Ischia - co zobaczyć i zjeść? Nieodkryta wyspa dla dzieci i rodziców - Ładne Bebe

Ischia – co zobaczyć i zjeść? Nieodkryta wyspa dla dzieci i rodziców

Podobno, gdy ma się dzieci, można podróżować dokładnie tak samo jak przed przemianą w rodzica. Można, tylko nie jest już fajnie. Postaram się zadać kłam temu stwierdzeniu, a wszystko przy wsparciu pewnej małej wyspy na Morzu Tyrreńskim. Co zobaczyć i co zjeść na Ischii?

Nie będę was okłamywać – decyzja o tym, by wybrać się na Ischię, nie była podyktowana wielomiesięcznym researchem, poszukiwaniem najlepszych plaż, placów zabaw dla maluchów, tras spacerowych i parków wodnych. Naciskałam na ten kierunek, bo marzyłam o tym, by podróżować śladami Eleny Greco i Lili Cerullo z „Genialnej przyjaciółki” Eleny Ferrante. I w ten sposób, zupełnie niezamierzenie, odkryłam idealne miejsce na pobyt z dwulatką! Oto mój przewodnik po Ischii, w którym znajdziecie mnóstwo praktycznych wskazówek dotyczących podróży.

Giardini-La-Mortella-pelne-sa-wspanialych-punktow-widokowych.jpg

Ischia – jak dotrzeć na wyspę?

Ischia jest wdzięcznym kierunkiem dla rodzinnego portfela. Wszystko dlatego, że loty z Polski do Neapolu są dosyć tanie. Kiedy po raz pierwszy wybieraliśmy się z dzieckiem w podróż samolotem, pożyczyliśmy od znajomych lekką turystyczną spacerówkę. Tym razem zabraliśmy wózek biegowy/terenowy – w większości linii lotniczych wózek dla dziecka nadaje się oddzielnie i nie ma znaczenia, jakiego jest rozmiaru. To usługa bezpłatna. Porządne koła i łatwe sterowanie zdecydowanie przydały nam się w górzystym terenie Ischii.

Zanim wybraliśmy się w podróż, od razu kupiłam bilety z Neapolu na prom, tak byśmy jeszcze tego samego dnia znaleźli się na wyspie. Transfer okazuje się bajecznie prosty. Autobus z lotniska wiezie turystów do portu (Golfo di Napoli). Tam, nad samym morzem, można przegryźć ryżowe kulki w panierce – arancini, wypić espresso i w spokoju poczekać na swój prom. A pływa ich na wyspę naprawdę sporo. Uprzedzam: na promie może bujać, wszystko zależy oczywiście od pogody, ale jeśli macie wrażliwe żołądki, na wszelki wypadek wybierzcie miejsce przy łazience i wyposażcie się w woreczki foliowe. Nie chcę krakać – tak na wszelki wypadek.

Ischia jest trochę jak brzydsza i zapomniana siostra dwóch królowych piękności, a mianowicie wysp Amalfi i Capri. Będziecie je zresztą mijać promem. Nie będę dyskutowała na temat urody tych dwóch miejsc – oczywiście, że są przepiękne! Jak chyba wszystko we Włoszech. Ale! Są bardzo zatłoczone i pełne niekończących się schodów – co przy założeniu, że jedziecie z wózkiem, może nie być najbardziej pożądaną okolicznością. Ischia, która leży trochę z boku i przyciąga głównie spokojnych emerytowanych turystów z Europy Zachodniej, ma do zaoferowania naprawdę sporo. O tym jednak za chwilę, bo oto dopływamy na jej brzeg.

Morze-ma-tu-obledny-kolor.jpg

Arancino-pyszna-kulka-ryzowa-w-panierce.jpg

Gdzie spać i jak poruszać się po Ischii?

Pamiętajcie, że odpowiednie przygotowanie się do podróży na Ischia może was uchronić od niepotrzebnych wydatków. Wiem, że po przeprawie samolotem, autobusem i promem człowiek marzy o tym, by rozsiąść się na wygodnym tarasie i omiatać wzrokiem bezkresny horyzont (co, nie oszukujmy się, nigdy się nie wydarzy, jeśli jesteście rodzicami toddlersów).

