Lamerki, nie ekspertki
Rozmowa z Anną Weber i Olą Woźniak
Czy masz odwagę by przyznać, że jesteś lamerską mamą? One podpisują się pod tym stwierdzeniem obiema rękami. Zamaszyście, odważnie, zabawnie, bezpardonowo i z mocą. Poznajcie autorki książki „Mama Lama, czyli macierzyństwo i inne przypadłości życiowe”.
Olę Woźniak, mamę 3,5-rocznej Euniki, 2,5-rocznego Michała i 2-miesięcznego Jonasza oraz Anię Weber, mamę 5-letniego Antka, 3-letniego Stefana i półrocznego Józefa, możecie znać z kanału na YouTube zatytułowanego Mama Lama, m.in. z ich świetnej ciążowej przeróbki hitu „Małomiasteczkowy”. Dziś, 13 listopada swoją premierę ma napisana przez nie wspólnie książka „Mama Lama, czyli macierzyństwo i inne przypadłości życiowe”, złożona z 10 rozdziałów drążących tematy wywołujące w mamach potężny dyskomfort. Ania i Ola mówią bez ogródek o tym, co więźnie w gardle, powoduje wstyd i poczucie winy, jakby to była najbardziej prozaiczna rzecz na świecie. Ty sposobem oswajają problem i odbierają mu paraliżującą moc. Pamiętacie film „Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki”? Mamy Lamy skonstruowały maszynę do zmniejszania macierzyńskich rozterek i chwała im za to. Przeczytajcie, jak podzieliły się pracą w pisaniu książki, czego je to pisanie nauczyło i jaka jest ich metoda na walkę z hejtem w Internecie.
*
Kim jest mama lama? Która z was wpadła na pomysł tej nazwy i co ona oznacza w waszym słowniku? Bo dla mnie brzmi jak coś ciepłego, miękkiego, słodkiego i zwierzęcego, związanego z kobiecą naturą i troską o potomstwo.
Ania: Ola wpadła na pomysł nazwy, ale początkowo nie była do niej przekonana. Natomiast ja i kilka innych osób współtworzących kanał zareagowaliśmy bardzo pozytywnie. To było to.
Ola: Nazwa miała nawiązywać do tego, że nie zależy nam na wcielaniu się w ekspertki od macierzyństwa, bo to jest zwyczajnie niewykonalne. Nie sposób być ekspertką w tym temacie. Człon „lama” miał wskazywać na to, że jesteśmy w tej dziedzinie bardziej lamerskie, niż eksperckie. (śmiech)
A: W mowie potocznej przyjęło się, że jeśli coś jest nieperfekcyjne i trochę nieudane, to nazywamy je lamerskim. I tak się właśnie czujemy jako mamy, choć nie uważamy, żeby było w tym coś złego.
Robicie wrażenie zgodnych, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że dobrałyście się na zasadzie przeciwieństw. Bywa, że spieracie się w niektórych kwestiach, poprawiacie się nawzajem albo sobie docinacie. Czy dochodzi czasem między wami do burzliwej konfrontacji?
O: My chyba się tak bardzo od siebie nie różnimy. W wielu kluczowych kwestiach, czyli tych, które dotyczą podejścia do życia, myślimy tak samo. To znaczy, że patrzymy na świat z dystansem, z poczuciem, że damy radę, i że to, co robimy jest ważne. Ale też nie najważniejsze.
A: I przez to też wiele rzeczy wychodzi nam podobnie. W większości przypadków pozostaje nam kwestia dogadania się, zniwelowania małych różnic i niuansów, ale fundament w naszym myśleniu jest podobny i to procentuje. Rzeczywiście, mamy czasem różne opinie, ale kierujemy się podobnymi wartościami.
