Macierzyńska (nie)codzienność – Marzena Pokrzywińska
Mama wybiera, co ją wspiera
Poranki są rześkie, dni coraz krótsze, a to oznacza, że 1 września tuż-tuż! Data szczególna zwłaszcza dla otwierających nowy rozdział rodziców. Kto z was zaczyna przygodę ze żłobkiem? Skorzystajcie z doświadczeń Marzeny, mamy dwulatka, która ma za sobą dwie adaptacje i garść przemyśleń o emocjach rodzica w tym procesie. A także z listy zakupowych hitów na końcu artykułu.
W sierpniowym słońcu czerpiemy jeszcze z pełni lata, ale podskórnie wszyscy to czujemy – idzie nowe! Niezależnie od tego, czy wybieramy dla dziecka pierwsze kapcie do żłobka, czy tornister do szkoły, ten miesiąc obfituje w emocje, często dotąd nieznane.
O tym, że początki to dużo stresu, ale też ekscytacji i patrzenia z uśmiechem w przyszłość, doskonale wie Marzena Pokrzywińska. Modelka, aktorka, dyplomowana kosmetolożka, hobbystycznie prowadząca grupę na Facebooku z modą vintage. Żona Saima, aktora z Turcji, który pasję do gotowania chciałby przekuć we własny gastrobiznes. Do tej układanki dwa i pół roku temu dołączył Romek, który niedawno zaczął przygodę ze żłobkiem. Poczytajcie, co u nich słychać!
Jak wygląda typowy dzień w waszej rodzinie? Jak go zaczynacie?
W tygodniu wstajemy po siódmej, na zmianę odwozimy Romka do żłobka – oboje pracujemy w elastycznych godzinach. Mam rano jakieś 30 minut na to, żeby ogarnąć siebie, synka i jeszcze w miarę spokojnie wypić kawę. Czas po żłobku jest mniej ustrukturyzowany, działamy bardziej spontanicznie. Zależnie od tego, co chce robić Romek. (śmiech) Ruszamy na plac zabaw, zabieramy ze sobą hulajnogę, spacerujemy. Czasem idziemy prosto do domu, gdzie w ruch idą autka i inne zabawki. Ostatnio ulubioną aktywnością Romka są wspólne wygłupy, więc dużo czasu spędzamy w ten sposób, rozśmieszając się nawzajem i szalejąc po domu.
Kiedy Romek poszedł do żłobka? Jak wyglądała adaptacja?
Nasz syn debiutował w żłobku rok temu, miał wtedy półtora roku. Mamy za sobą dwie adaptacje, bo ze względu na przeprowadzkę zmieniliśmy placówkę. Za pierwszym razem okres adaptacji trwał dwa tygodnie. Było to dla mnie trudne, by zostawić synka, ale na szczęście Romek bardzo polubił żłobek, ciocie i dzieci. W drugim żłobku wszystko poszło sprawniej. Wiedzieliśmy, jak to wygląda, więc towarzyszyłam mu przez tydzień. W pierwszych dniach czuł się nieswojo, ale gdy poznał lepiej nowe miejsce – zaczął tam chodzić z zadowoleniem.
Co było największym wyzwaniem?
Właściwie sama rozłąka, zostawienie Romka w nowym miejscu. Wcześniej był zawsze z nami, zastanawialiśmy się więc, jak się odnajdzie w innych okolicznościach, z kimś innym niż najbliżsi. Widzę jednak jego uśmiech, gdy go odbieram, więc wszystkie wątpliwości szybko się rozwiały.
Czy u was też w pierwszym roku w żłobku na dwa tygodnie chodzenia przypadają dwa tygodnie choroby?
To niestety prawda, nie byliśmy wyjątkiem. Pierwsze dwa miesiące wyglądały tak, że gdy tylko Romek wyzdrowiał i wrócił do placówki, po kilku dniach przynosił coś nowego. Chorował, a ja razem z nim… Na szczęście przy naszych zawodach mamy elastyczne grafiki, więc zostawaliśmy z synkiem na zmianę z Saimem. To chorowanie już się unormowało i mamy dłuższe okresy bez infekcji, ale początki rzeczywiście są pod tym kątem trudne.
