kwarantanna

Demokracji w tym nie było

O wolności rodziców pracujących - okiem socjologa

Demokracji w tym nie było

Back to work! W kwietniu odbyłaś kilkanaście ważnych spotkań, nie ruszając się z kuchni, jedną ręką zabawiając dziecko. Może i w spodniach od piżamy. Budzik się przykurzył. Poniedziałek straszył jakby mniej. A dziś?

Z dnia na dzień zaznaliśmy smaku pracy zdalnej. Dla jednych okazało się to wybawieniem, furtką do innej rzeczywistości. Niektórzy poznali nazwy wszystkich członków Psiego Patrolu, a może nawet nucą przeboje przedszkolaka, ochoczo przeskakując tabelki w excelu. Inni, wręcz przeciwnie – tęsknili za niegdyś nudnymi żartami kolegi „na prawo od drukarki” oraz marzyli o small talku z księgową. Lub wreszcie – o ciszy, nawet przy biurowym ekspresie z kiepską kawą (w domu wspominali ją niczym kenijski przelew).

I jedni, i drudzy dziś na nowo odnajdują się w starej (nowej?) rzeczywistości pracującego rodzica. Co się zmieniło? Nie w zdezynfekowanych biurach – w naszych głowach. Czy praca „od-do” ma nadal sens, czy wirus był faktycznie demokratyczny? Jak odnalazła się w nim pracująca mama, a jak ojciec? O pracy rozmawiam dziś z dr Katarzyną Sztop-Rutkowską, socjolożką, która wraz z naukowcami z Instytutu Socjologii UwB realizuje projekt badawczy „Pandemia Stories PL” .

Praktycznie z dnia na dzień większość z 16 milionów pracujących Polaków przestawiła się na pracę zdalną. Jak wynika z badań, rodzice czuli, że mają dużo bardziej pod górkę, niż bezdzietni…

Sama jestem osobą, która pracuje zdalnie, często z domu, ale pod warunkiem, że dzieci są w szkole. W naszym badaniu osoby, które pracowały zdalnie, mając dzieci w domu (a głównie dotyczyło to kobiet), zdecydowanie przyznawały się do trudności z godzeniem ról zawodowych i rodzinnych. Nagle to, co było rozdzielane na „przed i po szkole”, było połączone w jedną przestrzeń. W naszym badaniu widać wyraźnie, że było to wyzwanie nie tylko dla uczniów i nauczycieli, ale właśnie dla rodziców, którzy musieli odnaleźć się w  dyscyplinowaniu, organizacji nauki online.

Ale byli tacy, którzy mówili „hej, przecież jest dobrze, wystarczy nasza dobra wola”. Filmy instruktażowe przygotowane przez ministerstwo głosiły, że wystarczy dziecku dać puzzle i powiedzieć: „cicho, mama pracuje”.

Przyznam, że jak zobaczyłam tę informację, to też wybuchłam śmiechem, było to kuriozalne. Sama mam dwóch synów. Ten przekaz był zupełnie niedopasowany do realiów. W rzeczywistości wśród rodziców badanych były silne emocje: strach, lęk, złość, frustracja.

Home office stał się dla wielu rodzin testem na wytrzymałość. Wszyscy byliśmy poddani próbie. Zatarła się granica między pracą a domem, domownicy odkryli życie rodzinne w godzinach, gdy zazwyczaj się nie widują. Taka sytuacja może być wyzwaniem.

Tak, w dodatku wiele zależy od warunków mieszkaniowych. Lockdown w domu z ogródkiem a lockdown w bloku na 50 metrach z rodziną, którą wcześniej widywało się popołudniami. Bardzo wyraźnie widać, że na początku był chaos, a potem zaczęły się pojawiać dla wielu nowe rytuałów, na przykład wspólne jedzenie, gotowanie. I to było odczytywane jako pozytyw. Niektórzy nie mogli tego wcześniej realizować i doświadczać.

Powrót do tradycyjnych ról, tradycyjnych podziałów?

