COODOtwórczynie

COODO twórczynie

Rozmowa z Agą Konopczyńską

COODO twórczynie
Ewa Przedpełska

„Myślę, że kluczowe, choć brzmi to jak frazes, jest żyć w zgodzie ze sobą, a wtedy żyjesz w zgodzie z naturą na tyle, na ile jest ci to potrzebne” – mówi Aga Konopczyńska, bohaterka kolejnej odsłony cyklu Coodotwórczynie.

Współczesne życie to w dużej mierze nieustanne szukanie balansu. Między pracą a życiem prywatnym, macierzyństwem a innymi kobiecymi rolami, byciem w pędzie i łapaniem oddechu w rytmie slow. U niektórych z nas to także poszukiwanie równowagi między życiem w mieście, które daje mnóstwo bodźców, możliwości, pasuje do naszego stylu życia, a byciem blisko natury, w ciszy, spokoju i dzikości. Swój sposób na to znalazła Aga Konopczyńska, majowa bohaterka cyklu Coodotwórczynie. Mieszkanie na Starym Żoliborzu pozwala jej na prowadzenie biznesu, korzystanie z miejskich rozrywek przez dzieci i rodziców. A jednocześnie, jak wiemy ze starej piosenki, zapewnia codzienny kontakt z zielenią, która szczególnie o tej porze roku zniewala i olśniewa na każdym kroku. A stąd… tylko chwila podróży samochodem do rodzinnego letniska, gdzie wszystkie pokolenia mogą odetchnąć i zwolnić, choćby przez weekend. Jak wygląda codzienność w chacie ukrytej w lesie, sprawdzamy razem z Agą i jej synami: Stefanem i Tytusem.

coodotworczynie Aga Konopczynska

Z Żoliborza uciekacie do domu przy bocznej drodze, ukrytego w lesie. Co to za miejsce?

To nasze ukochane letnisko nad Narwią, tylko godzinę drogi od Warszawy. Nie ma tu może spektakularnych widoków czy jezior, ale jest swojsko i blisko. Dla mnie to też miejsce bardzo rodzinne, dom pełen jest pamiątek po bliskich. Przede wszystkim książek, na które nie mamy już miejsca w Warszawie. Ale też drobnych dekoracji i mniej lub bardziej funkcjonalnych przedmiotów codziennych, które mają dla nas wyjątkową wartość sentymentalną. Dzielimy ten dom z rodziną, której część mieszka za granicą. Nie widujemy się właściwie nigdzie indziej, niż właśnie tutaj. To też nadaje temu miejscu dużo emocjonalnego ładunku. To tutaj odbywają się spotkania rodzinne i tu spędzamy wszyscy wspólnie miesiąc wakacji. Każdy oderwany od swojej codzienności. Na ten rodzinny czas spotykamy się w zupełnie innych warunkach, na spokojnie i nieco dziko.

Jak odnajdują się tu chłopcy? Czują, że to ich drugi dom?

Mój starszy syn Tytus na pewno, przyjeżdża tu od urodzenia. Jest bardzo wrażliwym dzieckiem, więc jestem przekonana, że to miejsce jest dla niego ważne. On zna tu każdy kąt, sam chodzi po wsi i odwiedza naszych sąsiadów. A młodszy Stefan, choć nie do końca jeszcze werbalizuje swoje odczucia, czuje się tu jak ryba w wodzie. Zresztą nie znam dziecka, które nie czerpałoby radości z przebywania cały dzień w ogrodzie, taplając się w czym mu się podoba. W takich warunkach wszystkie zabawki, ulubione książki i kolorowanki schodzą na dalszy plan. Można boso chodzić po trawie, obserwować z bliska pszczoły zapylające kwiaty, wypatrywać ptaki i rozpoznawać je po śpiewie. A słabsza pogoda wcale nie jest zła. Skakanie po deszczu, nowe kałuże – zawsze jest co robić.  Poza tym tu jest normalna wieś ze wszystkimi atrakcjami: traktorami, przyczepami i całym wiejskim inwentarzem.

Jak wygląda twoja relacja z naturą w kontekście macierzyństwa? Przekazujesz swoje spojrzenie dzieciom, uczysz, a może tworzysz tę relację przy nich na nowo?

