asd
Jak fotografować, by światło przenikało kadr na wskroś, podkreślało bezkresną błogość i spokój rejestrowanego oczami widoku, i było jego naturalną kontynuacją?
Odpowiedź zna Jonya Streeper, pochodząca z San Diego fotografka. Jej mąż jest malarzem, co żywo koresponduje ze stylem Jonyi. Trudno nie odnieść wrażenia, że zdjęcia pełnią u niej rolę płócien, na których odmalowuje dziką przyrodę, przebłyski słońca, bliskość i nastroje, które stają się udziałem uwiecznianych osób.
Artyści mieszkają w Portland, w pięknym domu z lat 60-tych, gdzie wspólnie wychowują 7-letniego syna i 4-letnią córkę. Dzieci to ulubieni bohaterowie zdjęć Jonyi, poza tym faktem w jej zdjęciach nie ma w zasadzie nic stałego. Fotografka najwyraźniej lubi ryzykować i bardzo ciągnie ją do eksperymentów – to było nasze pierwsze wrażenie, kiedy zagłębiałyśmy się w jej portfolio. Nie boi się nieostrości i świetlnych plam.
Z rozmysłem nakłada na zdjęcia kolejne warstwy i niecierpliwie czeka na efekt. To, co jedni uznaliby za błąd, u niej zyskuje wymiar odkrycia, cudownego wyniku poszukiwań albo dzieła przypadku.
Jonya łączy w sobie chęć bycia eksplorerką z szacunkiem do bardzo klasycznego podejścia w fotografii. Z jednej strony sprawdza siebie i możliwości własnego sprzętu bezustannie, z drugiej koncentruje się na emocjach i prostym rejestrowaniu momentów. I w obu wypadkach jest świetna.
W każdej z technik znajdujemy coś fascynującego, tożsamego z poezją. Ale najbardziej lubimy, kiedy Jonya otwiera przesłonę na oścież i umiejętnie łapie strugi światła. Ten zabieg sytuuje jej prace blisko dzieł malarstwa niderlandzkiego, mocno akcentującego symbolikę i medytacyjność prostych gestów. To sztuka zamknąć te wszystkie akcenty w rodzinnej fotografii.
Robi wrażenie, prawda? Po więcej zajrzyjcie na stronę internetową oraz na Instagram Yonji.