Kolorowe włosy, dredy, kolczyki. Dajcie mi spróbować! - Ładne Bebe

Kolorowe włosy, dredy, kolczyki. Dajcie mi spróbować!

Dredy, kolorowe włosy, pierwsze tatuaże, przebieranie. Szkoła najczęściej tego zakazuje. Rodzic marszczy brwi, czasem zrozumie, czasem zatrzaskuje drzwi. A nastolatek? Eksperymentuje dalej.

Gdy zaczęłam pisać ten artykuł, moja dwunastoletnia córka miała krótkie różowe włosy (mamo nie różowe, tylko peach blond!). Trzy tygodnie póżniej sama z siebie przefarbowała je z powrotem na brąz. Musiałam spróbować, zobaczyć jak to jest – objaśniła. Co się wydarzyło przez te tygodnie? Usłyszała w szkole pytanie od nauczycielki „co zrobiłaś sobie na łbie?”, a ja kilkukrotnie informację, że będzie miała konsekwencje w ocenie z zachowania. Czytam w statucie placówki: w ramach celów wychowawczych szkoła wspiera swoich uczniów w rozwoju ku pełnej dojrzałości fizycznej, emocjonalnej, intelektualnej, duchowej i społecznej. Wspiera formowanie u uczniów poczucia godności własnej osoby i szacunku dla godności innych osób. Zabrania się: a) noszenia nakryć głowy na terenie szkoły; b) noszenia wyzywającej i zagrażającej bezpieczeństwu biżuterii, np. wiszące kolczyki, c) farbowania włosów, malowania paznokci i twarzy (makijaż); d) zakładania ubrań w jaskrawych kolorach…

Czy podoba mi się różowy kolor na głowie? Nie. Nie musi. Czy kolor włosów wpłynął na zdolności dziecka w uczeniu się? Czy zgorszyła tym pół klasy? Dziś, kolejny miesiąc pózniej, już w nowej szkole cieszy się z przejrzystych zasad i umowy między nauczycielami i uczniami: farbowanie i makijaż tak, ale od klasy 7. I nikt tego nie podważa. No… najwyżej odlicza w duchu dni do września.

Z inspiracji tą przygodą spotykam się dziś z trójką nastolatków, która jak wielu innych, eksperymentuje z wyglądem. Dredy Mateusza, przebieranki za mangę u Poli, poszukiwanie tożsamości u niebinarnej Mai. Być może zadajecie sobie jako rodzice pytanie o granice, konsekwencje, o przyczyny. Być może boicie się, że „teraz to już tak będzie zawsze”. Może ciekawi was perspektywa psycholożki i nauczyciela? Oto nasz trójgłos: o eksperymentach i buntach nastolatków rozmawiam z Przemkiem Staroniem, nauczycielem roku i autorem serii książek „Szkoła bohaterek i bohaterów”, Anną Gryczewską, psycholożką, psychoterapeutką i specjalistką psychoterapii dzieci i młodzieży z Ośrodka Regeneracja, oraz Polą, Mateuszem i Mają, których sfotografowała Ania Hernik.

NA DRODZE KU DOROSŁOŚCI

O powodach buntu i eksperymentów rozmawiam z psychoterapeutką Anną Gryczewską, która prowadzi między innymi grupy terapeutyczne dla młodzieży w Ośrodku Regeneracja. Ma dla zaniepokojonych rodziców wiele słów otuchy oraz ważne przypomnienie: nastoletność to etap przejściowy!

Kolorowe włosy, kolczyki – przychodzi moment, gdy część nastolatków zaczyna eksperymenty. W wielu szkołach z góry za takie działanie dostają etykietę „buntownik z problemami”. Jak te eksperymenty tłumaczy psychologia?