Co było dla was najważniejsze przy wyborze żłobka?
Ze względu na finanse postawiliśmy na żłobek państwowy – na szczęście w Warszawie jest ich mnóstwo, więc było z czego wybierać. Dla mnie priorytetem była nie za duża grupa, własny ogród i przede wszystkim opinie rodziców. Ważna była też odległość od domu, żeby nie spędzać godziny w trasie, tylko maksymalnie 30 minut spacerem. Za każdym razem trafiliśmy bardzo dobrze i to pomogło nam sprawniej wejść w nowy etap.
Adaptacja zatem za wami – co poradziłabyś stresującej się mamie roczniaka?
Przede wszystkim warto się przygotować na to, że jest to trudne emocjonalnie, głównie dla mamy, czasem chyba bardziej niż dziecka. Ważne, by pamiętać, ile zalet mają żłobki na tym etapie rozwoju. Widzieliśmy od razu, jak Romek się zadomowił, że jego rozwój przyspieszył, dużo się uczy każdego dnia i ma możliwość socjalizacji z innymi dziećmi. Każdej mamie w procesie adaptacji poradziłabym, żeby po prostu uważnie obserwować dziecko. Czy chętnie chodzi do żłobka, czy wychodzi zadowolone, czy pojawiają się jakieś trudności. Teraz w żłobkach ciocie wysyłają mnóstwo zdjęć, cały czas są na łączach z rodzicami, ale tylko dziecko może powiedzieć lub pokazać, jak się w danym miejscu czuje.
Jak się wychowuje dziecko w multikulturowym domu? Różnice w tradycjach to pole do konfliktów czy wzbogacające doświadczenie?
Myślę, że to zależy od ludzi, kultura jest na drugim miejscu. Z Saimem jesteśmy do siebie bardzo podobni, a zarazem różni, ale co najważniejsze – mamy takie same priorytety. W wychowaniu Romka słuchamy siebie nawzajem, nie robimy sobie na przekór, mamy podobną wizję wychowawczą. Wbrew pozorom nasze kultury są bardzo podobne, jesteśmy bardzo rodzinni, przywiązani do tradycji, dosyć staroświeccy. (śmiech) Dla Romka dużym plusem jest to, że będzie mówił w dwóch językach – Saim mówi do niego po turecku – i będzie mógł poznać z bliska tak piękny kraj, jakim jest Turcja, od innej strony niż turysta.
Co ze zwyczajów z kraju męża chętnie przeniosłabyś do Polski?
W Turcji fajne jest to, że dzieci wychowuje się z rodziną. Zawsze gdzieś w pobliżu jest babcia, ciocia przyjdzie na kawę, wujek wpadnie z niespodziewaną wizytą, w drodze na zakupy sąsiad zatrzyma na pogawędkę. Ja też wychowywałam się w takim domu i myślę, że to uczy większego szacunku do różnych pokoleń. Nasz dom zawsze był otwarty, cały czas ktoś wpadał i wypadał i wspominam to bardzo dobrze. Współcześnie w dużym mieście w Polsce, takie są nasze warszawskie doświadczenia, ludzie żyją raczej obok siebie. Żeby się spotkać, trzeba się odpowiednio wcześniej umówić, jest mniej miejsca na spontaniczność i stałe podtrzymywanie ciepłych relacji.
Myślę, że chociaż po części udało nam się z mężem stworzyć taki wymarzony polsko-turecki dom z dobrymi dawnymi tradycjami. Nie mamy co prawda tutaj rodziny, ale przyjaciele są zawsze mile widziani i często u nas bywają. To dla nas ważna wartość, którą chcemy przekazać Romkowi.
Jak wygląda rodzicielstwo przy nieregularnych godzinach pracy?
