„Gdy żyjesz blisko natury, myśli nie biegną do napięć społecznych, problemów w pracy czy kłótni z sąsiadem, bo tego tu nie ma, ale biegną tam, gdzie dusza ma swój dom – do spraw duchowych” – mówi Coodotwórczyni Agnieszka Nowicka.
Upalne dni, krótkie, duszne noce, najpiękniejsze i, wydawałoby się, trwające godzinami zachody słońca. Tak, to czerwiec! W takich chwilach chciałoby się uciec gdzieś daleko od miasta, żeby zaznać tych letnich cudów w pełni. Oczywistym wyborem dla fanów zieleni i jezior są Mazury. Mniej oczywistym rozwiązaniem jest wyjazd tam nie na weekend czy tydzień, ale zaszycie się w dolinie obok lasu na całe życie. Tak zdecydowała się zrobić Agnieszka Nowicka, bohaterka kolejnej odsłony naszego cyklu Coodotwórczynie. W Modrym Ganku (o jego genezie możecie poczytać tu) pełni rolę pełnoetatowej wiejskiej gospodyni, jak również managerki agroturystyki stworzonej dla poszukujących wytchnienia od miejskiego zgiełku. Agnieszka czuje las, rozumie wieś, kocha zwierzęta, więc trudno znaleźć lepszą przewodniczkę w świecie natury. Zarówno dla gości, jak i jej córek – dwunastoletniej Marioli i trzyletniej Ireny. Ich codzienność to opieka nad zwierzętami, homeschooling, warzywa z własnych krzaczków i ogród jako naturalny plac zabaw tuż przed domem. Na krótką wyprawę po Modrym Ganku zabiera nas najmłodsza członkimi Ferajny Nowickich, Irenka.







Jak wam się żyje rodzinnie w Modrym Ganku?
Na pewno prawdziwie. Zmieniliśmy styl życia, decydując się na bycie na wsi na 100%, aby doświadczać takiej prostej codzienności – śpiewu ptaków, ale też ufajdanych przez nie okien, chodzenia boso po trawie, ale i konieczności jej koszenia. Dzięki tej zmianie możemy być ze sobą na co dzień, mamy pracę na miejscu. Prowadzenie gospodarstwa rolnego i agroturystyki to nasze jedyne zajęcie zawodowe i możemy sobie spokojnie żyć. Bez fajerwerków i wygód, ale też bez presji i obciążeń. O to nam chodziło.
Funkcjonujecie zgodnie z porami roku – intensywne lato, odpoczynek jesienią i zimą, wiosenne przygotowania. Pasuje ci ten rytm?
Bardzo. Myślę, że jesteśmy stworzeni tak, aby żyć w tym rytmie. Która gospodyni nie zna wiosennego przypływu energii do gruntownych porządków? Słońce samo woła „umyj te okna, wywietrz kołdry!”, a my się temu pięknie poddajemy. Późna jesień chyba każdego nastraja do czytania pod kocem z kubkiem herbaty w ręce. Żyjąc w mieście, niewiele mieliśmy czasu na poddawanie się tej fali. A teraz nasza codzienność właśnie tym jest dyktowana. Jest czas pracy i czas odpoczynku. To nam bardzo odpowiada.





„Bliżej natury, bliżej codzienności, bliżej siebie. Wolniej i prościej” – brzmi jak sielanka. Bywa, że życie slow jest jednak bardziej wymagające? Zdarza wam się tęsknić za innym życiem, za tym „więcej” i „szybciej”?
Och, zupełnie nie! Wręcz z każdym kolejnym kęsem tego „wolniej i prościej” rozsmakowujemy się i szukamy kolejnych niepotrzebnych gałęzi do odcięcia. To wszystko wiąże się z codziennym odpowiadaniem sobie na pytanie „po co tu jestem?”. Przede wszystkim TU – na świecie, ale też TU, czyli na wsi. Dokąd zmierzam i co chcę po sobie zostawić? I nigdy odpowiedź nie zmierza ku materializmowi. Więc wiadomo, co odcinać.
Życie blisko natury, w zgodzie z nią – co robi ciału, jak służy duszy?
Ciało ma pewnie ambiwalentne odczucia, bo z jednej strony bliskość natury redukuje stres i napięcia, a życie w zgodzie z nią w ogóle tego stresu nie przysparza, ale z drugiej strony – dostaje w kość, bo musi wykonywać dużo fizycznej pracy na co dzień. Ale ciało ma to do siebie, że jest tylko narzędziem, więc niech się dostosowuje do warunków. Natomiast dusza to zupełnie inna historia. Dusza rozkwita. Dusza potrzebuje czasu i przestrzeni, aby się kształtować i rozwijać, a tego w takim życiu slow nie brakuje. Bo choć ręce są zajęte, np. grabieniem, to myśli lecą wolno gdzie chcą. W takim przyjaznym środowisku myśli nie biegną do napięć społecznych, problemów w pracy czy kłótni z sąsiadem, bo tego tu nie ma, ale biegną tam, gdzie dusza ma swój dom – do spraw duchowych.





Irena jest tutaj od urodzenia – czy przez to jej dzieciństwo wygląda inaczej niż waszej starszej córki? Ich codzienność w wieku 2-3 lat mocno się różni?
Zupełnie nie – dlatego, że starsza córka zamieszkała na wsi, jak miała 2 lata, więc obie są już wpisane w wieś. Przed Modrym Gankiem mieszkaliśmy w innym miejscu na wsi, też na kolonii, z dala od innych zabudowań. Były też konie, choć wtedy tylko dwa, psy i koty. Były codzienne spacery do lasu i praca w ogrodzie. Tylko tata pracował wtedy w mieście i było go mało. A od 2 lat jesteśmy oboje na wsi na 100%. I to chyba robi największą różnicę. Bo samo miejsce zamieszkania to też trochę narzędzie, trochę pretekst. Celem jest bycie razem.







