Jak urządzić pokój dziecka

Pokoje Stasia i Tosi

Jak tu przytulnie!

Pokoje Stasia i Tosi
Maria Miklaszewska

Zaciszne dziecięce kryjówki, idealne, by robić wszystko, bawić się w nich do utraty tchu i odpoczywać od zgiełku dnia. Jesteście ciekawi, jak można osiągnąć taki efekt?

Jasne wtedy, kiedy rozpiera dziecko energia, a zaciemnione w tym momencie, kiedy maluch składa głowę do snu. Tak brzmi opis przestrzeni idealnej, dopasowującej się do dziecka, jego temperamentu, nagłych spadków i wzrostów energii. Dobrze zaprojektowane pokoje staną się miejscem niespożytej zabawy, ale też odpoczynku. Pokoje trzyipółletniej Tosi i półtorarocznego Stasia, dzieci Ani Kosoń, specjalistki od PR-u, zawierają wiele elementów, które pomagają zachować indywidualny rytm aktywności oraz drzemek i nocnego snu, bez niepotrzebnego rozpraszania. Ania ma spore rozeznanie w designerskich markach. Przedmioty wybiera świadomie, ale lubi, kiedy projektanci bawią się kolorem i kształtem, a niekoniecznie wybierają oczywiste rozwiązania. Inspiracje czerpie z portali i magazynów z całego świata – przede wszystkim z Instagrama i Pinteresta, choć równie chętnie zagląda do pism branżowych, jak brytyjski Dwell, amerykańskie Wallpaper i Surface, duński Kinfolk czy rodzime Elle Decoration i Weranda. W tym duchu nieoczywistości wymyśliła i urządziła pokoje dla swoich dzieci.

 

Pokój Tosi skrzy się od pastelowych mebli, muślinowych poduszek, miękkich dywaników z frędzlami i nadających miękkości pomponów. Ania wspomina: Kiedy 4 lata temu, będąc w ciąży, urządzałam pierwszy pokoik dla Tosi, jeszcze w Warszawie, trzymałam się klasyki – szarość i biel, jakościowe meble, totalny minimalizm. Nie wiedziałam nic o designie dla dzieci. Tamten pokoik wyszedł tak sobie, był trochę nijaki. Ale przeprowadzając się do nowego mieszkania, miałam już konkretną wizję – miało być dziewczęco, z kolorem, przytulnie, ciepło. I myślę, że udało mi się to osiągnąć. Ten pokój przyciąga swoja atmosferą. W dużej mierze jest to zasługa ręcznie wykonanych mebli. W oczy rzuca się imponujących rozmiarów szafa, skonstruowana przez lokalnego stolarza. Ma 3 skrzydła, a przez to jest w stanie pomieścić ubrania, zabawki i wszelkie bibeloty. Ania jest też dumna z drewnianych desek na ścianie. Robią wrażenie, prawda? I pomyśleć, że to zwykła deska elewacyjna z Leroy Merlin pomalowana na biało. Takie triki lubimy najbardziej! Jak twierdzi Ania: To bardzo przyjemny akcent w pokoju – ociepla wnętrze, dodaje skandynawskiego charakteru – a jednocześnie ściana jest bardzo praktyczna – łatwo się ściera, można do niej coś przykleić, przybić. Do tego chyba u nikogo jeszcze nie widziałam takich desek, wiec jest to dość prosty, ale i oryginalny dodatek. Moje oko przykuły też skrzynia na książki od Wooden Story, misiowy dywanik Kids Depot i kuchnia IKEA, przemalowana farbami Annie Sloan. A na deser wspaniała lampa Avoltri. Istne królestwo designu.

 

U Stasia za to dominują motywy zwierzęce. Wyczuwam też solidną dawkę dystansu i poczucia humoru, która objawia się w postaci przymocowanych nad łóżeczkiem chłopca pluszowych głów Kids Depot: konia, geparda i misia. Ania zdradziła, że meble pochodzą z dawnego pokoiku Tosi, który powstał jeszcze przed przeprowadzką z Warszawy do Krakowa. Uzasadnia to tak: Stwierdziliśmy, że bez sensu byłoby robić pokój maluszka od początku, mając praktycznie nowe meble do dyspozycji, i na pierwsze 2 lata postanowiliśmy podarować je Stasiowi. I choć oba pokoje maja wyraźnie odmienne style, to bystre oko dostrzeże w nim punkty wspólne. Po pierwsze: drewniana ściana z desek, która u Stasia pomalowano na szaro. Po drugie: wyrazista tapeta. Po trzecie: solidne, szare, zaciemniające pokój zasłony. Po czwarte: lampa z koralików – znów w szarym wariancie. W pokoiku namierzam mnóstwo praktycznych elementów, jak łóżeczko, szafa, komoda z przewijakiem i fotel, który kiedyś służył do karmienia, a dziś głównie… do wspinaczki. Albo – jak dodaje Ania – występuje w roli poczekalni dla dzieci przy wieczornych rytuałach. Ach, trudno się stąd wychodzi…