Wyszłabym od myśli, że w pewnym wieku takie modyfikacje ciała mają różne znaczenie. Przede wszystkim jest to wyrażanie odrębnej tożsamości, ale o tym opowiem w szczegółach za chwilę. Po drugie, może to być odebrane jako bunt, zwłaszcza jeśli rodzice są mocno kontrolujący i trudno im zgodzić się na naturalne i rozwojowe separowanie się młodego człowieka. Wtedy kolczyki czy tatuaże to rodzaj „testowania” rodziców i ich reakcji na samodzielne decyzje dotyczące ciała nastolatka. Podchodząc do tego z innej perspektywy, takie modyfikacje ciała mogą być przepracowaniem wewnętrznych konfliktów, które na etapie dojrzewania są przecież bardzo intensywne – dojrzewanie to moment całkowitej destabilizacji. Obraz samego siebie w tym wieku się zaburza, kształtuje się tożsamość cielesna, tak zwane „ja cielesne”. Nastolatek czuje zamęt, a najłatwiej go okiełznać, kontrolując własne ciało – na to mamy wpływ, bo na życie wewnątrzpsychiczne (w tym czasie) już mniej. Oczywiście u jednych ta ingerencja w ciało jest większa, u innych mniejsza.

Dużo tu psychologii, tymczasem szkoła interpretuje najczęściej te zachowania jako zamach na statut, bunt, niedopasowanie. 

Tak, jest to postrzegane jako sprzeciw wobec zasad, agresja wobec dorosłych. Tylko zastanówmy się, co te kolorowe włosy zmieniają dla dorosłych – nie jest to ze szkodą dla nastolatka ani szkoły, nie jest element demoralizacji. Szkoła jest pierwszym miejscem rozwoju społecznego, polem walki dla nastolatków o to, by być dla innych rówieśników atrakcyjną osobą. Modyfikacje ciała, zmiany też są takim wyznacznikiem atrakcyjności – pokazują odwagę danej osoby, gotowość na sprawdzanie się, ale też na konfrontację z dorosłymi. Proces dojrzewania to przecież moment wyodrębniania się niezależności nastolatka. Małe dziecko jest zależne od rodzica, a nastolatek? To taka forma pomiędzy dziecięcością a dorosłością. Żeby zmierzanie ku dorosłości, ku samodzielności mogło prawidłowo przebiegać, musi nastąpić czas stopniowego odseparowania się na różnych
poziomach, tj. społecznym, emocjonalnym, psychicznych i w końcu – fizycznym.

Jak to się objawia?

W pierwszej fazie najczęściej jest to separowanie emocjonalne. Młody człowiek mówi: nie chcę mieć włosów jak matka, nie chcę się ubierać jak ojciec. To prawidłowy i zdrowy proces. Nastolatek bada, jak inni na to zareagują, takie testowanie zbliża go do rówieśników, a tym samym oddala od dorosłych – i oto chodzi! Ten dystans musi się budować, by nastolatek poczuł się mocny w swojej niezależności, a nie tak jak małe dzieci, zależał od akceptacji rodzica. Jeśli szkoła zakazuje, jeśli rodzić zabrania, to jeszcze bardziej wzmaga to potrzebę sprzeciwu i buntu. Im bliższy związek emocjonalny z rodzicem, tym większa siła potrzebna, by wybudować dystans. Tą symboliczną siłą bywa bunt.

Jak na ten bunt mądrze reagować jako rodzic? Jesteśmy czasem rozdarci. Szkoły też reagują różnie – od krytyki, straszenia ocenami, po jasne zasady, kiedy uczniowie mogą bez konsekwencji takie eksperymenty zacząć. Negocjować z dzieckiem? Negocjować ze szkołą?

Musimy pamiętać o ważnym aspekcie: dla niektórych nastolatków modyfikacje to jedyna droga, by poczuć, że ciało należy do nich. To taka symboliczna próba odzyskania ciała, poczucie, że są odrębnymi bytami. A rodzic? Jeśli dobrze znamy swoje dziecko, możemy rozmawiać, negocjować, ale przede wszystkim zastanowić się, czy nastolatek ma w swoim życiu przestrzeń na eksperymenty? Na różnych poziomach. Jeśli jej nie ma, nie będzie się do zasad dostosowywał, bo potrzebuje pola do wyodrębniania się. Każdy rodzic ma swoją tolerancję na zmiany, niektórym jest trudno zobaczyć inną perspektywę, ale kluczowe jest to, żebyśmy uświadomili sobie, że bycie nastolatkiem jest zupełnie innym stanem niż dorosłość. Nam, dorosłym, się często wydaje, że dzieci powinny mieć naszą perspektywę widzenia, często sami nie mieliśmy wsparcia w pokoleniu naszych rodziców. Widzę wyraźnie, jak to się teraz zmienia, dzisiejsi rodzice są bardziej otwarci na rozmowę na różne tematy, np. o seksualności czy dylematach dotyczących płci.

