Miłość, rowery i chleb - Ładne Bebe

Miłość, rowery i chleb

Gdy dzieci dorastają, chleb stygnie na stole, a wspólne dni składają się z uśmiechów rzucanych znad rozwieszanego prania, przychodzi czas na spokojne celebrowanie relacji. O byciu tylko we dwoje, związku, i tym, jak połączyły ich rowery, opowiadają w podwójnym wywiadzie blogerka i autorka książek kulinarnych Eliza Mórawska-Kmita i jej mąż Wojtek Kmita aka „Pan Inżynier”.

Chleby i chałki Elizy wiele osób nagrodziłoby gwiazdką Michelin. Ale słynny blog White Plate i jej książki kochamy nie tylko za przepisy, ale też za opowieść o barwnym, zwyczajnym-niezwyczajnym życiu w warszawskiej kamienicy. Oczywiście z nie mniej słynnym Panem Inżynierem i dziećmi w tle. Pan Inżynier, to także internetowa osobowość, choć jego aktywność ogranicza się do sporadycznych refleksji nad prozą życia, rowerami i kawą. Niby nic, a tak naprawdę wielkie, głębokie pasje, które Wojtek dzieli z żoną. Jako para nie mają sobie równych: któż inny potrafi tak z sympatią z siebie żartować, jedocześnie tworząc jeden z najbardziej romantycznych obrazków w polskim światku online?

Spotkaliśmy się w ich dzielnicy, na Starej Ochocie, by pogadać i przejechać się nowymi rowerami. Zapytałam, w czym tkwi sekret związku Elizy i Wojtka. Jak udaje im się, przy trójce dzieci, pracy zdalnej i codziennych wyzwaniach wypełniać dni śmiechem i bliskością? Tak naprawdę nie odpowiedzieli wprost, ale udało się im rozbawić mnie do łez – mam nadzieję, że z wami będzie tak samo! Zapraszam na przejażdżkę rowerową po kulisach instagramowego życia.

Ile lat jesteście już parą? 

Eliza: Ponad osiem.

Przez większość trwania waszego związku macie małe dzieci. Czy czujecie, że teraz, gdy wasza córka Mela pójdzie do szkoły, zacznie się nowy etap?

Eliza: No cóż… Do tej pory mogliśmy liczyć od czasu do czasu na pomoc „Babci Wielkopolskiej”, czyli mamy Wojtka, która jest nauczycielką.

Wojtek: Bo normalnie, to wiesz jak jest przy trójce dzieci. Wstajesz rano, śniadanie, potem ogarniasz. Dalej jakieś spotkania online przerywane krzykami, a Elizka gdzieś zamknięta w kuchni i próbująca coś pisać lub czytać. Tak jedziesz do wieczora, a potem masz czas na pracę twórczą. To ja, bo Elizka wtedy już prawie usypia (śmiech). Moja mama teoretycznie ma długi urlop, ale w praktyce często musi być zaangażowana w życie szkoły w wakacje. Ale teraz mieliśmy super: pierwszy od lat urlop bez dzieci. Dwa tygodnie sami.

Jak to jest po latach pobyć we dwoje, bez dzieci?

Eliza: Miłość kwitnie! Trochę to dziwne, bo najpierw nie wiesz co robić, jak nie ma dzieci, jest jakoś cicho i trochę tęsknisz, a potem dostajesz wiatru w żagle. Popatrzyłam na Wojtka, pomyślałam sobie: „jaki on jest fajny!”. Nagle okazuje się, że czas z dziećmi był jakimś… zawieszeniem. Było się im tak oddanym i trochę się zapominało o sobie. A na partnera patrzyło się głównie w kontekście „co jest do zrobienia/obgadania/załatwienia”. Kiedy wraca czas tylko we dwoje, jest super.

Wojtek: Ja jako „człowiek od prac domowych” na początku też byłem zagubiony i zdziwiony, że prania nie przybywa, że sprzątnąłem w pokoju i nikt tego nie rozwala, że tylko raz dziennie ładuje się zmywarkę. Postawiliśmy na spokojny czas w domu. Nie lataliśmy po knajpach, kawiarniach, muzeach. Odpoczywaliśmy u siebie, czasem jeździliśmy na działkę. To był taki „absolutny chill”.

To chyba inaczej niż na co dzień? Kojarzycie mi się z pracowitymi domatorami: przetwory, dżemy, małe remonty…

Eliza: Inżynier, gdy się w coś wkręci, to się w to bardzo angażuje, i szybko staje się ekspertem. Uprawę kwiatów doniczkowych – tzw.  „pieniążków” opanował do perfekcji. Albo kawa. Gdy się poznaliśmy, nie miał takiej obsesji wokół kawy jak dziś, pijał Dallmayr (śmiech).