Pod kątem bycia rodzicem to bardzo wygodna sytuacja. Ustawiamy sobie zajęcia tak, by zawsze któreś z nas było z Romkiem, bardzo często też spędzamy czas w trójkę. Minusem jest na pewno to, że często musimy na ostatnią chwilę zmieniać plany, bo niespodziewanie pojawia się jakieś zlecenie. Śmieję się, że jeśli chcemy mieć dużo zleceń w jakimś miesiącu, to powinniśmy właśnie na ten czas zaplanować wakacje
Czy w takim układzie jest czas na randkowanie z mężem?
Poza domem rzadko widujemy się tylko w dwójkę, ale w domu – właściwie cały czas. Obiecujemy sobie, że zaczniemy chodzić na „prawdziwe” randki, ale średnio nam to na razie wychodzi. Mamy cudowną nianię i przyjaciół, którzy oferują pomoc, ale sporadycznie korzystamy z tej możliwości. Pierwsza randka po pojawieniu się Romka była przed sylwestrem, gdy synek miał sześć miesięcy. Przyjechała do nas mama Saima i została z małym. Poszliśmy sami na kolację i było to z jednej strony magiczne, z drugiej – czuliśmy się dość dziwnie bez dziecka obok. Przed urodzeniem Romka spędzaliśmy mnóstwo czasu poza domem, a teraz – może nam się już tak nie chce, może nie mamy po prostu tej potrzeby.
Urodzenie dziecka to dobry moment na zawodowy zwrot akcji?
Dla niektórych jak najbardziej, znam wiele kobiet, które odeszły z korporacji i otworzyły własny biznes. To indywidualne. W moim przypadku muszę jeszcze chwilę poczekać na spełnienie swoich marzeń. Zanim zaszłam w ciążę, zaczęłam studia kosmetologiczne. Myślałam, a wręcz byłam przekonana, że gdy urodzę Romka, to ruszę ze swoim biznesem. Teraz jestem rok po zdobyciu dyplomu i myślę, że potrzebuję jeszcze pół roku, może rok, żeby otworzyć coś swojego, bo najzwyczajniej nie mam teraz na to siły. Jedyna pora, kiedy mogłabym rzeczywiście planować działania – zrobić biznesplan, nagrać wideo na Instagram, to wieczór. A wtedy jestem wykończona po całym dniu i… zasypiam razem z Romkiem. (śmiech)
Co jest teraz, na tym etapie, najtrudniejsze?
W moim przypadku zmęczenie. Chciałabym tyle rzeczy zrobić, a chwilowo nie mam na to mocy. Na szczęście nauczyłam się odpuszczać i nie mam już pretensji do siebie, że czegoś nie zrobiłam, kiedy po prostu nie starcza sił i doby.
A co jest najfajniejsze w byciu mamą?
To ciągłe poznawanie małego człowieka. Mam wrażenie, że codziennie odkrywam coś nowego, ciągle coś mnie zadziwia, zaskakuje. Przy okazji odkrywa się na nowo siebie, swojego partnera, patrzy się zupełnie inaczej na świat.
Bez czego nie wyobrażasz sobie macierzyństwa?
Bez wsparcia. Może to być rodzina, partner, przyjaciele, ale w macierzyństwie jest ono bardzo potrzebne. Czasami traci się grunt pod nogami i potrzebny jest ktoś, kto cię dobrze zna i powie, że jest i będzie dobrze.
Czego się o sobie dowiedziałaś dzięki byciu mamą?
Tego, że mam nieograniczone pokłady miłości i cierpliwości. Umiem być wielozadaniowa i ciągle mam w sobie dużo z dziecka. Kiedyś się bałam, że jako mama utracę spontaniczność, ciekawość, taką nieco dziecięcą naiwność, ale to nadal ze mną jest.
Co – na podstawie tego, co już wiesz o byciu mamą – powiedziałabyś sobie na początku tej drogi?
Słuchaj swojej intuicji, a nie opinii innych.
