Sex matki

Sex matki

„Lubię seks jak koń owies” – powiedziała kiedyś Renata Beger. Śmiechom nie było końca. Nie wiem, co u Pani Renaty słychać, ale chętnie powtórzę po niej, ja też lubię sex jak koń owies, aczkolwiek tak często nie jadam. Nie tak często, jakbym chciała, ani tak często, jak w moich wyobrażeniach byłoby dobrą ilością (komentarze „jakość się liczy, a nie ilość” wsadźcie sobie… tam, właśnie tam). Co stoi na przeszkodzie? Mianowicie dzieci, znowu. I nie, nie mogę oddzielić mojej seksualności od macierzyństwa, traktować tematu osobo. Być najpierw kobietą, bo przecież jestem kobietą, dopiero potem matką. Nie mogę też zbić piątek z wszystkimi, którzy powtarzają, że istnieje tylko sex, po prostu sex, a nie sex matek. Otóż nie. Sex matek ma kilka znamion nie do podrobienia.

Zacznę od połogu, gdzie część z nas bała się penetracji po rozerwanym kroczu, cesarce czy z silnymi upławami. Ten strach, często niewypowiedziany, manifestował się unikaniem kontaktu fizycznego z tym predatorem zwanym ojcem dziecka. Co za zwierzę, dopiero co trzy kilo dołem puściłam, a on znowu się ładuje? Widzę, że stęskniony i napalony miętoli obolałe cycki, z których cieknie mleko, i mam ochotę to wytrzeć, a nie odlecieć wspólnie do krainy rozkoszy. Zresztą w połogu, w czasie karmienia i przez jakiś kolejny rok krainą rozkoszy jest każda drzemka, a nie stymulowany punkt G. Jestem niewyspana! Pliz, zwal sobie, OK? Albo położę się na boku i będę spała, a ty ogarnij sprawę, dobra? Może być? To nic osobistego, wyśpię się. Obiecuję, kochanie, jakieś dwa lata, góra trzy i znowu będę sexy. Zmęczenie mi nie buduje libido. Nie poznałam też człowieka, który powiedziałby: „jak jestem na maksa zmęczona/y – wiesz te stany, gdy zasypiasz, czytając kici kocię dziecku, to na maksa mi pomaga pogodne bzykanko”. Wiesz – z kogoś, kto podpiera się nosem, do kogoś, kto nosem szturcha okolice intymne, przechodzę w sekundę. Easy.

Kolejną zmienną jest czas. Gdzie te intymne spotkania wpisać w kalendarz? W czasie drzemki? Bajki? Może zamiast mycia zębów na szybko w kiblu. Przynajmniej w łazience zamykają się drzwi i nie będzie trzeba odpowiadać na pytanie „a co tata robił mamie?/co robiła mama tacie?”. Podstawą dobrego seksu w rodzinie są pomieszczenia zamykane na klucz i opłacony abonament którejś z platform streamingowych. Średnio odcinek trwa 22 minuty, pozawalamy każdemu dziecku wybrać odcinek, umówmy się – 44 minuty to jest mnóstwo czasu wyrwanego dla siebie, dla związku. 44 minuty to już można podstawy akrobatyki włączyć w przebieg spotkania. To dla mnie na razie jedyny sposób, by uprawiać sex wtedy, kiedy faktycznie ma się ochotę. Ale hola, hola – wyszarpaliśmy 44 minuty na seks, a czy można sobie powrzeszczeć? Tak z dna miednicy? Popiszczeć i głośno warczeć? Puścić orgazm też przez struny głosowe? Ja się krępuję… Więc plizzz, skończcie pierdolenie, że sex matek jest taki sam, jak seks niematek. Plizzz. Kłody też się pojawiają, jak dzieci odwiedzają inne dzieci, ze szkoły, z okolicy, jakoś nie mogę się przemóc, żeby baraszkować, prędzej zrobię popcorn lub naleśniki dla wszystkich. Przemóc też nie mogę się, żeby zrobić coś szalonego, jak śpią z nami w łóżku. Przenosimy się gdzieś indziej… Bąbelki śpią w naszym superwielkim łóżku, które miało być świątynią miłości, a my zadowalamy się innymi meblami w domu.

„Podstawą dobrego seksu w rodzinie są pomieszczenia zamykane na klucz i opłacony abonament którejś z platform streamingowych”

Przyjrzyjmy się temu, co nas spotyka i co określa seksualność matek w kulturze – no, moje ulubione określenie MILF-a, które w polskich serwisach pornograficznych jest najczęściej wpisywaną opcją w wyszukiwarkę, dzieląc podium razem z analem. Aczkolwiek MILF-y z filmów to takie kuguarzyce, z którymi jeszcze się nie identyfikuję – kto wie, może z wiekiem estetycznie też skręcę w tę stronę. Ale na razie nie widzę związku. Nie zauważyłam też młodzieńców pożerających mnie wzrokiem, którzy chcieliby, żebym im pokazała, co to życie i jak je smakować. Pożyjemy, zobaczymy. Może jeszcze będę MILF-em dla jakiegoś młodocianego trenera (cóż, kręcą mnie mięśnie, nic nie poradzę).

