Blisko mamy
Rozmowa z Alicją Kozak
Dzięki fotografii oswajam się z lękami i niepewnością. Uzbrojona w aparat, właśnie tak stawiam im czoła – to słowa fotografki Alicji Kozak, która rozbroiła mnie swoim sposobem patrzenia na dystans pomiędzy matką i córką oraz na niepewność wypisaną na twarzach kobiet tuż przed porodem.
Powiecie, że Alicja ma łatwo. Może się schować za aparatem i przysłuchiwać się sekretom kobiet z punktu, w którym czuje się swobodnie. Może być bezstronna i traktować swoje projekty reportażowo, a jednocześnie bezszelestnie wchodzić w bardzo intymne światy. Tyle, że jej zdjęcia mają podstawowy cel – oswajanie strachu i kruszenie dzielących ludzi barier. Patrząc i filtrując widziane obrazy przez swoje doświadczenie, emocje i poczucie piękna, Alicja dekonstruuje własne lęki, m.in.przed byciem w ciąży, dzięki czemu łatwiej jej się od nich wyzwolić. Posłuchajcie naszej rozmowy o budowaniu i naprawianiu relacji, o szczypaniu w policzki i malowaniu w furii, o potrzebie prawdy i poszukiwaniach, które nie mają końca.
*
O swoim projekcie, w którym fotografujesz dziewczyny w ciąży, mówisz, że powstał po to, by oswoić lęk przed byciem mamą.
Tak jest ze wszystkimi moimi osobistymi projektami fotograficznymi. W ten właśnie sposób przepracowuję lęki, luki w wiedzy lub ciekawość zjawisk, które mnie intrygują. Mam dwadzieścia osiem lat i już zaczynam myśleć o macierzyństwie, ale na ten moment paraliżuje mnie strach przed byciem w ciąży. Stąd idea tego projektu, który powstaje ze strachu i jednocześnie z chęci pokonania go. Fotografię traktuję jako narzędzie poznawcze, dzięki niej otrzymuję możliwość spotkania z człowiekiem i oswojenia lęków, skrócenia dystansu albo złagodzenia pewnych zgrzytów. Także wtedy, kiedy chcę poznać konkretnego człowieka, moją wymówką często staje się sportretowanie go. A czasem chcę po prostu w swojej galerii mieć twarz, która podoba mi się ze względów estetycznych.
na zdjęciach: Alex
Jak było z pierwszą bohaterką i profesjonalną modelką, Alex Mru Kijanią?
O jej sfotografowaniu marzyłam od czasów liceum. Liczyłam na to, że nadejdzie w końcu taki dzień, w którym ona stanie przed moim obiektywem jako modelka i bohaterka sesji modowej. Stało się tak, że zrobiłam jej zdjęcia zupełnie prywatnie, sportretowałam ją nie jako modelkę, ale jako kobietę i przyszłą mamę. W moim mniemaniu bardziej „ludzko”. To dla mnie wielkie szczęście, że pozwoliła się sfotografować w tak prywatnej sytuacji.
Jak przebiegało wasze spotkanie? Wyczułaś napięcie albo inne trudne emocje, związane z końcówką ciąży?
Uderzyło mnie to, że ona tak bardzo nie może się doczekać porodu. Mam nadzieję, że udało mi się złapać tę emocję na jej twarzy. Tę bardzo fotogeniczną mieszaninę znużenia, zmęczenia i niepewności oraz stanu, w którym zupełnie nie wiesz, co cię czeka. Może też strachu, mojego własnego. W tym zdjęciu widzę dużo swoich emocji. Zanim się do niej udałam, nie wiedziałam, że to będzie początek cyklu, który stanie się naturalnym przedłużeniem mojego wcześniejszego projektu z mamą.
Do mamy wrócimy za chwilę. Powiedz proszę, według jakiego klucza dobierasz bohaterki?
