COODOtwórczynie

Tak sobie biegnę przez życie – mówi sprinterka Marika Popowicz, dwukrotna brązowa medalistka Mistrzostw Europy i mama 4-miesięcznego Ignacego.

Biegnie z uśmiechem od ucha do ucha. Marika to jedna z najpogodniejszych osób, jakie poznałam. W tym całym zgiełku i pośpiechu związanymi z zawodami i macierzyństwem odnajduje się lekko i bezbłędnie, i jeszcze twierdzi, że to zasługa Ignacego. W moim odczuciu z każdej jej wypowiedzi płynie harmonijne źródełko. A ona sama przekonuje mnie, że sporo u niej w życiu chaosu, i kwituje to zręcznie i w punkt: „Czy ktoś kiedyś widział poukładaną miłość?”. Oto kolejna bohaterka cyklu COODOtwórczynie, tworzonego ramię w ramię z marką Coodo. Poznajcie się.

Jakaś ty prędka! W 7,2 sekundy przebiegasz 60 metrów. Na co dzień też się tak spieszysz?

Ja się ciągle spieszę i sama sobie zadaję pytanie, dokąd (śmiech). Przed urodzeniem Ignasia byłam w ciągłym biegu: treningi, zawody, zgrupowania. Wpadałam do domu przepakować walizkę i fru, już mnie nie było. Myślałam, że teraz to się zmieni, ale okazało się, że nawet kawę piję w biegu, choć zupełnie nie wiem, dlaczego.

Ignacy nie pośpiesza?

To świetny chłopak. Potrzebuje uwagi jak każde dziecko, ale zupełnie nie czuję, żeby zabierał mi czas. Paradoksalnie, mam go więcej niż kiedyś, bo muszę być lepiej zorganizowana.

Jakie masz plany na dziś?

Muszę zrobić swój trening i wieczorem nagrywam krótki klip do pewnego bardzo ważnego dla mnie projektu, również sportowego. Także życie wciąż toczy się w sportowym rytmie.

Jak często zdarza ci się robić kilka rzeczy naraz? 

Od momentu pojawienia się synka na świecie moje ulubione słowo to multitasking! Nawet mam takie zdjęcie zrobione dzień po powrocie ze szpitala – w jednej ręce trzymam małego Ignasia, drugą odkurzam, a w uszach mam słuchawki i rozmawiam przez telefon. Jednak nie jestem z tego dumna, bo wiem, że nie da się ciągnąć kilku srok za ogon i zawsze coś będzie zrobione niedokładnie. Chociaż, chyba każda mama tak funkcjonuje, więc już się pogodziłam z tym, że tytuł „perfekcyjnej” nie trafi do moich
rąk. Mimo wszystko miło usłyszeć z ust męża zdanie „Kochanie, świetnie sobie radzisz”, a i uśmiechnięty od ucha do ucha Ignaś utwierdza mnie w przekonaniu, że nie jest tak źle (śmiech).

 

 

Jak ustawiasz pracę i inne zobowiązania względem domowych obowiązków, żeby na wszystko starczyło czasu i sił?

Macierzyństwo przewróciło do góry nogami mój system wartości. Najważniejsza jest teraz rodzina, a dopiero później praca. Na szczęście z pomocą przychodzi mąż. Do południa to on zajmuje się Ignasiem, a popołudniu role się odwracają. Nie mamy babć
na miejscu, dlatego musimy sobie radzić sami, jednak decydując się na dziecko, byliśmy tego świadomi. Moje życie już przed urodzeniem Ignasia było mocno zorganizowane, plany obozów sportowych, zawodów, wyjazdów znałam czasami rok wcześniej.
Wakacje? Tylko w październiku, czyli miesiącu, w którym lekkoatleci odpoczywają od treningu. Myślę, że dzięki temu jest mi teraz łatwiej. No i oboje z mężem jesteśmy bardzo zadaniowi. Mimo wszystko nauczyłam się też odpuszczać i, co dziwne, świat
nadal istnieje (śmiech).

A więc planowanie i superorganizacja to jest coś, czego nauczyło cię bieganie. To opowiedz właśnie o swojej pasji, kiedy to wszystko się zaczęło?

Moja przygoda z bieganiem rozpoczęła się w dość prozaiczny sposób. W szkole podstawowej pojechałam na zawody biegowe i wygrałam bieg na 400 metrów. Od tego momentu regularnie brałam udział w biegach dla dzieci oraz w rywalizacji międzyszkolnej. Gdy zdobyłam brązowy medal Mistrzostw Województwa w biegu na 100 metrów, biegnąc jako jedyna w całej stawce w normalnych butach, a nie w kolcach lekkoatletycznych, nauczyciel wychowania fizycznego nakierował moich rodziców, a oni przywieźli mnie na testy do bydgoskiego Zawiszy. Tak rozpoczęłam swoją przygodę z profesjonalnym treningiem. W wieku 13 lat wyprowadziłam się z domu rodzinnego do Bydgoszczy i od tego momentu tak sobie biegnę przez życie (śmiech).

