzysy w wakacje
Kiedy jesteśmy razem, bezpieczni, szczęśliwi, zaczyna się emocjonalne oczyszczanie z wszystkiego, co zgromadziło się w nas w ostatnich miesiącach. O ile my, dorośli, zazwyczaj potrafimy przejść przez ten detoks łagodnie, wysypiając się i ciesząc się pięknem przyrody, o tyle u dzieci nagromadzone napięcia wychodzą w postaci trudnych zachowań: napadów płaczu, histerii, krzyków („nigdy mi nic nie kupujesz! Ja chcę! Czemu on może, a ja nie? Nie chcę spać! Nie wejdę do wózka, nie pójdę!”). Łatwo się wtedy uznać wakacje za porażkę. Tyle wydanej kasy, tyle nadziei na upragniony wypoczynek, a niewdzięczne potomstwo krzyczy, narzeka, domaga się więcej. Znowu wyciągamy melisę i pozwalamy na to emocjonalne spa.
Postawić wakacyjne granice
Ustaliliśmy, że odpuszczamy, a teraz znowu o granicach? Ano tak: wakacyjnie przebodźcowane dziecko ich potrzebuje, by móc się zregenerować i czuć się bezpiecznie w nowym środowisku. Wiele wspaniałych doświadczeń jest jednocześnie przytłaczających.
Dlatego warto pilnować obszarów, w których buduje się poczucie bezpieczeństwa naszego dziecka:
– Wypoczynku, czyli snu i ciszy. Nie przedłużamy zabawy, kiedy widzimy, że dziecko robi się nadpobudliwe, jego śmiech nie jest już spontanicznie radosny, lecz machinalny, pusty. Wtedy czas na odpoczynek i wyłączenie się, choć zaśnięcie bywa trudne, często towarzyszy mu płacz i bunt. Dobrze jest, kiedy my, dorośli, ustalamy wakacyjny, ale regularny tryb chodzenia spać i się go trzymamy.
– W relacji z rodzeństwem i dorosłymi. Jeśli pojawia się trudne zachowanie, od razu wkraczamy, ciepło i stanowczo. Nie odwlekamy reakcji, aż robi się naprawdę niemiło. Wystarczy krótkie „nie pozwalam” zamiast wykładu o zasadach życia społecznego.
Bycie po stronie dziecka
Jest dobry sposób na to, żeby małe dziecko czuło, że jesteśmy zawsze po jego stronie, że je kochamy. To się nie stanie przez słowa, przez pocieszanie, wspieranie ani przez troskę o jego materialny byt. To uczucie się buduje przede wszystkim przez wspólnie spędzony czas i zabawę. Nie potrzeba na nią wcale tak wiele czasu. To może być pół godziny, kwadrans, albo nawet pięć minut przeznaczonych wyłącznie dla dziecka, w relacji jeden na jeden. W takiej zabawie podążamy za dzieckiem: chodzimy na czworakach, układamy wieżę, animujemy lalki, lepimy pączki z piasku. To dziecko decyduje, na czym zabawa polega, my się dostosowujemy.
Taki czas, kiedy działamy na warunkach dziecka, skutecznie buduje w nim głęboką wiedzę, że jesteśmy dla niego, że je słyszymy, że ma naszą uwagę. Więc kiedy przychodzi trudny moment, kiedy stawiamy dziecku granicę, może ono czerpać z tej wiedzy: jest w nim zakorzenione zaufanie, że nie działamy na jego szkodę, że nasze decyzje są dyktowane troską i miłością. Wtedy płacz przechodzi szybciej, współpraca jest łatwiejsza. Czas na zabawę jest inwestycją w relację, a także w więcej czasu dla siebie, bo negocjacje i sytuacje, kiedy musimy zareagować, trwają krócej, zdarzają się rzadziej.
A co Wam pomaga w wakacje odpocząć? Pomoc dziadków czy wyjazd ze znajomymi i dzielenie się opieką nad watahą dzieci to też sprawdzone sposoby. Jak układacie wakacje, by nie były męczące?
Jako ilustracji tego tekstu użyłam kadrów z 5-minutowego filmu Flipped, w którym dzieci i dorośli zamieniają się rolami. Cudo! Ta perspektywa wprowadza oddech, luz, dystans, ale też ogromną wdzięczność za naszą, dorosłych, codzienną pracę. Bawmy się w wakacje jak dzieci.