Warto sobie powtarzać: nastoletność to stan przejściowy…

Dokładnie, wielu rodziców boi się, że jeśli na coś pozwolą nastolatkowi, to on już zawsze taki będzie. Dojrzewanie minie, pewne obszary się wysycą i nastolatek wejdzie w dorosłość. Ten okres separowania się trzeba przejść w pełni. Nie ma klucza, jak reagować, ale trzeba być wyczulonym, do którego momentu pozwalać, obserwować, czy zachowania związane z modyfikowaniem ciała i eksperymentowaniem nie idą w kierunku autodestrukcji.

Kiedy tę czujność wzmocnić?

Czerwona lampka powinna się zapalić, gdy działania związane są z przymusem, gdy jest to nadmiarowe, niezdrowe, obsesyjne. Gdy ciało zaczyna być traktowane jako poligon, pole bitwy dla wewnętrznych konfliktów – kiedy robi się to niebezpieczne i przybiera wymiar autoagresji. Wtedy zalecam, by rodzic skonsultował się ze specjalistą. Warto się zastanowić wówczas, o czym to jest.

Jeszcze inny temat to poszukiwanie tożsamości u osób niebinarnych, eksperymenty z tym związane.

W kilku ostatnich latach coraz częściej się z tym spotykam, widzę obecnie wzrost nastolatków definiujących się jako osoby niebinarne. Myślę, że pandemia miało na to znaczący wpływ – mam tu na myśli dużą destabilizację rzeczywistości, świat przestał być jasny, pojawiły się liczne ograniczenia i poczucie omnipotencji wpisane w czas nastoletniości zostało młodym zabrane. Świat przestał dawać poczucie bezpieczeństwa, pojawiło się więcej niepewności, która echem odbiła się też na życiu psychicznym nastolatków i dzieci. To duży temat, szkoła nie jest na to przygotowana.

Niebinarność to też proces, który rozgrywa się na dwóch poziomach: społecznym, jako bilet wstępu do grupy rówieśniczej, oraz psychologicznym – to jest o braku norm i granic, ale też o tym, że nie trzeba wybierać, bo można być kim się chce, jeśli chodzi o płeć. Nastolatkowie nie chcą ograniczeń, świat daje im nieskończony wybór. W okresie dojrzewania młodzież niekoniecznie chce się konkretnie definiować, raz na zawsze dokonywać wyboru, bo każdy wybór niesie za sobą konsekwencję. To złożony i ciekawy temat, pewnie na osobną rozmowę.

WARTO WYJŚĆ PRZED SZEREG

Nauczyciel Roku, psycholog, kulturoznawca, niestrudzony aktywista na polu walki o szkołę i edukację, w jakiej my, świadomi rodzice, najchętniej widzielibyśmy własne dzieci. Przemek Staroń, autor bestsellerowej „Szkoły bohaterek i bohaterów”. Ta lekcja zdecydowanie przyda się nie tylko nastolatkom! Z radością obserwuję jego działania, by naszym dzieciakom było lepiej. Kropla drąży skałę, a nasz system edukacji nierzadko przypomina betonowy mur…

Zapytam ciebie jako nauczyciela: jak odczytywać tak wielkie przywiązanie w statucie szkolnym do reguł dotyczących wyglądu – to potrzeba dyscypliny, obawa, że nastolatki wymkną się spod kontroli? Nie jest tak, że im bardziej im zakazujemy, tym bardziej chcą te zasady podważyć?