Dotąd sfotografowałam 5 dziewczyn. Bardzo zależy mi na tym, by pokazać całe spektrum kobiecości i rozmaite rodzaje piękna – od rożnych kształtów twarzy, przez kolory skóry i rozmiary, po różne profesje i pasje. Chcę też pokazać, jak wraz z ciążą zmienia się kobiece ciało. Moim kluczem jest więc różnorodność. Póki co udało mi się dotrzeć do kobiet z – nazwijmy to – mojej bańki. Ale chciałabym sfotografować kobiety w ciąży z różnych warstw społecznych, o różnych usposobieniach, z dysfunkcjami, z różnym backgroundem. Nie wykluczam nikogo. Sfotografuję każdą kobietę, która zechce pojawić się w tym projekcie. Zapraszam! Jestem otwarta na rejestrowanie – różnych od mojego – światów.
na zdjęciach: Gosia
Opowiedz o dziewczynach, które dotąd sfotografowałaś.
Alex jest profesjonalną modelką, ma wykształcenie artystyczne. Studiowała rękodzieło. Ma imponująco otwarty umysł i dużą świadomość ciała. Kiedy robiłam jej zdjęcia, zupełnie się nie krępowała. Na razie jest zajęta macierzyństwem i oddaje się temu w stu procentach. Jest kochającą i wyluzowaną mamą prawie półtorarocznego Lewka.
Gosia jest bardzo zdolną projektantką wnętrz. Kiedyś nawet blisko współpracowałyśmy, więc kiedy tylko się dowiedziałam, że jest w ciąży, napisałam do niej. Gosia jest wielką estetką, więc wszystkie piękne przedmioty w jej wnętrzu zrobiły mi cudowne tło. Zarówno Alex, jak i Gosia, ale też moja trzecia bohaterka Olga, urodziły kilka dni po zdjęciach. Złapałam je w ostatnim momencie (śmiech).
Opowiedz o Oldze. Widzę, że ona już jest mamą, kocią mamą.
Tak, Olga ma dwa piękne, puszyste koty, Vinceta i Fridę. Jest dojrzałą, 35-letnią, samotną i bardzo dzielną mamą. Nie znałyśmy się przed sesją. Pojechałam do niej do Krakowa, a ona uparła się, że mnie odbierze z dworca. Trochę się obawiałam, że kobieta w 9 miesiącu ciąży będzie specjalnie dla mnie wsiadać za kółko, ale ostatecznie mnie przekonała, twierdząc, że prowadzi auto codziennie i nic jej nie jest. Czekam, a ona podjeżdża sportowym Hyundaiem z niskim podwoziem, z miną kierowcy rajdowego. Jechała spokojnie, w pełni skoncentrowana, więc te wszystkie bujdy o kobietach w ciąży, które przejeżdżają na czerwonym świetle, można między bajki włożyć, przynajmniej w jej przypadku! I wiesz co? Widziałyśmy się 15 maja, a urodziła dokładnie 7 dni później.
na zdjęciach: Olga
Patrząc na jej zdjęcia, widzę spokój, ale gorzki, okupiony pogodzeniem się z rzeczywistością. Intryguje mnie ta dziewczyna, powiedz o niej coś więcej.
Olga jest bardzo barwną osobą. Maluje, ale tylko wtedy, kiedy czuje pewnego rodzaju furię, i musi znaleźć dla niej ujście. Sfotografowałam ją na tle jednego z jej ekspresyjnych obrazów. Olga cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową, prowadzi na ten temat kanał na Facebooku i opowiadała, z czym wiąże się ta choroba. Jej ciało jest gęsto pokryte tatuażami – część z nich zrobiła sobie sama, są świetne! Wspominała, że jak tylko dojdzie do siebie po porodzie, chce pracować jako tatuatorka. Ma delikatną, gładką, niemal niemowlęcą skórę.