Drugie, co czytam w sieci i książkach, to obudzone matki boginie, poród odkrył w nich lwice, macierzyństwo nauczyło, co lubią w seksie, a czego nie. Tu wskazałabym raczej wiek i doświadczenie, po prostu. Ale dobra, chcą być boginiami, niech będą. Boginie i ich ciała świątynie, pozdrawiam. Nie macie cipek, tylko joni, przed którą pokłania się berło światła. Extra. Ale przyznajcie, że lingam brzmi trochę jak hasło z trygonometrii…

Czy przeżyjemy z mężem renesans życia erotycznego, jak dzieci wyjdą z domu? Nie mam pojęcia, przyszłość jest sexy, bo jest nieznana. Nie będę się przyszłością zajmować. Co mam tu i teraz? Fajnego starego, który mi się podoba, dwójkę zajebistych dzieci i jedno życie. Co robimy? Miewamy randki. W hotelach. Wielki przywilej, że nas stać na hotel i że są wśród nas ludzie, którzy wiedzą, że potrzebujemy pobyć czasami sami, i zostaną z dziećmi na 24 h. Polecam, w dużych miastach hotele są tańsze w weekendy, bo biznes-klienci są w domach, a w pandemii to już w ogóle można wyrwać dobę w superpromocji. Nie będę wam zaglądać do portfela, ale warto taki luksus wpisać do budżetu domowego (rubryczka „sex” będzie świetnie wyglądać w excelu!). Tylko nie dajcie się zabić ciśnieniu, jak zamiast ruchanka życia zaśniecie przy serialu, jedząc room service w szlafrokach, też będzie fajnie.

Co mi jeszcze pomaga? Mam rozbudzoną wyobraźnię, w której dzieją się dantejskie sceny, w kontrze do cichego i szybkiego seksu na co dzień. Uciekam czasami w świat fantazji. Ot, co. Pomaga mi też leżenie na golasa pod kołdrą, że niby nie na sex, tylko tak po prostu, żeby pobyć nago i lekkie tarło zaliczyć.

Dziś jednostronnie i monotematycznie, ale czuję, że moje czytelniczki to duże dziewczyny i wiedzą, że jak im się nie chce seksu, to też jest OK, że nawet go lubić nie muszą, i że piszę tu z przymrużeniem oka, a niekoniecznie wyznaczam ścieżkę, jak żyć.

Biję się z myślami, czy przeredagować ten tekst… bo komentarze mogą okazać się krzywdzące, bo jednak matka o seksie tak wprost, bez natchnionej filozofii, bez przyczyny. Ale nie dam się zamknąć pod pręgierzem tabu. Sex cieszy kobiety, nie jest niczym wstydliwym, a matka też człowiek, więc może sex jak koń owies uwielbiać. W moim dorobku internetowych konfliktów czy jakichś tyrad i przepychanek innych nie bolały nawet moje uszczypliwe komentarze względem małych dzieci, żarciki z aborcji czy kościoła katolickiego, ale treści podszyte sexem. Nawet na wesoło i lajtowo – to zawsze komuś przeszkadzało, ale jestem duża i kumam, że w oczy kole tam, gdzie ktoś ma problem. A opresja społeczeństwa względem seksualności kobiet musi się skończyć. Bawcie się razem czy solo (seks bez męża – też fajnie, a masturbacja – dobrem całej ludzkości). Wszyscy między nogami mamy niezły park rozrywki. Bilety za zero złotych.

Pozdrawiam, Julita

A w PS-ie dodam wam różne skojarzenia followersów z mojego instagrama (@julita666.pl) z wyrażeniem „sex matki”:

– szybkie bara bara, jak dzieciaki zajęte
– sex ograniczony brakiem komfortu, gdy dzieci nie śpią lub są obok
– kurewski strach przed kolejną ciążą
– rzadziej, a lepiej i bardziej świadomie
– na szybko w łazience
– jest lepszy! jak już się rany i blizny zagoją
– supersex
– cicho, ze zgaszonym światłem
– z brakiem sexu
– z kobietami, które mimo macierzyństwa wiedzą, że seks to jedna z lepszych rzeczy na świecie
– z zasypianiem zanim się zacznie „Stifler’s mom”

I wiele, wiele innych. Co chatka, to inaczej, ale temat jest ważny. Budujcie swoją intymność, dbajcie o siebie i róbcie to, na co macie ochotę i kiedy macie ochotę. Ahoj!

Zdjęcia: Wojtek Zieliński

Dodaj komentarz