Inżynier: Robisz z tego taką śmieszną anegdotkę… Jak się jest wychowywanym w Wielkopolsce, to zazwyczaj to, co niemieckie, uznaje się za dobre! Tak jest właśnie z kawą Dallmayr – w Niemczech, jak się dawniej szło do Kaufhofu (niemiecka sieć domów towarowych – przyp. red.), to to była najlepsza kawa na półce! Zresztą Niemcy mają specyficzny sposób palenia ziaren kawy, trochę jak Skandynawowie – na ciemno-kwaśno. Taką kawę piła zawsze moja mama i ja byłem do takiej przyzwyczajony.

Chyba sporo się od tamtej pory zmieniło? Widziałam, że Wojtek ma teraz samych profesjonalnych lejków do kawy z dziesięć sztuk.

Eliza: Zaczęło się od tego, że na początku naszej znajomości dałam mu taki podstawowy zestaw do parzenia kawy przelewowej. No i Inżynier się wkręcił.

Wojtek: A czy wiesz, że te lejki i papierowe filtry do kawy wymyśliła niemiecka gospodyni domowa Melitta Bentz? Parzyła kawę dla swojego męża, kombinowała, jak to usprawnić i… wymyśliła przelew. Nawet chyba opatentowała swój wynalazek!

Czyli waszą relację wzmacnia wzajemne zarażanie się pasjami. Ale chyba też wspólne przedsięwzięcia, takie jak domowe zadania i remonty?

Wojtek: Nie wiem, to Eliza wymyśla! Ja tylko wykonuję.

Eliza: Ja myślę, że tak. Mój dziadek taki był: babcia dawała mu różne zadania, on się w to angażował. Jeśli nie był w pracy, to cały dzień coś majsterkował, tylko o 13.00 wołała: „Romek, chodź na obiad!”. Jak poznałam Wojtka, zorientowałam się, że jemu też można dawać różne „zadanka” i że z entuzjazmem zrobi wszystko (śmiech). Naprawdę, wszystko co chcesz! Nawet paznokcie ci pomaluje. Na początku, gdy powiedział mi, że potrafi takie rzeczy, trochę nie wierzyłam.

Wojtek: No tak, ale czasami, gdy odmawiam… Eliza się troszkę obraża. Na przykład, gdy czegoś tam nie umiem wybudować, jakiegoś piecyka nie umiałem zrobić. Nie jestem przecież murarzem!

Co na przykład robi Inżynier? Naprawdę ciągle pierze, sprząta, ogarnia montaż?

Eliza: On nie potrafi usiąść, nie składać prania, nie nastawiać następnego. Najlepsza była akcja z okapem. Akurat zaczęła się pandemia. Nie miał kto przyjechać go zamontować, bo to misja w nowej kuchni, w końcu Wojtek musiał zająć się tym sam. Było naprawdę strasznie trudno, musieliśmy ułożyć jakieś konstrukcje z książek na stołku, rozmontować szafki, wszystko po to, by tylko okap nie upadł. Wojtek podnosił po centymetrze, a ja wciskałam pod spód książki, gazety. W końcu się udało. Przecierana ściana w kuchni to też niezła historia. Miała być gładka, ale jak zerwaliśmy tapetę, okazało się, że farba odchodzi płatami, że to więcej pracy, niż przewidywaliśmy… Takie pomysły na remonty lub przemeblowania nachodzą nas zawsze spontanicznie, zazwyczaj jakoś o 22.00. Potem tak siedzimy i się bawimy do nocy (śmiech).

Wojtek: A pamiętasz, jak tę wielką część do łóżka przywieźliśmy rowerem kilka kilometrów? Taką ogromną listwę. Kurier nie mógł dowieźć jej nam pod dom, bo jechał trzydziestotonowym tirem. No i dostarczyliśmy ją sobie sami, na dwa rowery.

Jechaliście rowerami kilka kilometrów z dwumetrowym fragmentem łóżka?

Wojtek: Zdarzało mi się już wozić takie rzeczy. Kiedyś, jeszcze gdy mieszkałem w Poznaniu, wiozłem rowerem dywan. Albo choinkę. Nie mamy już tego zdjęcia, ale były takie Święta, kiedy wracałem z pracy przez Plac Unii Lubelskiej, to jest kilka kilometrów od naszego domu, i zadzwoniłem do Liski z pytaniem, jaką chce choinkę.

Eliza: Powiedziałam wtedy, że taką ze dwa metry. No i Wojtek ją przywiózł – rowerem.

