Granica między magią a kłamstwem, czyli kilka słów o Mikołaju

Mikołaju, jesteś tam? Co mam o tobie opowiedzieć mojemu dziecku?

Jako mama dwulatka wiem, że w końcu i ja usłyszę to pytanie: „Mamo, jak to jest z tym Mikołajem?”. Póki co, gdy zainteresowania i rozwój mowy syna skupia się na typach pojazdów, mam spokój. Ale ten dzień w końcu nadejdzie i czuję się do tego kompletnie nieprzygotowana! Czy mówić, co mówić, jak mówić? Na ten moment to ja mam w głowie mnóstwo pytań i nie umiem sama znaleźć na nie odpowiedzi. Moje wewnętrzne przekonanie, że okłamywanie dziecka jest nie w porządku, ściera się z zewnętrznymi naciskami (mowa o babci, a jakże!), by nie odbierać dziecku magii Świąt. A ja przecież nie chcę odbierać magii – po prostu nie chcę opowiadać o wyimaginowanym brodaczu z Bieguna Północnego jako rzeczywistej postaci. Jak z tego wybrnąć z twarzą i w duchu Rodzicielstwa Bliskości – spytałam Martę ChrościckąOśrodka Wsparcia i Rozwoju Bliskie Miejsce, która w swojej praktyce wykorzystuje założenia bajkoterapii.

Z sentymentalnych fotografii towarzyszących rozmowie uśmiechają się do was dziewczyny z Ładne Bebe, życząc wszystkim dużo czułości i łagodności w świątecznym czasie. Oraz pamiętania o swoim wewnętrznym dziecku.

Myślę, że w okresie przedświątecznym nie ja jedna zastanawiam się, jak ugryźć ten temat. Jakie mogą być konsekwencje mówienia i niemówienia o Mikołaju? Jak wytłumaczyć obecność tej postaci wszędzie wokół bez poczucia, że okłamuję dziecko? I tu pytanie do pani jako psycholożki – jakie jest pani stanowisko?

Moje stanowisko jest takie, że nie lubię tego, jak dorośli sobie wykorzystują Świętego Mikołaja. Jak ta postać fikcyjna, wyobrażona, popkulturowa i skonsumpcjonizowana, a przy tym symbol Świąt, o którym wspomina się ją na jednym oddechu z prezentami, reniferem, bombkami na choince, razem z nimi funkcjonuje. Rodzic musiałby się naprawdę niesamowicie postarać, żeby dziecko w ogóle nie widziało tej postaci i nic o nim nie słyszało.

No właśnie – czy nie mówić i jak to zrobić, gdy ten komunikat atakuje z każdej strony?

I tu zastanawia mnie, jeżeli chcę zupełnie wyłączyć tę postać, jaki jest cel rodzica, z czego to wynika. Ja bym dopytała – czego nie chcę dziecku dawać? Czy chodzi o to, że uważam, że to jest oszukiwanie? Gdzie jest dla mnie granica między oszukiwaniem a historią, opowieścią, tą wspomnianą magią? To są ważne rzeczy, które warto sobie uświadomić, i takie pytania zadać. Myślę, że warto jako rodzic zastanowić się, jakie znaczenia Mikołajowi nadać, żeby nie był symbolem tego, czego nie lubimy jako rodzice. Na przykład – kar i nagród, surowego oceniania, typu: „jak będziesz niegrzeczny” (tak, moje ulubione słowo) „to Mikołaj nic ci nie przyniesie, sam zje” itd. Ta wersja Mikołaja w mojej opinii nie wnosi nic dobrego. To, co w tym momencie jest przypisane Mikołajowi, to element groźby: „oj, bo Mikołaj patrzy”, liczenie, odhaczanie ładnych zachowań. No nie, z mojej perspektywy to jest nie w porządku wobec dziecka. Jeżeli taki jest Mikołaj, to ja jestem z nim pokłócona i go nie chcę.

To jakie znaczenia mu nadać?

