Na spontanicznym wyjeździe na Mazury rozmawiam z Martą Sikorską* i Sylwią Włodarską**, które w krótkim czasie stały się dla mnie bardzo bliskimi i ważnymi kobietami. Rozmawiamy trochę na końskim pastwisku, trochę w samochodzie. Oprócz tego robimy sporo innych rzeczy, które sprawiają nam przyjemność. Ja na przykład dużo na dziewczyny patrzę.
Sylwia: To co, dziewczyny, wkurzają was czasem dzieci?
Marta i Anastazja: Taaaaaaaaaak!!!
Sylwia: Mnie jest chyba najtrudniej, kiedy w jakiejś problematycznej sytuacji złączą się takie dwie fale. Pierwsza to ta, że jest mi dobrze z rodzicielstwem opartym na relacji, w którym sprawdzam stan zaspokojenia potrzeb moich i dzieci, a druga fala to ta płynąca z mojego dzieciństwa i otoczenia, szepcząca, że daję dzieciom wchodzić sobie na głowę. W tę narracje wpisuje się to, że dzieci coś wymuszają, terroryzują, że robią coś przeciwko mnie, a nie że próbują o coś dla siebie zadbać. I wtedy czuję, że moje zasoby kurczą się nie przez samą tylko sytuację z dzieckiem, ale też przez zderzenie tych dwóch fal. A im mniej zasobów, tym ciężej poradzić sobie zarówno z własnymi jak i dziecka trudnymi emocjami. I myślę o sobie jako części takiego przejściowego pokolenia – pewnego spojrzenia na dzieci uczę się dopiero, czytając albo będąc na warsztatach, nie dostałam tego w pakiecie.
Marta: W somatic experiencing, krótkoterminowej metodzie leczenia traumy, jest taka koncepcja, że żeby móc samemu się ukoić, musisz mieć ileś tysięcy albo wręcz milionów doświadczeń, w których ktoś ciebie ukoił. I ja myślę, że jeżeli chcesz prawdziwie ukoić swoje dziecko, to sama musisz tego doświadczyć. Więc w praktykę dbania o siebie jako dorosłego wpisuję gromadzenie wokół siebie takich ludzi, od których mogę to ukojenie dostać, to znaczy kiedy jestem wkurzona, to ktoś nie powie „Uspokój się natychmiast, weź się w garść”, tylko wysłucha i mnie utrzyma. To dla mnie bardzo ważne mieć dorosłego, do którego pójdę tak jak to dziecko, tupnę nogą, poprzeklinam i ktoś mi zrobi na to przestrzeń. I wtedy wiem, że to jest możliwe.
Anastazja: Ja też czuję, że mając możliwość tupnięcia i wygadania się, łatwiej nam zrozumieć te zachowania u dzieci.
Marta: Tak, i wtedy wiesz z praktyki, czego w takiej chwili potrzeba. Bo ja czasem mam wrażenie, że w relacji z moim dzieckiem uprawiam jakąś improwizację, posługując się językiem, którego nigdy nie słyszałam u dorosłego, który zwracał się do dzieci. I za każdym razem ryzykuję śmieszność, głupotę, pomyłkę. I czasem stoi za tym lęk, czy to na pewno właściwy trop.
Ilość komentarzy: 3!
Skupię się na tekście, obiecuję, ale tak mi się podobają rysunki !@!! że na razie widzę tylko je, uściski!
Anastazja taiła talent 🙂 A lektura rozmowy – obowiązkowa!
Jeden z moich patentów to zajęcia dla dzieciaków żeby się czymś zajęły i staram się żeby nie był to telefon 🙂 chociaż nie zawsze się da, ale przykładowo tutaj https://togethermagazyn.pl/kolorowanki/ są tysiące darmowych kolorowanek, drukuje i mam spokój 😀