Za nic na świecie nie zjem pomidora - Ładne Bebe

Za nic na świecie nie zjem pomidora

asd

Nie zjem pomidora, bo ma śluz i pestki. Nie spróbuję brokuła, bo ma zapach sfermentowanej skarpetki. Brzmi znajomo? I jakże kreatywnie. Gdy trzeba znaleźć powód do niezjedzenia tego i owego, wyobraźnia dzieci nie zna granic. I super! Wykorzystajmy tę pomysłowość i przekujmy we wspólną zabawę w… gotowanie. Czy to sposób na wprowadzenie dziecka w świat smaków?

Znacie książkę „Za nic w świecie nie zjem pomidora” z serii przygód Charlie i Lola? Gdy starszy brat próbuje przekonać do warzyw młodszą siostrę, słyszy między innymi, że groszek jest zbyt zielony i zbyt okrągły. To bezdyskusyjnie nominuje go do czarnej listy, tuż obok pomidora, ziemniaków, sałaty czy marchewek. Ale gdy ów groszek zamienia się w zielony deszcz, a jedzenie przy stole w łapanie zielonych kulek, wrogość do tego pysznego warzywa znika bez śladu. Bajka bajką, ale mam wrażenie, że żaden wykład na temat witamin, żadna tyrada przy stole nie przyniesie lepszych efektów niż zabawa. A do niej wciągnąć można nawet zatwardziałego niejadka lub dziecko z nadwrażliwością, które na powierzchni maliny widzi włochaty las. O gotowaniu i otwieraniu się na smaki poprzez zabawę rozmawiam z Eweliną, którą znacie jako Zabawawgotowanie. Brzmi prosto, ale czy my, dorośli zawsze jesteśmy na taką zabawę i poligon w kuchni gotowi?

*

Zacznijmy od pierwszego skojarzenia: dziecko w kuchni. Większość widzi rozlane mleko, rozsypaną mąkę i generalnie armagedon. Co widzicie wy?

To samo! (śmiech). Jedyne, czym się różnimy, to fakt, że się tego nie boimy. Gdy gotuję sama w pośpiechu, wszystko mi się rozsypuje i rozlewa, więc nie dziwię się, gdy tak się zdarza w czasie gotowania z dzieciakami. Wystarczy lekko przymknąć oko, mieć pod ręką ścierkę i otworzyć się na wspólnie spędzony czas! Przyda się nam też uzbrojenie w cierpliwość i mnóstwo wolnego czasu. Gdy to wszystko mamy – armagedon nam nie straszny.

Tak sobie myślę – żeby otworzyć dziecko na gotowanie, najpierw samemu trzeba się otworzyć na to, że owszem będzie bałagan, owszem będzie sprzątanie. Niektórzy rodzice musza się przemóc…

Dokładnie tak! Najlepiej spojrzeć na to od tej pozytywnej strony. Wspólnie spędzony czas, doskonała zabawa i zapewne ostatecznie coś pysznego powinno przyćmić myśl o tym, co czeka nas po wszystkim. To prawda, że gdy zaprosimy dzieciaki do kuchni musimy liczyć się z bałaganem i poświęcić dwa razy więcej czasu, by przygotować potrawę, ale radość, jaką zobaczymy u dzieci, zrekompensuje nam wszystko. Dzieci i kuchnia to połączenie idealne kuchnia to magiczne miejsce, a dzieci uwielbiają magię. To tutaj mieszają się wszystkie smaki, zapachy, kolory. Tutaj poznajemy, rozwijamy zmysły i doceniamy naturę, i to w kuchni jest właśnie wyjątkowe.

Większość dzieciaków garnie się do gotowania – ugniatanie ciasta czy krojenie jest równie fajne, jak lepienie babek w piaskownicy. Co rozwijają takie czynności?

Podczas wspólnego gotowania dzieci doświadczają nowych smaków, poznają zapachy, kolory, kształty i tekstury rozmaitych produktów. Dowiadują się, jak powstaje naleśnik, który tak świetnie smakuje, oraz jak robi się ulubione ciasto. I oprócz tego, że krojenie czy ugniatanie jest fajne, to dodatkowo okazuje się, że jest to łatwe i możliwe, nawet dla małych dzieci. Maluchy doskonalą swoją motorykę małą nie tylko przez rysowanie czy pisanie, ale również przez czynności wykonywane właśnie w kuchni, takie jak krojenie czy ugniatanie ciasta! Nie dość, że pomogą i zobaczą, jak przygotowuje się to, co jedzą, to jeszcze ich ręce zyskają na sprawności.

Postawmy sobie wyżej poprzeczkę. A co, jeśli mamy na pokładzie urodzonego niejadka lub dziecko z zaburzeniami sensorycznymi, które się zajada wyłącznie dwoma potrawami. Macie patenty, jak je otwierać na nowe smaki?

