Wyjazd pod namiot z dziećmi może być kwintesencją wakacyjnego relaksu na łonie natury. Da się to zrobić, nawet z trójką dzieci i bez pomocy drugiego dorosłego. Warunki konieczne – solidne przygotowanie, kilka niezbędnych sprzętów i otwartość na przygody.
Moje doświadczenie z kempingami, tak jak w przypadku wielu innych fanów tego typu wypoczynku, rozpoczęło się w dzieciństwie. Jako dziewczynka kilkakrotnie miałam okazję spać w namiocie – na kajakowym spływie, na tradycyjnym kempingu nad morzem i na dziko na Mazurach. Zapamiętałam te pobyty jako prawdziwą przygodę, niemożliwy do zastąpienia kontakt z naturą.
Zawsze chciałam dać swoim dzieciom to doświadczenie, ale długo bałam się, że się nie uda. Co z myciem, usypianiem, komarami? Co z toaletą? Co ze spaniem na chłodnej i czasem wilgotnej ziemi? Co jeśli pogoda nawali? Nie było sprzętu, nie było woli, by go zakupić i wybrać się pod namiot. Wreszcie, gdy najmłodszy syn skończył trzy lata, a w szafie przypadkowo znalazłam stary namiot festiwalowy, odważyłam się wyjechać sama z dziećmi na kemping. Najpierw na jedną noc, potem na tydzień. Od tamtej pory nie wyobrażam sobie ograniczyć wakacji jedynie do pobytu w hotelu czy agroturystyce. I chyba już dokładnie wiem, co sprawia, że ludzie boją się spróbować nocowania w namiocie z dziećmi. Posłuchajcie – nie warto czekać! Jeśli nie spróbujecie, nigdy nie dowiecie się, czy życie kempingowca jest dla was.
Startuję z omówieniem najbardziej nurtujących zagadnień wokół spania pod namiotem: od materacy i gotowania, po komary i zabawę. Sprawdźcie, jak się przygotować, co zabrać, jak wybierać sprzęt. W sesji znajdziecie mnóstwo inspiracji i wartościowych poleceń, które rodzinnie przetestowałam już na dwóch wyjazdach.
Wyprawa to jest zabawa
Traktuję nasze pakowanie jak element wakacji. Kiedyś to był dla mnie stres i walka z własną sklerozą, dziś po prostu odpuszczam, bo wiem, że nawet jeżeli czegoś zapomnę, załatwię to bez problemu w pierwszym lepszym sklepie po drodze.
Na kemping na pewno warto spakować wszystkie tekstylia (śpiwory, koce, poduszki, ręczniki) w lekkie plastikowe torby. Dawniej wybierałam duże otwarte worki typu „z IKEA”, obecnie preferuję zamykane na suwak, takie jak ogromna prostopadłościenna torba jumbo bag Rex London. Można w nią włożyć wszystko, nawet ukochany kocyk i pluszaki dzieci, jest bardzo wygodna i co ważne – zamykana.
Na podróż i etap rozpakowywania polecam zabrać – nie tylko, jeśli jesteście na kempingu, ale generalnie w podróży – termiczną torbę/cooler marki Packit. W całości wkłada się ją do zamrażarki, gdyż jej ścianki są wypełnione specjalnym żelem. Również termiczny plecak od Lassig sprawdzi się jako przechowalnia na kanapki. Ty się rozpakowujesz i rozkładasz namiot, a dzieci mogą się częstować chłodnymi napojami i świeżymi kanapkami. Sprytne, prawda?
Tym, co zawsze pakuję na kempingi, jest też oświetlenie LED do namiotu i samochodu – przydatne nie tylko, gdy się śpi na dziko bez elektryczności – oraz materace dla dzieci. Dawniej używaliśmy piankowego, który zajmował mnóstwo miejsca, dziś jego rolę przejęły kompaktowe i superwygodne CloudSleepery z pompką od Stokke (więcej o spaniu, oświetleniu i materacach znajdziesz w akapicie „Dobranoc”). Teraz wspomnę tylko, że jestem fanką tego, jak mało miejsca zajmują materace Stokke CloudSleeper po spakowaniu. To de facto małe torebeczki, które dziecko samo może zanieść do namiotu czy auta. Dobrze widać to na naszych zdjęciach.
