Codzienność Kasi

asd

Ot, taki dzień, niby nic nadzwyczajnego. Ale dla mnie te „zwykłe” dni są wielką wartością – mówi mieszkająca w Jeleniej Górze Kasia Hryniewicka, mama Olka i Gutka, żona Remika.

Rozmowa z Kasią toczy się pięknie, mimochodem, niemal dzieje się sama. Słucham i wytrzeszczam oczy z podziwu, bo co chwila pada z jej ust konstrukcja słów tak ciepłych, że ogrzałyby klatkę schodową w jej bloku, w moim zresztą też. Jako że wspólnie z marką Coodo wrzesień przeznaczamy na rozmowy o codzienności, to wokół niej koncentruje się większość Kasinych odpowiedzi. Zapytana o dbanie o siebie, piętnasta z kolei Coodotwórczyni odpowiada tak: „Moja codzienność (..) nie pozwala mi na osiędbanie w 100%. Ale to moja codzienność, moja i mojej rodziny, i uwielbiam ją taką, jaką jest”. Proste, ktoś ma jakieś wątpliwości? Zapraszamy na konfrontację. Spokojnie, my tu w Ładnebebe nie promujemy przemocy, raczej zachwycamy się zdaniami, które wybijają z rytmu. Jasne, że proste, oczywiste i że przecież każdy to wie. Ale o takich właśnie oczywistych prawdach najłatwiej się w zgiełku zapomina. Pomaga dystans i lektura rozmowy z kimś bardzo sympatycznym. Proszę bardzo, czerpcie garściami.

*

Jak ci minął dzień?

Zawsze, gdy ktoś mnie pyta, jak tam mój dzień lub co u mnie, odpowiadam, że dobrze. Nawet jeśli w danym dniu coś poszło nie po mojej myśli, to w efekcie i tak jest dobrze (śmiech). Ten dzień też minął mi dobrze (śmiech).

Ja pytam serio. Mamy koniec tygodnia, jak taki przeciętny dzień u was zwykle wygląda?

Olek dał w miarę pospać – budził się tylko pięć razy. Gutek, jak się obudził, to wgramolił się nam do łóżka na poranne przytulaski, potem zadowolony poszedł do przedszkola, a Remik pojechał załatwiać swoje sprawy. Śniadanie udało mi się zjeść przed 10.00, więc jest sukces! I tak sobie niespiesznie płynął czas… Między karmieniami a bujaniem ogarnęłam na raty szybki obiad. Chciałam trochę popracować, ale mi się nie udało. Większość czasu spędziłam z Olkiem na tuleniu i pieszczotach. Miał być długi spacer, ale dałam sobie z nim spokój, bo maluch miał gorszy nastrój i wolałam zostać w domu i po prostu być z nim blisko. Miałam zamiar poodpisywać na zaległe wiadomości podczas drzemki Olka, ale jakoś nie mogłam się zebrać. Zamiast tego położyłam się przy nim, bez żadnych wyrzutów sumienia. Gdy starszak i mąż wrócili do domu, zebraliśmy się wszyscy i poszliśmy do parku. Potem było wspólne czytanie bajek, budowanie najwyższej na świecie wieży i kolacja jedzona na raty. W międzyczasie nie zabrakło też kilku wybuchów niezadowolenia u każdego z domowników, no cóż, życie. Ot, taki dzień, niby nic nadzwyczajnego. Ale dla mnie te „zwykłe” dni są wielką wartością.

 

Przybijam piątkę. Ale żeby te zwykłe dni grały i układały się jak trzeba, trzeba się umieć zorganizować. Jak wy to robicie?

Nie należę do osób, które muszą mieć wszystko zaplanowane i poukładane. W domowym życiu codziennym raczej płynę z nurtem. Szczęśliwie mój mąż nie chodzi do pracy na etacie.

Pracuje z domu?

Tak, realizuje swoje projekty, które dają mu możliwość spędzania w domu więcej czasu. Zatem w miarę możliwości stara się mi pomagać. Czasami coś ugotuje, pomoże w porządkach, pojedzie na większe zakupy, ogarnie dzieci, gdy widzi, że mam spadek formy – staramy się uzupełniać (śmiech). I choć to ja na co dzień jestem w domu i mimo wszystko większość obowiązków należy do mnie, Remik bardzo stara się być obecny. Mam w nim duże wsparcie. Oboje, w miarę swoich możliwości, robimy wszystko, aby żyło nam się lepiej.

Jak szybko po porodzie wróciłaś do malowania?