W związku z tym łatwo stać się łupem wszelkich portowych naciągaczy, gotowych podwieźć do wymarzonego apartamentu za miliony monet. Ischia ma naprawdę dobrą komunikację miejską. Autobusów jest sporo, jeżdżą często i oczywiście kursują z portu. Trzeba tylko wyściubić nos poza postój taksówek. Kilka kroków pod górę i tuż przy urokliwych knajpkach z aromatyczną kawą i lodami jest duży dworzec autobusowy. Można tam też kupić bilety – koniecznie to zróbcie, bo Włosi systematycznie je sprawdzają.

My zarezerwowaliśmy apartament w rejonie Casamicciola – nie znajdował się specjalnie blisko wspaniałych plaż, ale wybraliśmy go głównie dlatego, że pojechaliśmy tam w maju i nie zamierzaliśmy smażyć się na piasku. Casamicciola była dobrym punktem startowym do wycieczek. Od razu dodam: o ile dojazd na Ischię nie jest specjalnie kosztowny, o tyle musicie się przygotować na lekki szok cenowy na miejscu – wszystko dlatego, że to wyspa, a wyspy niestety rządzą się swoimi prawami.

Klimatyczne-uliczki-Ischii.jpg

Ischia.jpg

Ischia – idealne miejsce dla dzieci

Włosi mają hopla na punkcie maluchów, oczywiście nie dotyczy to tylko Ischii, ale moje doświadczenia z wyspiarzami są wyjątkowo dobre. Pomoc przy wnoszeniu wózków, ustępowanie miejsca, zrozumienie w restauracjach, darmowe podarunki w sklepach, dodatkowe gałki lodów nakładane przez sprzedawczynie w kafejkach ukradkiem (żeby mama nie zauważyła). Naprawdę, jako rodzice wówczas dwulatki nigdzie nie czuliśmy się tak wyluzowani jak tam – wszędzie mieliśmy przekonanie, że nasze dziecko nie jest problemem. Ba! Ona była wręcz najważniejszą klientką.

Jednym z najbardziej magicznych miejsc, do dziś kojarzących mi się z wszechobecną życzliwością dla maluchów, jest najpiękniejsza restauracja, w której byłam w życiu, czyli Piano Liguori. Wyczytałam gdzieś, że na szczycie wzniesienia znajduje się mała knajpka z widokiem na Capri i niezmierzony błękit. Uprzedzam, taszczyliśmy się z wózkiem pod górę jakieś 40 minut w 27-stopniowym upale, a po dotarciu na szczyt w prowizorycznej chatynce z szerokim tarasem i dyktą zamiast dachu dowiedzieliśmy się, że nie można płacić kartą.

W rozpaczy wysypałam ze wszystkich kieszeni zabójczą sumę 11 euro i powiedziałam właścicielom, że poprosimy cokolwiek, co mieści się w tej kwocie. Czekaliśmy na suchy chleb i kroplę wody. Tymczasem właściciel wysłał do mojej córki swoją córeczkę z naręczem zabawek, po czym postawił na naszym stole dzban wina, wodę, zaserwował bruschetty z najpyszniejszymi pomidorami świata, następnie trzy michy obłędnego makaronu, deser i kawę. Byłam przekonana, że resztę pobytu spędzimy na zmywaku w tym lokalu, ale właściciele serdecznie uściskali nam dłonie na do widzenia i życzyli szerokości. Tak to wygląda na Ischii.

Giardini-La-Mortella.jpg

Cytryna-tym-owocem-stoi-Ischia.jpg

Wyprawa do źródeł (termalnych)

Choć większość dzieci uwielbia makaron (do tego najlepiej bez sosu), nie jest to jedyny powód, by zwiedzać Ischię. Wyspa ma podłoże wulkaniczne i w związku z tym jest tam bardzo dużo źródeł termalnych. Można wybrać się do tych naturalnych – jak Baia di Sorgeto przy przepięknej zatoce Sant Angelo, Spiagia dei Bagnitelli czy naprawdę gorące piaski Le Furmarole (można na nich usmażyć sobie obiad!).