Wojtek: Umiem też całkiem nieźle pakować rzeczy do samochodu. Niedawno wracaliśmy z Wielkopolski. Byliśmy na lokalnym targu i Liska zaczęła kupować: 3 kilo ogórków, 12 kilo ziemniaków, 20 kilo mąki… Do tego mój rower, rower Stefci (najmłodszej córki – przyp. red.), bagaże. I do naszego malutkiego miejskiego autka zapakowałem taką ilość towaru, że potem musiałem na pięć razy nosić bagaże do domu.

Wiem już, że Inżynier jest złotą rączką, wiem o kawie. A jak jest z gotowaniem? Chyba nie tylko Liska w waszym domu gotuje?

Eliza: Ja oczywiście piekę i mam swoje ulubione dania, które robię, czasem coś azjatyckiego. Rzadko przygotowuję mięso – kilkanaście lat byłam wegetarianką i dopiero jak poznałam Wojtka, zaczęłam od czasu do czasu je jeść, ale w przygotowaniu go on wciąż jest lepszy ode mnie. Jest też specjalistą od kanapek i babciowych obiadków, takich tradycyjnych. Uwielbiam je!

Kłócicie się o coś?

Eliza: Najczęściej chyba o sprzątanie (śmiech). Ja nie mam takiej potrzeby ciągłego sprzątania i poprawiania tego, co jest dookoła.

Wojtek: Ja chętnie przyjąłem na siebie większość obowiązków domowych. Ale czasami i mnie, jak każdemu, się nawarstwia. Sytuacje konfliktowe są, gdy kumuluje się kilka trudnych tematów: choroby dzieci, duża ilość sprzątania, jakieś stresy w pracy.

Jak godzicie to, że oboje pracujecie w domu, w trybie home office?

Eliza: Gdy mam coś do napisania, potrzebuję skupienia i ciszy. Wojtek, od kiedy przeszedł na home office… cały czas musi do mnie mówić! Ostatnio, podczas wizyty w Wielkopolsce, zafascynował się strażakami. Był taki dzień, że próbowałam robić coś na komputerze i co chwila musiałam przerywać, bo Wojtek pokazywał mi w Internecie z ekscytacją jakieś akcje strażackie.

A macie jakieś wspólne zainteresowania?

Wojtek: Brak.

Eliza: Absolutnie zero.

Jak to możliwe? A działka?

Eliza: Działka jest „moja”, a Inżynier na niej po prostu „robi” (śmiech).

Wojtek. To prawda, pracuję przymusowo. Gdyby nie to, raczej jeździłbym rowerem po okolicy.

Eliza: Ja kocham działkę, kojarzy mi się z dzieciństwem. Gdy zostaliśmy działkowcami, patrzyłam zakochanym okiem i nie widziałam, ile tam jest pracy. A było jej strasznie dużo.

Wojtek: Wstawaliśmy bardzo wcześnie, dzieci budziły nas o świcie, o siódmej byliśmy już po śniadaniu. Robiłem stos kanapek i jechaliśmy na cały dzień na nasz „Rodos”. Pakowałem wielki bochenek chleba, dwa termosy – bo nie mieliśmy jak przygotować jedzenia obiadowego na miejscu – i jechaliśmy na te siedem godzin istnej walki w ogródku.

Wojtek kocha rowery, to wiem. Eliza, ty też?

Eliza: Najbardziej lubię jeździć rowerem, gdy jestem poza Warszawą, na przykład gdy jesteśmy u mamy Wojtka w Wielkopolsce. W Warszawie trochę mnie stresuje liczba samochodów, ale ostatnio odkryłam, że na szczęście to się zmienia. Pojawiają się nowe drogi rowerowe. Zaczynam częściej wsiadać na rower – także po to, żeby się poruszać.

Wojtek: Kiedyś, gdy Eliza przyjeżdżała do mnie do Poznania, jeździła bardzo dużo na rowerze. Pierwsze, co zrobiliśmy na początku naszego związku, to kupiliśmy jej holenderkę.

Wasz związek zaczął się od roweru?

Wojtek: Można tak powiedzieć. Na pierwsze spotkanie z Elizą przyjechałem rowerem.

Opowiedzcie od początku. Na pewno wiele osób nie wie jeszcze, jak się poznaliście.

