fotorelacja

Hej, przygodo – Szwecja na rowerze

Witajcie w Bullerbyn!

Hej, przygodo – Szwecja na rowerze

Hallå!, cześć. Spakowani? Pierwszy rower, drugi rower, trzeci rower i namiot. Można wyruszyć w podróż wygodnie, samochodem lub samolotem, a można też zapakować trójkę dzieciaków, dwa kółka i obrać kierunek na północ. Którędy do Bullerbyn?

Wyruszamy do Szwecji, ale każdy kilometr przybliżający do celu będzie wykręcony siłą nóg. Na dwóch kółkach, w dużej grupie, bez taryfy ulgowej. Blisko przyrody, a wręcz w symbiozie z nią, bo Szwecja to kraj przyjazny miłośnikom namiotów, kamperów i biwakowania. Pogoda sprzyja, no, gdzie te północne deszcze? Ja nieśmiało pomykam po warszawskich ulicach na starej amsterdamce i narzekam przy nielicznych wzniesieniach terenu. Stop, już więcej nie będę, bo gdy patrzę na wakacyjną trasę ekipy z Tuptam.pl, to aż nie wypada. Czapki z głów, rowerowcy, Justyna, oddaję ci głos – powiedz, dokąd dojechaliście szwedzkimi ścieżkami.

 

 

DOKĄD

Z początkiem lipca wyruszyliśmy do Szwecji na wyprawę rowerową. Pierwszy raz w powiększonym składzie, bo oprócz 7-letniej Hani i 4-letniej Marianki w przyczepce rozgościł się 9-miesięczny Janek. Dla Hani była to też pierwsza wyprawa na własnym rowerku, stąd pomysł na podróż do świata jej wyobraźni i miejsc związanych z twórczością Astrid Lindgren. W sumie w Szwecji spędziliśmy trzy tygodnie, z czego przez dwa pierwsze towarzyszyli nam nasi znajomi, Emilia i Paweł z dziećmi w podobnym wieku. Mieliśmy więc naprawdę mocną ekipę rowerową: czwórka dorosłych i szóstka dzieci, w tym dwa niemowlaki. Rowerami przejechaliśmy 260 km, co zajęło nam 9 dni, a trasa obejmowała głównie Olandię i kawałek Smalandii w okolicach Vimmerby.

 

 

 

TRANSPORT

Na Północ mamy daleko, bo mieszkamy w Bielsku-Białej, więc zanim rozpoczęliśmy pedałowanie, musieliśmy przejechać autem całą Polskę, a następnie przetransportować się do Szwecji promem. Pętlę rowerową zaplanowaliśmy na szwedzkiej wyspie Olandii, a na deser zostawiliśmy sobie przejazd do Sevedstorp (czyli Bullerbyn) i do parku Astrid Lindgren w Vimmerby – częściowo autem, częściowo rowerami. Ponieważ przez dziewięć rowerowych dni wieźliśmy ze sobą cały dobytek, najważniejszą kwestią naszej wyprawy było wybranie odpowiedniego terenu. Takiego, który nas nie zmęczy, ucieszy oczy i pozwoli na miłe pedałowanie, bez stresu o dzieci samodzielnie jadące na rowerkach. Szwecja jest krajem bardzo przyjaznym rowerzystom. Kierowcy na widok naszej kolumny zwalniali, a nawet zatrzymywali się. Na Olandii zachwyciła nas różnorodność ścieżek rowerowych: od lokalnych dróżek, asfaltowych pasów wzdłuż dróg, po leśne szutry i widokowe asfalty wzdłuż wybrzeża. 

 

 

 

POGODA

Zaskakująca! Wyjechaliśmy na początku lata i obawialiśmy się, że stracimy jego kawałek, bo Północ w lipcu kojarzyła nam się raczej z kapryśna aurą. Tymczasem w Szwecji przywitały nas upały i słońce. Na Olandii, jak to na wyspach, przeważnie wiało i dzięki temu mieliśmy chłodzącą bryzę. Okazało się, że było to najcieplejsze lato w Szwecji od wielu lat, takiej suszy nie było od dziesięcioleci. Podczas naszego 3-tygodniowego pobytu padało tylko dwa razy, a temperatura utrzymywała się w granicach 25-31 stopni. W kontynentalnej części było tak gorąco, że zrezygnowaliśmy z pokonania całej trasy z wybrzeża do Bullerbyn na rowerach i z tęsknotą wspominaliśmy chłodniejsze wieczory na Olandii.