***
Nie jest tak, że po zamknięciu drzwi szatni żłobka potrzeby rozwojowe dziecka zwalniają. Wręcz przeciwnie! Przyjazne otoczenie i pomocne akcesoria mogą wspierać umiejętności i utrwalać kompetencje. Żeby nadążyć za maluchem i jego otwarciem na nowe, stawiamy na naukę przez zabawę w domu i ułatwiające codzienność rodzica produkty. Co dla swojego żłobkowicza wybrała Marzena? Sprawdźcie!
JANOD. YES, CHEF!
O czym marzy dwulatek, którego tata kocha gotować? Oczywiście o własnej kuchni! I to nie byle jakiej – ważne są akcesoria i przemyślane elementy gwarantujące jak najwięcej zabawy w grze „chce być jak tata”. Drewniana kuchnia Janod wygląda niczym miniaturka profesjonalnego stanowiska do gotowania z utrzymanej w trendach kuchni. Francuska marka od zawsze trzyma rękę na pulsie, jednocześnie niezmiennie zapewnia najwyższą jakość swoich zabawek. Podświetlane płyty grzewcze, pokrętła piekarnika i sygnały dźwiękowe przyciągają uwagę malucha. Do tego stonowany kolor (pssst… Janod wykorzystuje farby bezpieczne dla dzieci!) i barwny wzór „kafelków”. „Kuchnia jest świetna do samodzielnej zabawy, a ja w tym czasie wypijam ciepłą, nie zabawkową, kawę. Lubimy się nią bawić też wszyscy razem” – mówi Marzena. Wspólna zabawa z rodzicami to najprzyjemniejszy patent na rozwój poznawczy najmłodszych.
Z CZUCZU NAUKA TO FRAJDA
Szykujcie wolną przestrzeń na podłodze i stole – czas na zabawę z CzuCzu! Marka świetnie znana z kartonowych zestawów przygotowała edukacyjne nowości dla żłobkowiczów i przedszkolaków. Z myślą nie tylko o domatorach powstały puzzle „Co robimy w domu”. Poza 24-elementową układanką zawierają 32 tematyczne żetony. A to dopiero początek zabawy, bo, jak to u CzuCzu, do zestawu przygotowano liczne scenariusze zabaw i pole do rodzinnej kreatywności. Świetnym treningiem dla motoryki małej, jak również spostrzegawczości i koncentracji, będą Duuuże puzzle z dziurką. Edycja z alfabetem to także dobra baza do nauki liter i poznawania nowych słów. „Romek świetnie zna układanki z kółkami, powoli wchodzi na kolejne poziomy trudności puzzli. Uwielbia te wyzwania!” – przyznaje Marzena. Razem z rodzicami układa Dzikie Puzzle Las, przy okazji przygotowując się na rodzinne wyprawy tropem leśnej flory i fauny!
CZTERY SZPAKI – COŚ SUPER DLA CAŁEJ RODZINY!
Mydlarnia Cztery Szpaki od początku istnienia stawia na proste i maksymalnie skuteczne formuły kosmetyków. Co ważne – przyjazne zarówno dla ludzi, jak i zwierząt i środowiska, a to dzięki wegańskim recepturom i zrównoważonej produkcji. Jednym ze szlagierów podlaskiej manufaktury jest Superkrem. Teraz dostępny także w hipoalergicznej, bezzapachowej wersji bezpiecznej od pierwszego dnia życia. Dodatek maceratu z babki lancetowatej i groszku zielonego to gwarancja ukojenia wrażliwej skóry. Odżywcze właściwości zapewniają olejek ze słodkich migdałów i masło mango, a opatentowany kompleks naturalnych cukrów wzmacnia barierę hydrolipidową. Ale słodko! Krem jest dostępny w puszce o pojemności 100 ml. Marzena dodaje: „Idealny, by wrzucić go do torebki i mieć zawsze pod ręką. Zmieści się też do bagażu podręcznego! Taka ilość wystarczy na podstawową pielęgnację dla naszej trójki”.