Na zdjęciach: Namiot Meadowood 4L Coleman, Lodówka turystyczna Coleman, torba jumbo bag Rex London/Baby & Travel, termiczna torba-coolpack do zamrażania Packit, bluzy dla mamy i córki Hibiscus od Yellow Meadow, lampka na baterie Coleman, lampka nocna LED sterowana pilotem Baby & Travel, plecak termiczny dla przedszkolaka Lassig, lornetka Navir/ Mokopico, ręcznik turecki wielofunkcyjny Osushka/Pandawanda, naczynia silikonowe Baby & Travel, materace Stokke CloudSleeper
Nasz polowy dom
Zastanawia was namiot z naszej sesji? Widywaliśmy dawniej takie cuda u innych ludzi i patrzyliśmy na nie z podziwem. Dobrze oświetlony przedsionek, który pozwala jeść „jak na zewnątrz” nawet gdy pada, ogromna przestrzeń, przegródki w ścianach, wentylacja, zaciemniana sypialnia… kuszące te kempingowe luksusy, a ich twórcą jest ekspert od outdooru, czyli amerykańska marka Coleman.
Jak wiadomo Amerykanie przodują od wieków w tematach takich jak trekking, scouting, turystyka górska i akcesoria kempingowe. USA to ojczyzna hippisów, obieżyświatów i miłośników natury – dlatego mam ogromne zaufanie do wszystkiego co amerykańskie w kwestii turystyki.
Rok temu na kempingu w Beskidach poznałam parę z Krakowa – ze wzruszeniem pokazywali mi swoje naczynia kempingowe przywiezione z USA z podróży poślubnej. Wciąż jak nowe! Amerykanie przodują też w rozmiarach XXL – dosłownie. Mleko i benzynę sprzedają w wielkich kanistrach na galony, a ich auta są wyjątkowo przestronne (wiem coś o tym, bo jeżdżę 7-osobowym amerykańskim vanem). Duże rodzinne namioty to także kwintesencja amerykańskiej wygody i model Meadowood 4L Coleman jest tego namacalnym dowodem.
Na zdjęciach: Namiot Meadowood 4L Coleman, Lodówka turystyczna Coleman, bluzy dla mamy i córki Hibiscus od Yellow Meadow, lampka na baterie Coleman, lornetka Navir/ Mokopico, ręcznik turecki wielofunkcyjny Osushka/Pandawanda, naczynia silikonowe Baby & Travel, zestawy naczyń dla dzieci Lassig w trzech kolorach, krzesło turystyczne Coleman, gra towarzyska Dobble wodoodporne od Rebel, świeca włóczykija odstraszająca owady Klaudyna Hebda
Komu poleciłabym ten model namiotu? To zdecydowanie ogromny polowy dom dla dużej rodziny jak nasza. Nie wrzucisz go do plecaka, nie rozłożysz samemu w 10 minut, choć jak na takiego giganta, rozkłada się intuicyjnie i zaskakująco łatwo (mnie udało się to zrobić w pół godziny z pomocą kilkulatków). To namiot zdecydowanie stacjonarny, idealny na długie wakacjowanie w jednym miejscu. Kto ma potrzebę większej mobilności i chce innego typu namiot – polecam przejrzeć ofertę Colemana, która obejmuje ponad 60 modeli, przy czym ich „dwójki” i „trójki” od lat wygrywają rankingi na turystycznych blogach i w outdoorowych sklepach.
W testowanym przez nas Meadowood 4L moją uwagę zwróciła podłoga, która ogranicza zawilgocenie i przedostawanie się mrówek i innych owadów. Idealny jest też kanał Colemana na YouTube, dzięki któremu nie trzeba czytać instrukcji – wszystko, co musicie wiedzieć na temat obsługi namiotu, jest pokazane na minutowym filmiku.
Gotowanie w lesie
Jedzenie przy dzieciach – rzecz najważniejsza. Dlatego trochę żałuję, że nie jeździłam na kempingi, gdy moje maluchy miały kilka miesięcy i jadły mleko oraz musy ze słoiczków. Czego się bałam? Nie wiem, ale dziś serwowanie posiłku dla pięciu osób (gdy jest z nami mój mąż) lub dla czterech (gdy jeżdżę sama z dziećmi) mnie niekiedy przerasta. Z tego względu stawiam na proteinowe, szybkie posiłki. Sama jestem fleksitarianką z tendencją do unikania mięsa, ale jeśli moje dzieci nie spożyją 200 g zwierzęcego białka dziennie, czują się zdecydowanie nieswojo.
Wozimy więc ze sobą słoiki i puszki, te domowe i te kupowane. Polecam ten sposób każdej zajętej czy nieprzepadającej za gotowaniem mamie: na kempingu wystarczy wtedy tylko ugotować makaron lub ryż, odgrzać sos, i danie mamy gotowe w kilka minut. Brudzimy tylko dwa naczynia, wszystko załatwia się raz-dwa.
