emocje trójgłos

Ciocia to instytucja

O superwięzi z nieswoimi dziećmi

Ciocia to instytucja
archiwa prywatne

Jest taka miłość do dzieci, których się nie urodziło – wcześniej nie wiedziałaś, że można tak kochać i lubić małego człowieka. Wygląda na to, że jesteś ciotką!

Kiedy moja jedyna siostra urodziła pierwsze dziecko, płakałam ze szczęścia i wzruszenia. Później były wszelkie inicjacje, jak dziewicze usypianie malucha, zmiany pieluchy, pierwsza wspólna wyprawa nad morze i nocowanka bez rodziców. Bycie ciocią to jest coś. To przywileje i plasowanie się gdzieś pomiędzy dorosłym a dzieckiem – czuję, że tak widzą mnie moi siostrzeńcy. Zapytałam trzy fajne dziewczyny – Kasię, Agę i Harel, które tak jak ja nie mają dzieci – o to, jak one widzą bycie ciotkami. Ich więzi dotyczą nie tylko dzieci rodzeństwa – swojego czy partnerów – lecz także potomstwa ich przyjaciół. To w końcu też rodzina!

Czyją jesteś ciocią?

Jestem ciocią potrójną: 11-letniej Antoniny i półrocznego Staszka – to dzieciaki mojej siostry. W załodze mam jeszcze syna brata, 12-letniego Janka.

Macie tylko swoje sprawki albo rytuały?

Całe mnóstwo! Kiedy Antonina przyjeżdża do mnie na wakacje, mówi: „Guśka, ale nie wymyślaj jakichś atrakcji. Będziemy u ciebie jeść frytki i oglądać Netflixa”. Od początku naszej relacji, kiedy tylko jestem u mojej siostry – przepadam, bo Antonina chce mieć mnie całą dla siebie. Rozmawiamy, oglądamy „Stranger Things”, robimy domowe spa. Od kiedy na świecie jest jej brat Stasiu, musi się mną dzielić. Nie jest to łatwe, ale jest dzielna!

Rok temu zabrałam Tosię z Jankiem i moją mamą do Świnoujścia i to był fajny czas, aby pobyć z nimi razem. Zabraliśmy rowery i zwiedzaliśmy nadmorskie zakamarki. Chciałabym, aby takie wyjazdy również stały się naszym rytuałem. Dzięki nim dzieci poznają nową perspektywę spędzania czasu – uczą się, że wakacje to nie tylko hotel i basen.

Czy bliskość całej trójki oswoiła w tobie jakieś „dzieciowe” tematy? 

Totalnie! Myślę, że bycie ich ciocią wiele mnie nauczyło. Tym bardziej, że byłam z Antoniną przez pierwsze dwa tygodnie po jej urodzeniu, bo miałam wtedy ferie na studiach – idealnie się wstrzeliła! Byłam ciocią na cały etat i to był magiczny czas! Nauczyłam się troszczyć o najważniejsze osoby w życiu. Kiedy moja siostra karmiła, byłam jej fotelem – opierała się o mnie i rozmawiałyśmy. Pamiętam, jak Anula nie mogła karmić, bolały ją piersi i wszyscy wywierali na nią presję, że musi – płakała z niemocy i zmęczenia. Zrozumiałam wtedy, jak nasze ciała są różne i że trzeba nauczyć się ich słuchać. Podzieliłyśmy się też obowiązkami – ja nie spałam w nocy, oglądałam seriale i czekałam na karmienie Tosi. Rano wyspana mama przejmowała obowiązki, a mnie budziły na obiad. Każdy w inny sposób zarywał nocki na studiach. (śmiech)

„Byłam ciocią na cały etat i to był magiczny czas! Nauczyłam się troszczyć o najważniejsze osoby w życiu”.

Co najbardziej cię fascynuje w byciu ciocią? A co wzrusza?

Wzrusza mnie, kiedy Antonina mi się zwierza. Mamy czas dla siebie i czuję, jak to jest dla nas ważne. Dojrzewa i nie jest to łatwe, ale dwa miesiące temu przyszłam do niej i opowiedziałam historię o niewidzialnym kuferku, który może otworzyć w każdym momencie i wyciągnąć z niego narzędzia do wyładowania i ukojenia emocji. Zadziałało! Ostatnio zadzwoniła do mnie i powiedziała: „Dziś skorzystałam z kuferka. Zamknęłam się w pokoju, wypłakałam. Potem przytuliłam się i powiedziałam, że wszystko będzie dobrze. Jest lepiej, dziękuję”. I myślę, że to mnie jednocześnie wzrusza i fascynuje. Patrzę, jak dzieci mojego rodzeństwa się zmieniają, jak dojrzewa ich świadomość.