Do pracy wróciłam 2 tygodnie po porodzie. Nie planowałam tego, tak po prostu wyszło. Mam ten komfort, że pracuję w domu i w zasadzie mogę to robić w dowolnym momencie. Tak szybko wróciłam do malowania, bo po prostu mi tego szalenie brakowało. Uwielbiam swoją pracę, jest dla mnie czymś w rodzaju medytacji.

Kiedy, twoim zdaniem, jest na to odpowiedni moment? Jak wrócić do dawnego trybu, żeby nie obarczać się wyrzutami sumienia i być w zgodzie z sobą?

Widzisz, ja się bardzo cieszę, że udało mi się na tyle ogarnąć rzeczywistość, aby w tak krótkim czasie wrócić do swojego zajęcia. Ale absolutnie nie miałabym żadnych wyrzutów, gdyby było to zdecydowanie później. Wszystko ma swój czas, po prostu. Trzeba się wsłuchać w siebie i niczego sobie nie narzucać. Uważam, że odpowiedni moment na powrót, to ten, kiedy mamy poczucie, że jesteśmy na to gotowe.

Pewnie często zdarza ci się robić kilka rzeczy naraz, co?

Pewnie.

I dobrze ci z tym?

Tak naprawdę to chyba nie mam wyjścia. Powstały już tysiące obrazków o tym, jak to matki są robotami wielozadaniowymi, faktycznie coś w tym jest. Choć absolutnie nie postrzegam siebie w roli udręczonej maszyny wielofunkcyjnej, to w zasadzie ciągle robię wiele rzeczy jednocześnie. Nogą bujam kołyskę, wieszając pranie, ziemniaki obieram na raty, co chwilę biorąc Olka na ręce. Takich sytuacji jest mnóstwo. Ale ma to swoje zalety, bo uczy nas uważności i wyostrza koncentrację. A jak sobie z tym radzę? No cóż, raz lepiej, raz gorzej (śmiech).

Czy znajdujesz w ciągu dnia czas tylko dla ciebie i Remika?

Aktualnie w ciągu dnia trudno o czas tylko dla nas, mamy go dopiero, jak dzieci pójdą spać. Jednak też nie każdego wieczora udaje nam się skupić tylko na sobie, bo jednak wieczór to ten czas, kiedy oboje możemy nadrobić pracowe zaległości. Ale wówczas staramy się wspólnie obejrzeć jakiś serial podczas jedzenia kolacji. Taki półgodzinny reset. Póki co, nie mamy możliwości wyjść nigdzie tylko we dwoje, tęsknimy za tym, ale jeszcze chwilę trzeba poczekać.

Jak dbać o relację, kiedy tak dużo się dzieje? Jak nie stracić siebie nawzajem z oczu?

Przed narodzinami Olka, gdy Gutek zostawał pod opieką dziadków, lubiliśmy wyrwać się na jakiś fajny koncert czy górską włóczęgę. Po górach chodzimy oczywiście także rodzinnie, ale swego czasu udawało nam się wyskoczyć tylko we dwoje, jeśli nie w góry to np. do lasu na spacer. W chwili obecnej muszą nam wystarczyć mniejsze przyjemności, ot chociażby odpalenie świec, splecenie dłoni i spokojna rozmowa. Nasz związek zdecydowanie potrzebuje tych zwykłych/niezwykłych momentów. Czasami w natłoku spraw i obowiązków umyka nam nasza relacja, dlatego ważne jest, aby ją pielęgnować.

Co jest kluczem?

Wydaje mi się, że dobra komunikacja jest podstawą funkcjonowania związku, szczególnie, gdy na co dzień dużo się dzieje. Mówienie o swoich potrzebach, o tym, co dla nas ważne, co nas denerwuje, a co cieszy. Partner nie zawsze domyśla się, co nam siedzi w głowie. Zatem rozmowa to fundament, bez którego ani rusz. No i nie można zapominać o takich „drobnostkach” jak buziak na dobranoc czy przytulasek na dzień dobry (śmiech).

 

 

 

A czas tylko dla siebie? To też ważne, a może i najważniejsze!

Póki co, z czasem tylko dla siebie jest ciężko, bo Olek jest wciąż wyłącznie na piersi. Maksymalnie udaje mi się wyrwać dla siebie 1,5 godziny, jednak nie każdego dnia. Ale jak się uda, staram się pobiegać. Od niedawna zakumplowałam się z tą formą ruchu i dobrze nam razem. Moja głowa bardzo tego potrzebuje. Są to chwile, kiedy myśli płyną swobodnie, oczy cieszą się widokiem drzew, a ja po prostu się wyciszam. Natomiast gdy chwila dla siebie jest krótsza, to sięgam po książkę. Już 20 minut z lekturą potrafi mnie nieźle zrelaksować.

