Jak pielęgnować relacje rodzinne? Można mieć swoje rytuały, używać języka miłości lub… spakować kilka najpotrzebniejszych rzeczy i ruszyć we wspólną podróż kamperem, jak uczynili to The Big Five Family. Rozmawiam z Agnieszką Kokowską, która zdecydowała się podążać ich śladem i nakręcić film o rodzinie, bliskości i poszukiwaniu wolności.
Jak poznałaś Kasię i Roberta z The Big Five Family?
Kasię i Roberta poznałam dość spontanicznie. Po pierwszym lockdownie pojechałam na plan zdjęciowy reklamy, która odbywała się w ich domu w Radości. Podczas przerwy zaczepiłam Kasię, bo mieli bardzo fajnie i nieco artystycznie urządzony dom. Powiedziała mi wtedy, że właśnie go sprzedali i zamierzają ruszyć w podróż kamperem.
Pomysł na film o ludziach, którzy zostawiają za sobą wszystko i ruszają w nieznane, chodził mi po głowie od jakiegoś czasu, więc już po jakichś 15 minutach od poznania się byliśmy umówieni na kręcenie filmu. Wtedy jeszcze chyba żadne z nas nie do końca wiedziało, na co się decydujemy. Tak zaczęła się nasza wspólna przygoda z filmem „W stronę słońca”. Co ciekawe, ten tytuł zrodził się właśnie podczas tej pierwszej rozmowy i tak zostało do końca, nie znalazłam lepszego.
Jak wyglądał proces tworzenia filmu? Próbuję sobie to wyobrazić i naprawdę nie umiem – skoro łapałaś ich tylko raz na jakiś czas, na różnych etapach ich podróży, to jak ci się udało uchwycić te wszystkie ważne momenty widoczne w filmie?
Początek był czystą improwizacją pod kątem organizacji zdjęć. Moi bohaterowie ruszali w podróż niecały miesiąc po tym, jak ich poznałam, więc wszystkie decyzje musiałam podejmować bardzo szybko. Etap developmentu był tak naprawdę czasem, kiedy musiałam zrealizować już „uciekające” zdjęcia. Z zawodu jestem autorką zdjęć, kocham trzymać kamerę i przez nią obserwować świat. Film jest moim debiutem reżyserskim, a to – patrząc z perspektywy czasu – jest dużo trudniejsze. Gdy rozpoczynałam kręcenie filmu, nie miałam ani budżetu, ani ekipy. Przez pierwsze pół roku sama realizowałam zdjęcia i płaciłam za podróże do bohaterów. Po prostu wiedziałam, że chcę ten film zrobić, choć największym wyzwaniem była pandemia i ciągłe problemy w podróżowaniu do bohaterów.
Sam wybór momentów był początkowo dość oczywisty, bo wiedziałam, że potrzebuję uchwycić życie rodziny w Warszawie, sprzedaż i wyrzucanie rzeczy, a także pożegnanie z przyjaciółmi i rodziną. Miałam też świadomość, że te pierwsze doświadczenia po rozpoczęciu podróży są bardzo istotne i nie mogę czekać z ich nakręceniem.
Dzięki własnemu doświadczeniu – wyjechałam z Polski za granicę z dziewięcioletnim synem – wiedziałam, w jakim tempie dzieci się adaptują do nowej rzeczywistości i na co warto zwrócić uwagę. Przyjazd podczas świąt w pierwszym roku ich podróży do moich bohaterów też wydawał mi się naturalny, bo święta z rodziną w domu to moment, który wszyscy znamy i często, niezależnie od wyznania lub przekonań, traktujemy jako czas rodzinny.
Myślę, że ogromną rolę w decydowaniu o wszystkim odegrała intuicja, ona była moim drogowskazem. Od początku też zdawałam sobie sprawę, że chcę opowiedzieć o tym doświadczeniu, dzięki któremu człowiek wychodzi poza strefę swojego komfortu i robi krok w nieznane, aż do momentu podjęcia kolejnej, już bardziej świadomej decyzji, kiedy już nie jest się neofitą. Z moich obserwacji wynika, że taki moment następuje zazwyczaj po roku, półtora. Dlatego od początku wiedziałam, że „W stronę słońca” nie będzie dokumentalną wersją „Boyhood” ani kroniką z 15 lat podróży. Nie wiedziałam, jakie decyzje podejmą bohaterowie, co ich spotka, z czym będą się mierzyć, ale wiedziałam, że wątpliwości co do słuszności decyzji, tęsknota, znalezienie drogi do zmiany, do ułożenia sobie życia na nowych, własnych warunkach to elementy, które będą częścią tej podróży, i chciałam je pokazać.
Czy jest coś, co bardzo chciałaś pokazać, uchwycić? Z jaką intencją tworzyłaś ten film?
Zależało mi na pokazaniu doświadczenia wyjazdu, kiedy idziesz za głosem serca.