A czy relacja z dziećmi rodzeństwa zmieniła jakoś twoje relacje z siostrą i bratem?

Z siostrą zawsze byłyśmy blisko, ale myślę, że dodatkowo wzmocniłyśmy naszą więź 27 grudnia, kiedy towarzyszyłam jej podczas porodu. To był najpiękniejszy dzień w życiu – zobaczyłam, ile ma siły, jaka jest niesamowita, a ja mogłam ją przy tym wspierać. Nie chciała mnie wpuścić na porodówkę, bo bała się, że doświadczę traumy i nigdy nie będę chciała zostać mamą. Chciała mnie chronić i zachowała się jak starsza siostra, jednak później odpuściła. Pozwoliła się poprowadzić, słuchała moich sugestii. Wspólnie oddychałyśmy. Najpiękniejsze jest w tym to, że zaufała mi – zauważyła we mnie dorosłą kobietę. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna, czuję się silniejsza, zauważona i doceniona – wzrosłam.

To transgraniczne, przepiękne! Powiedz jeszcze, czy więź z dziećmi wpływa na twoją perspektywą (nie)bycia mamą?

Po rodzeństwie widzę, ile dzieci zmieniają, jak całe życie jest podporządkowane pod zadania, misje, sprawunki. Jak mocno żyjesz dla kogoś, zapominając o sobie. To trudne, bardzo trudne! Z pewnością boję się bardziej i to wcale nie przez poród, przy którym byłam. Obawiam się raczej, że nie podołam z natłokiem obowiązków i że oddalę się od siebie.

Niebycie mamą to na ten moment moja świadoma decyzja. W marcu zakończyłam 11-letni związek i co prawda nie chcieliśmy mieć dzieci, ale zaczynały się pojawiać rozmowy, że może jednak… Mam wrażenie, że w tej relacji nie było miejsca na kolejne dziecko, bo sami nimi byliśmy. Bycie ciocią mi wystarczało. Teraz przede mną nowy etap, nowe doświadczenia i jestem otwarta na to, co przyniesie kosmos. You never know!

Czyją jesteś ciocią?

Taką ciocią w genealogicznym znaczeniu nie jestem, bywam jednak ciocią maluchów bliskich mi osób. To dzieci w różnym wieku, od całkiem maleńkich po nastoletnie.

Czy bliskość dzieciaków twoich bliskich oswoiła w tobie jakieś „dzieciowe” tematy? 

Przede wszystkim przestałam się bać, że zrobię dziecku krzywdę. Wiem, jak to brzmi, ale jak bierzesz takiego maluszka na ręce, a nie jesteś matką, więc nie jest to dla ciebie rutyna, zawsze chyba trochę się boisz. No i jeszcze uczę się stawiania dziecku granic – dla jego własnego bezpieczeństwa. Kiedyś miałam tak: nie odmówię kolejnej bajki czy kolejnego kwadransa zabawy przed snem, bo będzie dramat. Teraz jestem asertywna… tak w 70% sytuacji. To duży sukces. Dzięki takim małym rzeczom, których się z czasem nauczyłam, wiem, że mogę być bardziej pomocna np. dla koleżanek, które niedawno urodziły i potrzebują nawet takiej drobnej pomocy, żeby ponosić dziecko, żeby mogły umyć włosy czy coś zjeść, używając obydwu rąk. Czasem jestem określana mianem „zastępczego męża”. To zabawne, ale też bardzo miłe.

„Nie ukrywam, że bycie ciocią to świetny pretekst, by spędzać dużo czasu w sklepach z zabawkami”.

Co najbardziej cię fascynuje w byciu ciocią? A co wzrusza?

Fascynuje mnie dziecięca spontaniczność i fantazja, jeszcze nieograniczone zasadami, które potem na nas życie nakłada. Przypominam sobie własne dzieciństwo i to, że wystarczy wyobraźnia, by znaleźć się w pięknym pałacu albo w… sklepie spożywczym. O tak, zabawy w sklep wciąż na topie. No i nie ukrywam, że bycie ciocią to świetny pretekst, by spędzać dużo czasu w sklepach z zabawkami.

Dobre! Macie tylko swoje sprawki albo rytuały?

Praktycznie z każdym dzieckiem mamy swój rytuał układania klocków Lego. Sprawa jest prosta: ciocia układa, dziecko się nudzi. A poważnie: uwielbiam i przyrzekam, że jest to uczciwa współpraca. Ponieważ umiem szyć i robić na drutach, jak jest potrzeba zrobienia ubranka dla jakiejś myszki czy innej istoty, chętnie ją realizuję.

Czy więź z bliskimi dziećmi wpływa na twoją perspektywą (nie)bycia mamą?