Takim metapowodem, który jest wciąż fundamentem wszystkiego, jest system, w którym funkcjonujemy – system zwany pruskim. Opiera się na kontroli, przymusie i hierarchii. Jest on odbiciem naszego społeczeństwa, z niego przecież się wywodzi. Nie ma żadnego odgórnego przekazu, który miałby ten system obalać czy kruszyć. Wręcz przeciwnie – myślę tu o lex Czarnek. Pamiętajmy, że ryba psuje się od głowy, i gdyby z góry szło przeciwstawianie się temu modelowi, byłoby inaczej. Na szczęście wielu z nas się wyłamuje, kontestuje – choć to kropla w morzu. Jak mawiała Szymborska: ludzie głupieją hurtowo, a mądrzeją detalicznie. Proste, sprawdzone, przestarzałe zasady są dla wielu bezpieczne, a w nieciekawej, drżącej rzeczywistości społeczeństwo łatwiej przywiązuje się do konserwatywnych postaw.

Piszesz w drugim tomie „Szkoły bohaterek i bohaterów”, że sama dyscyplina nie jest zła, i przywołujesz postać Mary Poppins. No właśnie, może chodzi nie tyle o zasady, ale o sposób ich przekazania uczniom?

Wracając jeszcze do pytania o to, czy zakazy nie kuszą: oczywiście że tak – im bardziej zakazujemy, tym bardziej zasady chce się podważać. Na złość mamie odmrożę sobie uszy! Ale zasady, wartości są potrzebne – i są możliwe do wyuczenia, a mówiąc ściśle, jak najbardziej możliwe jest zidentyfikowanie się z nimi, uznanie ich za własne. W psychologii jest takie pojęcia jak internalizacja norm moralnych i to właśnie jest celem wychowania – sprawienie, by młodzi ludzie pewne normy przyjęli jako swoje, uwewnętrznili je. To się da zrobić, używając metod, które po prostu działają. I nie, nie są to metody w stylu przymusu i kar.

Wierzę, że zasady muszą istnieć w szkole – masz patent, jak sprawić, by nie były źródłem konfliktu na linii nauczyciel-uczeń?

Jest kilka takich metod. Model tzw. okazywania mocy jest nieskuteczny. Zasady należy wprowadzać i możemy osiągnąć to, nie upokarzając młodego człowieka, ale pomagając mu, by sam odkrył sensowność danej zasady czy wartości. Co działa? Podam kilka przykładów! Po pierwsze używanie metody metafor – ja czerpię z popkultury, ale podobnie działa choćby bajkoterapia. Gdy pracujemy metaforą, osoba nie czuje, że jest jej coś narzucane, identyfikuje się z bohaterem, jego wyborami i wykształca gotowość innego postępowania. Inna metoda to choćby wchodzenie w role. To jedna z najlepszych metod dydaktycznych. Kiedyś eksplorowałem skuteczność arteterapii (arts therapy) w procesie resocjalizacji. Totalnie zajarałem się wtedy teatroterapią oraz dramą. A że zawsze miałem inklinacje teatralne, te metody stały mi się bardzo bliskie.

Jak działa drama?

Istotą dramy jest wchodzenie w role, człowiek zaczyna doświadczać tego, jak świat postrzegają i odczuwają inni, pojawiają się realne emocje. Często w książkach przywołuję taką historię: siedziałem z innymi w kółku, mieliśmy przypisane role (np. przyklejone na czole). Jedna koleżanka była w roli „ofermy”, kolega – w roli „ofiary”, i zaczęli się zgodnie z tymi rolami zachowywać i totalnie wycofywać. Gdy robiłem takie ćwiczenie już na swoich zajęciach i np. megalubiany uczeń dostawał rolę „outsidera”, „odmieńca”, to też zamykał się w sobie… i doświadczał emocji, co to znaczy być hejtowanym. Doświadczał tego na sobie. I dlatego to działało.

