Kolejna artystka, która tworzy poza Polską i cudownie odnajduje się pod paryskim niebiem. Joanna Rzezak zaprasza do domu i pracowni oraz częstuje nas naprawdę solidną porcją adresów jej ulubionych miejsc z kulturą i designem w tle!
Zoom połączył warszawskie Powiśle i pracownię Joanny w 19 dzielnicy Paryża – królestwo kanałów, bajeczny Parc des Buttes Chaumont, niezliczone knajpki. Łapię tu ilustratorkę Joannę Rzezak przy pracy, w tle, za biurkiem widnieją tuby na plakaty, grafiki i pędzle. Niedawno na polskim rynku pojawiła się jej najnowsza książka „Razem. W stadzie, ławicy i chmarze”, którą możecie też wygrać w naszym ostatnim przeglądzie czytelniczym. Pierwsza moja myśl to: jak się żyje artyście w tym klimatycznym mieście nad Sekwaną? A druga, jak żyje się jej jako mamie Szymka, a niedługo i kolejnego dziecka? Joanna kocha Paryż, nie ma planów powrotu, a ja po tej rozmowie doskonale rozumiem, dlaczego.
Jesteś kolejną artystka, ilustratorką, która wyruszyła w świat i świetnie sobie tam radzi. Mamy Darię Solak w Londynie, a ty wybrałaś Paryż. Opowiesz, jakie były okoliczności wyjazdu?
Pierwszy wyjazd związany był z Erasmusem, pojechałam wtedy do Rzymu. Potem poznałam mojego męża, Francuza, mieszkaliśmy trochę w Londynie, ale finalnie wybraliśmy Paryż. Trochę pośrodku, na trasie między jego rodzimą Bretanią a moją Warszawą. No i Paryż, muszę przyznać, jest po prostu fajnym miejscem pracy dla osób w naszych zawodach. Miałam krótką przygodę z pracą w modzie, ale zwyciężyła ilustracja.
Czy jadąc do Francji, miałaś wyobrażenie, jak wygląda tu rynek dla ilustratorów, miałaś jakieś znajomości?
Znałam Paryż, bo byłam tu kiedyś na stażu – jestem też architektem z wykształcenia. Jadąc tu jako ilustratorka, trochę nie wiedziałam, na co się piszę. Miałam klientów z Polski, dla których pracuję zdalnie, a tu czułam, że muszę powoli wydeptać swoją ścieżkę. Nawet nie widziałam, na jaki czas zostaniemy, dziś wiemy, że zakotwiczymy tu na długo. Czy na całe życie? Nie wiem, dokąd mnie jeszcze poniesie (śmiech).
Jak sobie taką ścieżkę wydeptać w Paryżu? Wysyłać hurtowo portfolio, odkopywać znajomości?
Nie miałam tu wiele kontaktów, ale też nie byłam nowicjuszką w branży, miałam kilka książek wydanych z Agorą, miałam co pokazać. No i miałam na koncie książkę „Bozie, czyli jak wygląda bóg” – czułam, że może się ona spodobać na paryskim rynku, więc przetłumaczyłam część własnym sumptem i proponowałam ją wydawnictwom, chodziłam na targi książki. Udało się nawiązać kontakt z jednym wydawnictwem i do dziś regularnie z nim współpracuję.
Studiowałaś grafikę i architekturę – co cię przeciągnęło na stronę ilustracji?
Byłam jedną nogą tu, drugą tam. Ale to, co przeważyło, to poczucie, że mogę jako ilustratorka szybciej działać na własna rękę, na własny rachunek jako freelancer. Praca architekta wcale nie jest taka różowa, jak się wydaje!
No właśnie, jak w Paryżu żyje się artystom? Czy mogą liczyć na pomoc państwa? Ciekawa jestem, jak przeszli przez ten covidowy trudny rok. Bo realia polskie nie były łatwe.
We Francji artysta ma status prawny, ma więc ubezpieczenie zdrowotne. Jest instytucja La Maison des Artistes, coś jak Dom Artysty.
To już bardzo dużo! Czyli nie artystyczna szara strefa, zapomniana przez Ministerstwo Kultury.
