Lato made in Greece – serwujemy je dziś wam chętnie, bo w powietrzu już czuć jesień. Może sierpień na Krecie potrafi przygrzać ciut za mocno, za to na wrzesień ten południowy kierunek będzie idealny!
Kalimera, Kreto! Lądujemy na greckiej wyspie, na pokładzie znany wam skład: Ewa, Adam, Tymek i Hania. Wytęsknieni błękitu wody, smaku greckich pomidorów i fety, piasku, który się wszędobylsko dostaje do kieszeni i sandałów. I słońca. Wyspa kipi latem. Choć można na niej opanować plażowego lenia do perfekcji, zachęca też do odpalenia auta na rodzinny road trip. Jak przyznaje Ewa lipcowe temperatury na Krecie potrafią dać w kość, podstawą jest basen i woda w zasięgu ręki. Jak było? Oddaję Ewie głos, może ktoś z was właśni jeździ palcem po mapie z wizją urlopu po sezonie?



DOKĄD
W tym szalonym roku postanowiliśmy, że wyjątkowo musimy wybrać jeden kraj na nasze wakacje, i po długim jeżdżeniu palcem po mapie padło na Grecję. Mieliśmy do zagospodarowania równo 14 dni. Lokalizację wybraliśmy, kierując się kluczem: woda, słońce, historia plus: przyjmują zaszczepionych. Jako że nasz ulubiony styl wakacji to zdecydowanie road trip, to nie mogliśmy sobie go odpuścić – mimo że na Krecie udał się w mniejszym wymiarze (jest do tego idealna, o ile masz mocne nerwy). Wyspa jest na tyle duża, że nawet 14 dni to za mało, żeby przejechać ją wzdłuż i wszerz, a z drugiej strony – na tyle nieduża, że nie masz wrażenia że tylko ją „liznąłeś”.









TRANSPORT
Wylądowaliśmy w Chanii i od razu po wylocie w okolicznej miejscowości wynajęliśmy samochód na cały wyjazd. Jest to coś, co bardzo polecam wszystkim, którzy chcieliby zobaczyć Kretę poza utartym szlakiem. Wyspa jest naprawdę duża i nie oferuje zbyt wiele możliwości poruszania się w inny sposób niż samochodem lub motocyklem. I tu bardzo ważna rada – koniecznie poszukajcie samochodu i zaklepcie go jeszcze w Polsce, jeśli będziecie na miejscu w sezonie, bo po wylądowaniu zastaniecie tylko puste parkingi i nieziemsko wysokie stawki.
POGODA NA MIEJSCU
Ekstremalna. Na wyspie powitał nas szalony, suchy wiatr Meltemi, który prawie wypędził nas z górzystego południa, tnąc piachem w łydki i tłukąc szklanki nieostrożnie pozostawione na stole na ganku. Generalnie najlepiej byłoby to porównać do siedzenia z ustawioną na maksa farelką wiejącą prosto w twarz. Kiedy wiatr ucichł, wzburzyło się morze i słońce zaczęło przypalać nosy. Temperatura było kosmicznie wysoka i mocno dyktowała nam plan dnia, codziennie odbywało się polowanie na cień i zapas wody był jedynym gwarantem przetrwania. Nieostrożni (a właściwie jedna nieostrożna) przepłacili nieuwagę tężyczką. Nie polecam. Na deser w przedostatni dzień na wyspie o 4 rano obudziło nas trzęsienie ziemi. Żeby nie było nudno!






MIESZKANIE
Cały wyjazd mieliśmy podzielony na dwa etapy: pierwszy stacjonarny, gdzie razem z dwiema zaprzyjaźnionymi rodzinami mieszkaliśmy w kamiennym domu na zboczu znalezionym na Airbnb na południu wyspy, a drugi – kiedy zostaliśmy już we czwórkę i przenosiliśmy się z miejsca na miejsce, jadąc z najbardziej zachodniego krańca wyspy w stronę Heraklionu. Pierwszy dom był w tradycyjnym południowym stylu, pełny babcinych makatek i lekko klejących się szuflad. Przy kolejnych noclegach postawiliśmy już na pierwszym miejscu to, żeby jednak mieć w pobliżu basen. Bez tego w 40-stopniowych upałach bywa ciężko, szczególnie że pod koniec naszego wyjazdu fale przybrały już takie rozmiary, że na wszystkich plażach obowiązywał zakaz kąpieli.








TOP ZACHWYTÓW
Snorkeling. Niesponsorowane zdanie – jeśli jedziecie w miejsce, w którym czeka na was przejrzyste morze, to koniecznie podjedzcie do Decathlonu po maskę do snorkelingu na całą twarz – to jest kompletny game changer i nawet nasza 4-latka mogła w niej bez problemu nurkować (chociaż ten wodny świrek dawał też radę z tradycyjną rurką). Nigdy snorkeling nie był w planie naszych wakacji, więc coś, co pewnie dla wielu podróżujących nad ciepłe morza jest oczywiste, dla nas było w tym roku odkryciem, bo słabe z nas plażowe zwierzaki. Pływanie z głową w innym świecie wciągnęło nas wszystkich jednakowo i poza zachwytem nad morskimi stworzeniami i wytchnieniem od upału dawało też chwilę wyciszenia, która na wakacjach z piątką dzieci przyda się każdemu.






