rozwój dziecka

Dziecięca ciało-pozytywność

Lubię cię takiego, jakim jesteś

Dziecięca ciało-pozytywność
Agnieszka Mocarska

Lubić ciało, doceniać, że jest, że niesie nas przez świat. Czuć wdzięczność, że mamy twarz do wyrażania emocji, oczy do podziwiania, ręce do przytulania. Traktować swoje ciało z miłością i szacunkiem, troszczyć się o nie i umieć go słuchać.

To, co na pozór nie powinno być trudne, dla naszego pokolenia stało się szczególnym wyzwaniem. I to mimo że jesteśmy zdrowsi niż kiedykolwiek, nasze ciała mają wsparcie medycyny, wiele chorób uszkadzających ciało daje się leczyć, mamy – statystycznie rzecz biorąc – zdrowsze zęby, włosy i skórę. Staliśmy się niewolnikami wizerunku ciała.
Ruch body positivity to głos buntu. Pozytywne nastawienie do swojej i innych cielesności, rzecz niby oczywista, nabrało rysu rewolucyjnego. Musimy o samoakceptację i wolność od bycia ocenianymi walczyć krzykiem, musimy sypać hasztagami, dokonywać treningu myślenia i do lubienia siebie dojrzewać.

Współczuję nam wszystkim, głownie kobietom, ale przecież nie tylko, że tak musimy o tę miłość własną walczyć, nieraz same ze sobą. Do tego dochodzi fakt, że jesteśmy rodzicami. Nasze dzieci coraz wcześniej i coraz częściej stają się ofiarami kultury nastawionej na ocenianie, wymagającej od nas dążenia do estetycznej perfekcji, choć przecież ona nie istnieje. Już całkiem małe dzieci potrafią chcieć być wyższe lub szczuplejsze, nie mieć włosów na ciele (kolejny absurd), mieć idealny zgryz. Coraz mocniejszy, także w popkulturze, ruch akceptacji ciała w jego prawie do różnorodności, może być niezłym wsparciem, jeśli tylko uda się naszemu dziecku na niego trafić. Jedna nastoletnia dziewczyna powiedziała mi, że kompleksy to wytwór wyobraźni, co chętnie bym sobie wytatuowała ku pamięci. Ale troje dzieci (dwie dziewczynki i jeden chłopiec) z jej szkolnej klasy ma poważne zaburzenia związane z jedzeniem.

Tekst ilustrują zdjęcia polskiej fotografki Agnieszki Mocarskiej. Bardzo je lubię, bo widać na nich to, że dzieci w naturalny sposób traktują cielesność z radością, spontanicznością i należnym mu zainteresowaniem. Korzystają z niego do tego, by zmysłami, pełnią siebie odkrywać świat.

SKĄD SIĘ WZIEŁY NASZE PROBLEMY

Ile z was, jako rodzice niemowląt, znienawidziło siatki centylowe? Słyszałyście, że wasze dzieci są za małe, za chude, za jakieś tam? Rozwój medycyny, choć tak wiele mu zawdzięczamy, przyniósł ze sobą pojęcie normy. A ono wywodzi się z definicji zdrowia nie jako indywidualnej harmonii, lecz z matematycznej średniej. I dlatego tak bardzo w nas uderza, kiedy dotyczy choćby wyglądu. To odgórnie przyjęte normy, a nie IG, kolorowe magazyny lub nawet reklamy kremów na cellulit, skrzywdziło nas najbardziej. A kultura masowa i konsumpcjonizm zrobiły sobie z norm koło napędowe. Skoro mamy być jacyś i dążyć do jakiegoś wyglądu, to pojawia się miejsce na produkt i usługę. Tę żerującą na tym, że jesteśmy odstającymi od średniej indywidualnościami.

POSZERZMY SPEKTRUM

Co zrobić, by wbrew kulturze masowej przestać ufać wzorcom wyglądu? Rozwiązaniem jest oglądanie siebie w swojej różnorodności. Trudno o to w Polsce, gdzie jesteśmy dosyć homogeniczni, mamy ogólnie rzecz biorąc podobne budowy ciała i karnacje. By dbać o kontakt z różnorodnością, możemy podróżować, nawiązywać nowe znajomości z osobami, które wydają się nam atypowe, czytać tematyczne książki. Jako ludzie lubimy się sobie nawzajem przyglądać i porównywać się. Cudownie, przyglądajmy się sobie nawzajem. Życzliwie, bez ocen. Kiedy jesteśmy jednorodni, każda drobna odmienność jest jak wykrzyknik. Lekko zaokrąglony brzuszek dziecka w oczach innych dzieci i jego samego staje się tuszą, piegi na nosie stają się widoczne podwójnie. Jeżeli się zobaczymy w różnorodności – na przykład w kwestii rozmiarów noszonych ubrań – potrzeba uszeregowania się po którejś ze stron (czy jestem chudsza, czy grubsza niż modelka z H&M-u?) rozpuszcza się. Dlatego pozytywnie odczuwam politykę tych firm odzieżowych, które zrezygnowały z pokazywania ubrań w jednym, szczupłym rozmiarze na rzecz bogactwa różnych sylwetek. Zdjęcia modelek i modeli, którzy nie realizują dotychczasowych norm, nie pokazują nam, że „inni mają gorzej”. Pokazują po prostu nas w szerszym – trochę bliższym rzeczywistości niż dotychczas – spektrum. Ta zmiana dotyczy póki co tylko wizerunku kobiet. Ubrania dla dzieci i mężczyzn nadal prezentowane są na „idealnych” sylwetkach.