Dokładnie, tu każda umowa jest oskładkowana, wszystko jest bardziej sformalizowane. Są nawet oficjalne cenniki różnych prac graficznych. Są stypendia, ja na przykład dostałam takie do pracy nad książką. A w covidzie co miesiąc mogliśmy starać się o dotacje, finansowe wsparcie, dość dobrze to było zorganizowane. Jest też urlop macierzyński dla freelancera – jestem w zaawansowanej ciąży i zamierzam skorzystać!
A wynajem pracowni?
Są tańsze miejscówki, które proponuje miasto. Generalnie na rynku jest mnóstwo ofert, wszystko zależy od budżetu. Można wynająć samo biurko na pół tygodnia, są coworkingi, są kawiarnie przeznaczone do pracy. Samo biurko można znaleźć od 200 euro miesięcznie, jeśli ktoś szuka prawdziwej pracowni jak malarska, to polecam przedmieścia Paryża, to koszt 500-600 euro. Mnie udało się znaleźć pracownię współdzieloną, na 5 biurek, w kamienicy i niedaleko domu!
Wiemy, gdzie pracujesz. To opowiedz nam o twoim grafiku dnia – jak łączysz pracę z byciem mamą dwulatka?
Mam to szczęście, że mam polską nianię na pół dnia oraz francuski żłobek – zależało nam też, żeby dziecko miało kontakt z językiem polskim. O 9.30 wychodzę z domu, idę do pracowni i wracam o 17-18, podobnie jak mąż.
Miejsce w paryskim żłobku – na wagę złota czy nie ma takiego dramatu?
Zależy od dzielnicy. W 19-stce jest dużo takich placówek, mieszka tu sporo rodzin. Nie ma z tym problemu, ale trzeba poczekać na miejsce. Wiele osób myśli o żłobku, planując ciążę… Tak od ręki ciężko jest go znaleźć. Można dziecko oddać do żłobka już od 2 miesiąca, mamy bardzo krótki urlop – zaledwie 3 miesiące! Inna forma to nianie dla kilkorga dzieci, takie mikrożłobki, czyli assistance paternelle. Są oczywiście żłobki prywatne, wspólnotowe, jest halte garderie – czyli klubiki na pół dnia. Żłobki nie są za darmo, ale im mniej zarabiasz, tym mniej płacisz.
I były otwarte przez większość pandemicznego roku…
Tak, tylko na początku były zamknięte. We Francji uznano, że te instytucje trzeba pozostawić, taki ostatni bastion. Każdy rozumiał, że praca z domu z małym dzieckiem jest dramatycznie trudna.
Mieszkasz w 19-stce. Za co lubisz swoją dzielnicę?
Mieszka tu dużo rodzin, jest przestrzeń. Obok znajduje się nasz ulubiony Parc des Buttes de Chaumont – tu spędzamy mnóstwo czasu z małym. Jest tam kawiarnio-pub Rosa Bonheur, w stylu berlińskim, często tam przychodzimy z Szymkiem. Jeśli chodzi o kawiarnie typowo dziecięce, to w Paryżu z tym jest słabo, dzieci chodzą tam, gdzie rodzice. Wyczuwam lekką presję, że póki dziecko jest malutkie i śpi w wózku, na kawę czy lunch można wpaść, ale z wieczornym wyjściem do restauracji tu raczej panuje podejście „załatw nianię!”.
I słynne wąskie chodniki…
Tak! To koszmar, mieszkałam w 9. dzielnicy i wiedziałam, że jak pojawi się dziecko, trzeba stamtąd uciekać, bo jest tak wąsko. To slalom z wózkiem między samochodami a stolikami. Za to lubię dzielnicę 19. – tu są naprawdę szerokie chodniki, no i zieleń! Schody do metra, kolejna przeszkoda. Stąd tak dużo tu nosideł, za to klasycznych dużych wózków jak gondole z torbami w Polsce – tu nie zobaczycie (śmiech). Większość ma wózki Yoyo. Ja musiałam sprawdzić, czy wózek spacerowy mieści się do widny, wszedł na styk. W Paryżu bardzo szybko dzieci przekłada się na nosidełka rowerowe, tu nikt nie przejmuje się zaleceniami ortopedy w tej kwestii.
Coś jeszcze cię w Paryżu denerwuje?
Brak zieleni, teraz tego nie odczuwam, ale w innych dzielnicach jednak nie ma jej dużo. Jak są remonty placyków, jak ten przy Bastille, wprowadza się dużo betonu. Poza tym bardzo lubię Paryż za jego energię. To miasto, które daje kopa, chce się dużo działać, oglądać, tworzyć.