Kolejną dziewczyną jest Patrycja, która na zdjęciach jeszcze nosi pod sercem małego chłopca. Pracowniczka korporacji, obecnie przebywa na urlopie macierzyńskim, i do tego szczęśliwa mężatka. Znamy się od podstawówki, a podczas zdjęć dużo się śmiałyśmy. Wiele się od niej dowiedziałam o samej ciąży i porodzie. U niej stan czekania i znużenia był chyba najbardziej dostrzegalny. Sfotografowałam ją 3 tygodnie przed terminem. Zachwycił mnie widok jej spuchniętych stóp, na które ona bardzo narzekała. Ujął mnie też ten niedoskonały pedicure, którego nie była w stanie sobie poprawić ze względu na brzuch.
Piątą i – póki co – ostatnią bohaterką jest Kasia. Czarodziejka, która inspiruje się szamanizmem. Jest profesjonalną fryzjerką, ale chwilę przed zajściem w ciążę zajęła się tworzeniem portretów energetycznych, które są perfekcyjnie symetrycznymi grafikami. W ciąży przytyła 20 kg i opowiadała mi o tym, jak trudno jej przyzwyczaić się do swojego nowego ciała oraz jak bardzo frustruje ją przyzwolenie na komentowanie szczupłych kobiecych ciał, a już zwłaszcza szczupłych ciężarnych. Komentujący zwykle twierdzą, że nie mają one prawa narzekać na żadne ciążowe dolegliwości. Od niej dowiedziałam się też, co to znaczy poród lotosowy i jak przebiega poród domowy. Ona będzie rodzić w domu naturalnie, w otoczeniu bliskich i pod opieką położnej. Uważam, że jest w tym bardzo odważna i świadoma.
W jakim stanie je zastawałaś? Zawsze spokojne i opanowane? A może któraś na ciebie niechcący nakrzyczała?
Wszystkie były bardzo miłe i uprzejme, ale z wielką chęcią przyjęłabym takie emocje jak złość, płacz, wszystkie te mniej sympatyczne objawy burzy hormonów.
na zdjęciach: Patrycja
Czy wszystkie dziewczyny były otwarte na nagość?
W większości tak, dlatego że je na to przygotowałam. Od początku komunikowałam, że zdjęcia będą dość intymne. Że – poza portretowaniem ich twarzy – interesuje mnie także samo ciało i jego zmiany, jak rozstępy i opuchlizna.
Ile bohaterek pojawi się w ramach tego cyklu? Jak to sobie zaplanowałaś?
Nie mam konkretnego planu, zdaję się na instynkt. Jeśli poczuję, że to jest ten moment, w którym wiem już wszystko, czego się chciałam dowiedzieć, to go zakończę. Chciałabym jednak podkreślić, że moim celem nie jest opowiadanie historii bohaterek za pomocą zdjęć. One są nieodłączną i kluczową częścią projektu, jednak w dużej mierze robię go dla siebie. Spotykając się z nimi, słuchając ich opowieści, odkrywam nieznany mi teren. Może jest to egoistyczne podejście do sprawy, ale tym się kieruję, tak się oswajam z lękami i niepewnością. Uzbrojona w aparat, właśnie tak stawiam im czoła.
na zdjęciach: Kasia
Wróćmy do cyklu z mamą, zatytułowanego „38”. Samo dokumentowanie trwało 4 lata.
To prawda. Na trzecim roku studiów dostaliśmy kilka tematów do wyboru na zaliczenie jednej z pracowni u profesora Grzegorza Przyborka. Przeglądając listę, zatrzymałam się na słowie niewidzialne. Zastanowiłam się wtedy, co jest w moim życiu niewidzialne, czy mam coś na ten temat do powiedzenia. Po krótkiej chwili już wiedziałam: niewidzialny jest dystans pomiędzy mną a moją mamą.
Co zbudowało ten dystans?