Widzę, że potrafisz o siebie zadbać.

Dla mnie kobieta zadbana to przede wszystkim taka, która ma zadbane wnętrze. Staram się więc w miarę możliwości dbać o tę strefę, chociażby idąc na chwilę samej na spacer. Żeby pomyśleć, podziękować, odetchnąć. W idealnym świecie byłby pewnie też czas na medytację, jogę i inne relaksujące rzeczy. Moja codzienność jednak nie pozwala mi na osiędbanie w 100%. Ale to moja codzienność, moja i mojej rodziny, i uwielbiam ją taką, jaką jest.

Ale powiedziałaś. W punkt!

Proste, co? A z takich bardziej przyziemnych rzeczy, formą zadbania o siebie jest też to, co kładę na swój talerz. W miarę możliwości staram się karmić swoje ciało zdrowo. Natomiast jeśli chodzi o tę mniej ważną, jak dla mnie, część dbania o siebie, czyli o wygląd zewnętrzny, to nie przykładam do tego aż tak wielkiej wagi. Ważniejsze jest dla mnie zadbane wnętrze, bo to w nim wszystko ma swój początek. Jednak nie znaczy to, że w ogóle nie jest dla mnie istotne fizyczne osiędbanie. Uważam, że każda kobieta powinna ukochać siebie. Ja to robię chociażby podczas codziennej pielęgnacji. Jestem wielką fanką kosmetyków naturalnych i z wielką przyjemnością nanoszę je na skórę. Lubię też, od czasu do czasu, założyć ładną sukienkę czy inaczej upiąć włosy. Robię to głównie dla siebie, nie z próżności, żeby otoczenie powiedziało „O! ale jesteś ładna!”. Umówmy się, większość czasu i tak spędzam w domu (śmiech). Myślę jednak, że to ważne, aby każda z nas patrząc w lustro, mogła powiedzieć do siebie „ jesteś piękna”. No i tak jakoś lepiej człowiek się czuje w ładnej sukience, niż w rozciągniętym dresie. Chociaż tak naprawdę należy pamiętać, że prawdziwe piękno bierze się z naszej siły. Odkąd wydałam na świat dwóch synów, czuję się naprawdę silną i piękną kobietą. Nawet gdy mam na sobie stary dres. Ach, no i jeszcze jedna ważna rzecz! Mówię sobie fajne słowa, pozytywne komunikaty – to naprawdę istotny element w dbaniu o siebie (śmiech).

No co na przykład sobie mówisz?

„Kasia, jesteś zajebista, ogarniasz całkiem dobrze” (śmiech). Powtarzam sobie, że jestem super, że daję radę, że jestem dzielna, że jestem dobrą mamą. I jak trzeba, to w głowie motywuję samą siebie: „Dawaj, uda ci się, nie poddawaj się!”. Niby banały, ale wypowiedziane do siebie samej czasami potrafią zdziałać cuda.

Bardzo mi się podoba twoja metoda, pożyczam. Coraz bardziej upewniam się w przekonaniu, że rozmawiam sobie z osobą, która totalnie czuje, że jest we właściwym miejscu i czasie. Mam rację?

Ujmę to tak: zawsze byłam zdania, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny, że wszystko ma swój czas. I tak jest ze mną. Jestem wdzięczna za to, jak wygląda moje życie.

 

Nawet tak duża rzecz jak przeprowadzka z Wrocławia do małej miejscowości w górach nie jest w stanie zatrząść twoim światem?

We Wrocławiu mieszkałam ponad 8 lat. Miałam zatem dużo czasu, żeby zasmakować wielkomiejskiego życia. Jednak mimo wszystko bardzo często ciągnęło mnie w rodzinne strony. Tęsknota za bliskimi, górami i spokojem w pewnym momencie przeważyła szalę. Już przed ślubem było dla nas oczywiste, że jak tylko się pobierzemy, to wrócimy do Jeleniej Góry, żeby tu założyć naszą rodzinę. Nie tęsknię za dużym miastem, jest mi dobrze tu, gdzie jestem.

Opowiedz o swoich chłopakach. Jacy oni są?

Wspaniali. Chyba każda matka mówi tak o swoich dzieciach, i dobrze! Ale tak właśnie jest. Gutek jest superchłopakiem, uwielbiam jego ciekawość świata, jego entuzjazm i czystą radość, którą potrafi okazać w najbardziej błahych sytuacjach. Umie też bardzo dobitnie okazywać swoje niezadowolenie lub złość. I to jest prawda objawiona: że nie tylko dorośli mają prawo odczuwać pełną gamę emocji. Dzieci też mają swoje temperamenty i dobrze, że potrafią to pokazać.