Możemy zerknąć na tę postać z innej strony. Wykorzystać Mikołaja jako symbol i pokazać, co on nam może dobrego dawać. Punktem wyjścia może być to, że Mikołaj uwielbia Święta. To jest coś, co zawieram w bajkach, które przedstawiam przedszkolakom. Mikołaj przede wszystkim jest taką osobą, która chce w Święta zadbać o wszystkich. Chce sprawić, by każdy miał miły czas i czuł się dobrze. Proszę zauważyć, że jeszcze nie precyzuję, że chodzi o prezenty. I w bajce możemy dać mu głos – Mikołaj nie musi pytać, czy każdy dostał prezent, tylko raczej: „czy każdy miał miłe Święta?”, „czy wszyscy pamiętają, o co chodzi w Świętach?”. Mikołaj w tych moich bajkach to opiekuńczy, miły, łagodny dorosły.

Jedną z moich ulubionych bajek czytanych często w przedszkolach jest taka, w której Mikołaj spotyka dziecko lub grupę dzieci i jest bardzo zdziwiony tym, co opowiadają na jego temat dorośli. Dzieci spotykają Mikołaja w sklepie, gdy ten kupuje marchewkę dla renifera, bo przecież musi go nakarmić, i dzieci opowiadają mu, co o nim wiedzą. Ten jest bardzo zdziwiony, słucha z zaciekawieniem. Słowem kluczem w takiej opowieści jest „pomysł”, który możemy wykorzystywać na różne sposoby. Mikołaj dziwi się: „hmm, to ja nie wiedziałem!”, „to bardzo ciekawe, że dorośli mają taki pomysł, żeby mówić dzieciom, że ja coś przynoszę”. Mój Mikołaj w opowieściach jest często właśnie taki, zastanawiający się, zdziwiony. Czy on jest moim ulubionym symbolem jako starszy pan z otyłością brzuszną? No nie, zdecydowanie nie. Ale w bajkach zamieniam go np. na cały zespół, z myślą, że jedna osoba to przecież trochę za mało. Opowiadam, że jest to cały zespół i wszyscy uwielbiają Święta i starają się, by każdy miał wtedy dobry czas. I tu też nie doprecyzowuję, że chodzi o prezenty.

Kiedy słyszę o tym zespole, to przypomina mi się, jak historię o Mikołaju przedstawiała mnie i siostrze moja mama. Jest Mikołaj, ale ma na całym świecie swoich pomocników, którzy przynoszą dzieciom prezenty. I że to rodzice są tymi pomocnikami.

No właśnie, pomocnicy Mikołaja to też jest sposób. Pomyślałam sobie teraz, że z Mikołajem jest trochę jak z makijażem. Każdy wie, o co chodzi, co to jest, ale każdy używa tego inaczej, po swojemu. I pani pokazuje, że historia z pomocnikami zostaje z nami do czasu, jak jesteśmy dorośli. Ja generalnie jestem za tym, żeby opowiadać dużo bajek, snuć opowieści – przynosi to wiele dobrego. Bardzo lubię, gdy w przedszkolu dzieci wymieniają się swoimi opowieściami o Mikołaju, swoją „wiedzą” na ten temat. Ktoś widział jakiś film, ktoś czytał inną książkę. I wspólnie się zastanawiamy – to właściwie, jak on się przemieszcza? Na tym wielkim statku kosmicznym czy saniami? Rozmawiamy wtedy o tym, że my właściwie nie wiemy, ale fajnie jest sobie opowiadać i wyobrażać.

I jak jeszcze o nim mówić?

Przede wszystkim „rozluźniłabym” tego Mikołaja – to nie musi być jedna sztywna wersja opowieści na jego temat dla każdego. Po drugie – unikałabym przypisywania Mikołajowi metod i narzędzi nacisku zewnętrznego. Mam też taką refleksję po rozmowach z wieloma rodzinami, że postać Mikołaja jest papierkiem lakmusowym przedstawiającym nasz stosunek do kwestii kar, nagród i prezentów. Proszę sobie wyobrazić rodzinę X, która żyje w takim systemie typu: „jak zrobisz coś, czego nie chcę, to ci coś zabiorę”, „jak postąpisz tak jak chcę, to coś dostaniesz”. Taki system żetonowy, bazujący na prostej wymianie. Wyobrażam sobie i wiem to na podstawie znanych mi przykładów, że dla takiej rodziny Mikołaj może być w okresie świątecznym kolejnym wzmocnieniem tego systemu. Wtedy mamy takiego Świętego Mikołaja – nieco tajemniczego, który jako kolejna postać obok mamy i taty obserwuje i ocenia, nie ma go, ale jednak ciągle jest.