Myślę, że przede wszystkim duża różnica wieku między nami – moja mama urodziła mnie, mając 38 lat. Stąd też tytuł projektu. To jest różnica prawie dwóch pokoleń. W tamtych czasach to był wyczyn i wielka rzadkość. Mam też 15 lat starszego brata – to też spora przepaść wiekowa. Pamiętam, że jako dziecko trochę się krępowałam, że moja mama jest starsza od mam moich rówieśników. Zazdrościłam im młodych rodziców, moi starsi nie wyjeżdżali np. na narty. Kiedy mama szykowała mnie na zakończenie roku w przedszkolu i wiązała mi wstążki na kucykach, powiedziała: Alu, jak ty pięknie wyglądasz, będziesz wyglądać najładniej ze wszystkich dzieci na akademii. Odpowiedziałam na to: Nie, najładniejsza będzie Ola. – Dlaczego Ola? – Bo Ola ma taką piękną, młodą mamusię. Wiem, to okrutne! To musiało być dla niej trudne, ale ta myśl była szczera i bardzo głęboko we mnie siedziała. Mama mi wielokrotnie opowiadała, że kiedy chodziła ze mną w wózku, ludzie zatrzymywali ją i mówili: Jaką ma pani piękną wnuczkę.
Musiało być jej trudno.
Myślę, że w środku to przeżywała, ale nic po sobie nie pokazywała. Zawsze miała duży dystans do siebie. To jest bardzo ciepła kobieta, typowa Matka Polka, która troszczy się o wszystkich dookoła, tylko nie o siebie.
Jak wszystkie mamy.
Ona reprezentuje level hard. Okazuje swoją miłość wypraną pościelą i jedzeniem stawianym pod nos. Klasyczna akcja: przyjeżdżam do domu rodzinnego z małym plecaczkiem, a wracam z walizką po brzegi wypchaną jedzeniem. Wiem, że zrobiłaby dla mnie wszystko, zresztą ogromnym poświęceniem dla niej był nasz projekt.
Opowiedz, jak to się wszystko zaczęło.
Zaczęłam od rejestrowania niewidzialnego dystansu, kiedy mama jest daleko, schowana za drzewem lub zasłoną. Aż pewnego dnia zauważyłam ciekawą zależność – im częściej do niej przyjeżdżam z aparatem, tym bardziej ten dystans się skraca. Mój szkolny projekt skończył się zaliczeniem pracowni, ale ja nie chciałam przestać jej fotografować. Trwał kolejne cztery lata i finalnie stał się moją końcową pracą dyplomową. Powstała też książka, złożona z trzech rozdziałów i prawie sześćdziesięciu fotografii.
Co mieściły w sobie poszczególne rozdziały?
Pierwszy to opowieść o dystansie pomiędzy matką i córką, ale także o pogodzie ducha mojej mamy, jej opiekuńczości. Drugi dotyka tematu tabu, czyli stanu jej zdrowia. Nigdy nie chciała mi powiedzieć, co jej jest, nigdy wprost nie powiedziała, z czym się wiąże zawał czy rak, przez które przeszła. Kiedy zachorowała, byłam co prawda młoda, ale uważam, że nierozmawianie z dzieckiem o tak poważnych sprawach i unikanie trudnych tematów nie jest dobrym rozwiązaniem. Dzieci mogą nie wiedzieć, nie rozumieć, ale przecież czują, że coś się dzieje. Nie można ich zostawiać bez odpowiedzi, zdanych na łaskę Wikipedii. Nie chcę krytykować mojej mamy, bo wiem, że ona mnie na swój sposób chroniła, dlatego w drugim rozdziale moją uwagę kieruję na ten temat. Dzięki temu projektowi zbliżyłyśmy się do siebie tak bardzo, że pozwoliła mi sfotografować siebie w szpitalu po interwencji karetki i podczas zastrzyku.
Bardzo lubię to zdjęcie, na którym twoja mama je loda.