Do rodzinnej kosmetyczki Marzena dorzuciła jeszcze kilka sprawdzonych hitów od marki: peeling, mydło w kostce i masło do ciała.
INSPIROWANE MARZENIAMI DZIECI – KIDS’ INSPIRATION
Miejsca z przemyślaną selekcją produktów dla dzieci to sprawdzona pomoc! I to nie tylko dla początkujących rodziców. Sklep Kids’ Inspiration to nieocenione źródło pomysłów dla przyjaciół i rodziny na urocze drobiazgi, wspierające przedmioty codziennego użytku i wymarzone prezenty dla maluchów. Znajdziecie tu przegląd topowych marek, które gwarantują najlepszą jakość wykonania, przyjemną estetykę i, co najważniejsze, świetną zabawę! A wszystko dostępne online, z szybką dostawą i możliwością zwrotu w razie na przykład zdublowania upominków.
Marzena wybrała dla Romka drewnianą kolejkę Little Dutch. „Nie sądziłam, że ten zestaw da tyle radości nie tylko synkowi, ale też jego tacie” – śmieje się. Nic dziwnego, bo ponad 100 drewnianych elementów to mnóstwo możliwości budowania miasteczek, stacji i tras. Za każdym razem stworzycie coś zupełnie nowego! To świetny sposób na wzmocnienie dziecięcej kreatywności i strategicznego myślenia.
MEDIA RODZINA – CO DZIŚ ZROBI KASTOR?
Oto gość, który świetnie odnajdzie się w domowej biblioteczce malucha. Kastor, bohater serii książek wydawnictwa Media Rodzina, to pomysłowy bóbr, który nie wie, czym jest nuda. W każdym z tomów poznaje nowe umiejętności i do wspólnego odkrywania tajników majsterkowania, pieczenia czy naprawy rowerów zaprasza małych czytelników. Krok po kroku, z konkretnymi opisami i ze szczegółowymi ilustracjami w stonowanej kolorystyce. Techniczne opisy to nie przypadek. Autor, Lars Klinting, zanim zajął się pisaniem książek dla dzieci, był stolarzem. „Podoba mi się w tych książkach sznyt retro, jakbym pokazywała synkowi lekturę ze swojego dzieciństwa. Romek bardzo polubił tego zwierzaka” – przyznaje Marzena. Sprawdźcie, czym dzisiaj zajmie się Kastor! Może następnym razem skorzystacie z jego doświadczenia w swoim domu?
NA SPACERY TYLKO Z KINDERKRAFT
Jaki jest wózek idealny? Pewnie wielu rodziców powie: to zależy. Niektórzy potrzebują lekkiej spacerówki, którą łatwo zapakować do auta, inni – zwinnej i z dobrą amortyzacją, z myślą o wysokich krawężnikach i nierównym terenie w mieście. Jeśli połączymy te potrzeby i dodamy do tego dużą budkę chroniącą przed słońcem i wiatrem, a także płynną regulację, mamy ideał na miejskie wyprawy – wózek Mitzy od Kinderkraft.
Marka Kinderkraft od ponad 10 lat proponuje rodzicom różnorodne rozwiązania na co dzień pod wspólnym hasłem „Easy with kids”. Zdaje się, że funkcjonalność, bezpieczeństwo i minimalistyczny design to klucz do ułatwienia życia rodzicom! „Mnóstwo czasu spędzamy na spacerach. Ustawiamy wysokość oparcia i podnóżka zależnie od tego, czy Roman śpi, czy jest aktywny. Dla rodziców jest też opcja dopasowania ułożenia rączki. Co za wygoda!” – mówi Marzena. Wózek Mitzy zostanie z nimi na długo – jest odpowiedni dla dzieci do 22 kg.
Materiał powstał we współpracy z markami: Kinderkraft, Cztery Szpaki, Janod, Media Rodzina, Kids’ Inspiration i CzuCzu.