 

MIESZKANIE

Tylko namiot i to przez 3 tygodnie! Tuż przed wyjazdem kupiliśmy nowy, przenośny dom – taki, który bez problemu pomieścił naszą piątkę, a był na tyle lekki i pakowny, że świetnie wiozło się go na rowerze. Praktycznie codziennie rozbijaliśmy się w innym miejscu, czasem były to kempingi, a czasem spaliśmy na dziko w przepięknych okolicznościach przyrody (dzięki szwedzkiemu prawu Allemansrätten, czyli swobodnemu dostępowi do natury, można to robić legalnie). Kempingów w Szwecji jest bardzo dużo, są dobrze wyposażone i czyste, ale zdecydowanie najmilej wspominamy dzikie biwaki. Cudownie było spać blisko wody, wsłuchując się w jej szum. A o tym, gdzie zaparkujemy tymczasowy dom, decydowało tempo i kondycja naszej kawalkady. 

 

 

 

TOP 5 ZACHWYTÓW

Cała ta podróż była zachwytem, przede wszystkim wszyscy byliśmy pod wrażeniem naszego zgrania i tego, że jednak, mimo obiektywnych trudności, da się w ten sposób podróżować z trójką dzieci i mieć z tego radochę! A z innych przyjemności: krajobraz!

Wspaniała przyroda i przemyślana przestrzeń publiczna. Lasy, jeziora, morze, to tło naszych różnorodnych ścieżek rowerowych. Jechaliśmy tempem idealnym do podziwiania sielskiego, spójnego krajobrazu, konsekwencji architektonicznej i dbałości o detale. Raz podziwialiśmy szwedzkie lato, jakby wyciągnięte z książki „Lato Stiny”, gdzie surowość morza przeplatała się z ciepłem małych domków, innym razem – wiatraki na Olandii. Cieszyły nas kąpiele w czystym jeziorze pełnym nenufarów i ryb, kawowe pikniki z widokami, gąszcze paproci migające przy drodze, pobocza pełne kwiatów, masa motyli fruwających nad nami, zachody słońca nad morzem, rozgrzane zboże kołysane wiatrem Olandii. 

 

Co jeszcze? Piknik po szwedzku; nasza główna atrakcja między pedałowaniem była bardzo prosta: długie pikniki na kocyku kempingowym w pięknych okolicznościach przyrody, w doborowym towarzystwie. Dla dzieci lody lub inne pyszności, dla rodziców kawa. Na tę okazję wieźliśmy nawet kawiarkę. Pomiędzy piknikami jechaliśmy, czasem udało się pokonać 40 kilometrów, ale zdecydowanie najbardziej wyczekiwanym momentem było spotkanie na kocyku i dzielenie się wrażeniami.

Wreszcie Bullerbyn i Vimmerby, a właściwie Sevedstorp, czyli inspiracja książki o „Dzieciach z Bullerbyn” i miejsce planu filmowego. Punkt kulminacyjny całej podróży. Ach, jakie to było niesamowite dla naszych dziewczyn, przenieść się do trzech zagród, których akcję odgrywały od roku w domowych teatrzykach! Dodatkowo w wiosce można pooglądać zwierzęta, poskakać do siana lub wejść do wielkiego drzewa. Jest też bardzo klimatyczna kawiarnia z kawą, lodami i miniwystawą o historii filmów.

Vimmerby natomiast to absolutnie numer jeden ze wszystkich znanych nam parków rozrywki dla dzieci. Sposób, w jaki jest urządzony, robi ogromne wrażenie. Nie da się tego opisać w krótkim punkcie, to trzeba przeżyć! Pobiegać wśród uroczych domków, zaglądać w miniokienka, zobaczyć Pippi w Willi Śmiesznotce podczas przedstawienia teatralnego i widzieć zachwyt i niedowierzanie dzieci. A wszystko to bez kiczu i tandety. Da się!

 

 

 

CO ZABRAĆ?

