Oto pierwsza odsłona nowego, tworzonego wspólnie z marką COODO, cyklu spotkań z kobietami – matkami, które metodą małych kroków porządkują swoje życie, znajdując w nim czas i miejsce na relacje oraz własną pasję.
Nasze fascynujące bohaterki żyją w rytmie slow. Unikają przyśpieszania, próbują znaleźć potrzebny balans i działać zgodnie z naturalnym rytmem nawet wtedy, gdy wszystko wokół krzyczy: tak się nie da.
Te dziewczyny wolą przeżywać, delektować się momentem, zamiast nastawiać się wyłącznie na rezultat. Wybierają jakość zamiast bylejakości i są w tej materii nieprzejednane. Co ciekawe, wiele z nich czyni to instynktownie, nie zawsze będąc świadomymi, że tak mocno wpisują się w ideę slow. Jednocześnie stają się wymarzonymi bohaterkami naszego nowego cyklu rozmów, tworzonego z marką COODO, a opierającągo się na trzech filarach: prostocie, pozytywnej energii i nurcie slow. Wszystko do siebie pasuje.
Jedną z takich osób jest dla nas znakomita fotografka, autorka sesji lookbookowych dla marki COODO, założycielka Merry Meet Me, mama 10-miesięcznego Igora i 3-letniego Jasia, Anita Suchocka.
Z Anitą rozmawiałyśmy krótko przed Świętami Wielkanocnymi, kiedy o równowagę i spokój najtrudniej. Wszystko nam się wtedy dwoi albo troi przed oczami, wszystkiego jest za mało albo za dużo, w każdym razie na pewno nie tyle, ile trzeba. Zatracamy się w stresie i osiąganiu wywindowanych w kosmos celów, ścigamy się i nie ustajemy w działaniu. I to nawet nie jest takie złe, jeśli ferwor daje radość i jest zabawą. Ważne tylko, by chaos kontrolować, by umiejętnie stopniować ważność spraw i sprawek. A przede wszystkim żeby znaleźć chwilę z samą sobą na osobności, takie tête-à-tête z własnymi myślami i wrażeniami.
Anita to dla nas taki ktoś, kto to wszystko rozumie i realizuje, jest wolnym duchem, ale potrafi też rozsądnie i z szacunkiem dla swojej rodziny korzystać z możliwości i szans, jakie daje zawód fotografki. Jakby tego było mało, pod koniec rozmowy rozbroiła nas wyznaniem, że równowagę znajduje w miłości. Same widzicie, musicie się poznać.
***
Masz dziś dużo do zrobienia?
Teoretycznie powinnam być w trakcie wiosennych porządków, ale obecnie poziom moich możliwości sięga zaledwie ogarnięcia domu na tyle, by nie pozabijać się w przedpokoju o leżące wszędzie samochody. Ambitnie zakładałam umycie podłóg i okien, w czasie gdy mój mąż zabrałby gdzieś dzieciaki, ale na chwilę obecną uznaliśmy, że będzie lepszą opcją, jeśli wykorzysta kilka wolnych godzin między pracą i zbuduje im zjeżdżalnię na działce.
Jak często zdarza ci się robić kilka rzeczy naraz? Jak się z tym czujesz?
Chyba nie umiem już inaczej. Dzieci wyostrzają zmysły i stawiają cię przed pozornie niemożliwymi do ogarnięcia sytuacjami. Kiedy już musisz się z nimi zmierzyć, okazuje się, że pokracznie, z przekleństwem za zębami i łzami w oczach, ale dasz radę. Dasz, bo musisz. W tych bardziej sympatycznych, normalnych chwilach, czasem patrzę na siebie z boku i myślę sobie, nieźle mamuśka, dobry z ciebie robot wielofunkcyjny. Dzieci nakarmione, okazjonalnie czyste i nadal biegną do ciebie, gdy stanie im się krzywda. Chyba jest nieźle.
Jesteś mamą dwójki małych dzieci, blogerką, projektantką biżuterii i fotografką. Dużo. Jak ustawiasz pracę i inne zobowiązania względem domowych obowiązków, żeby na wszystko starczyło czasu i sił?
Priorytetami. Dzieci, mąż, my są na pierwszym miejscu. Praca jest dalej, jednak obecnie przed przyjemnościami, bo mamy cel, który trzeba zrealizować. O tych ostatnich jednak nie zapominam, muszą być, żeby w tym całym pędzie znaleźć coś dla siebie i nie zwariować. Czasem kawałek czekolady podrzuconej przez koleżankę, która wie, że masz ciężki dzień, wydaje się cenniejszy niż złoto.
Czas dla moich projektów, pobycie przez chwilę samą – to czas, gdy podładowuję baterie. Pracuję głównie po ułożeniu synów spać. Czasem zaczynam o 21:00, czasem później, z przerwami na karmienie ząbkującego 10-miesięczniaka. W ciągu dnia jest z tym niełatwo, bo staram się nie siadać do komputera przy dzieciach. Tak samo nie siądę do biżuterii, bo trudno by mi było znaleźć 30 minut bez przerw na potrzeby i zachcianki młodych, a mniej więcej tyle wynosi czas operacyjny tego materiału. Zdarza mi się pakować zamówienia i wykańczać wisiorki, wtedy jednak nie ma szans na pracę bez starszego asystenta. Jeśli chodzi o zlecenia fotograficzne, to pracuję w weekendy i popołudniami, gdy mój mąż zmienia mnie przy dzieciach.
Co cię najsilniej inspiruje w pracy fotografki?