Nie ma go, ale wszystko wie!

Dokładnie, wszystko wie – proszę zobaczyć, jakie to lękotwórcze! Co za koncept, że jest sobie taki starszy pan, który wszystko wie i on widzi moje złe i dobre zachowania, i je rozlicza. Od niego zależy, czy dostanę tę lalę, czy nie. Myślę, i mówię to wyłącznie po rozmowach z rodzinami, nie uogólniam, że to podobne do tego, jaką relację mają niektórzy z Bogiem. Powiedziałabym, że jeżeli ktoś jest wyćwiczony (bo to musi być wielokrotnie powtarzane) w takim myśleniu i komunikacji, to w moim odczuciu Mikołaj tam pasuje. W takim systemie idealnie odnajduje się postać, która daje prezenty za dobre uczynki. Nie widzę powodu, by taka rodzina taką postać z tymi cechami i funkcjami odrzucała. To po prostu pasuje do tej filozofii. Z drugiej strony, gdy jest rodzina, która działa bez kar i nagród, zewnętrznego wzmacniania, rozliczania, tylko z dialogiem, tłumaczeniem, relacją itd. – nie wyobrażam sobie, by przyjęli Mikołaja w takiej wersji. Mam wrażenie, że Mikołaj poniekąd pokazuje, jak funkcjonuje rodzina, jakie jest jej podejście do kar i nagród.

I cała rodzina może z tej postaci korzystać?

Tak mi się wydaje i moje doświadczenie też o tym mówi. Ja korzystając z bajkoterapii, zapraszam rodziców do czytania bajek dzieciom w domu, bo wtedy w sposób niekonfrontacyjny można pokazać inną perspektywę. Myślę, że niejednokrotnie te bajki o łagodnym Mikołaju mogłyby się przydać bardziej rodzicom niż dzieciom. Ja mogę opowiedzieć bajkę, gdzie ten Mikołaj jest zdziwiony tym, jakie zadania mu się przypisuje, tylko że połowa grupy z przedszkola ma w domu inaczej i myśli inaczej. W zeszłym roku miałam taką sytuację, że rodzic był bardzo niezadowolony z treści czytanych bajek o Mikołaju. Dziecko z przedszkola przyniosło inną wizję, niż miało w domu – pięciolatka przychodzi do domu i mówi: „to podobno nieprawda, że jak zrobię coś brzydkiego, to nie dostanę prezentu!”. I dlatego myślę czasem, że ta bajka i refleksja przydałaby się rodzicom.

Jak reagować, gdy dziecko przychodzi do domu z inną wersją? Powiedzmy, że w wizji Świąt przedstawianej w jego domu nie ma postaci Mikołaja na pierwszym planie, a tu nagle Święta w placówce kręcą się wokół niego. Czy dziecko nie czuje się zagubione, gdy w domu mamy choinkę i mówimy o Świętach głównie w kontekście tego, że zobaczymy się z dziadkami, że to taki specjalny czas dla rodziny, a poza domem Święty Mikołaj atakuje zewsząd – w sklepach, w reklamach, w zabawach w przedszkolu?

Ja bym chyba jednak spróbowała włączyć w ten obraz Mikołaja jako najbardziej świąteczne, dobre, życzliwe i łagodne cechy i intencje. Proponuję wówczas reakcję łagodnego zaskoczenia: „o, nie wiedziałam, że ktoś ma taki pomysł, że ktoś tak wierzy”. To słowo „wierzy” wydaje mi się tutaj ważne. „Nie wiedziałam, że inni to sobie inaczej wyobrażają, aha!”. I wtedy możemy przejść do konkretów: „wiesz, chyba mi się podoba ten pomysł, że…”, np. Mikołaj pamięta o wszystkich w czasie Świąt, zagląda przez każde okno i upewnia się, że każdemu jest miło. Oraz: „nie podoba mi się pomysł, że dzieci dostają rózgę, jak zrobią coś, z czym on się nie zgadza”. Słowo „pomysł” jest absolutnie kluczowe. Proszę zwrócić uwagę, że czyjś pomysł mogę skrytykować od góry do dołu, ale nie ruszam tej osoby, nie odnoszę się do niej samej. Tak jak mówi się do dziecka, które wyrwało komuś zabawkę: „widzę, że chciałeś się tym pobawić, ale wiesz co, nie było dobrym pomysłem, żeby mu wyrwać tę zabawkę – zobacz, on teraz płacze”. Mówimy, że nie był to dobry pomysł, a nie że dziecko jest niegrzeczne. To jest podobny kierunek, zbliżone podejście. Mówiąc o pomyśle, dajemy sobie przestrzeń na to, żeby każdy miał inny pomysł na postać Mikołaja. Jak weźmiemy różne teksty kultury, filmy czy książki, to rozbieżności w wizji Mikołaja są duże, widzimy tyle różnic, że wspólna i stała zostaje tylko broda.