Szczerze mówiąc, u nas nigdy nie było takiego problemu, nasze dziewczyny chętnie jedzą wiele dań, jednak żeby nie było tak pięknie i idealnie, często się rozmijają. Jedna lubi pomidora, a druga ogórka. Młodsza zajada się kotletami u dziadków, a starsza nie tknie nic, co było kiedyś zwierzęciem (no, może oprócz ryb, które uwielbia!). Nasz patent to poszukiwania. Metody prób, wielu prób i nie poddawania się. Jeśli nie zjedzą czegoś za pierwszym czy szóstym razem, nie poddaję się i nie rezygnuję z podawania tego składnika. W końcu się skuszą! Szczególnie wtedy, gdy widzą, że my, rodzice się tym zajadamy. Musimy pamiętać, że jesteśmy dla naszych dzieci ogromnym autorytetem, uwielbiają bawić się w dorosłych i naśladować właśnie nas. Jednak prowadząc na co dzień warsztaty kulinarne dla dzieci, wiemy, że podobnie wygląda to w grupie rówieśników i jakoś tak łatwiej. Niejadki często dają się skusić na mały kęs, a wtedy zjadają całość. U nas w domu panuje jedna zasada, której trzymamy się mocno – najpierw spróbuj, potem powiedz nie. I to naprawdę działa! Próbują i mówią: nie, to mi nie smakuje i w porządku. Szanujemy to. Czasami jednak mówią z zaskoczeniem: ooo, to jest smaczne, poproszę więcej.

Myślisz, że łatwiej jest dzieciom, które na wczesnym etapie zostały zaproszone do kuchni? 

Oj, zdecydowanie tak! Widzę to po moich dziewczynach, ale i po dzieciakach na warsztatach – im młodsze, tym ciekawsze, chętniej próbują, smakują. Ale w tych najmłodszych latach smaki często się zmieniają. Dziewczynki są chętne na nowe doznania smakowe, ale często je zmieniają. Raz wspomniałam im o tym właśnie, jak smaki zmieniają się człowiekowi w ciągu życia i teraz często to wykorzystują w sytuacji, gdy na coś nie mają ochoty (śmiech). Ich upodobania bardzo się rozmijają. Jedna z niewielu rzeczy, którą kochają całym sercem, to placuszki z cukinii, a od jakiegoś czasu również twarożek z nowalijkami!

Co w procesie gotowania najbardziej lubisz, a może są to etapy równorzędne: zakupy, wyszukiwanie przepisów, gotowanie czy wspólne jedzenie?

Może to nie zabrzmi zbyt dobrze, ale nie lubię zakupów. Odsyłam na nie męża! Zdecydowanie jednak uwielbiam poszukiwanie przepisów, gotowanie i jedzenie – zwłaszcza jeśli robimy to wszystko razem. Często pytam dziewczyn, co dziś by zjadły, na co mają smaka. Czasami siadamy i szukamy nowych przepisów, daję im książkę i proszę, by coś wybrały. Lubią to bardzo! W końcu dzieciaki uwielbiają mieć moc sprawczą, również w kuchni, więc pozwólmy im na to! 

 

Może warto spojrzeć na gotowanie zupełnie inaczej, trochę z pozycji dziecka – zakupy to niekoniecznie zatłoczony supermarket z dwójką u boku, ale wycieczka na bazar. Gotowanie to nie realizacja przepisu, ale kulinarna improwizacja. A jedzenie to okazja do pogaduszek… Jak to u was wygląda?

Od niedawna mieszkamy na wsi, właściwie prawie w lesie i tutaj odnajdujemy się najlepiej. Ogródek i łąka to nasz ulubiony sklep. Rukola w ogrodzie, a nie w plastikowym pojemniku, przez który w ogóle nie widać, jak ona właściwie wygląda, wyrwane z ziemi rzodkiewki – nie zawsze idealne, a jednak takie smaczne, i zioła, które poznajemy przez wygląd i wyjątkowy zapach – to wszystko zdecydowanie bardziej „kręci” dzieci! Gotowanie u nas to rzeczywiście w większości improwizacja, dodajemy trochę tego i nieco tamtego, w międzyczasie coś przesolimy albo przesadzimy z miodem. Lubię, jak wspólnie coś tworzymy. Dziś na przykład na śniadanie zrobiłyśmy koktajl według wspólnych upodobań – trochę truskawek, banan, nieco miodu i może trochę arbuza. Zalałyśmy sokiem pomarańczowym  i wyszła petarda! Orzeźwiająca i pyszna. W trakcie gotowania i jedzenia chętnie rozmawiamy, śmiejemy się i wspominamy. To doskonały sposób na cofnięcie się w czasie.

 To co dziś gotujecie? A może powinnam zapytać: w co się dziś bawimy?

Dzisiaj bawimy się w ogrodzie i z tym, co tam znajdziemy. A znajdujemy truskawki, miętę, masę szczypiorku, trochę nieidealnych rzodkiewek i sałatę. Tworzymy więc deser, dorzucając trochę ulubionej domowej granoli oraz przepyszny twarożek! Śniadanie z ogrodu gotowe.

Pogadałyśmy o gotowaniu i smakach, ale bez całej powagi szefów kuchni, bez długaśnych przepisów. A właściwie… bez przepisu. Dzięki za ten kulinarny freestyle!

*

Patrząc na brudne stopy na podłodze, ślady truskawek na blacie, odciski rąk na ubraniach i radochę dzieciaków Eweliny, myślę, że otwierając dzieci na nowe smaki, musimy sami po prostu otworzyć się na bałagan w kuchni. Uwaga, niedługo sezon na jagody, lepimy pierogi?

 

 

 

Powiązane