Oprowadź mnie wirtualnie. Twoje ulubione adresy?
Zacznę od miejsc bez dziecka, jeśli szukacie fajnych barów – polecam ulice rue Faubourg St. Denis, rue Paradis, okolice metra Jacques Bonsergent. Hotel Le Pigalle ma fajną kawiarnię w parterze, sprawdźcie! Lubię bary przy Square d’Anvers niedaleko Montmartre. Zakupy? To na pewno dzielnica Le Marais. Jeśli szukacie perełek vintage, polecam second handy w 9. dzielnicy, od tanich, jak sieć Guerrisol, po bardzo designerskie. Afrykańskie klimaty zakupowe to dzielnica La Goutte d’Or, a dziwne rzeczy do jedzenia znajdziecie w Belleville!
A muzea?
Tu zawsze polecam Palais de Tokyo i Centre Pompidou, czy Muzeum Historii Naturalnej. Moje ulubione galerie sztuki to Marian Goodman i Galerie Perrotin. No i moje odkrycie – biblioteki paryskie! Gdy na początku pracowałam dużo z domu, wychodziłam do kawiarni, ale przy tych malutkich stolikach ciężko się pracuje z laptopem. I wtedy odkryłam biblioteki! Jestem ich wielką fanką. Od tej z Centre Pompidou po historyczne, np. biblioteka Sainte Geneviève jest genialna – tu przenosi się w czasie, albo biblioteka historyczna w Le Marais – to było ciekawe doświadczenie – wokół sami historycy, a ja pracowałam wtedy nad książką dla dzieci. Do tego biblioteka przy Trocadéro, która ma wielkie okno z pięknym widokiem na Wieżę Eiffla.
Musze zapytać o sklep dla dzieci i księgarnię!
Polecam concept store Smallable, ma wyjątkową selekcję. Fajny jest też Fleux, ma kącik z designem dla dzieci. A poza tym tu jest bardzo popularne kupowanie dziecięcych rzeczy na Vinted. Z księgarni polecam Le Monte en l’air – świetną księgarnię z komiksami i artbookami, Shakespeare and Company czy polską księgarnię na Saint Germain – to moja namiastka Polski w Paryżu!
Muszę tu wrócić po latach! Za czymś polskim tęsknisz?
Bywam w Polsce raz na 2-3 miesiące. Tęsknię za rodziną i za… ogórkami kiszonymi. Ogórki i biały ser!
No właśnie, korniszon nie dorasta im do pięt. Wróćmy do najnowszej książki. Skąd na nią pomysł?
Inspiracją były eksperymenty ze stemplami. W luźniejszym czasie eksperymentuję z nowymi technikami i książka „Razem” jest tego owocem. Początkowo nie sądziłam, że moje próby zaowocują właśnie książką dla dzieci, ale dość naturalnie motywy z powtarzającymi się zwierzętami zainspirowały mnie do myślenia o książce o stadach. Dodatkowo czas lockdownu skłaniał do refleksji nad życiem w grupie i tym, jak nam tego brakuje. Wszystko to nałożyło się na ten projekt. Pracowałam odręcznie, wycinając kształty w specjalnej gumie do linorytu i odbijając go na papierze. Każdy stempel najpierw projektowałam, szkicując różne warianty i sprawdzając, w jaki sposób buduje powtarzalny motyw. Kolejnym krokiem było domalowywanie detali, bo każde zwierzę miało indywidualny charakter. Praca nad tą książką była ogromną frajdą!
Plany na kolejny rok?
Drugie dziecko, córeczka! A zawodowo – właśnie podpisałam umowę na nową książkę, będę nad nią pracować już w trakcie mojego urlopu macierzyńskiego. Liczę na to, że będzie maluch, który śpi tak dużo jak Szymek!
Tego Wam życzę!
*
Jak policzyłam w głowie, kiedy ostatni raz byłam w Paryżu, który na studiach odwiedzałam regularnie, to… złapałam za kalendarz. Rok 2022 – może się uda, bo nabrałam ogromnej chęci, by pokazać to miasto moim dzieciakom!





