O: Obie jesteśmy wierzące i podstawy macierzyństwa czy małżeństwa opieramy na wartościach zawartych w Biblii. To sprawia, że to, co budujemy, jest różne, ale ma ten sam fundament. I chyba nigdy się o nic nie pokłóciłyśmy, choć miewałyśmy odmienne zdania, np. na temat przyjaźni damsko-męskiej. I pewnie do dziś każda z nas ma swoją opinię w tej kwestii, ale w gruncie rzeczy nasze stanowiska są zbliżone.
A: Inaczej nazywamy rzeczy i zjawiska, dzięki czemu możemy podpatrywać, jak druga osoba patrzy na daną kwestię. Przygotowując się do nagrania i pisząc książkę dużo dyskutowałyśmy, ale nasze ostateczne zdanie i tak zawsze pozostawało nasze, ale lekko ociosanym przez tę drugą wizję. I myślę, że na tym polega świat.
O: Człowieczeństwo, życie, bycie matką. Wpływamy na siebie, ale nie w sposób nachalny czy destrukcyjny. Ja ci sprzedaję swoja opinię nie po to, żebyś ty ją w pełni przyjęła, tylko po to, żebyś jej wysłuchała i ją przemyślała. A to, co weźmiesz z niej dla siebie, to jest już wyłącznie twoja sprawa i twój wybór.
Podoba mi się, że mówicie prosto z mostu, dając wrażenie spotkania w dziewczyńskim kręgu. Czy będąc w ciąży, posiłkowałyście się poradami przyjaciółek? Jak wyglądają wasze relacje z innymi kobietami?
O: Lubię obserwować kobiety, które są w podobnym wieku co ja albo nieco starsze, czyli np. naszą przyjaciółkę Martę, która jako pierwsza w naszym gronie zaszła w ciążę. Była dla nas niczym case study, na jej przypadku opierałyśmy uniwersalną wizję ciąży. A kiedy już w niej byłyśmy, okazywało się, że mamy zupełnie inne spojrzenie na to zagadnienie i inne doświadczenia. Ale to, że się zna historie innych kobiet, osadza nas w kontekście macierzyństwa jako wspólnego doświadczenia. To jest cenne.
A: Ważne jest to, żeby trzymać sztamę z innymi kobietami. I to nie musi od razu urastać do budowania wioski. Wystarczy baczna obserwacja i wymiana doświadczeń, które same w sobie są bardzo budujące i wspierające, oswajają macierzyństwo i pozwalają odpowiedzieć sobie na pytanie: kim ja chcę być jako matka. Wiem, że skoro one to przeżyły, to i ja to przeżyję. To, że są piękne, uśmiechają się i idą do przodu, mimo trudności, stanowi dla mnie pewnik, że sobie poradzę. To przeświadczenie towarzyszyło mi bardzo żywo, kiedy zakładałyśmy kanał Mama Lama. Historie innych kobiet i poznanie ich punktów widzenia, ich trików na życie to źródło inspiracji i wiedza o tym, jak ułatwić sobie życie. I ta wiedza wcale nie musi być ekspercka, a one nie muszą być idealne.
Jak wyglądał proces pisania książki? Czy podzieliłyście się wstępnie tematami?
O: Obie pisałyśmy równocześnie na zadany temat. Początkowo myślałyśmy, że zrobimy transkrypt z naszych odcinków, dlatego też rozdziały w naszej książce brzmią jak tytuły odcinków. Okazało się jednak, że my się zmieniłyśmy i nasze poglądy też, a to, co mówiłyśmy w danym odcinku, nie było kompletne. Ostatecznie więc napisałyśmy tę książkę od nowa, z nowymi przemyśleniami i z nową perspektywą. Stworzyłyśmy konspekt, wyznaczając kierunki, w jakich ma iść tekst, ale potem już pisałyśmy osobno.
A: Każdy rozdział pisałyśmy obie, dlatego w książce jest i moja, i Oli część, ale mimo to często okazywało się, że pisząc osobno, dochodzimy do podobnych wniosków, choć podążając różnymi drogami. Ci, którzy przeczytali książkę, mają wrażenie, że myślimy spójnie, tylko różni nas sposób, w jaki dochodzimy do końcowych wniosków. Muszę dodać, że pisanie to był dla mnie bardzo przyjemny czas. Spisanie myśli i usystematyzowanie ich w formie rozdziałów wprowadziło porządek, który zaskakująco dobrze mi zrobił.