Od dawna do tego celu używamy kuchenek gazowych, które mają tę przewagę nad butlami, że posiadają zwykle dwa palniki. Model kuchenki Campingaz na której gotowaliśmy – Camping Cook CV – jest idealny na dłuższe wakacyjne pobyty dla początkujących. Podłącza się go za pomocą kliknięcia, a w zestawie jest butla gazowa, która starcza na dłużej. Kuchenka jest bezpieczna, zajmuje niewiele miejsca. Warto też zaopatrzyć się w zestaw turystycznych garnków – drobiazg, który jednak pomaga oszczędzić miejsce i mobilizować się do kulinarnej kreatywności, a co za tym idzie – ekologii. Mniej brudnych naczyń to mniejsze zużycie wody!
Psst… Polecam zabrać na kemping także fartuch. Przydaje się na grilla czy właśnie podczas gotowania, gdy nie chcemy pobrudzić ulubionych ubrań. Ja na zdjęciach miałam na sobie moją ulubioną obecnie bluzę z bawełny i elastanu od Yellow Meadow, taką samą jak moja córka. Jeśli nie znacie jeszcze ich ubrań dla dziewczynek, koniecznie kliknijcie tutaj!
Wracamy do gotowania al fresco. Chłodziarka elektryczna Powerbox Plus marki Campingaz zmienia perspektywę o 180 stopni, bo pozwala na zabranie na kemping świeżego mięsa czy ryb – obniża temperaturę w stosunku do otoczenia o 18 stopni! Taka opcja jest super, gdy mamy dość jedzenia gotowych dań. Dzięki Campingaz przyrządziłam więc dzieciom ich ulubiony makaron z łososiem. Bez chłodziarki Powerbox nie byłoby to możliwe.
Warto wspomnieć, że kuchenka gazowa Camping Cook CV, o ile mamy stabilne i niełatwopalne podłoże, może stać bezpośrednio na ziemi. Ale wygodniej jest na stoliku – wystarczy tylko rozłożyć go w wersji z dłuższymi nóżkami (to ten sam, którego używamy jako stół do gier, zabaw i posiłków), wyjąć wcześniej przygotowane jedzenie z turystycznej chłodziarki i rozpoczynamy nasze outdoorowe gotowanie.
Na zdjęciach: stolik rozkładany z regulowaną wysokością Coleman, kuchenka gazowa Campingaz, chłodziarka turystyczna Campingaz, zestaw turystycznych garnków z pokrowcem Coleman, bluzy dla mamy i córki Hibiscus od Yellow Meadow, zestaw bambusowych sztućców „niezbędnik turystyczny” Pandawanda, silikonowe talerze Baby & Travel, sandałki dziecięce Primigi ze sklepu KokoLeti.
Smacznego, kempingowcy!
Wydawanie posiłku dla czterech osób może być szybkie i sprawne, jeśli odpowiednio się przygotujemy. Każde z moich dzieci ma swój zestaw naczynek (łatwo zapamiętać po kolorach) od marki Lassig. Są z tworzywa, a więc nietłukące. Do tego korzystamy z silikonowych talerzy na owoce, pieczywo czy przekąski ze sklepu Baby & Travel. Od razu je pokochałam, ponieważ są świetne nie tylko na kempingi – można je myć w zmywarce, a nawet podgrzewać w nich w piekarniku do 220oC! Jemy na stoliczku Coleman na którym gotowaliśmy, ustawionym na niski poziom – tak jest łatwiej z małymi dziećmi.
Brudne naczynia wkładamy do silikonowej miednicy i – w zależności od tego, gdzie aktualnie przebywamy – niesiemy je albo do turystycznej umywalni, albo do… rzeki czy jeziora, gdzie po wytarciu resztek trawą myjemy je w ekologiczny sposób, za pomocą jednego genialnego produktu – ekopłynu Dr Bronner’s. Trudno uwierzyć, ale ten płyn nadaje się nie tylko do mycia naczyń, ale też do prania, mycia naszego ciała i żywności! (więcej na ten temat przeczytacie w akapicie „Wieczorna toaleta”). Naczynia czyszczę za pomocą biodegradowalnych myjek (idealne zwłaszcza na kempingu na dziko – można je zakopać bez szkody dla środowiska!). Do osuszania naczyń używam wielofunkcyjnych ręczników Pandawanda – mogą być także ściereczkami do wycierania rąk czy buzi, oraz zastępować rękawice kuchenne podczas gotowania.
Na zdjęciach: bluzy dla mamy i córki Hibiscus od Yellow Meadow, silikonowe talerze Baby & Travel, słomki silikonowe Baby & Travel, zestaw talerzyk + kubek + łyżeczka od Lassig (w trzech kolorach), myjka biodegradowalna, którą można kompostować Pandawanda, zestaw wielorazowych ręczników Pandawanda, stolik turystyczny Coleman.