Ludzie, których fotografuję. Nigdy nie planuję sesji z klientami, nie nastawiam się na żaden temat przewodni, nie wymyślam historii. Cały mój wysiłek idzie w to, by ich w tym krótkim czasie poznać i pokazać jacy są naprawdę. Nie próbuję z każdego zrobić pastelowych romantyków, bo czasem ich uczucie jest piękne w inny sposób.
A jak wygląda twój typowy dzień pracy? Czy w ogóle takie miewasz?
Nie mam typowego dnia pracy. Pracę dopasowuję do mojej codzienności z dziećmi i próbuję tak to połączyć, by straty po obu stronach były jak najmniejsze.
Czy masz ulubione sprzęty i gadżety fotograficzne, bez których nie możesz się obejść?
Moim sprzętem do fotografowania jest aparat i obiektyw. I tyle. Nie jestem gadżeciarą, marka i nowości są mi obojętne. Na przestrzeni lat wyrobiłam sobie mniej więcej opinię o tym, co lubię i co się u mnie sprawdza. 90% zdjęć robię obiektywem 50 mm i tak od prawie 10 lat. Na sesję nie zabieram lamp, blend ani gadżetów typu literki, lampki i balony. Najważniejsi są oni, ludzie i emocje, które w nich siedzą, cała reszta tylko rozprasza.
Co jest twoim ulubionym tematem zdjęć?
Miłość.
Co robisz, kiedy opadasz z sił? Co cię błyskawicznie i skutecznie odpręża?
Czasem wystarczy, że się zatrzymam i wytłumaczę sobie, że im bardziej będę się wkurzać, tym większe piekło zgotują mi dzieciaki. Czasem nie mam na to cierpliwości i resztkami sił wyruszam z nimi do lasu lub bawialni, by mogli gdzieś rozładować energię.
Bywa gorzej?
Czasem są dni, w których jedyną opcją na doładowanie baterii jest przetrwać do powrotu męża i wyjść z domu, choćby na zakupy do spożywczaka. Nie mam złotego środka na przejście z braku sił do stanu całkowitego odprężenia. Ostatnio czułam się tak na warsztatach fotograficznych, leżąc sama na hamaku pośród kwitnących kwiatów. To było skrajnie nierealne doświadczenie na tle ostatnich 3 lat.
Czy znajdujesz w ciągu dnia czas tylko dla siebie? Co wtedy robisz?
Szukam go. Znajduję go jednak głównie poza domem. Miałam epizod z jogą i muszę przyznać, że dobrze mi to robiło, jednak zajęcia odbywały się w godzinach układania dzieci. Oczywiście mój mąż dawał sobie z tym radę, jednak wiem przez jakie piekło musiał przejść, żebym ja mogła się pogimnastykować i finalnie nie było to tego warte. Nie chcę szukać przyjemności kosztem niepotrzebnych stresów. To działa w obie strony. Tak naprawdę bardzo rzadko czuję potrzebę bycia samej ze sobą. Jakkolwiek ciężko by nie było, lubię swoją domową dżunglę i w niej czuję się najlepiej. Aktualnie angażuję resztki mojego czasu wolnego na spisywanie i próby wcielenia w życie projektu fotograficznego, który siedzi mi w głowie od lat. Czuję, że czas się nim w końcu podzielić z innymi.
Co daje ci poczucie, że panujesz nad chaosem? Gdzie szukasz równowagi?
O panowaniu nad chaosem nie ma mowy. Udało mi się zaledwie wytargować z nim względnie partnerską relację. Polubiliśmy się, idziemy na kompromisy. Jestem bardzo wdzięczna macierzyństwu, że nauczyło mnie pokory i postawiło granice. Nauczyło mnie, jak ogromną wartością jest rodzina i że nie ma nic złego w poświęcaniu się dla niej, bo to właśnie ona stała się dla mnie największą motywacją do działania i realizowania swoich marzeń. Chcę być mamą, która pokaże swoim synom, jak wiele można robić, że przeszkody są tylko po to, by się z nimi zmierzyć. Próbuję nie być nauczycielem, a drogowskazem, choć w rzeczywistości to ja od nich uczę się dużo więcej i o świecie i o sobie samej. Równowaga jest właśnie w całej tej miłości.
***
Rozmawiała: Dominika Janik
Zdjęcia: Anita Suchocka, jej mąż Gniewko oraz Agnieszka Jędrzejewska/Aune
Igor ma na sobie prążkowane body tank top, body z długim rękawem, szarą koszulkę, prążkowane spodnie getry, spodnie rurki light i ogrodniczki light.
Ilość komentarzy: 6!
Anitę poznałam prawie 6 lat temu. Razem z Anią Pińkowską były fotografkami na naszym weselu.
I tak! Anita jest wyjątkowa.
okazjonalnie czyste :-), jakie to boskie uczucie wiedzieć, że nie tylko ja tak mam 🙂
Najciekawszy wywiad, jaki przeczytałam na ladnebebe 🙂 Moje przemyślenia, tylko że ubrane w piękne słowa
Podziwiam Anitę od dawna, jej fotografie i jej taką umiejętność celebrowania zwykłych-niezwyklych chwil. Osoba, z którą chętnie bym się zaprzyjaźniła:) Dziękuję ładnebebe za ten wywiad, nie zawsze Wasze bohaterki mi się do końca podobają (vide trochę zbyt celebrycka jak dla mnie pani Opalińska) ale Anita jest wyjątkowa i taka autentyczna. Pozdrawima