Jest też metoda zderzania z osobami, które są inne niż my – metoda żywej biblioteki – i świetnie służy ona integracji. Ja nieustannie, w ramach Zakonu Feniksa, zderzam tak na przykład młodzież z seniorami i nagle okazywało się, że – hej, babcia potrafi grać w PlayStation, i to świetnie, a ta młodzież nie jest wcale taka zła, wręcz przeciwnie

Naprawdę możemy uczyć wrażliwości, wartości, zasad, ale w mądry sposób, nie „sztywno, równo, posłusznie”, jak śpiewał Emilian Kamiński. Wierzę, że to się będzie zmieniać, widzę przebudzanie wielu jednostek, rozwój szkół demokratycznych, a nawet publicznych – jest to możliwe, jeśli zarządzi tym mądrze dyrektor(ka), zmieni kulturę organizacji. Więc jeśli nauczyciel(ka) zapyta mnie o patent na wprowadzanie zasad, by nie były źródłem konfliktu, powiem zawsze: nie okazujcie mocy, ale wprowadzajcie uczniów w zasady, rozmawiajcie, obserwujcie i zadawajcie sobie sami pytanie: czy jeśli ktoś wam narzuca kary, przymus i sztywne reguły, to też akceptujecie je bez słów? Ja na pierwszych zajęciach mówię wprost: cenię waszą wolność i chcę, byście ją tu czuli, ale są też zasady fundamentalne, bo to one dają tak potrzebne nam ramy i poczucie bezpieczeństwa. Odkryjecie sami ich ważność. A zasadą numer jeden, którą wprowadzam, jest zasada wzajemnego szacunku. I podkreślam: jeśli pojawi się jakikolwiek problem, przyjdźcie i porozmawiajmy, bo konflikty to rzecz naturalna.

Łatwiej przyjąć zasady, gdy wytłumaczy się nam, po co są, co nam dają.

To z kolei fundament wykładów z etyki, które miałem na studiach: ludzie potrzebują zrozumienia, dlaczego mają coś robić. Chcesz kogoś zarazić jakąś postawą? Rób wszystko, żeby zrozumiał, dlaczego!

Czy jest w ogóle możliwe, żeby nauczyciel w całym tym przeciążeniu w szkole systemowej mógł podejść do ucznia indywidualnie i pochylić się nad przyczyną jego buntu, eksperymentów?

Jest możliwe, ale wracam do tego, co mówiłem na początku. Jeżeli nauczyciel ma tyle obowiązków, jest wypalony, są nadliczbowe klasy, to się gubi. Prawdziwe są dwie rzeczy naraz: że jest bardzo trudno i że ty jako jednostka możesz zacząć żyć inaczej. Traktowanie po partnersku i z szacunkiem robi totalną robotę i ostatecznie tych problemów naprawdę robi się mniej! A ponadto pamiętajmy, zachowania tak zwane „kontrowersyjne” muszą się dziać – to naturalna część rozwoju, procesu odseparowywania się nastolatków od rodziców i krystalizowania własnej tożsamości.

Przemek, czerpiesz garściami z kultury. Polecisz na koniec kilka  lektur, filmów w temacie ekspresji, radzenia sobie z innością?

Jest tego dużo! Na pewno z klasyki jest to „Ania z Zielonego Wzgórza” i dalsze części, także w formie serialu “Ania, nie Anna”, „Harry Potter” czy przygody Pippi. Cały cykl „Lustrzanna” i uniwersum skupione wokół „Osobliwego domu Pani Peregrine”. Z innych – absolutnie „Wszystkie kolory świata”, która wspaniale uczy akceptacji i szacunku dla różnorodności. Są oczywiście jeszcze np. cudowne „Pasztety, do boju”. Filmy? Choćby dzieła studia Ghibli, zwłaszcza „Ruchomy Zamek Hauru” i „Podniebna Poczta Kiki”. I koniecznie „Lady Bird” oraz „Mała Miss”.

Dziękuję za rozmowę i życzę nauczycielom i nam, rodzicom, siły i odwagi do walki o zmiany.

NIE OGLĄDAM SIĘ NA INNYCH

Mateusz, Pola i Maja to nasi bohaterowie sesji, jedni z tak wielu nastolatków eksperymentujących i testujących nowe granice. Są na początku drogi lub, jak Maja, już z bagażem obserwacji i doświadczeń. Dobrych i złych. Tej trójce też zadałam kilka pytań.

Mateusz, skąd wziął się pomysł na dredy? To inspiracja muzyką?

M: Jeśli chodzi o pomysł na fryzurę, to rzeczywiście głównie przez muzykę – w teledyskach widziałem dużo osób z dredami.