Ha, ha, raczej czego nie zabierać! Cały bagaż pięcioosobowej rodziny musieliśmy upchnąć, i to dosłownie, w siedem sakw rowerowych i jeden wór transportowy. Ponieważ Szwecja jest droga, zabraliśmy ze sobą cześć podstawowego jedzenia. Na Olandii dobrze mieć porządną kuchenkę turystyczną z osłoną od wiatru, nasza stara niestety nie dawała rady bez czułego otoczenia jej karimatą. Na takich wyprawach jest też ciągła ekspozycja na warunki atmosferyczne i stały kontakt z przyrodą, co jest cudowne, ale też czasem trzeba się chronić – krem przeciwsłoneczny z filtrem i środki na komary i kleszcze to obowiązkowe punkty na liście wyjazdowej. Z rzeczy dla dzieci: zawsze bardzo nam się przydaje mały, dmuchany, lekki basenik pełniący funkcję wanienki i miejsca zabaw na plaży dla bobasa. A ze spraw niematerialnych: dobry humor i druga rodzina – chyba nie mieliśmy weselszego wyjazdu!

 

 

WASZE TOP 5 RAD

Najważniejsza rada w kontekście podróży rowerowej to bycie elastycznym i nieplanowanie zbyt wiele, tak by uwzględniać potrzeby całej ekipy. Jazdę uzależnialiśmy od kondycji naszych dzieci i do nich dostosowywaliśmy przerwy w pedałowaniu. Nie zawsze były to supermiejsca, czasem z żalem mijaliśmy lokalne kawiarenki, bo akurat młodsze dzieci spały w przyczepkach, a starsze miały ochotę na pedałowanie.

Druga, równie istotna – mniej, znaczy lżej. Z wielu rzeczy można zrezygnować na czas wyprawy, funkcje niektórych przedmiotów da się łączyć. Bycie w drodze i bycie blisko natury jest tak zajmujące, że zabawki są praktycznie niepotrzebne. Dzieci miały swojego ukochanego pluszaka, plus kredki i gry zespołowe typu memo. Ale najwięcej czasu spędzały na zabawach wymyślanych naprędce z użyciem zasobów naturalnych i sprzętu biwakowego.

 

 

CZEGO WAS NAUCZYŁA TA PODRÓŻ

Współpracy! We wspólnej drodze byliśmy jedną rodziną, więc musieliśmy się wyczulić na potrzeby ogółu, wspierać w trudniejszych momentach. Starszaki Hania i Mikołaj przeżyły swoją pierwszą wyprawę rowerową na własnych rowerkach, więc to ogromna nauka jazdy w rożnym terenie, poznania swoich możliwości fizycznych i psychicznych. A nasz 9-miesięczny synek, dzięki różnorodności podłoża, nauczył się stać bez podparcia.

Każda taka podróż uczy nas też pokory. Bo o wiele rzeczy, nad którymi nie musimy się nawet zastanawiać na co dzień, musieliśmy się bardziej postarać. Jak o wodę na biwaki czy miejsce do spania. Namiot rozbijaliśmy 16 razy i za każdym razem organizowaliśmy się na nowo. W każdej podróży, a już w rowerowej szczególnie, uczymy się wejścia w nowy rytm, nowe warunki, nową drogę i okoliczności. To bardzo przydatne umiejętności na życiowe zakręty (pisząc to, myślę o tym, jak zorganizować przeprowadzkę do starej kamienicy przed rokiem szkolnym!).

 

 

 

 

 

CENY NA MIEJSCU

Nic nowego, czyli drogo. Najbardziej odczuliśmy to, chcąc kupić lody, gdzie jedna gałka to koszt 25-30 koron, tj. 10-12 zł. Produkty spożywcze w sklepach były do dwóch razy droższe niż u nas, duża pizza to koszt ok. 100 koron (40 zł), kawa – 30 koron (12 zł).

Ale, ale, znaleźliśmy coś tańszego niż w Polsce! Wspaniałą kawę Fair Trade dostępną we wszystkich marketach w dużych ilościach. No i najważniejsza oszczędność: woda do picia prosto z każdego kranu. Gdy brakowało w drodze, wystarczyło poprosić w najbliższym domu o napełnienie butelek.

*

Kiedy oglądam te zdjęcia, myślę, że są tu wszystkie składniki niezapomnianych wakacji. Takie wakacje zostają na długo, pewnie czuć je też w każdym mięśniu nóg! Dzieciaki mają co opowiadać w szkole, wyobrażam sobie, że opowieści spokojnie dorównują przygodom piątki z książki Lindgren. Dokąd następnym razem? Bo poprzeczkę zawiesiliście wysoko…

 

zdjęcia: ekipa bloga Tuptam.pl

opracowała: Kasia Karaim