W secesyjnej kamienicy na poznańskich Jeżycach dzieje się zwyczajna magia. W pięknych, jasnych wnętrzach mieszkają mama i dwie córki, które czarują codzienność rękodziełem. Biel przeplata się tu z soczystymi kolorami, zewsząd zerkają własnoręcznie wykonane zabawki i dekoracje, a na retrokanapie dostojnie wyleguje się czwarty mieszkaniec – jego wysokość kot. Zapraszamy was do tej uroczej bajki.
Jesteście ciekawi, jak mieszka projektantka wnętrz? Tak się składa, że Sylwia Królikowska-Ciągło zajmuje się projektowaniem zawodowo, a jej dom jest tylko potwierdzeniem, że robi to świetnie. W eklektycznym – choć z przewagą retro – barwnym wnętrzu zgodnie współistnieją meble z historią, w tym trzy stoły, ponieważ, jak mówi Sylwia: Stół jest najważniejszy, bo pozwala pobyć ze sobą rodzinnie. Do tego ogromna biblioteka już ledwo mieszcząca książki i pamiątki z podróży, i pokój dziewczynek, który śmiało można nazwać galerią sztuki. W klimacie jeżyckiej otwartości gościmy u kolejnej bohaterki cyklu Rodzinny dom.
Kto tu mieszka i na ilu metrach?
W mieszkaniu o powierzchni ok. 140 mkw. mieszkam ja, czyli Sylwia, Maja (12 lat), Tola (10 lat) i kot Simba.
Jak znalazłaś to mieszkanie? Jak wyglądało pierwotnie?
Mieszkanie znaleźliśmy z mężem w internecie. Przez kilka miesięcy szukaliśmy takiego w starej kamienicy, które miałoby oryginalny, niezmieniony późniejszymi remontami charakter. Mimo że ofert było wtedy na rynku nieruchomości sporo, to wspomniane wyżej „odważne” decyzje remontowe totalnie pozbawiały je duszy. Oferta naszego mieszkania nie wyglądała zachęcająco w internecie, jednak nie mieliśmy nic do stracenia. Kiedy weszliśmy do niego po raz pierwszy, wiedzieliśmy, że znaleźliśmy dokładnie to, czego szukaliśmy. Wewnętrzny balkon z widokiem na przepiękne trzy duże klony na tle wysokiego ceglanego muru był tak urokliwy, że przepadliśmy.
Mieszkanie miało pierwotny układ z 1903 roku i dość „surowy” wygląd. Oryginalne okna, ściany, kaloryfery, drzwi i podłogi wymagały renowacji, na nowo trzeba było wyprowadzić wszystkie łącza w kuchni i łazience oraz elektryczność. Wiedzieliśmy, że czeka nas remont, ale w rezultacie okazał się on solidniejszy od przewidywanego i trwał ponad rok, sama renowacja okien (88 skrzydeł skrzynkowych) zajęła 7 miesięcy. Wiele z nich nadal ma oryginalne cienkie szyby z nierówną powierzchnią, kiedy się przez nie patrzy, ma się wrażenie, że świat na zewnątrz ma nierealne kształty (śmiech).
Co było kluczowe w podziale i projektowaniu tej przestrzeni?
W pierwotnym układzie z 1903 roku nie zmieniliśmy nic, zbrodnią byłoby niszczyć ten piękny układ. Przydzieliliśmy tylko funkcje poszczególnym pokojom, kierując się ich położeniem na planie i wielkością, oraz tym, jak żyjemy i spędzamy czas. Między kuchnią a najmniejszym pokojem, który pełni teraz funkcję codziennej jadalni, wstawiliśmy okienko z mazurskiej chaty. Dzięki temu zmieniły się proporcje pomieszczenia i zniknęło uczucie przytłoczenia w środku. Wiele odwiedzających nas osób twierdzi, że to ich ulubione pomieszczenie. Pełni ono również rolę pokoju gościnnego, gdy ktoś odwiedza nas na dłużej.