Z dziećmi jednak najlepiej udać się na kąpieliska strzeżone, czyli do parków termalnych. Przyznam, że dla mnie było to najlepsze miejsce na relaks nad wodą i pierwsze wakacyjne doświadczenia pływackie mojej córki. Jako że byliśmy na miejscu w maju – nie było tłumów. Oznaczało to też, że nie wszystkie parki były otwarte, ale w czasie naszego pobytu mogliśmy odwiedzić wspaniałe Ogrody Posejdona i jeszcze wspanialsze Negombo. Niewiele rzeczy przyprawia mnie o drżenie bardziej niż głośne parki wodne, w których dwulatek nieustannie balansuje na granicy przestymulowania i niejednokrotnie ją przekracza. Tu nie ma takiego problemu. Woda jest ciepła, błękitna, a okoliczności przyrody przepiękne. Może i nie było wodnych zjeżdżalni, ale nie było również stresu i nerwów.

Zamek-Aragonski-1.jpg

Zamek-Aragonski-idealny-na-pierwsze-wspinaczki.jpg

Krolowa-Margherita.jpg

Ischia – co zobaczyć?

Ischia kupiła nas roślinnością. Chwilami mieliśmy wrażenie, że nie jesteśmy wcale w Italii, ale gdzieś na azjatyckiej wyspie. Jednym z piękniejszych miejsc, które odwiedziliśmy, były Giardini di Mortella. Ze ścieżkami przygotowanymi dla wózków, uroczymi zakątkami, ogrodami japońskimi i kawiarnią z pysznymi ciastami. Ogród dawniej był prywatny i należał do Susany Walton, żony kompozytora sir Williama Waltona. Otwarto go dla zwiedzających w 1991 roku. Przestrzeń jest podzielona na strefę niższą i wyższą. Na miejscu można zwiedzić tajski zakątek z lasem bambusowym, odwiedzić świątynię Słońca czy wejść między magiczne drzewa miłorzębu japońskiego. Nasza dwulatka zafascynowana wąchała lawendę, oglądała kolorowe rybki, dziwiła się kształtom liści i podziwiała fontanny.

A jeśli wasz toddlers bardziej skłania się ku tematom fortyfikacyjnym niż ogrodniczym, to Zamek Aragoński z XV wieku, który stoi na maleńkiej wysepce połączonej z Ischią mostem, będzie strzałem w dziesiątkę. Nam się udało znakomicie, bo był to czas, kiedy nasza pociecha szalała na punkcie schodów – zamek dostarczył jej tej atrakcji aż w nadmiarze. Co istotne, tam gdzie są schody, prawie zawsze jest przechowalnia wózków, nie martwcie się więc, że będziecie je dźwigać na plecach.

Co zjeść na włoskiej wyspie?

Ischia leży blisko Neapolu – światowej stolicy pizzy. Królową jest oczywiście margherita i nie możecie jej sobie odmówić. Zresztą czy istnieje lepszy rodzaj pizzy dla malucha? Najważniejszym owocem w tej okolicy jest cytryna i gorąco wam polecam wszelkie desery z nią w roli głównej, takie jak słodkie kremowe ciastko delizia al limone, pyszny sernik na bazie ricotty z cytrynowym twistem migliaccio i oczywiście lody cytrynowe.

Wybitne są małe panierowane rybki podawane w całości – frittura di paranza (może uda wam się sprzedać to najmłodszym jako „takie dziwne frytki”), a także makarony z owocami morza. I co najważniejsze, chyba nigdzie na wyspie nie sposób się naciąć – wszystkie lokale, w których byliśmy, serwowały topowe jedzenie. Dla dzieci nie lada gratką są finezyjne talerze owoców, które podaje się tu najmłodszym. Wciąż żałuję, że nie podjęliśmy próby wspięcia się na najwyższy szczyt wyspy, Epomeo, ale było nam to odradzane – jako turystom wózkowym.

Ischia okazała się najlepszym możliwym kierunkiem. Łagodna, cicha, a jednocześnie pełna pięknych dziewiczych miejsc. Bez brokatu, cekinów, zjeżdżalni i tańczących maskotek – to prawda, za to z wszechogarniającym błękitem i pięknem termalnych źródeł. I choć wyspa obfituje w cytryny, to są one same w sobie tak słodkie, że nie musicie ich nawet zmieniać w lemoniadę!

Ogrody-Posejdona-i-wszystkie-odcienie-blekitu.jpg

Powiązane