Wszystkie drzwi w domu mamy otwarte
Rodzinny dom Ewy i jej chłopaków

Chyba jeszcze nigdy w naszym cyklu dom rodzinny nie był tak bardzo… rodzinny! To pełne światła, miłości i przedmiotów z historią miejsce zaprojektowały mama i córka, a mieszkają w nim aż trzy pokolenia.
Dom, a właściwie dwa połączone domy, są zewsząd otoczone zielenią. Budynek okalają drzewa i krzewy, a sąsiadujący z nim gęsty, magiczny ogród wygląda jak sceneria z baśni. W tych przepięknych okolicznościach mieszka spora rodzina: dziadkowie, rodzice i dzieci, nie dzieląc sztywno przestrzeni na „wasze” i „nasze”. Do tego królestwa pod Warszawą zaprosiła nas Ewa Zygierewicz – mama trzech chłopców, córka, współtwórczyni projektu domu i jego naczelna dekoratorka, z niesamowitym okiem i sercem do rzeczy. Zapraszamy was do nowego odcinka naszego wnętrzarskiego cyklu Rodzinny dom!




Gdzie mieszkacie, kto tu mieszka i na ilu metrach kwadratowych?
Mieszkamy na wsi pod Warszawą, dokładnie 25 km od Centrum i około 25 minut drogi poza godzinami szczytu. Wszyscy całe życie spędziliśmy w Warszawie, a od ponad 1,5 roku jesteśmy tutaj. My, czyli ja, Ewa, mój mąż Witek, naszych trzech synów: Zygi (11 lat), Edek (9 lat), Stefan (7 lat) i moi rodzice: Małgorzata i Krzysztof. Przez pierwszy rok mieszkała jeszcze z nami siostra mojej Babci, ciocia Joanna, niestety w grudniu umarła. Cały dom z garażem ma 430 m2. W gruncie rzeczy są to dwa połączone domy, nasza część bez antresoli ma ok. 120 m2, podobny metraż ma część wspólna z moimi rodzicami, w której skład wchodzą: jadalnia, pralnia, spiżarnia, pokój gościnny i dwie łazienki. Ale prawda jest taka, że z reguły wszystkie drzwi w domu mamy otwarte i tak nam dobrze.
Jak znaleźliście ten dom?
Działkę moi rodzice kupili ponad 20 lat temu – tata długo szukał idealnego miejsca w okolicach Warszawy z myślą o wyprowadzce. Jednak decyzji o budowie domu nie udało im się podjąć. Dla mojego taty było to bardzo trudne, bo od dziecka mieszkał w Warszawie, w tej samej kamienicy pięknie ulokowanej na warszawskim Mokotowie, mam też sporo młodszego brata, który mieszkał z rodzicami, i w Warszawie miał całe swoje życie. Dopiero, gdy zapytałam rodziców, czy my moglibyśmy się tu wybudować, zdecydowali, że OK, ale oni razem z nami. Wielu ludzi szokował ten pomysł o wspólnym mieszkaniu, jednak ich obawy się w naszym przypadku nie sprawdziły, wszyscy uważamy, że była to świetna decyzja.
Dom zaprojektowałyśmy z Mamą w duecie, w początkowej fazie pomagała nam jeszcze przyjaciółka mamy, też architektka. Moja mama jest architektem, a ja z wykształcenia architektem krajobrazu, ale miałam już trochę doświadczenia przy projektowaniu wnętrz i projektując nasz dom, czułam się wspaniale. Wspólne projektowanie z mamą było dla mnie rewelacyjną przygodą!





Co było kluczowe w podziale i projektowaniu tej przestrzeni?
Najważniejsze było, by stworzyć dwie oddzielne przestrzenie, ale przenikające się ze sobą – jedną naszą, drugą moich rodziców. Dom chciałam ustawić zgodnie z kierunkami świata, dosunąć na maksa do północnej i wschodniej granicy działki. Dzięki temu przed naszą częścią domu zyskaliśmy też spory kawałek terenu z wystawą południową. Dom miał mieć cechy domu pasywnego. Ważne było też zminimalizowanie jego powierzchni, by mieć jak najmniej sprzątania i jak najwięcej ogrodu. W projektowaniu uwielbiam łączenie mojej wizji artystycznej z funkcjonalnością, to zawsze jest swego rodzaju zagadka logiczna. Uważam, że wszystko wyszło naprawdę dobrze, jest dokładnie tak, jak powinno być, i świetnie nam się tu mieszka.
Skąd czerpaliście inspiracje przy urządzaniu domu?
Dla mnie niezastąpioną inspiracją jest Pinterest. Gdy w mojej głowie rodzi się jakaś wizja, szukam podobnych rzeczy właśnie na Pintereście. Podjęłam decyzję, że chcę ponadczasowe i klasyczne tło – dlatego na podłodze jest dąb, a ściany są białe. Nasze wnętrza w dużej mierze wypełnia moja kolekcja polskiego wzornictwa z drugiej połowy XX wieku. Prawda jest taka, że do klasycznej bazy i historycznych mebli nie trzeba było wiele dodawać. Dodatkowo zarówno ja, jak i moi rodzice kochamy przedmioty, zwłaszcza starocie i sztukę ludową, także było wiadomo, że dom się szybko swojsko wypełni.
Bez którego mebla nie wyobrażacie sobie waszego domu?
Zdecydowanie łóżko i wyspa kuchenna. Już w naszym, warszawskim mieszkaniu mieliśmy mały bar i to przy nim zawsze działo się najwięcej. Teraz mamy dużą wyspę i jest na niej miejsce na wszystko.
„Nasze wnętrza w dużej mierze wypełnia kolekcja polskiego wzornictwa z drugiej połowy XX wieku. Prawda jest taka, że do klasycznej bazy i historycznych mebli nie trzeba było wiele dodawać”.