Pola, a jak przygoda z cosplay zaczęła się u ciebie?

P: Wszystko zaczęło się w 2016 r., kiedy na TVP ABC oglądałam anime Inazuma Eleven. Potem, gdy zaczęła się pandemia, nudziłam się w domu – nie miałam nic do roboty, bo w styczniu 2020 r. postanowiłam zrobić przerwę od social mediów na rok – moja mama powiedziała, że dodali anime na Netflixa. Wciągnęłam się w to anime – oglądałam go coraz więcej i więcej. Potem zaczęłam też czytać mangę i uważam, że jest lepsza od anime, bo ma więcej treści. Moją ulubioną postacią jest Inosuke Hashibira z Kimetsu no Yaiba.

Jak na zmianę u was zareagowali bliscy, a jak szkoła? Czy był powód do komentarzy?

M: Na szczęście w rodzinie wszyscy bardzo dobrze przyjęli zmianę – nawet babcia zaakceptowała moje dredy. Ale jednak dzieci w szkole bardzo się z tego śmiały, nadawały mi różne przezwiska. Na początku bardzo się tym przejmowałem, ale później się do tego przyzwyczaiłem i nauczyłem się to ignorować.

P: Trudno mi określić, bo bliscy nie komentowali tego za bardzo. Według mnie wyszłam okropnie w ich oczach, bo miałam wtedy tę fazę na emo uwu. Pamietam, że próbowałam być kawaii (śliczna, słodka – przyp. red.) i myślałam, że to jest takie fajne. Teraz się tego strasznie wstydzę, ale ta czapka królika była na serio wygodna! Teraz jest lepiej, bo ta faza mi się skończyła i zamiast być uwu baka otaku (odniesienie do obsesyjnego hobby – przyp. red.) jestem bardziej weebem (osoba interesująca się anime – przyp. red.).

Mateusz w starej fryzurze versus Mateusz z dredami: w czym ten ostatni czuje się lepiej, inaczej? Pola, w przebraniu przenosisz się do innego świata?

M: Teraz, jak patrzę na siebie w „normalnych” włosach, czuję się jak inny człowiek, po prostu nie potrafię pojąć, że to kiedyś byłem ja. Bardziej się sobie podobam i myślę, że to raczej niecodzienny sposób wyrażania mojej niestandardowej osobowości. Mam w planach jeszcze kilka zmian, ale są jeszcze niepewne i nie za bardzo chcę o tym mówić.

P: Przebierając się, czuję się świetnie, bo mogę być kimś innym. Nie mam jeszcze tak dużego doświadczenia, bo jestem słaba, jeżeli chodzi o makijaż, i mam mało cosplayów (przebrań – przy. red.), ale mam nadzieję, że kiedyś w końcu będę w tym bardziej profesjonalna. Czułabym się jeszcze lepiej, gdyby moja przyjaciółka Ola zrobiła w końcu swój cosplay!

Maja, twoja historia jest nieco inna. Poszukujesz, testujesz, buntujesz się, określając twoją tożsamość. Może zacznę od pytania – jakiego zaimka mam używać w rozmowie?

M: Sam używam wszystkich zaimków (poza ono i neozaimkami), głównie dla wygody, ale też taka zmienność dobrze opisuje to, kim się czuję. Natomiast kiedy ktoś się do mnie zwraca, bardzo lubię, gdy używa męskich zwrotów, ale nikomu tego nie narzucam. Moja rodzina używa zwrotów i zaimków nacechowanych płcią, z którą się urodziłem, tak samo jest to rozwiązane w dokumentach. Nie mam nic przeciwko, zwyczajnie używanie innych zwrotów sprawia, że czuje się widziany i rozumiany.

Opowiedz, kiedy poczułeś, że twoja tożsamość płciowa jest niebinarna?