Tak, to widać w naszym badaniu, że wiele kobiet podczas pandemii zostało zmuszonych społecznym podziałem ról do wrócenia do takich tradycyjnych ról domowych. Codzienne gotowanie, opieka nad dziećmi okazały się rolą zdecydowanie bardziej „kobiecą”. Przy tym sporo kobiet przyznawało się do poczucie utraty życia zawodowego, publicznego.

Zastanawia mnie, czy ten podział ról, grafiku dnia były wynikiem domowej umowy i rozmowy między partnerami, czy same w to weszłyśmy, bo tak trzeba, tak czułyśmy.

Nasze badanie nie jest reprezentatywne dla wszystkich klas społecznych, dotyczy raczej dużych miast i kobiet wykształconych, o stabilnej sytuacji zawodowej. Z tych wpisów wynikało, że to było dla nich wejście w koleiny dawno zapomniane, ale stało się to automatycznie. Analizujemy też materiał fotograficzny, to głównie kobiety dzielą się materiałem dotyczących gotowania, domu. I mogę stwierdzić, że nie był to radosny, przedyskutowany podział ról w domu, a raczej spontaniczny, narzucony.

Widziałam mem o tym, że tyle lat nie udało się to feministkom, a przyszedł wirus i nagle udało się zaangażować ojców w życie domowe. Żarty, żartami, ale czy widać faktycznie taką zmianę?

Były takie jednostkowe opowieści mężczyzn, ale moim zdaniem były to historie ojców już świadomych, włączonych w życie rodzinne. Ja bym się zastanowiła, czy w sytuacji przymusu, a była to taka sytuacja, takie nagłe odkrycie uroków ojcostwa jest psychologicznie możliwe. W większości dotychczasowe wzorce spędzania czasu z dziećmi podczas pandemii się zintensyfikowały. Ojciec, który był wcześniej zaangażowany, zaangażował się bardziej. Jeśli ktoś nie zajmował się dzieckiem w weekend, nie czuł takiej potrzeby, nie sądzę, by odkrył nagle wartość takich aktywności. Co ciekawe, widzimy w tych badaniach wyraźnie, że kobiety dużo częściej pisały o relacjach, o codzienności. Wpisy mężczyzn bardziej dotyczyły przemysleń o gospodarce, ekonomii.

Tradycyjne wzorce nie padły. Przełomy się nie dokonały. Kolejny mem: jeśli facet przed pandemią nigdy nie zmywał, to w pandemii też nie będzie.

Myślę, że tak. A jeśli nawet to robił, to po pandemii wróci do swoich starych przyzwyczajeń. Spójrzmy na to w ten sposób: to był zbyt krótki czas, dwa czy trzy miesiące, żeby dokonały się spektakularne zmiany. Ok, one były i wynikały z dostosowanie się do nagłej sytuacji, ale czy te zmiany będą trwałe, czy zostaną na dłużej? Wątpię.

Czytałam gdzieś, że to bardzo demokratyczna choroba. Lockdown napotkał i panią zza kasy, i panią z drogą torebką z biurowca. Mam wątpliwości co do wyrównania szans…

Zdecydowanie. Nawet powiedziałabym, że jedną z widocznych konsekwencji lockdownu jest pogłębienie się różnic, my, socjolodzy nazywamy to różnicami klasowymi. Mnóstwo osób nie mogło sobie pozwolić na pracę zdalną albo warunki mieszkalne czyniły ją bardzo stresującą. Jedną z niepokojących konsekwencji, znamiennych społecznie, będzie pogłębienie się różnic w dostępie do edukacji. W zamożniejszych rodzinach, gdzie są komputery, jest wsparcie, przestawienie się na tryb online nie był szokujący. My wiemy, że na poziomie szkół branżowych, średnich w obszarach małych miast, dzieci po prostu zniknęły z systemu edukacji. U mojego syna w technikum na lekcji online były 2-3 osoby na 30 uczniów…

O tym się nie mówi. 