Największy pokój przekształciliśmy w „bibliotekę”, bo uwielbiamy książki, i moją pracownię, a okazjonalnie zamienia się w salę kinową – modułowe sofy odpowiednio przestawione mieszczą do 10 dziewczynek, wypróbowane! Drugi duży pokój został mianowany „stołowym” i to tu przyjmujemy gości oraz spędzamy wspólnie czas, grając w gry planszowe lub karty, wykonując robótki ręczne. Od dwóch lat stoi tu również pianino, więc można słuchać „koncertów”. Najczęściej jest to muzyka awangardowa (śmiech). Pozostałe dwa pokoje to nasze sypialnie. Układ funkcjonalny bardzo dobrze się sprawdzał, ale od jakiegoś czasu dziewczynki marzą o oddzielnych pokojach, więc pewnie trzeba będzie zadziałać w kierunku spełnienia tych marzeń.
Skąd czerpałaś inspiracje przy urządzaniu domu?
Zawodowo zajmuję się między innymi projektowaniem wnętrz, więc było mi „chyba łatwiej” (śmiech). Najbardziej w projektowaniu kieruję się tkanką budynku oraz osobowościami i zainteresowaniami właścicieli. W jakiś niewyjaśniony sposób te czynniki do mnie przemawiają i wpływają na wymyślaną przeze mnie koncepcję wnętrza. Lubię myśleć, że to szósty zmysł. U nas było wiadomo, że lubimy spokój i że ta przestrzeń powinna sprzyjać odpoczynkowi i samoregulacji. Tkanka budynku to Jugendstil (secesja – przyp. red.) w spokojnym wiedeńskim wydaniu, który nam bardzo odpowiadał – wszystko, co oryginalne udało nam się odrestaurować, i to było bazą. Biel i czerń podłogi w holu wyniknęła również z historycznego kontekstu, zdecydowałam się na nią, bo podobną podłogę zobaczyłam przy poszukiwaniach w Pałacu Stocleta zaprojektowanym przez wiedeńskiego architekta Josefa Hoffmanna.
Nie wyobrażam sobie jednak mieszkania w jednym stylu historycznym, takie wnętrze za bardzo by mnie przytłoczyło, postanowiłam zatem, że dodamy do tego bliskie nam elementy z różnych epok. Eklektyzm jest również historycznie wpisany w początek XX wieku, pasowało więc idealnie. Daje on również największą swobodę przy aranżacji. Reszta jest wynikiem naszych poszukiwań odpowiednich mebli. Bardzo lubię francuską fantazję oraz skandynawską prostotę i funkcjonalność. Szukaliśmy mebli używanych na aukcjach internetowych i sami odnawialiśmy ich drewniane części, a prace tapicerskie zlecaliśmy przemiłemu i cierpliwem tapicerowi, panu Robertowi Kapturowi. Tak pojawiło się francuskie łóżko i dwie małe sofki obite tą samą tkaniną filcową, co nowo zakupione sofy modułowe. Ważne było dla mnie, żeby tam, gdzie możemy, „nie dokładać” naszej planecie – jest to jedna z najważniejszych dla mnie wartości. Do tego doszło kilka nowoczesnych elementów, które poruszały moje serce i wzajemnie się uzupełniały. A kiedy pojawiły się dziewczynki, pojawiły się również kolory!
Ulubione miejsce w mieszkaniu?
To najtrudniejsze pytanie! Moim chyba jest sypialnia, ze względu na światło dzienne, kiedy muszę pomyśleć koncepcyjnie i kolorystycznie – to tam się zamykam. Ale jest to też miejsce, gdzie odpoczywam, ćwiczę jogę i czytam albo wygłupiam się z dziewczynkami, kojarzy mi się z przyjemnościami. Bardzo lubię również wewnętrzny balkon, jest takim miniogródkiem, który w pełni słońca zawsze daje mi poczucie wakacyjnej beztroski. W tym roku mamy nawet pszczoły murarki, które Maja dostała w prezencie od koleżanki. Mai ulubionym miejscem jest jej łóżko, bo to właśnie tam długimi godzinami czyta książki. Tola najbardziej lubi dywan liść – tam powstają jej najciekawsze konstrukcje, zabawy i historie myszek, lubi również swoje łóżko i szafkę ze słodyczami (śmiech).