Zawsze starałam się żyć z szacunkiem dla natury i tego też uczę moje dzieci. Moja mama wzięła sobie za punkt honoru, żebyśmy z moją siostrą nie spędzały wakacji pod blokiem i jako dziecko każde wakacje spędzałam poza miastem. To był czas takiego dzikiego biegania po polach, lasach i wydmach, nawiązywania relacji, właściwie bez ingerencji dorosłych. Myślę, że to uwrażliwiło mnie na wiele kwestii. Bardzo bym chciała, żeby moje dzieci miały podobne wspomnienia, ale mam wrażenie, że to, co dla mojego pokolenia było naturalne, dla mojego starszego syna już nie do końca jest. Nie bez znaczenia jest tu rok izolacji i to, że komunikacja i życie przeniosły się do internetu. Muszę się nieco postarać, żeby wspólne spacery były dla niego atrakcyjne, teraz np. uczymy się odgłosów ptaków – tych w mieście i u nas na wsi.

Prowadzisz autorski, angażujący czasowo biznes ze wzornictwem vintage. Znajdujesz czas, by na co dzień pobyć sam na sam z naturą?

Ładne jest faktycznie bardzo angażujące czasowo. Szczególnie teraz, w czasie pandemii, miałam wrażenie, że ciągle jestem w biegu i że z niczym się nie wyrabiam. Ale ja nie muszę na co dzień w szczególny sposób celebrować natury, wystarczy mi wiejski reset raz w tygodniu. I bardzo o to dbałam w czasie lockdownu. Gdy jedno dziecko miało zdalne nauczanie, a drugie siedziało 2 miesiące w domu, bo jego placówka była zamknięta. Pilnowałam, żebyśmy choć na jeden dzień w tygodniu pojechali na wieś i posiedzieli w ogrodzie lub poszli na spacer. Taki kontakt z naturą robił mi dobrze w głowie i myślę, że dzieciom też.

Wrażliwość na piękno i wrażliwość na przyrodę idą u ciebie w parze?

Myślę, że tak, i bardzo pomaga mi to w pracy. Żeby wydobyć piękno starych przedmiotów, często wykorzystuję kwiaty, gałęzie czy susz. Można powiedzieć, że natura jest moją największą inspiracją. Ładne powstało w pewnym sensie z szacunku do przyrody: jestem fanką ładnych rzeczy, a to, że mogę dać im drugie czy kolejne życie, nie produkując przy tym dodatkowych śmieci, jest dla mnie bardzo ważne.

coodotworczynie Aga Konopczynska

Czy da się żyć blisko i w zgodzie z naturą, mieszkając w wielkim mieście?

W pewnym stopniu na pewno. Myślę, że kluczowe, choć brzmi to jak frazes, jest żyć w zgodzie ze sobą, a wtedy żyjesz w zgodzie z naturą na tyle, na ile jest ci to potrzebne. My do tej pory mieszkaliśmy na Starym Żoliborzu z widokiem na stary opuszczony ogród i z bujną zielenią za oknem. Tylko 10 minut do Centrum, a teraz na wiosnę budził nas co rano przecudowny ptasi koncert. Często obserwowaliśmy ze Stefanem ganiające się wiewiórki, od czasu do czasu pojawiał się dzięcioł. Cudowne miejsce do życia w mieście. W Warszawie jest więcej takich miejsc, gdzie żyje się naprawdę dobrze bez zgiełku miasta.

Myślałaś kiedyś, by przenieść się z rodziną do waszej chaty na stałe? 

Miewałam takie myśli w czasie pierwszego lockdownu i zawsze je miewam, gdy zasiedzę się tam latem, ale jednak za bardzo cenię sobie miejskie wygody i ludzi na wyciągnięcie ręki. Wiem też, że zima na wsi jest zupełnie nie dla mnie. To, że chałupa jest tak blisko Warszawy i że w ciepłych miesiącach mam ten luksus, że mogę tu być i cieszyć się zielenią, gdy tylko mam czas, zupełnie mi wystarcza. No i u nas, we wsi jest bardzo mało dzieci, a moje są bardzo towarzyskie (śmiech).

Dziękuję za rozmowę.

coodotworczynie Aga Konopczynska

Agnieszka Konopczyńska – właścicielka Ładne, sklepu internetowego z ceramiką, porcelaną i szkłem, autorskim wyborem rodzimego wzornictwa i międzynarodowych, bezimiennych skarbów o rodowodzie retro. Mama Tytusa i Stefana.

*

Stefan ma na sobie ubranka z najnowszej kolekcji Coodo „Dzieciaki z lasu”. Boso na trawę wybiega w spodniach i koszulce oversize. Gdy jest nieco chłodniej, wkłada rozpinaną bluzę z weluru i czapkę z uszami. Wszystkie ubranka marki Coodo są szyte w Polsce z certyfikowanej, ekologicznej bawełny.

*

Rozmowy z innymi Coodotwórczyniami znajdziecie w naszym cyklu.

Publikacja powstała przy współpracy z marką Coodo.

Dodaj komentarz