Wojtek: Poznaliśmy się w Poznaniu. Była zima, minus dwadzieścia stopni, zaspy. Miałem wtedy kiepski czas, niedługo po rozstaniu. Przyjeżdżałem do knajpy mojego kolegi Jacha Pawlaka (Jana Pawlaka, właściciela kawiarni La Ruina – przyp. red.). Trochę mu pomagałem, trochę kelnerowałem, trochę po prostu siedziałem, żeby samemu nie spędzać wieczorów. Czasem nawet wychodziłem na spacery z ich córeczką. Pawlakowie mieszkali nad knajpą i piekli serniki, potem sprzedawali je na dole. Był taki dzień, że akurat zdobyłem ciekawe piwa – sam jestem piwoszem, te piwa – dość oryginalne Alt – przyjechały z Niemiec. Chciałem poczęstować Jacha, choć wahałem się, czy jechać do niego tak późno. No i jadę z tymi piwami w plecaku, rowerem, przez zaspy. Zobaczyłem, że w knajpie świeci się światło. Pomyślałem: dziecko widocznie śpi na górze, a oni siedzą na dole z jakąś dziewczyną. Nie chciałem wchodzić, ale kazali mi zostać. No i ona tam siedziała.

Eliza: Przyjechałam wtedy do Poznania na warsztaty. W La Ruinie, u Moniki i Jana, byłam tak naprawdę drugi raz w życiu. I też o mały włos bym tego wieczoru nie przyszła – bo było już późno, byłam zmęczona, trochę mi się nie chciało. Ale obiecałam właścicielom La Ruiny, że się pojawię. Już podczas mojej poprzedniej wizyty w Poznaniu usłyszałam, że koniecznie muszę ich poznać, że Monika „piecze ciasta według moich przepisów i je udoskonala”. Pracowałam nieco wcześniej nad takim zestawieniem najlepszych kawiarni w Poznaniu – nie było jeszcze wtedy w mieście zbyt wielu takich miejsc i łatwo było trafić z jednego do drugiego, właściciele się znali i wzajemnie polecali. W ten sposób z Taczaka 20 trafiłam do La Ruiny. Byłam tylko na moment i obiecałam, że wrócę na dłużej. Ten zimowy wieczór, gdy Wojtek wszedł, to była właśnie ta druga wizyta. Bardzo śmiesznie się zaczęła nasza znajomość. Kiedy Inżynier wszedł do La Ruiny, akurat rozmawiałam z Pawlakami o dziecku, bo oni mieli niemowlaka. Powiedziałam, że chciałabym mieć kiedyś jeszcze jedno. A oni wypalili: „To może z Wojtkiem?” (śmiech).

Teraz już rozumiem wasz sentyment do poznańskiej La Ruiny. Wyswatali was po prostu!

Wojtek: Już po pierwszym spotkaniu Monika z La Ruiny zadzwoniła do mnie i kazała „brać się do roboty”, mówiła, że z Elizą to ewidentnie coś będzie.

Eliza: Pawlakowie uznali, że stanowimy tzw. perfect match. Pomógł nam jeszcze zepsuty samochód, który musiałam zostawić w Poznaniu i wrócić po niego za kilka dni. Nasza znajomość rozwinęła się tak naprawdę korespondencyjnie. Po zaledwie trzech spotkaniach zaczęliśmy do siebie pisać, bo ja mieszkałam w Warszawie, Wojtek w Poznaniu. Potrafiliśmy gadać całymi dniami, do czwartej rano, przez ponad miesiąc.

Wojtek: Widziałem ją kilka razy w życiu, ale miałem poczucie, że już wszystko wiem, bo tyle czasu pisaliśmy do siebie przez Internet. Przyjechałem do Warszawy, żeby się z nią zobaczyć, i tak już zostało. Potem Eliza zaczęła przyjeżdżać w tygodniu do Poznania, a ja w weekendy do Warszawy.

Eliza: Taaak, pamiętam te karteczki w kuchni! „Możesz się wszystkim częstować! Kupiłem serek”.

Wojtek: Chyba podczas mojego drugiego weekendu w Warszawie kupiliśmy rower dla Elizy. Potem został zawieziony do Poznania, żeby mogła tam jeździć.

Wojtek, a kupujesz Elizie kwiatki? Sporo ich na jej Instagramowym koncie.

Nie tak często. Czasem kupuję, bo wiem, że lubi, ale ja jestem praktyczny – często myślę o tym, że zaraz te kwiaty zwiędną. Raczej kupuję Elizie chipsy na wieczór. Ale o kwiatach na urodziny oczywiście pamiętam.

Powiedzcie coś o swojej dzielnicy, o tym gdzie Eliza robi zakupy, a Wojtek wozi dzieci do przedszkola. Za co lubicie Starą Ochotę?