Zauważyłam, że mam odruch omijania osób, które instynktownie zauważam jako „inne”. Czasami czuję się lekko zawstydzona ich innością. Skąd to uczucie? Wiktoria Siedlecka-Dorosz z Centrum Sztuki Włączającej Teatr 21, która pomogła mi poszerzyć widzenie tematu body positivity, powiedziała, że to kwestia nieprzyzwyczajonego oka.

PRZYZWYCZAIĆ OKO

Kiedy nie widuję w swoim otoczeniu osób atypowych czy po prostu różnorodnych, potrzeba gapienia się na to, co rzadkie czy nieznane jest niemal odruchowa. To atawizm. Zakwefiona kobieta, okazująca sobie czułość homoseksualna para, osoba z dużą nadwagą czy szczególnie szczupła, o rzadko spotykanej u nas karnacji – reaguję na to ciekawością. Chcę się przyjrzeć, a jednocześnie jestem sama zawstydzona tą potrzebą. Czy moje spojrzenie zostanie odebrane jako życzliwe, czy nieprzychylne?

Zapytałam znajomych, komu chcieli się ostatnio przyjrzeć na ulicy, ale czuli się skrępowani: bardzo krzywym zębom, dziewczynie z ciemnymi, gęstymi włosami na rękach i nogach, kobiecie z wąsikiem, czarnoskórej kobiecie o budowie Wenus z Willendorfu – o bujnym biuście i bardzo szerokich biodrach. Zaskakujące, że nasze oko jest nienawykłe do tak „normalnych” rzeczy. Jeszcze trzydzieści lat temu włosy na ciele kobiety czy nierówne zęby nie zwracały naszej uwagi.

CIAŁOPOZYTYWNE RODZICIELSTWO

Nasze pokolenie naprawdę nie ma łatwo w kwestii lubienia swojego ciała. Większość z nas wychowała się w kraju, w którym nie było jeszcze imigrantów i w czasach, w których kapitalizm ze swoim wzorem urody wdarł się do telewizji i na ulice. Białe zęby, blond włosy i sławne 90-60-90 rozgościły się w naszym katolickim krajobrazie. Czemu wspominam o wyznaniowości? Bo wypowiedzi osób krytykujących ruch ciałopozytywności często opierają na narracji winy, grzechu i fałszywej troski. Znamy to z wypowiedzi polityków i księży. Kiedy mówią o ludzkiej seksualności czy prawach człowieka, twierdzą, że wiedzą lepiej, co jest dla nas dobre i że przemawia przez nich troska. Odmienność wiążą z grzesznością i karą. Influencerzy podchwytują ten ton, niechęć do np. osób z nadwagą, maskując rzekomą troską o ich zdrowie czy uznając, że za nadwagą stoi lenistwo, zła dieta, itp. Jest tysiąc powodów nadwagi. Cechy dziedziczne, wybrany styl życia, preferencje kulinarne, ale także hormony, cukrzyca, stres… Wyćwiczenie się w nieocenianiu, codzienna jego praktyka, bardzo ułatwia rodzicielstwo. I od razu nam łatwiej z naszym dzieckiem, któremu dajemy luz i prawo do wyglądania sobie, jak tylko chce. Nie musi być aniołkiem z loczkami.

LUBIĘ SIEBIE. MOŻE.

W wychowaniu małych dzieci kluczowa jest ich zdolność do naśladowania. Przez mniej więcej pierwsze siedem lat życia dziecko nasiąka tym, co mówimy, przyjmuje to bezkrytycznie. Nasz sposób patrzenia na świat ma kluczowe znaczenie przy kształtowaniu się spojrzenia dziecka. Jeżeli uda się nam zrezygnować z oceniania siebie, dziecka i innych, damy mu narzędzie, by mogło w przyszłości łatwiej kochać samego siebie. Bycie rodzicem może być autoterapeutyczne. Mogę spróbować spojrzeć na siebie oczami dziecka. Dla niego nie jestem za „jakaś”. Jestem cudowna, kochana, mam wszystko, co trzeba, jestem niebo i słońce. Moje miękkie, ciastowate ciało jest dla mojego dziecka doskonałe. Może mogłoby takie być także w moich oczach?

Może. Wielu rodzicom to się udaje, wielu odczuwa terror konieczności akceptowania siebie w imię dobra dziecka. Jeżeli potrzebuję jeszcze sporo pracy i lat, by polubić swoje uda, brzuch, ramiona, to nie będę sobie dokładać wyrzutów sumienia z tego powodu. Rodzicielstwo i bez tego jest wystarczająco wymagające.