Myślę sobie też teraz, że w różnych regionach Polski różnie się podchodzi do tej postaci. Pamiętam rozmowę w gronie koleżanek, wszystkie około trzydziestki. Dziewczyna z południa Polski kłóciła się zawzięcie, że na Święta prezenty przynosi Gwiazdka, a Mikołaj zostawia drobiazgi na mikołajki. To była bardzo żywiołowa dyskusja.

To świetne! Znowu przykład w takim klimacie poszerzania tego konceptu, nadawania elastyczności. Już przedszkolaki zrozumieją, że we Francji, gdzie mówi się innym językiem, pomysł na Święta może być inny. Czy w USA, gdzie zwyczajowo prezenty rozpakowuje się o poranku, i widzimy to w filmach. Istotne jest pokazywanie wielu różnic, bo im bardziej elastyczny będzie to koncept, tym bardziej krytycznie dziecko będzie w stanie podejść do tematu i wziąć dla siebie to, co jest miłe, i nie reagować lękiem na „musisz być grzeczna, żeby Mikołaj przyniósł prezent”. Już na poziomie przedszkola, trzylatków możemy dotykać tych niuansów i szarości między „Mikołaj jest” a „nie ma”. Zerówkowicze to już w ogóle są w stanie rozmawiać o różnicach, ale poznałam też wielu 6-latków, którzy są bardzo mocno przywiązani do tej wersji z prezentami dla grzecznych dzieci, to jest bardzo mocno wdrukowane. Myślę, że bajka to fajna metoda na to, by ten temat uelastyczniać, dlatego, że w bajce możemy dać Mikołajowi głos. Książeczki o Świętach są „o Mikołaju”, „o reniferach”, a w bajce psychoedukacyjnej możemy dać Mikołajowi podmiotowość i głos. Kiedy piszę bajkę, to nie zaczynam od początku, czyli „dawno, dawno temu”, tylko od dialogu, jaki chcę, żeby był między dzieckiem a dorosłym. Dialogu, może nie naprawczego, ale korygującego, przekazującego coś, co uważam za ważne i co jest wartością. Mój Mikołaj w bajce opowiada, o czym są dla niego Święta, dlaczego je uwielbia. Że to czas, gdy wszyscy myślą życzliwie o innych, ale też o innych miłych symbolach, nie uciekałabym od tego. Chodzi mi o to, że Mikołaj jest dla mnie takim „sprawdzaczem”, czy wszyscy mają miłe Święta, miły czas, czy są zadbani. W tym komunikacie w ogóle nie ma tematu zachowania i nie ma tematu prezentów.

To podejście wydaje mi się OK dla rodziców, którym blisko jest do nurtu Rodzicielstwa Bliskości, bo ten element rózgi, przypisany do postaci Mikołaja, był w moim odczuciu zawsze bez sensu. Dlaczego mam opowiadać o rózgach, skoro nie chcę stosować kar?