Bez którego mebla nie wyobrażacie sobie waszego domu?
Stół jest najważniejszy, bo pozwala pobyć ze sobą rodzinnie (uwielbiam biesiadować!). Mamy ich aż trzy (śmiech). Na co dzień jadamy przy małym okrągłym stole, przyjaciół i gości przyjmujemy przy naszym dużym stole, tam też gramy, odrabiamy lekcje i omawiamy sprawy, oraz razem szyjemy, haftujemy i szydełkujemy. Trzeci stół pełni rolę biurka. Przy nauczaniu zdalnym okazały się nieocenione, każda z nas znalazła komfortowe miejsce do nauki i pracy, biurka pozostały miejscem eksperymentów plastycznych. Nie wyobrażam sobie również domu bez funkcjonalnie zorganizowanych miejsc do przechowywania, to bardzo ułatwia codzienne życie. U nas to są: szafy w sypialniach, regały na książki, szafki-lustra w przedpokoju i łazience oraz zasłonkowa szafa w przedpokoju, a w kuchni odpowiednia ilość szafek na wszystkie zapasy.
Do których przedmiotów macie szczególny sentyment? Może któryś z nich ma ciekawą historię?
Ja jestem bardzo sentymentalna. Trzeci stół, którego używam jako biurka, był naszym pierwszym. Ten stół dostała moja babcia w posagu i długo jej służył, a potem wylądował w stodole, po wielu latach użytkowania roboczego odnalazłam go i zapytałam, czy mogę wywieźć do Poznania. Babcia była bardzo zdziwiona, że tego chcę. Po samodzielnym odnowieniu dobrze nam służy. To przy nim zorganizowałam pierwsze urodziny Mai dla kilkunastu osób: przyjaciół oraz naszych wspaniałych sąsiadów – do tej pory nie wiem, jak się zmieściliśmy (śmiech).
Uwielbiam również fotel BUFA, który mam w sypialni (znajdziecie go wyżej, na zdjęciach z sypialni – przyp. red.). Zaprojektowała go Monika Elikowska-Opala jako pracę dyplomową, a ja wypatrzyłam go na festiwalu Arena Design, bo tam były prezentowane prace dyplomowe studentów ówczesnej ASP. Pokochałam go miłością od pierwszego wejrzenia, postanowiłam, że kiedyś go kupię, i kiedy urządzałam sypialnię, odszukałam Monikę, która wówczas tworzyła już projektowy duet MOWO Studio ze swoim mężem. Przywieźli mi ten fotel osobiście i powiedzieli, że jest ostatnim sprzedanym przez nich egzemplarzem (chyba trzynastym!). Uwielbiam ich wszystkie projekty i chętnie je wykorzystuję w pracy. Bardzo lubię też lampy Sophia Grupy Projektowej Babaakcja w sypialni, dają przepiękne światło po zmroku.
Co znajduje się w pokoju dziewczynek? Czy pomagały w jego projektowaniu i wyborze mebli/dodatków?