Ja też je bardzo lubię! Pewnego dnia będąc w Kozienicach, moim rodzinnym mieście, poszłyśmy na spacer i zamówiłyśmy sobie lody. A ja patrząc na nią, uświadomiłam sobie, że wygląda dokładnie jak ten lód. I koniecznie muszę to sfotografować. Jest to małe miasteczko, nic nie umknie uwadze przechodniów, więc taksówkarze się z nas podśmiewali, że to dziwny pomysł fotografować mamę z lodem. Jakaś pani przechodząc, skomentowała pod nosem: Taka stara, a głupia.
I co twoja mama na to? Przerwała zdjęcia?
Przeciwnie, cały czas się śmiała. W książce jest nie tylko mama-lód, ale też mama-kosmonautka i mama-calineczka. Pozwoliła mi też zrobić zdjęcia u fryzjera w czepku i z farbą na głowie i, co było dla niej najtrudniejsze, sfotografować jej spracowane dłonie, jej ogromny kompleks. Fotografowanie mamy miało dobry wpływ na postrzeganie mnie samej. Poznałam mamę na nowo, odkrywając, jaki ta kobieta ma do siebie dystans. Trochę mnie tym zaraziła. Natomiast w trzecim rozdziale zbliżam się do niej najbardziej i to dosłownie. Wspominałam, że moja mama jest ciepłą i troskliwą osobą, ale jej dotyk wcale nie był mi dobrze znany. Nie przytulałyśmy się zbyt wiele. Fotografując jej ciało z bliska, poznawałam je, i z czasem przestało ono być dla mnie takie obce. Z czasem to ja stałam się osobą, która przytula pierwsza, szczypie policzki, łapie za nos czy targa jej włosy. Bariera cielesna trochę pękła, przynajmniej dla mnie.
Jaki piękny sposób, żeby dotrzeć do mamy. Powiedz, co będzie następne w kolejności? Czy chciałabyś zachować ciągłość między projektami, czy nosi cię, by zrobić coś zupełnie innego, odżegnującego się od pierwotnej idei?
Nie jestem w stanie powiedzieć, jak dalej potoczy się moje życie, a od tego zależy moja fotografia. Mam w kajeciku kilka pomysłów na projekty – niektóre są nawet zaczęte, ale na razie leżą w szufladzie i czekają na swoją kolej. Cały czas realizuję też inne fotograficzne projekty artystyczne i społeczne oraz edytoriale modowe. A jeśli chodzi o projekt z kobietami w ciąży, widzę go jako kontrę do obrazków z Pinteresta, gdzie ciężarne toną w mleku, kwiatach i romantycznych halkach. Dla mnie kobiety w ciąży są superbohaterkami, boginkami, które nie potrzebują tej całej sztucznej otoczki. Chcę zwrócić się w stronę naturalności z jej rozmaitymi przejawami. I chcę uspokoić siebie w myśleniu o przyszłym macierzyństwie, bo na ten moment myśl o tym, że w moim ciele ma wykiełkować małe stworzenie, mnie przeraża. Chcę sobie to poukładać i przestać się bać.
Trzymam za to kciuki. I dziękuję za rozmowę.
Ja także dziękuję!
*
Alicja Kozak – fotografka, absolwentka Szkoły Filmowej w Łodzi, na kierunku Fotografia. Jej prace pokazywane były na wystawach w Muzeum Książki Artystycznej w Łodzi i w Galerii HfBK w Dreźnie. Laureatka 6-tej edycji konkursu Leica Street Photo. Fotografuje na planach filmów i teledysków (m.in. PRO8L3M-u) oraz backstage’ach pokazów mody (Maciej Zień, Tomasz Armada). Współpracuje z markami modowymi przy tworzeniu kampanii zdjęciowych i filmowych. W swoich autorskich projektach skupia się na portretach i działa w obrębie fotografii dokumentalnej, najczęściej fotografując na filmie. Wykorzystuje fotografię jako medium do przełamania dystansu pomiędzy nią a modelem, a aparat towarzyszy jej w procesie poznawczym i rejestracyjnym.