Nie, bo ja nigdy nie chciałam mieć dzieci. To świadoma decyzja, nie mam problemu z mówieniem o niej, choć zdarza się problem z jej odbiorem. Sporo jest pytań „dlaczego?”, „ale jak to?” albo tekstów „zobaczysz, zmieni ci się”. Ja wiedziałam od początku, że mi się to nie zmieni – po prostu nigdy nie miałam potrzeby rodzenia i wychowywania dzieci. Im jestem starsza, tym lepiej widzę, jak mocno siedzimy w stereotypach, choćby takich, że kobieta musi mieć dziecko, bo inaczej jest bezwartościowa. Poważnie? Na szczęście to się zmienia, choć jak dla mnie może się nie zmieniać, bo swojej wartości nie szukam na zewnątrz.

Czyją jesteś ciocią?

Jestem ciocią: Ani (26 lat) i Igora (15 lat) – dzieci mojej siostry Agi, Majki (lat 20), Aleksandry (lat 18) i Igi (lat 9) – córek siostry Izabeli, oraz Tyśki (lat 11) i Zacharego (lat 4) od Eweliny – siostry mojego męża Patryka.

Niezła załoga! Co najbardziej cię fascynuje w byciu ciocią? A co wzrusza?

Fascynuje mnie chyba najbardziej to, że oni tak się cieszą na mój widok – tak mi się przynajmniej wydaje! (śmiech). Nie jestem dla nich taką typową ciotką, taką, jakie ja miałam w dzieciństwie – z którą trzeba było przywitać się na siłę buziakiem, a którą widziało się tylko dwa razy do roku przy jakichś imieninach. Uwielbiam z nimi spędzać czas, chyba najbardziej fascynuje mnie nasza relacja, bliska, bardziej koleżeńska.

Wzruszają za to wspólne chwile, takie jak ostatnio: Maja i Ola stoją obok mnie na koncercie i ze łzami szczęścia pytają mnie o radę. Albo jak mówią do mnie „moja Kasil”, jak Tyśka biegnie na nasz widok się przywitać. Kiedy Maja była malutka, a ja w niedzielę wieczorem wyjeżdżałam do Poznania na studia, siostra musiała ją chwilę wcześniej porządnie zagadać, żeby nie zauważyła, że wychodzę. Inaczej trzymała się mojej nogi z płaczem, nie pozwalając mi wyjść z domu.

Z kolei kiedy Igor był malutki i siostra zostawiła go ze mną, w nocy podczas snu szukał mojej twarzy, żeby trzymać na niej swoją malutką rąsię. Najstarsza Anka, która jest ode mnie 8 lat młodsza, tak naprawdę jest mi bardziej siostrą niż siostrzenicą, to ona nauczyła mnie, jak się zaciągać (you know), to z nią jeździłam na wszystkie koncerty świata i chodziłam na imprezy – taka ciocia. (śmiech)

Czy bliskość siostrzenic i bratanka oswoiła w tobie jakieś „dzieciowe” tematy?

Bardzo! Tak naprawdę robiłam przy nich wszystko. Zostawały u mnie na noc, przewijałam je, bawiłam się, chodziłam na spacery, czesałam kilka razy dziennie. Najgorzej miała Ania, bo na niej wszystko testowałam, co nie Ans? (śmiech) Pamiętam, jak ją przebierałam i robiłam zdjęcia w tych strojach albo dawałam kostkę masła i mówiłam, że to lód, ale tak jak wspomniałam wcześniej, z nią jest bardziej jak z siostrą!

Zauważyłaś, żeby relacja z dziećmi rodzeństwa zmieniła jakoś twoje relacje z siostrami?

Nie, zawsze byłam z siostrami bardzo zżyta. W dzieciństwie były dla mnie bardziej jak drugie mamy – między nami jest 10 i 11 lat różnicy. To one uczyły mnie chodzić, zabierały latem na plażę, robiły naleśniki, czytały wieczorami bajki. Dopiero kiedy miałam 16 lat, zabrały mnie na pierwszy koncert Lenny’ego Kravitza i jakoś od tamtego momentu zaczęłam być dla nich bardziej siostrą. Teraz mieszkamy w wioskach obok siebie. Izka ostatnio powiedziała, że tak jak zawsze marzyła o tym, aby mieszkać w górach, tak tego nie zrobi, bo my jesteśmy tutaj. Ja mam podobnie, Agula pewnie też.

Na deser powiedz – czy więź z ukochanymi dzieciakami wpływa na twoją perspektywą (nie)bycia mamą?

Absolutnie nie, bardziej myślę sobie, że te dzieci są tak super, że…

Dodaj komentarz