A jak wygląda twój typowy dzień pracy?

Trening i zawody sportowe wypełniają większość mojego kalendarza. Sporo czasu spędzam na obozach przygotowawczych, gdzie trenuję zazwyczaj dwa razy dziennie, do tego dochodzą
czasami poranne rozruchy. Poza tym jestem żołnierzem zawodowym i służę w Wojskowym Zespole Sportowym w Bydgoszczy. To dla mnie ogromna nobilitacja i wyzwanie.

Co robisz, kiedy opadasz z sił? Co cię błyskawicznie i skutecznie odpręża?

Sport jest niezwykle wymierny. Tutaj, gdy opadasz z sił, przegrywasz. Przez te 16 lat nauczyłam się funkcjonowania mimo zmęczenia, a czasami nawet bólu. Sport ukształtował mój charakter i widzę, jak dużą rolę odgrywa teraz w codziennym życiu.

Co masz na myśli?

Po porodzie, w połogu bywały trudne dni, gdzie brakowało mi już sił, ale nie poddawałam się. Walczyłam po prostu tak jak na bieżni, a każdy uśmiech Ignasia dawał mi ukojenie. Jeśli czuję, że zaczynam jechać na „oparach”, działam błyskawicznie. Spacer na łonie natury, kawa czy chociażby krótka drzemka to mój sposób na podładowanie baterii. Poza tym „ładuję” się ludźmi (śmiech).

Najlepsze ładowarki. Czy znajdujesz w ciągu dnia czas tylko dla siebie? 

Zazwyczaj taki czas przychodzi wieczorem. Sięgam wtedy po książkę. Od dziecka kocham czytać.

A czy udaje ci się znaleźć czas tylko dla was, ciebie i męża?

Czekaliśmy z niecierpliwością na Ignasia, jakby z przeczuciem, że nas dopełni, i na razie dobrze nam w tym trio. Spędzamy tak wszystkie nasze chwile, tak jakbyśmy nie chcieli, żeby nam coś umknęło. To cudowne uczucie, kiedy możemy razem cieszyć z
pierwszego uśmiechu czy nowych umiejętności. Ignacego zabieramy ze sobą dosłownie wszędzie. Gdy miał dwa miesiące, pojechaliśmy na pierwsze wakacje. Siedzieliśmy wieczorem nad brzegiem jeziora, księżyc w pełni lśnił cudownym blaskiem, obok w
wózku spał Ignacy. Pomyśleliśmy wtedy, że to niesamowite uczucie, kiedy marzenia stają się rzeczywistością, kiedy możesz je dotknąć, przytulić czy wziąć na ręce. Wiem, że przyjdzie taki czas, że będziemy potrzebować przestrzeni tylko dla siebie. Na razie
zachłysnęliśmy się byciem we trójkę.

Co daje ci poczucie, że panujesz nad chaosem? Gdzie szukasz równowagi?

To zabrzmi pewnie banalnie, ale dziecko zmienia perspektywę. Sportowcy to indywidualiści, tacy trochę egocentrycy. Śmiałyśmy się zawsze z koleżankami, że będziemy takimi mamami z żartów:
Mamo, znowu zapomniałaś mnie odebrać ze szkoły:
– Halo, kto mówi?.
W ciąży byłam przerażona, że do końca życia mam być odpowiedzialna za tą małą osóbkę, która rośnie w moim brzuchu. I co się okazało? Że choć Ignacy jest na świecie od czterech miesięcy, to tak naprawdę on uczy mnie życia, że w nim znajduję tę równowagę. A chaos? Czy ktoś kiedyś widział poukładaną miłość? (śmiech)

I tym mnie rozbroiłaś. Dziękuję i powodzenia we wszystkim, Marika!

Ignacy nosi rampers HOODIE bezrękawnik, ogrodniczki w kolorze khakibiałe prążkowane body z krótkim rękawemmusztardowe z długim rękawem, grafitowe krótkie spodenkitakiż tank top.

*

Zdjęcia: Lidia Dzwolak 
Rozmawiała: Dominika Janik

*

Marika Popowicz – lekkoatletka, sprinterka, dwukrotna uczestniczka Igrzysk Olimpijskich Londyn 2012, Rio de Janeiro 2016, dwukrotna brązowa medalistka Mistrzostw Europy w sztafecie 4×100 metrów. Na swoim koncie ma ponad 50 medali Mistrzostw Polski i 5 rekordów Polski w różnych kategoriach wiekowych. Żołnierz zawodowy w Wojskowym Zespole Sportowym w Bydgoszczy. Razem z mężem fizjoterapeutą założyła Akademię Motoryki, w której dzielą się własnym doświadczeniem oraz wiedzą i wspierają sportowców w drodze po sukces.

Powiązane