Ochronne ABC
Nie przepadam za słowem „apteczka”, bo kojarzy mi się z jakąś sytuacją wymagającą pomocy medycznej. Choroby to u nas rzadkość, ale nierozsądnym byłoby wybierać się na kemping bez zestawu niezbędnych lekarstw. Pompka do wysysania jadu, substancje odkażające, podstawowe leki (dla mnie przeciwbólowe, dla dzieci na ból brzucha), to moje minimum.
Dorzucam jeszcze zestaw kolorowych plastrów – w tym roku u nas na topie są urocze pieski od Rex London ze sklepu Baby & Travel (zdaniem moich dzieci w byle jakim plastrze się nie chodzi, proszę Państwa!). Zawsze pakuję też nasiona pałki wodnej zebranej nad wodą (domowy sposób na oparzenia – wystarczy obłożyć oparzone miejsce puszkiem z pałki i obwiązać bandażem, skuteczność sprawdzona na niezliczonych ogniskach i plenerowych imprezach z ogniem).
W tym roku do naszej apteczki dołączają jeszcze trzy produkty od Klaudyny Hebdy, a mianowicie olejek odstraszający owady, żel łagodzący ukąszenia owadów i żel na oparzenia słoneczne. Te dwa ostatnie to nowości, które dopiero niedawno mieliśmy okazję testować podczas wycieczki na Lubelszczyznę, i wyznam, że od razu zostałam ich fanką.
Na zdjęciach: plastry opatrunkowe Rex London, olejek odstraszający owady Klaudyna Hebda, żel łagodzący ukąszenia owadów Klaudyna Hebda i żel na oparzenia słoneczne Klaudyna Hebda. Zajrzyjcie też na tę stronę, by zobaczyć promocyjne zestawy.
Żel na oparzenia świetnie koi, pięknie pachnie rumiankiem i ma rewelacyjną, nieco żelową konsystencję – bezcenne, gdy dzieci nie cierpią smarowania. Buteleczka jest mała, co też sobie chwalę – nie lubię kupować kosmetyków, których używa się tylko przez dwa miesiące w roku w ogromnych tubach, by potem stały i czekały na półce na wyrzucenie. Żel Klaudyny został przetestowany na jednym dziecku, które zbyt szybko zmyło z siebie ochronny krem i trochę za bardzo złapało czerwcowe słońce. Preparat łagodzący ukąszenia testowaliśmy na bąblach po meszkach – również całkiem skuteczny i co ważne – naturalny, bez chemii, pochodzący z polskiej, ziołowej manufaktury. Polecam całą zakładkę „wakacyjna apteczka” na stronie Klaudyny.
Wyjście w naturę
Kemping to nie tylko sposób na tanie wakacje i poczucie wolności. To przede wszystkim kontakt z naturą! Moje dzieci za każdym razem, gdy tak podróżujemy, udają się na przyrodnicze wyprawy. Raz na drugi koniec kempingu, raz na brzeg jeziora, raz do lasu – liczy się to, że bawią się jak w mitycznym Bullerbyn, trochę bez kontroli dorosłego. Za to zdobywają sprawności, uczą się obcowania z przyrodą, poznają owady i zwierzęta.
Tym, co jest niezbędne dla ich bezpiecznego funkcjonowania podczas takich zabaw, jest zakryte obuwie – używamy wygodnych, zapinanych na rzepy trampków od Mrugała w kolorze szarym i zielonym, w które od lat zaopatrujemy się w sklepie KokoLeti (warto zerknąć na całą ofertę wakacyjną obuwia dziecięcego tutaj).
Nie ma wyjścia na wycieczkę bez wspomnianych w poprzednim akapicie preparatów na komary i kleszcze, nakryć głowy i prowiantu. Zwykle dzieci dostają ode mnie wodę w bidonie, owoce i kanapki w termicznym plecaczku, bo o to na kempingu najłatwiej. Z „pomocy edukacyjnych” zwykle dzieci mają podbierak na ryby i żaby, a także lornetkę. Ta nowa, marki Navir ze sklepu Mokopico, skradła nasze serce – nie sposób jej zgubić w zielonym gąszczu przez ten wyjątkowy kolor!




















































































































