Co było dla was najtrudniejsze w pisaniu, a co dawało największą satysfakcję?
A: Najtrudniejsze było to, że w momencie pisania książki byłam tuż po porodzie, z małym dzieckiem i w połogu, przez co miałam lekką szajbę hormonalną i w kółko poddawałam w wątpliwość to, co robię. Z jednej strony pogrążałam się w pisaniu, a z drugiej myślałam: po co ja to robię, jaki to ma sens i kogo to obchodzi? To są moje myśli, ale czy one są warte spisywania w formie książki?
O: Ja miałam dokładnie to samo. Myślałam, że piszę oczywiste rzeczy, a przecież to nikogo nie obchodzi, bo wszyscy już to wiedzą. Teraz jednak widzę, że te oczywiste dla nas kwestie, nie są oczywiste dla innych mam. Szczególnie satysfakcjonujące dla mnie były momenty, w których zamykałam kolejny rozdział z poczuciem, że dałam od siebie coś wartościowego.
A: Dla mnie satysfakcjonujący był moment, w którym przeczytałam całość po kilku tygodniach, a więc z dystansem, i pomyślałam, że to jest dokładnie to, co ja bym chciała usłyszeć w chwili stawania się mamą. To, że ktoś daje mi przyzwolenie na ten ogrom emocji i mówi, że to jest właśnie to, z czym się będziesz borykać. I że ta cała droga, to kucie w ogniu, jest po coś. Po to, żebyś stawała się lepszym człowiekiem.
Ubiegłyście mnie z pytaniem! Chciałabym wiedzieć, który z rozdziałów chętnie przeczytałybyście, zanim zostałyście matkami? Który wydaje się wam najistotniejszy z punktu widzenia przyszłej mamy?
O: Ja lubię mój ostatni rozdział, bo jest podsumowaniem mojego całościowego podejścia do życia (Mama na etat czy mama na etacie?, s. 275 – przyp. red.). On się obija o kontekst, czy mam wrócić do pracy, czy nie, ale – poza głównym tematem – zawiera w sobie coś szerszego. Dotyczy tego, co powinnam robić w życiu, żeby być szczęśliwą, i co mi to szczęście da: macierzyństwo, praca, a może połączenie jednego z drugim? Szybki czy późny powrót do pracy? A może zupełnie nowa pasja? Chciałam zawrzeć w tym rozdziale myśl, że świadomość tego, w jakim punkcie życia się jest i jak siebie odnaleźć, jest kluczowa.
A: Moje dwa ulubione rozdziały to Czy macierzyństwo zmienia na lepsze? (s. 11 – przyp. red.) i Jak poznać, że jestem dobra matką? (s. 33 – przyp. red.). W obu ugryzłam temat porównywania siebie do innych. I bardzo bym chciała przeczytać ten rozdział, zanim zostałam mamą, żeby nie tracić czasu na jałowe zestawianie, ale takie, które pozwala czerpać od innych bez poczucia winy czy słabości. A w konsekwencji sprawia, że krok po krok staję się mamą – sobą, czyli coraz lepszą sobą. W zasadzie ja bym najchętniej przeczytała całą książkę!
O: Ja też!
A: Bo buduje pozbawione kompleksów podejście do życia i macierzyństwa, a nie daje dziesięć złotych zasad, jak żyć.
Jak radzicie sobie z krytyką w komentarzach pod waszymi filmami na kanale YouTube? Czy zdarzały się oznaki hejtowania?
O: Żyjemy w bardzo dziwnym społeczeństwie, gdzie nie można mieć własnej opinii. Panuje jedna opinia wiodąca typu: chustowanie jest fajne i oznacza, że twoje rodzicielstwo jest rodzicielstwem miłości, samoświadomości…
A: … bliskości.