W domu, w którym nie ma takiego podejścia, postać Mikołaja nie będzie funkcjonować – nie ma odniesienia. Nie ma co pakować w niego cech, w które samemu się nie wierzy. Opowiem, jak jest u mnie. I też wrócę do kwestii uelastyczniania, absolutnie warto wychodzić w narracji na temat Świąt poza postać Mikołaja. Ja wierzę bardzo w siłę świeckich rytuałów, tradycji kulturowych, zwyczajów rodzinnych, powtarzających się z roku na rok. To one tworzą i przybliżają atmosferę Świąt. I znowu – nie wokół prezentów i Mikołaja. To, co się u nas sprawdza, a Święta funkcjonują od 1 listopada, dzieci wprost wariują. Mamy co roku przedstawienia świąteczne, klasyczne historie, lub wymyślamy na ich bazie swoje scenariusze. Zaczęło się od dorosłych, teraz temat przejmują dzieci. Od początku listopada trwają próby, szykowanie strojów. Mamy też kalendarz adwentowy, ale nie z upominkami, a z zadaniami – z życzliwości dla konkretnego członka rodziny, z myślą o wszystkich, coś do zrobienia w domu. Odchodzimy przy tym od brania, tego „daj mi”, na rzecz dawania. Mamy też zabawę muzyczną – „Jaka to kolęda” i „Szansa na prezent” w jednym. Dzieci grają i śpiewają, dorośli zgadują melodię i wygrywa się złoty bilet, który można wymienić na prezent u Mikołaja, który zresztą u nas w Świętach zawsze jest. Wujek się przebiera…

Dzieci wiedzą, że to wujek?

No, właśnie nie wiem, czy teraz mogę o tym mówić, gdy dzieci są ze mną w domu. (śmiech). Myślę, że troszeczkę wiedzą, ale trzymają się z nami tej opowieści. U nas na Święta jest sześcioro dzieci, w tym troje nastolatków. Oni się bawią, my dorośli też się w to bawimy. Ale znowu – u nas Mikołaj nie przepytuje, kto był grzeczny.

Tylko kto rozpoznał kolędę?

Kto zgadł, kto się nauczył zaśpiewać, zagrać na instrumencie, sam proponuje kolędy do śpiewania. Myślę, że to wymaga refleksji i popróbowania, ale uważam, że da się tego Mikołaja okroić, odkroić te kawałki, które nas uwierają. Nasz Mikołaj pyta o symbole, pyta, kto ubierał choinkę. Jeśli zrobimy to w sposób przemyślany, to w Mikołaju może być mnóstwo dobrego, wartości, a nie oceny.

Zahaczyłyśmy o temat nastolatków, generalnie starszych dzieci. Kiedy jest moment, żeby powiedzieć dziecku, że no nieco ubarwialiśmy, właściwie to nie ma takiego pana, który mieszka na Biegunie z reniferami? Chodzi mi o sytuację, gdy trzymaliśmy się tej powszechnej wersji historii o Mikołaju, w najpopularniejszym wydaniu. Żeby uniknąć sytuacji, że wszyscy w klasie już znają prawdę, a nasze dziecko dalej wypatruje sań na niebie. Jak to rozwiązać, żeby dziecko nie czuło się oszukane i zdradzone przez rodziców?

To zależy. Wiem, że to najgorsza odpowiedź, ale już tłumaczę. Rodzice często kreują ten cały „whole package” Świąt z Mikołajem. I następnie z roku na rok wycofują się z poszczególnych elementów. Że te prezenty do Mikołaja to jednak nie dla wszystkich, a tylko dla dzieci. Potem – że to jednak nie Mikołaj, a rodzice, którzy są pomocnikami. Metoda, którą ja znam, jest bardzo popularna i w tym sensie musi być dobra, że uwzględnia dzieci i ich umiejętność rozumowania. W pewnym momencie dzieci zauważają, że coś nie gra – no jak ten Mikołaj w ciągu jednej nocy odwiedza wszystkie domy, jak my do babci jedziemy 1,5 godziny? I w tym momencie możemy obrać jeden z dwóch kierunków – dalej kreować historię, typu że Mikołaj ma magiczny proszek, który zatrzymuje czas. Albo iść za dzieckiem, które na poziomie racjonalnym uzmysłowiło sobie tę nieścisłość, i mówić „no właśnie! masz rację, jak to możliwe?”.

Pamiętam, jak już byłam na tyle duża, że wiedziałam, że to nie prawdziwy Mikołaj odwiedza nas u dziadków, to czułam taką wyższość nad młodszymi dziećmi. Kryłam wujka, nie pozwalałam bratu ciotecznemu wychodzić z pokoju, gdy był czas przebieranek.

Czy to wspomnienie jest przyjemne?

Totalnie! Miałam chyba z 6 lat i wydaje mi się, że czułam, że biorę udział w tworzeniu tej magii.