Wojtek: Ochota jest piękna – bardzo mi się spodobała po przeprowadzce z Poznania. To lokalne życie, te kamienice, uliczki, podwórka. Niestety są też minusy, a największy to ta samochodoza. Wszędzie samochody, poparkowane gdzie bądź. No i infrastruktura rowerowa tutaj to dramat…

Eliza: Zawsze marzyłam o tym, żeby pomieszkać w starej, przedwojennej kamienicy. To światło, wysokie sufity, stare okna, piękne klatki schodowe. Na Ochotę trafiłam przypadkiem, ale spodobał mi się jej lokalny charakter, ulica Słupecka z jej starymi zakładami rzemieślniczymi: tu kuśnierz, tam kaletnik, dwóch krawców, zielarnia. Ludzie, którzy tu mieszkają, często urodzili się na Ochocie przed wojną i mają wiele historii do opowiedzenia.

Zapytam jako wasza sąsiadka, ale też z pewnością w imieniu wielu: czy doczekam się bistro na Starej Ochocie lub chociaż piekarni z pieczywem Liski i kawą Inżyniera? A może Inżynier otworzy serwis rowerowy?

Wojtek: No, nie wiem. Znamy ludzi z gastro, to praca od rana do nocy. A gdzie czas dla dzieci, dla siebie?

Eliza: Boję się gastro. Jeśli już, to musiałaby to być jakaś mikromiejscówka z kilkoma ciastami i kawą na wynos, ale znajomi pracujący w gastro mówią, że to się nigdy na kilku ciastach nie kończy… Z drugiej strony, kiedy ktoś nas odwiedza, to kochamy go ugościć, poczęstować. Zobaczymy, dokąd zaprowadzi nas los.

Co w takim razie jest waszym marzeniem?

Wojtek: Ja bym chciał, żeby Eliza pojechała ze mną na jakąś rowerową wyprawę, taki bikepacking. To by było fajne.

Eliza: Ja chyba marzę o tym, by we dwoje pojechać do Korei Południowej i jeszcze raz do Japonii. Byliśmy tam, i chcielibyśmy jeszcze kiedyś wrócić.

No to ja wam życzę wycieczki rowerem do Korei!

W czasie sesji zdjęciowej Eliza i Wojtek testowali rowery elektryczne marki Batavus ze sklepu Rowerystylowe.pl. Wojtek, który od lat jest fanem rowerów (opowiadał o tym m.in. w rozmowie z Ładne Bebe tutaj) ocenił ten model jako idealną dojazdówkę do pracy czy wsparcie, gdy jedziemy z ciężkimi zakupami: Bardzo mi się podoba rower elektryczny – wspomaganie jest szczególnie przydatne, gdy się wozi dzieci, zakupy, albo i dzieci, i zakupy. Duży plus za to że można je włączyć też przy prowadzeniu – bardzo by mi się przydało, kiedy jeździłem do przedszkola z dwójką dzieci i czasem trzeba było poprowadzić rower.

Rowery elektryczne Batavus są wspomagane silnikami marki BOSCH, mają stabilne nóżki i blokadę przedniego koła – bardzo wygodną, gdy chcemy na chwilę postawić dziecko w zapięte w foteliku. To także komfortowe rowery miejskie, dobre na przejażdżki po chodnikach i ścieżkach rowerowych. Więcej o rowerach elektrycznych przeczytacie tutaj. 

Modele testowane przez Elizę i Wojtka to Batavus Quip Extra Cargo Bosch (Unisex). Rower Wojtka ma zamontowaną skrzynię-bagażnik marki Basil – ten model kupicie tu. Rower Elizy wyposażony jest w koszyk rattanowy Basil Green Life, który kupicie tutaj. Na zdjęciach pokazano także fotelik dla dzieci Yepp.

Materiał powstał we współpracy z marką Rowerystylowe.pl

 

rowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0533-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0357-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0005-kopia-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0010-kopia-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0047-kopia-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0054-kopia-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0075-kopia-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0122-kopia-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0123-kopia-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0126-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0135-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0141-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0146-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0196-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0213-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0223-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0224-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0227-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0234-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0245-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0280-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0288-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0368-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0288-1-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0298-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0308-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0313-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0330-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0344-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0350-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0351-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0357-1-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0399-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0400-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0357-2-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0406-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0419-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0420-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0428-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0436-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0445-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0454-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0464-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0467-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0595-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0490-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0491-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0498-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0512-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0513-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0518-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0533-1-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0539-1-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0562-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0588-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0572-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0585-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0588-1-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0589-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0594-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-9996-kopia-scaled.jpgrowery-elektryczna-whiteplate-ewa-przedpelska-0599-scaled.jpg

Powiązane