Na pewno zdrowo, dla nich samych (śmiech). A najmłodszy w rodzinie?

Olek jest pogodnym maluszkiem, który uwielbia czuć naszą bliskość. Ale i on miewa gorsze dni, wiadomo. Fascynuje mnie w nim to, z jaką ufnością i miłością na mnie patrzy. Szczerze i z radością – to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jaką matka może dostać od swojego dziecka. Między sobą chłopaki też się nieźle dogadują (śmiech).

Jest miłość?

Wielka! Gutek jest naprawdę świetnym starszym bratem – Olek jest w niego wpatrzony jak w obrazek. Serce mi rośnie, jak ich obserwuję podczas wspólnego spędzania czasu. Wiem, że ich więź będzie wyjątkowa, już jest. A to, z czym niełatwo mi się pogodzić, to fakt, że czas tak szybko ucieka. Chłopcy bardzo szybko się zmieniają, zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. Gucio dopiero był taki jak Olo, a teraz to już taki duży chłopak. Olek z kolei jeszcze chwilę temu był w brzuchu, no naprawdę, przecież to było chwilunię temu. Wydaje mi się, że podobne odczucia towarzyszą większości mam. Dlatego tak ważne jest dla mnie budowanie dobrej relacji z moimi synami, tak aby zawsze chcieli mieć ze mną jak najlepszy kontakt. No i staram się skupiać na danej chwili, cieszyć się każdym wspólnym momentem, choć wiadomo, czasami bywa ciężko.

I co wtedy robić?

Trzeba znaleźć równowagę w tym wszystkim. Tak żeby nie zatracić się w macierzyństwie, gubiąc siebie po drodze. Nie zawsze jest to łatwe, ale nie możemy zapominać, że jesteśmy również żonami, córkami, przyjaciółkami, kobietami – nie tylko matkami. Jeśli odnajdziemy balans pomiędzy tymi rolami, to nasze życie będzie naprawdę dobre.

Czujesz, że panujesz nad swoją codziennością?

Nie do końca jestem przekonana, że nad nią panuję (śmiech). Oczywiście, staram się jak mogę, ale są dni, kiedy po prostu wszystko mnie przytłacza i czuję się bezsilna. Wydaje mi się, że nie ma nic złego w takich kryzysach od czasu do czasu. Ja daję sobie prawo do gorszego dnia, nie karcę siebie za to. Akceptuję fakt, że nie wszystko musi być zrobione, nie musi być idealnie. Jednak, moim zdaniem, nie można dać się wciągnąć w tę spiralę słabszych momentów, bo człowiek się tylko od tego „rozmemła”. Trzeba się zaprzyjaźnić ze swoją codziennością i z jej rutyną. Mnie taka rutyna daje w pewien sposób poczucie bezpieczeństwa. Wiem, że każdego kolejnego dnia wstanę, ogarnę dzieci, potem siebie, przy dobrych wiatrach również mieszkanie – a jak nie, to świat się nie zawali. Wydaje mi się, że kluczem do pokochania swojej codzienności i pewnej rutyny jest zaakceptowanie faktu, że nie każdy dzień musi się składać z fajerwerków. Nie trzeba codziennie odbywać superwycieczek, zwiedzać okolicy czy jadać poza domem. Szczęście jest tu i teraz. W uśmiechu dzieci o poranku, w buziaku od męża, w stercie brudnych rzeczy do wyprania. Bo skoro starszak zajechał tyle par spodni, to znaczy, że świetnie spędza czas na dworze (śmiech).

Prawda!

Najważniejsze to doceniać te drobnostki, które tak naprawdę są wielkimi rzeczami. W końcu to one budują naszą codzienność.

Dzięki za rozmowę, Kasiu. Wszystkiego dobrego.

Gutek i Olo noszą ubrania z najnowszej, jesiennej kolekcji marki Coodo.

*

Katarzyna Hryniewicka – mama 3-letniego Gucia i 5-miesięcznego Olka. Absolwentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Plastyk-samouk. Kocha górskie wędrówki, spacery po lesie, muzykę – w ubiegłym roku wybrali się wspólnie z mężem i synkiem Guciem na Woodstock. Mól książkowy. Twórczyni butiku Make My Wonderland. Marzy o tym, by kupić kawałek ziemi gdzieś pod lasem i wybudować dom.

 

 

Powiązane