Kissamos. Malutkie miasteczko funkcjonujące na wyspie głównie jako punkt startowy do wycieczek na Balos (nomen omen dlatego właśnie tam trafiliśmy), ale kupiło nas na tyle, że zostaliśmy tam dodatkowy dzień. Tymek grał w piłkę z chłopakami na rynku, Hania ganiała się z dziewczynkami z Krety i podziwiała „stroje piratów”, bo przypadkiem trafiliśmy na lokalne obchody rocznicy powstania. Bardzo fajny miks turystycznego z miejscowym – miasteczko pozwoliło nam trochę zasmakować tego, jak żyją tu lokalsi.









Mieszkańcy. Kreteńczycy są przemili. Nie wiem trochę, jak to zamknąć w kilku zdaniach, ale ich gościnność i łagodność była widoczna dla nas na każdym kroku. Może trochę wynikało to z tego, że nie byliśmy w turystycznym centrum wyspy, ale szczególnie na samym południu życie toczyło się w kompletnie innym tempie i wchodząc do (jedynej w okolicy) knajpy, nie sposób było rozróżnić gości od obsługi. Do tego stopnia, że idąc tam pierwszy raz po coś do picia, wróciłam z pustymi rękami, bo serio nie wiedziałam do kogo zagadać. Nie było widać natrętnych zaganiaczy do knajp i scammerów próbujących naciągnąć turystów, chociaż przytrafił nam się jeden incydent z bardzo wzburzonym Grekiem na basenie, ale traktuję to jako wyjątek potwierdzający regułę.




Widoki. Góry, plaże, Laguna Balos i wąwozy. Dla każdego coś pięknego.
Jedzenie. Dla mnie – feta, feta, feta i inne saganaki. Dla reszty mojej ekipy przepyszne ryby i owoce morza. Prosto z wody i prosto z grilla, palce lizać


CO ZABRAĆ? CO SIE PRZYDAŁO
Krem z filtrem, maskę do nurkowania, prawo jazdy, mocne nerwy na ostre zakręty, aparat fotograficzny i książkę na ciepłe wieczory. Nam bardzo przydały się buty na plażę, nakrycia głowy (oczywiście turbany od Looks By Looks), okulary przeciwsłoneczne plus wodoodporne etui na iPhone’a. I koniecznie lekkie ubrania z naturalnych materiałów jak len.









CZEGO SIĘ NAUCZYLIŚMY
Piosenek, których „słucha się” w 2 klasie podstawówki; jak przebiec z dzieckiem na rękach z ręcznika do morza, robiąc jak najmniej kroków po gorącym piasku, i że nie ma czegoś takiego jak za dużo fety.
RESTRYKCJE DOTYCZĄCE COVID-19
Covid na południu wyspy… hmm, nie istniał. Na północy w sklepach wszyscy chodzili w maskach, ale atmosfera była dosyć wyluzowana, nie byliśmy też w wielu tłocznych miejscach, więc ciężko mi powiedzieć, jak to wygląda przy większych zgromadzeniach. W muzeach i oceanarium zdecydowanie pilnowano obostrzeń, w samolocie jest obowiązek noszenia masek, natomiast tanimi liniami i tak lecicie jak sardynki. Polecamy za to Aegean Airlines – po tym jak inne linie odwołały nam lot, zaklepaliśmy nowy (i tańszy) tymi liniami i obsługa była super. Z racji tego, że jesteśmy zaszczepieni, nie mieliśmy obowiązku dopełniać żadnych innych formalności poza formularzami online. Obowiązujące zalecenia przy wjeździe do Grecji najlepiej śledzić na stronie GOV.



Jak tam wasze wakacyjne odkrycia? Powroty do ukochanych miejsc czy zupełnie nowe, nieoczekiwane zachwyty? Podzielcie się z nami waszymi kierunkami, chętnie pokażemy je, gdy przyjdzie nam schować się jesienią pod ciepłym kocem.
*
Lniane sukienki i kimona pochodzą z kolekcji polskiej marki Natula, która stawia wyłącznie na naturalne materiały, a te latem sprawdzają się doskonale. Sukienki, kimona i koszule szyte są w małej pracowni na dolnym Śląsku. Dziewczyny polecają sukienkę Palermo, kopertową bluzkę z bawełnianego muślinu oraz białą koszulę Feel Good z miękkiej bawełny.
Turbany Looks by Looks to nieodłączna część letniej garderoby, zwłaszcza te wykonane z oddychającej cienkiej wiskozy bambusowej. Idealne na lato! Razem z kimonem mamy czy opaską okazja by zaszaleć z lookiem mama – córka.