Zaczynałam zauważać, że jest we mnie coś męskiego, niebinarnego dosyć wcześnie, bo już kiedy miałam 12 lat, sprawdzałam, jakbym wyglądał w krótkich włosach i zastanawiałem się, czy nie lepiej byłoby urodzić się mężczyzną i czy wtedy mój wygląd odpowiadałby temu, jak się czuję. Jak miałam 17 lat, odkryłam, że moja sympatia do społeczności trans nie jest wcale taka bezstronna, bo czuję swoją przynależność do niej. Zgubiony szukałem czegoś, co mnie dobrze określi. Doczytałem, czym jest genderfluid i nagle coś do mnie trafiło – to najlepiej określi moją niebinarność i uczucie zmienności. Nadal miewam wątpliwości i bliscy doradzają mi, by dać sobie czas, aby się określić, słucham siebie i powoli odkrywam, z czym będę się czuć jak ja.

Jak reagowali bliscy? A jaka była reakcja szkoły, placówek?

Moja rodzina nie do końca rozumie, ale tata i przyjaciele starają się mnie wspierać w odkrywaniu siebie. Bardzo bałam się odrzucenia, ale koniec końców – mimo tego, że opuściło mnie kilka osób – było warto i nadal będę mówić o tym, kim się czuję i z czym jest mi komfortowo, a z czym nie. A szkoła? W szkole średniej nigdy się nie spotkałam z niczym innym niż jakimś miłym komentarzem ze strony nauczycieli, ale w gimnazjum bardzo próbowano stłumić to, jak się prezentuję, i zabraniano mi farbować włosy i się malować – co i tak robiłam!

Co jest dla ciebie największa bolączką w myśleniu społeczeństwa wokół ciebie, co utrudnia ci zwykłe życie?

Najgorsze w myśleniu społeczeństwa jest uznanie, że jestem zagubiony i pewnie zmienię zdanie. Oczywiście, ironicznie jestem zagubiony, ale nie każda osoba trans jest i niewiele osób po korekcji płci żałuje decyzji. To samo słyszy prawie każda osoba LGBTQA+, że jest zagubiona i pewnie znajdzie kiedyś osobę, która zmieni jej zdanie. Jestem też aseksualny, więc słyszę to aż za często. Nie będę się rozwijać o zwykłej transfobii, która wychodzi z co drugiej osoby, kiedy się na mnie zdenerwuje albo kiedy się komuś spodobam, ale ta osoba nie chce mnie jako osoby niebinarnej, tylko takiej z płcią, która mu najlepiej odpowiada. Szanuję czyjeś preferencje i nie naciskam, ale trzeba też mieć szacunek do mnie i mojej tożsamości.

Życzę wam jak najwięcej otwartych osób na waszej drodze ku dorosłości!

*

A jak jest w waszych domach, w placówkach? Na koniec wrócę do słów Przemka Staronia i nawiązanie do książki „Grzeczna”, którą poleca (ja także!): Respektowanie norm naprawdę nie musi być niczym złym. Jeżeli jednak z jakichkolwiek powodów, posłusznie i bezmyślnie trzymamy się przepisów, zupełnie ich nie rozumiejąc (…) może nas spotkać to, co spotkało bohaterkę Grzecznej (…) – stała się niewidzialna i w końcu zniknęła. 

Nie znikajmy! I cieszmy się, gdy nasze dzieci testują normy i zasady. Rozmawiajmy o tym na bieżąco. To zdrowy bunt.

 

nastolatki-ladnebebe109A0797.jpgnastolatki-ladnebebe109A0834.jpgnastolatki-ladnebebe109A0841.jpgnastolatki-ladnebebe109A0858.jpgnastolatki-ladnebebe109A0917.jpgnastolatki-ladnebebe109A0959.jpgnastolatki-ladnebebe109A0947.jpgnastolatki-ladnebebe109A6225.jpgnastolatki-ladnebebe109A6241.jpgnastolatki-ladnebebe109A6249.jpgnastolatki-ladnebebe109A6346.jpgnastolatki-ladnebebe109A6443.jpgnastolatki-ladnebebe109A6432.jpgnastolatki-ladnebebe109A0647.jpgnastolatki-ladnebebe109A0681.jpgnastolatki-ladnebebe109A0639.jpgnastolatki-ladnebebe109A0646.jpgnastolatki-ladnebebe109A0622.jpgnastolatki-ladnebebe109A0609.jpgnastolatki-ladnebebe109A6217.jpg

Powiązane