Ci, którzy mieli wsparcie, dostali go więcej. Ci, którzy go nie mieli, jeszcze bardziej zostali odsunięci. Komfort lockdownu w domu z ogrodem, z komputerami dla dzieci, gdzie można wydzielić home office, to co innego, niż małe mieszkanie, albo sytuacja, gdzie jeden z rodziców musi wychodzić do pracy, izolować się. Demokracji w tym nie było.

Co dalej? Wracamy do pracy. Pojawił się lęk przed tym „jak ja się na nowo odnajdę”? A może są tacy, którzy odkryli, że praca zdalna działa całkiem nieźle, własne biurko w open space niekoniecznie jest gwarantem tego, że dobrze mi się pracuje?

Dużo się teraz mówi o pracy zdalnej i modelu mieszanym – kilka dni w domu, kilka w biurze. Co do pracy zdalnej, są też badania jeszcze sprzed pandemii, które dowodzą, że osoby pracujące z domu pracują więcej i dłużej. W domu mamy większą tendencję, by wpadać w pracoholizm, nie oddzielać czasu odpoczynku od czasu pracy. Druga kwestia to skutki prawne, na przykład bezpieczeństwo pracy zdalnej. Złamiesz nogę w domu, czy jest to już wypadek podczas pracy? Trzecia sprawa, o której muszę tu powiedzieć, to czynnik ludzki: może niefajnie się pracuje w niezgranym zespole, ale jednak kontakt z człowiekiem, nawet ten smalk talk, ma znaczenie. Jesteśmy zwierzętami społecznymi, nasza efektywność pracy wzrasta w grupie.

Te pogaduchy na kawie są po coś.

Tak, takie oderwanie się na chwilę i kontakt społeczny jest bardzo ważny dla zdrowia społecznego.

Chociaż znam introwertyków, którzy odżyli podczas pracy w domu.

Praca zdalna nie jest dla każdego, wymaga odpowiedzialności, narzucenia sobie rytmu, dbania o zdrowie: wydzielenia czasu pacy i odpoczynku. NIe każdy to potrafi. Może do rozważenia przez pracodawcę jest właśnie model mieszany. No i miasto odetchnęło z ulgą, ludzie odkryli, że można zwolnić. Są plusy.

Uważam, że model mieszany to przyszłość, twórcy Facebooka czy Google wiedzą o tym od dawna. Jakie jeszcze plusy pojawiają się wśród opowiadanych wam historii?

Na początku był lęk, wpisy dotyczące utraty kontroli nad życiem. Ale faktycznie, z czasem pojawiają się wpisy, które świadczą, że lockdown był takim zwrotem biograficznym – ludzie zaczęli się zastanawiać, czy prowadzone przez nich życie jest tym najlepszym. Pojawiła się refleksja nad pracą, życiem w biegu, relacjami, potrzebą kontaktu z naturą. Ciekawą sprawą – i chcemy to badać – jest to, na ile ten zwrot biograficzny będzie dalej wprowadzany, na ile te zmiany juz po zniesieniu lockdownu są trwałe. W która stronę to pójdzie?

Na pewno będzie więcej domowo pieczonych chlebów, wzrośnie zainteresowanie homeschoolingiem. Rozwody też się pojawią.

Mnie nie dziwiła kolejka do IKEA, gdy ją otworzyli. Ludzie nareszcie zaczęli mieszkać w swoich mieszkaniach. A pieczenie chleba? Dla mnie zdjęcie z upieczonym chlebem jest fotograficznym zdjęciem pandemii – to symbol bezpieczeństwa, powrotu do korzeni i to nie przypadek, że on się tak często pojawia.

Życzę więc nam w tej nowej czy zmienionej rzeczywistości więcej dobrego chleba, więcej czasu w lasach i na działce. Mieszkania razem, a nie tylko mijania się pokojach. Dziękuję.

 

*

Katarzyna Sztop-Rutkowska: dr nauk humanistycznych, socjolożka, działaczka społeczna i polityczna. Druga w historii wyborów samorządowych w Białymstoku kandydatka-kobieta na prezydenta miasta. W 2018 roku liderka nowego ruchu miejskiego „Inicjatywa dla Białegostoku”.

 

Źródła zdjęć: Instagram/BoredPanda

Dodaj komentarz