LUBIĘ CIĘ TAKĄ/TAKIEGO, JAKA/JAKI JESTEŚ

Jeszcze w przedszkolu dzieci przyglądają się światu, dorosłym i sobie nawzajem z ciepłą ciekawością. Krytyczne zaczepki innych dzieci nie działają tak druzgocząco, jak później. Pierwszy kryzys przychodzi zazwyczaj w pierwszej-drugiej klasie szkoły podstawowej. Nowe środowisko i początek krytycznego myślenia o sobie i o świecie potrafią mieć czasem przykry skutek. Niemiłe uwagi dotyczące czyjegoś wyglądu stają się elementem układania relacji w grupie społecznej i rozładowywania stresu. Zadaniem świadomych dorosłych jest wtedy przekazać dzieciom, że nie ma czegoś takiego, jak bycie „za grubym, za chudym, za jakimś”. Jesteś, jaki jesteś, i taki jesteś w porządku.

Moja córka Mila opowiedziała mi, jak trudne były dla niej odwiedziny u rodziny – cioci, babci, gdzie często słyszała: O, jaka chudzinka. Zjedz więcej, jesteś za chuda. Te słowa, choć często ciepłe i troskliwe, to głęboko i boleśnie zapadają w serce dziecka, mogąc stać się w przyszłości podłożem pod zaburzenia odżywiania. Nie wiedziałam, co mam zrobić z tym, co słyszałam od babci – zwierzyła mi się Mila. Żałuję, ze wtedy o tym nie wiedziałam i nie spróbowałam wystosować do starszego pokolenia ciałopozytywnego apelu. Równie bolesne bywają pochwały, jeśli kierowane są do jednego dziecka z rodzeństwa. Drugie zawsze czuje się odrzucone, porównywane.

Kiedy zaczyna się okres dojrzewania, głos rodziców praktycznie przestaje mieć znaczenie. Choćbyśmy próbowali przekonać nasze dziecko, że jest cudne, wystarczające itd., głos rówieśników czy mediów społecznościowych brzmi donośniej. Co możemy zrobić? Próbować zapewnić dziecku wspierającą społeczność. Porozmawiać ze szkołą, żeby organizowała warsztaty. Podsuwać książki, które są w duchu ciałopozytywności. Wiele młodzieżowych kont na IG (moja córka poleciła mi to i to konto) i tiktoku daje dzieciom wsparcie w akceptowaniu siebie w różnorodności.

Jako rodzice nastoletniego dziecka niewiele możemy zrobić, by poprawić mu samopoczucie, a sporo, by je pogorszyć. Przykład: Jeśli nie zaczniesz stosować tego kremu, nigdy nie zejdzie ci trądzik. Pamiętasz, co mówił dermatolog? I nie jedz już cukru! Wiadomo, troszczymy się o buzię dziecka, ale jednocześnie dajemy przekaz, ze jego pryszcze są dla nas nie OK. Nastolatek wymaga niespotykanej delikatności i uważności. Trzymam w tej kwestii kciuki za nas, rodziców.

Ukochane zdanie Bridget Jones „lubię cię taką, jaką jesteś”, to prawdziwy hymn o miłości. Kiedy mamy w domu niezadowolonego z własnego wyglądu nastolatka, to jest jedyne, co możemy mu powiedzieć. Weźmy to zdanie sobie w życie. Może nie zmieni świata i nie wyciągnie nas wszystkich z kompleksów, ale warto je mieć przy sobie. Mówić je z ciepłem do odbicia w lustrze, mówić je partnerowi czy partnerce, mówić je dzieciom. Pamiętać o nim, kiedy siedzimy z przyjaciółką, a ona krytykuje swój wygląd. Zobaczyć, że jest stokrotnie skuteczniejsze niż zapewnianie kogoś: „no co ty, masz przecież świetne nogi”.

Fajne lektury:

Twoje ciałopozytywne dojrzewanie, Barbara Pietruszczak
Gapienie się. O tym, jak patrzymy i pokazujemy siebie innym. Rosemarie Garland-Thomson
Jedno oko na Maroko, Tomasz Kwaśniewski

Maria Bator – stała autorka na Ładne Bebe, nauczycielka przedszkolna, studentka pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkolnej, absolwentka kursu dedykowanego przedszkolankom waldorfskim. Mama dwójki nastoletnich dzieci. Inne jej teksty o rozwoju dzieci i związanych z nimi wyzwaniach rodzicielskich czekają tu

Agnieszka Mocarska – jej zdjęcia już kilka razy gościły na naszych łamach. Ma czujne, wrażliwe, empatyczne oko. Woli rozumieć rzeczywistość, niż ją formować. Robi sesje reportażowe, niepozowane, podąża za tym, co się dzieje, odsłania połączenia między przestrzeniami. Umie pokazać miłość. Prowadzi w Warszawie kręgi snów.

Dodaj komentarz