Dziewczynki mają dwa biurka połączone ze sobą, co daje im możliwość tworzenia kilku projektów czy pomysłów jednocześnie. Nad biurkami jest ściana, którą wypełniają pracami – swoimi lub tymi, które im się podobają. Obok stoi szafa wypełniona po brzegi książkami oraz materiałami plastycznymi. Każda z nich ma również po witrynce i szafie na swoje zabawki i ubrania. Mają wspólne piętrowe łóżko. Zależało mi, żeby każda z nich miała sprawiedliwie przydzieloną przestrzeń do przechowywania i taką, w której nie będzie trudno samodzielnie sprzątać. Zależało mi również, żeby miały miejsce do zabawy i tworzenia swoich prac manualnych, bardzo chętnie rysują, malują, szyją, tkają, tworzą zabawki z modeliny (jak np. miniaturowe ciasteczka lub stroje dla lalek). Przed rearanżacją pokoju (po czasie niemowlęcym) omówiłam z nimi tę przestrzeń i zapytałam o zdanie, wspólnie zdecydowałyśmy, jak będzie wyglądać i wybrałyśmy meble. Zrobiłam dla nich zielony miękki dywan w kształcie liścia, kwiatowe lampy towarzyszą nam od czasu niemowlęcego, a dodatki są w ich ulubionych kolorach. Mam wrażenie, że nawet przy mnogości zabawek i kolorów pokój nadal oddziałuje na nie kojąco, szczególnie wtedy, kiedy jest posprzątany (śmiech).
Pokoik Toli i Mai to też skarbnica waszego rękodzieła – co się składa na tę kolekcję?
Szczególnym sentymentem darzę wszystkie ręcznie robione zabawki, kupowane dla dziewczynek, ale także tworzone przeze mnie i przez nie. Są to zwierzęce maski na bale przebierańców, przytulanki takie jak Muminek czy lalki waldorfskie z ubrankowymi wyprawkami w specjalnych walizeczkach, które uszyłam na urodziny dziewczynek. Tworzeniu ich towarzyszy zawsze niezwykła radość i są to momenty szczególne, warte zapamiętania. Podobnie traktuję też prace dziewczynek, zawsze zachwycam się ich kreatywnością, nawet nie efektem, tylko procesem twórczym – bo kiedy nie stawiamy przed dziećmi określonych oczekiwań, one potrafią ten proces wykorzystać do własnej regulacji emocji. Być w tym procesie, to być blisko siebie, lubię kiedy dziewczynki są blisko siebie. Mam wiele teczek z ich pracami, czasem wspólnie je oglądamy i wspominamy. Bardzo lubimy wszystkie pamiątki z podróży, z każdej wracamy z drobiazgiem i ustawiamy na półce w bibliotece. Z różnych znalezionych kamyczków, muszelek i szkiełek robimy czasem „obrazy”.
Co lubisz w waszej dzielnicy, Jeżycach?
Lubię Jeżyce za przepiękną architekturę i klimat, za to, że w zasięgu kilkunastu minut spacerem mamy do dyspozycji kilka parków oraz ścisłe centrum. Dziewczynki mówią, że wszędzie mamy blisko, i rzeczywiście – wszystko, czego potrzebujemy, jest w zasięgu spaceru: biblioteka, kino, teatry, muzea, ogród botaniczny, kawiarnie i restauracje (Geranium Caffe, Wypas, Konkret i Ciuciu Paj) oraz małe potrzebne sklepiki, jak najlepsza pod słońcem księgarnia Skład Kulturalny, najpiękniejsza pod niebem kwiaciarnia Kwiaty i Miut, czy ulubiony sklep z roślinami Zarośla. Bardzo lubię też przyjazną atmosferę na ulicach, nawet wśród obcych ludzi czuję, że jestem tu u siebie.
Dokończ zdanie —> Nasz dom jest dla nas…
Oazą spokoju i wytchnienia, jest miejscem, gdzie każdy może czuć się wolno i swobodnie, zaspokajać swoją potrzebę przynależności, ale również autonomii, gdzie możemy być razem lub osobno, gdzie każdy może realizować swoje twórcze pasje. Nie jest to kwestia czterech ścian, ale naszego sposobu na życie – jednak te nasze „cztery ściany” bardzo to ułatwiają.
Jak wam się podoba w domowej bajce tych trzech wspaniałych dziewczyn? Po więcej inspiracji w temacie wnętrz zapraszamy was do naszego cyklu Rodzinny dom. A jeśli macie na oku wnętrze, które powinno się u nas pojawić, śmiało piszcie nam o tym w komentarzach!


















