Jak wyglądają wasze lekcje przyrody w ramach homeschoolingu?
Mariola skończyła właśnie 5 klasę, więc zaczęła już biologię. Nie da się teraz uniknąć korzystania z podręcznika, ale fantastyczne jest to, że uczyła się o paprociach, a potem na spacerze mi o nich opowiadała, wskazując je po drodze. Wiedza, którą zdobywała na lekcji przyrody czy teraz biologii, nie jest oderwana od jej codzienności. Ona rozumie pory roku, rozumie przyrodę i tylko pogłębia wiedzę, rozwija zagadnienia, które zna z obserwacji. Dla dzieci, które bywają tylko od czasu do czasu w lesie, jest on wielką zieloną plamą. Dla niej jest zbiorem bardzo różnorodnym, w którym dostrzega wiele szczegółów.
Towarzyszą wam zwierzęta – psy, koty, konie. Czy ich bliskość uczy was i dzieci czegoś ważnego?
Mam wrażenie, że większość umiejętności społecznych zawdzięczam właśnie zwierzętom. One są niesamowicie szczere i jednoznaczne. Budują relacje na podstawie wzajemności. Nie da się niczego skrócić czy przeskoczyć. Jeśli chcesz, aby zwierzę ci ufało, wykonywało twoje polecenia, to musisz z nim zbudować więź, zapracować na autorytet i zaufanie. Nie zaimponują mu dyplomy ani tytuły, ale sprawiedliwe traktowanie i jasne zasady. A my, ludzie, próbujemy ze sobą pójść na skróty, oczekujemy posłuchu i zaufania na podstawie własnego mniemania o sobie. Lubimy zostawiać rzeczy niedopowiedziane, traktować zachowania i osoby różnie, w zależności od celu, który nam przyświeca. Nauczyłam się też, jak różnią się poszczególne temperamenty – choleryk, flegmatyk itp. – na podstawie zwierząt. One też mają typy osobowości, takie jak ludzie, ale zwierzętom nie da się przypisać złych intencji. Dzięki temu są czystym obiektem badawczym, a ja nauczyłam się dostosowywać metody komunikacji do różnych typów osobowości. Bardzo mi się to teraz przydaje wśród ludzi (śmiech). Dzieciaki z kolei widzą oczywiście, czym jest odpowiedzialność za drugą istotę. Mariola karmi psy i koty, codziennie daje też leki tym, które tego potrzebują. Irenka pomaga przy karmieniu. Czy wracamy późno, czy jest niedziela, czy urodziny koleżanki, zwierzęta liczą na nas codziennie tak samo i to jest cenna lekcja dla dzieci.






#równowagajestwlesie – używasz tego hasztagu i zachęcasz innych do poszukiwań spokoju w naturze. Co daje tobie las? Co daje twoim dzieciom?
Zawsze czułam, że w przyrodzie wracam do równowagi. Myślałam, że magia jest w górach, które kocham, i sporo mam złażone, ale zauważyłam, że doświadczam tego samego w lesie – wszędzie tam, gdzie nie spotykasz dzieła ludzkich rąk, ale masz do czynienia z harmonią natury, która jest dziełem rąk większych niż ludzkie. Może na skandynawskich fiordach jest to samo, ale ja najbliżej mam las. W lesie myśli same się układają i znajdują rozwiązania. A czasem po prostu gubią się te niepotrzebne i odnajduję taką zdrową pustkę w głowie. Ja jestem piechurem, kocham długie wędrówki. Kiedy coś mnie przerasta, zawsze albo jadę połazić po górach, albo idę na 5-6 godzin spaceru do lasu i wracam zawsze gotowa stawić czoła wszystkiemu, co mnie czeka. Myślę, że dzieciaki jeszcze tego nie odkryły. Jeszcze nie mają porównania, może nie mają takich wyzwań. Na razie las kojarzy im się ze spacerem, swobodnym czasem razem.
Co wam przyniesie to lato?
W tym roku lato zapowiada się spokojniejsze. Zeszły sezon był jak rollercoaster. Przeszliśmy niezłą szkołę życia z uwagi na 150 dni pracy bez przerwy, na które nie do końca byliśmy mentalnie gotowi. Zadbaliśmy, aby ten rok przyniósł nam więcej równowagi między pracą a czasem dla siebie. Myślę, że to wyjdzie też na korzyść naszym gościom, ale przede wszystkim naszym dzieciom. W końcu one są najważniejsze.
Dziękuję za rozmowę.





Agnieszka Nowicka – z wykształcenia projektantka wnętrz, z zawodu i wyboru gospodyni. Żona Marka oraz mama dwunastoletniej Marioli i trzyletniej Ireny. Razem z mężem prowadzi Modry Ganek, agroturystykę na Mazurach
*
Irena ma na sobie ubranka z najnowszej kolekcji Coodo „Dzieciaki z lasu”. Podczas sesji nosi krótkie spodenki i koszulkę oversize. Gdy upały dają się we znaki, wskakuje w ogrodniczki lub sukienkę w wersji ultralight. Zwykle chodzi boso, czasem pamięta, by założyć skarpetki. Wszystkie ubranka marki Coodo są szyte w Polsce z certyfikowanej, ekologicznej bawełny.
*
Rozmowy z innymi Coodotwórczyniami znajdziecie w naszym cyklu.
Publikacja powstała przy współpracy z marką Coodo.