Ulubione miejsce w domu?
U mnie to zależne od pory roku: zimą łóżko, a w sezonie zdecydowanie ogród. W łóżku też pracuję na komputerze, mam tak od czasu studiów. W łóżku przytulam się z chłopakami i klikam w telefon, sypialnia to mój azyl, którego bardzo potrzebuję jako wrażliwa osoba. Jednak gdy robi się cieplej, każdą wolną chwilę spędzam w ogrodzie, uwielbiam być w przyrodzie, to dlatego zawsze chciałam wyprowadzić się z Warszawy. Ciągle coś sadzę, sieję, pielę, każdy dzień zaczynam od obchodu ogrodu z kawą. Bardzo lubię też naszą łazienkę, w zimie często grzeję się w wannie, no i kuchnię, bo z Witkiem łączy nas miłość do gotowania i jedzenia. Uwielbiam też naszą wspólną z rodzicami jadalnię. Po pierwsze to piękna przestrzeń, a po drugie – to tutaj często spędzamy czas z ludźmi, którzy nas odwiedzają.
Do których przedmiotów macie szczególny sentyment? Może któryś z nich ma ciekawą historię?
Mam sentyment do wielu przedmiotów z mojej kolekcji polskiego wzornictwa. Wiele z nich ma swoją historię. W kolekcjonowaniu najbardziej lubiłam odbiory osobiste od poprzednich właścicieli, gdy dowiadywałam się historii danego przedmiotu i przy okazji różnych innych ciekawych rzeczy. Tak było z regałem projektu Rajmunda Hałasa, który stoi w naszym salonie. Pojechaliśmy po niego z Witkiem wynajętym busem pod Wrocław. Ludzie, od których go kupiliśmy, mieszkają aktualnie w Sokołowsku, które jest jednym z naszych ulubionych punktów na mapie Polski, i dwa razy już się tam z nimi spotkaliśmy.
Ale takim moim, moim przedmiotem jest zydelek Sarenka projektu duetu Władysław Wincze i Olgierd Szlekys. Bardzo długo na niego polowałam, a kupiłam go na jednej z grup vintage na fejsie, na licytacji, która trwała prawie rok, a kończyła się o północy w sylwestra. Gdy inni odliczali do Nowego Roku, ja w dużym stresie wklepywałam swoją ostateczną propozycję. To dwie bardzo skrócone historie, a ja jestem bardzo sentymentalną osobą, więc mogłabym opowiedzieć o jeszcze wielu naszych przedmiotach. Mamy też trochę rzeczy, też cennych, ze śmietnika.
Natomiast jednym z ulubionych przedmiotów Witka jest las w słoiku, który stworzył na warsztatach dla tatusiów. Już od trzech lat go nie otwieramy, a w środku wypatrzyliśmy nawet skoczogonki i małe pierścienice, kuzynki dżdżownic. Jesteśmy bardzo ciekawi, co tam dalej będzie się działo.









Co znajduje się w pokojach dzieci? Brały udział w ich urządzaniu?
Nasi chłopcy mają bardzo proste pokoje. Każdy ma łóżko, biurko, regały i szafę. Większość tych mebli pochodzi z naszego poprzedniego mieszkania. Na etapie projektowania każdy z chłopców wybrał sobie tapetę i lampę – i to było super. Najstarszy Zygi zdecydował się na ścianę, na której jego goście będą mogli się podpisywać, i poprosił o zawieszenia kosza do koszykówki, Edek dostał od dziadków drabinkę, a Stefan huśtawkę. W zasadzie więcej chłopcy nie zdecydowali, a ja wyszłam z założenia, że chcę, by wszystko, co się ma zadziać w ich pokojach, było ich inicjatywą – jestem otwarta na wszelkie pomysły, które kiedyś się pojawią.





Co lubicie w swojej okolicy?
Uwielbiamy to, że z każdej strony mamy las. Chodzimy na wycieczki, jeździmy na rowerach – wystarczy wyjść z domu, jest przyroda i spokój, nie ma pędzących aut, spalin, brudu i hałasu. Są za to sarny, dziki i bażanty. Z jednej strony jest masa przyrody, a z drugiej – nadal mamy tu wszystko, co potrzebne, jak dobrze wyposażone sklepy czy place zabaw. Ogromną zaletą jest też to, że wszędzie da się zaparkować – na Mokotowie czasami trzeba było jeździć 15 minut dookoła domu, by coś znaleźć, a potem jeszcze przejść spory kawałek. Przy trójce małych dzieci, które zasypiały w aucie, było to duże utrudnienie.
Dokończ zdanie —> Nasz dom jest…
… miejscem pełnym ludzi, gdzie jednak każdy w razie potrzeby znajdzie jakieś zaciszne miejsce. Ciągle mamy gości, a dopiero co przez 1,5 miesiąca mieszkała u nas też piątka Ukraińców. I każdy, kto nas odwiedza, mówi, że jest tu bardzo relaksacyjnie. Dla mnie przeprowadzka poza miasto to spełnienie marzenia, które miałam od dziecka, i jedna z lepszych decyzji w moim życiu. I choć dom pod Warszawą jest pewnym kompromisem, bo mnie zawsze marzyła się jakaś dzicz, to pierwszy raz w życiu mogę śmiało powiedzieć: „Kocham tu mieszkać”.








*
Ewa i jej rodzina stworzyli niesamowite miejsce do życia! Jeśli macie ochotę na więcej inspiracji w temacie wnętrz – zapraszamy do naszego cyklu Rodzinny dom. A może znacie bohaterów i ich piękne domy, które warto pokazać w kolejnych odcinkach? Koniecznie dzielcie się nimi w komentarzach.