O: Więc jeśli tego nie robisz, to na pewno popełniasz błąd. Że niestosowanie się do tej teorii jest oznaką niekochania swojego dziecka, nietroszczenia się o nie. A to jest kłamstwem, bo wszystko, co robimy dla dzieci, robimy z miłości. Nawet kiedy słodzę dziecku herbatę, mimo że z medycznego punktu widzenia jest to niewskazane, to też robię to z miłości. Ludzie są tak zafiksowani na własne teorie, że nie chcą wysłuchać innych opinii. Ten brak uważności na innego człowieka i na to, co myśli, rodzi hejt.
A: Myślę, że operujemy całkiem sprawnym wykrywaczem hejtu i jeśli go wyczuwamy – usuwamy komentarz. Zwykle nawet negatywne komentarze rodzą się z dobrych intencji, np. ktoś zwraca nam uwagę, że pewnym określeniem wyrządzamy komuś krzywdę. I to jest w porządku, bo wypływa z troski o innych. Ale jeśli ktoś siedzi w krzakach i obrzuca kogoś oskarżeniami tylko dlatego, że chroni go internetowa anonimowość, to jest to hejt. W każdym razie bardzo lubimy dyskutować i wysłuchiwać innych opinii. Byle były one wyrażone w sposób kulturalny i stosownie uzasadnione.
O: Ludzie często tak głęboko okopują się w danym poglądzie, że każdą inną opinię, nawet niebędącą atakiem, i tak odbiorą jako hejt. I wtedy sami też przechodzą do ataku. Wiele zależy od formy. YouTube jest skarbnicą danych do badań społecznych na temat sposobów, w jaki ludzie wyrażają myśli. Ja nie lubię, gdy ktoś mi zarzuca, że wypowiedź była stereotypowa czy nieobiektywna. Przecież była tak skonstruowana, że mówię, co sama myślę i nie mogę być z natury rzeczy obiektywna. Nie będę więc za to przepraszać.
A: Nie lubię tzw. hejtu domyślnego. Kiedy mówię np., że lubię pomarańcze, a ktoś mi zarzuca, że nie wymieniłam ananasów i kiwi, i przez to może być im przykro. Każdy przecież może lubić to, co chce.
Czy ten hejt was dotyka?
O: Pamiętam, że ktoś nas kiedyś nazwał starymi dewotkami. (śmiech) Zwykle kończy się na jednym dniu irytacji, bo chyba nigdy się jakoś szczególnie nie przejęłam żadnym z komentarzy.
Dzięki za rozmowę.
*
Aleksandra Woźniak – mama Euniki, Michała i Jonasza, ale nie jest powiedziane, że na tej trójce się skończy. Żona Łukasza – to u jego boku współtworzyła kanał Gry planszowe u Wookiego. Współautorka książki i kanału na YT „Mama Lama”. Z wykształcenia anglistka kochająca fenomen dwujęzyczności zamierzonej, który testuje na swoich dzieciach. Z powołania specjalistka do spraw rozniecania i doglądania ogniska domowego oraz podtrzymywania wysokiego poziomu dobrego humoru przed kamerą.
Anna Weber – żona Adama, mama Antka, Stefana i Józka, kompozytorka oraz dusza firma Pomelody. Wraz z mężem i zespołem tworzy muzykę, słuchowiska dla dzieci i inne narzędzia, które szerzą radość muzykowania. Autorka bloga „Power of Melody”. Prowadzi zajęcia z dziećmi, szkolenia dla nauczycieli i warsztaty dla rodziców. Z Olą Woźniak przesiaduje od czasu do czasu na kanapie, nagrywając kolejny odcinek „Mamy Lamy”.
*
W sesji zdjęciowej wystąpiły Małgosia Augustyniak z córeczką Janinką i Monika Mikulska.
*
Premiera książki „Mamy lama, czyli macierzyństwo i inne przypadłości” ma miejsce 13 listopada.