No właśnie! To fajny kawałek, który pani poruszyła. Mała Marika nie stanęła na środku pokoju z krzykiem „nie ma Mikołaja, nie wygłupiajcie się”, tylko była z drugiej strony tego teatru. A to ciągle była ta sama magia, ten wspaniały kawałek, że mi sprawia przyjemność dawanie komuś. To bardzo ważny element, który można dzięki Mikołajowi wprowadzić – zobaczcie, jakie to przyjemne dawać komuś prezent. Jakie to wspaniałe dawać komuś radość. Dzięki Mikołajowi można na takie coś uwrażliwiać. I z tej perspektywy kilkulatki, która obserwuje, jak maluchy się cieszą, uczy się tworzenia tej magii dla kogoś – to jest bardzo fajne. Tak trochę klamrując – my do Mikołaja możemy przypisać te fajne życzliwe kawałki: dawać coś komuś jest miło i Mikołaj jest tego przykładem. On rozdaje prezenty, bo widzi, jak wszyscy się cieszą. Nie wiem, czy udało mi się panią do tego przekonać (śmiech).

Myślę, że tak, widzę teraz Mikołaja z nieco innej strony i rozumiem, że ten wybór nie jest taki zero-jedynkowy. I że nie byłoby mi łatwo w ogóle nie mowić dziecku o tej postaci. Mogłoby się poczuć zagubione, że nagle gdzieś poza domem pojawia się ta postać i co z nią? Kto to w ogóle jest?

No właśnie, a jak dziecko się poczuje zagubione i zacznie się zastanawiać, to zwróci się z pytaniem w pierwszej kolejności do mamy i taty. Fajnie jest, żeby mieli już jakiś pomysł na to, np. podejście typu: „wiem, że to funkcjonuje w przestrzeni społecznej, literackiej i chcę o tym z dziećmi rozmawiać, o co w tym chodzi i jak ja to rozumiem”. Zupełne pomijanie tematu nie jest w porządku. Lepiej, zamiast negować, powiedzieć: „jest takie coś i ja mam do tego taki stosunek”. W późniejszym wieku można dopytać dziecko: „a ty jaki masz stosunek do tego, co o tym myślisz?”. Są takie osoby, które może miałyby pokusę powiedzieć: „ja w ogóle nie wierzę w świętego Mikołaja, ale inni wierzą i to jest OK”. Inaczej brzmi jednak: „bardzo dużo jest wszędzie tego Mikołaja, ludzie go bardzo lubią. A ja myślę, że on jest po prostu w bajkach”. To jest komunikat odpowiedni dla małych dzieci. Z nieco starszymi można rozmawiać w ten sposób: „on jest tylko w bajkach, ale ja bardzo lubię sobie wyobrażać, jakie ma sanie, czy używa proszku do zatrzymywania czasu”. Mówimy, że fajne jest to, żeby sobie powyobrażać.

Bo tak właśnie jest! Dziękuję za rozmowę i nową perspektywę. 

*

Marta Chrościcka – psycholożka, diagnostka kliniczna, psychoterapeutka w trakcie certyfikacji, specjalistka współpracująca z Ośrodkiem Wsparcia i Rozwoju Bliskie Miejsce. Prowadzi warsztaty dla pedagogów, warsztaty rodzicielskie oraz grupy wsparcia dla mam. Pracuje również w kilku warszawskich przedszkolach – zajmuje się tam wspieraniem kadry, dzieci i rodziców. Jest zwolenniczką bajkoterapii i wykorzystuje ją w pracy z rodzinami. Niedługo ukaże się jej książka z bajkami psychoedukacyjnymi i terapeutycznymi dla przedszkolaków – wśród opowieści znajdzie się także bajka o Mikołaju. Mama dziesięciolatka i sześcioletnich bliźniąt.

*

Czy Mikołaj jest obecny w waszych świątecznych rozmowach i obyczajach? Jakie uczucia wzbudza w was ta postać? Dajcie nam znać w komentarzach.

 

4a1293e0-2735-4547-86ad-fbb21ac739f5.jpg433d9494-63bc-4263-9931-a9842fb5ff71.jpg124984729_432198064440005_3481751726517254655_n.jpgIMG_5508-scaled.jpgIMG_8728.jpgIMG_20201111_1244242-kopia.jpgIMG_20201112_104359-kopia.jpgIMG_20201112_104359.jpgUnknown.jpegIMG_2990-scaled.jpgIMG_2987-scaled.jpgIMG_2869.jpg