Kiedy walczysz o swoje marzenia. To wspólne marzenie moich bohaterów zakłada, że w nowej rzeczywistości każdy będzie się dobrze czuł. Chciałam pokazać, że każdy z nas ma trochę inne potrzeby i może też w innym czasie adaptować się do danej sytuacji życiowej.
Dla mnie relacje rodzinne są bardzo ważne, jeśli nie najważniejsze, i myślę, że w kinie temat bliskości jest wciąż aktualny. Rodzina nie powinna się kojarzyć z ideałem, bo taka nigdy nie jest, raczej z procesem, ze sztuką kompromisu. Miłość nie zawsze jest łatwa i przyjemna, ale każdy jej potrzebuje. Związek dwójki ludzi to praca nad nim. Wychowywanie dzieci to stawianie granic, ale i poczucie bezpieczeństwa, które można budować poprzez bliską szczerą relację z nimi, a nie poprzez posiadanie wielkiego domu, dóbr materialnych, czy mieszkanie całe życie w jednym miejscu z tymi samymi sąsiadami.
Co było najtrudniejsze w tej pracy?
Od początku wyzwaniem było ułożenie historii w taki sposób, aby główną bohaterką filmu była rodzina, a nie pojedynczy bohater. Natomiast finalnie dla mnie najtrudniejsze było ukończenie filmu i etap postprodukcji, na który mieliśmy mało czasu. Zwłaszcza jeśli porównać to z etapem kręcenia filmu i montażu. Przez pół roku prawie mnie nie było w domu. Realizowanie filmu jednocześnie w roli reżyserki i autorki zdjęć na etapie postprodukcji jest ekstremalnie trudne.
Co cię najbardziej zachwyciło w trakcie pracy nad filmem?
Kiedyś Kasia opowiedziała mi o swoim doświadczeniu work & travel, kiedy jako młoda dziewczyna wyjechała do Stanów. Przyznała, że była to najlepsza praca w jej życiu. Pamiętam, że powiedziałam wtedy: „Wiesz co, ja teraz też tu z wami mam work & travel i to też jest najlepsza praca w moim życiu”. Faktycznie, podróżowanie i wyjeżdżanie zawsze były dla mnie ważne. W czasie pandemii, w trakcie realizacji filmu, jeszcze bardziej doceniłam możliwość wyjazdów.
Czy to doświadczenie zmieniło coś w twoich relacjach z bliskimi?
Szewc bez butów chodzi, bo w czasie, kiedy tworzyłam film o bliskości i rodzinie, sama miałam znacznie mniej czasu dla moich bliskich. Teraz to nadrabiam. To wszystko dodatkowo uczy wdzięczności za wsparcie, jakie od nich dostałam, i akceptację mojej drogi zawodowej. Łączenie życia zawodowego z wychowaniem dzieci i byciem w związku jest wymagające. Ośmielę się stwierdzić, że obecnie wszyscy gonimy i pędzimy, nawet jeśli nie pracujemy w branży filmowej i nie mamy dzieci. Moi bohaterowie zwolnili w swoim życiu i to jest inspirujące, żeby czasem po prostu się zatrzymać.
Czy postrzegasz pracę nad filmem jako własną szansę na wykreowanie siebie jako twórczyni? Czy to była również twoja podróż do samej siebie?
Często się zastanawiam, czy droga zawodowa to mój w pełni świadomy wybór i czy potrafiłabym wykonywać inny zawód. Kocham pracę z kamerą i ludźmi, nie mogę sobie wyobrazić, że nie jest to element mojego życia. Mam po prostu potrzebę wyrażania siebie obrazem filmowym. W branży filmowej pracuję od kilkunastu lat, z każdym rokiem się rozwijam i do końca życia będę w podróży do siebie samej. Ten film na pewno jest dla mnie wyjątkowy, bo jest to mój debiut reżyserski pełnometrażowy. Myślę, że każdy reżyser czy każda reżyserka, gdy pracuje nad filmem, opowiada jakąś część swojej historii, więc jest to emocjonalna droga tej osoby.
Czy „W stronę słońca” to film o odwadze?
O rodzinie. O bliskości. O poszukiwaniu wolności. O otwartości. Dla mnie natomiast jest to przede wszystkim film o tym, jak być razem.
Zastanawiam się nad słowem „odwaga”, co ono oznacza. Jeśli coś nas i nasze granice przekracza i zdecydujemy się na taki krok, to jest odwaga? Kiedy może niekoniecznie jesteśmy na to gotowi? To się łatwo mówi i sama potrafię tak powiedzieć, że warto się odważać. Choć w rzeczywistości myślę, że lepszym słowem jest „odpowiedzialność”. To wielka sztuka, by wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje, za swoje życie, za życie swoich najbliższych, za własne szczęście. Nawet jeśli moi bohaterowie nie zawsze wiedzą, co ich czeka, albo nie mają skrupulatnego planu, to biorą za to odpowiedzialność. Świadomie podejmują te decyzje i konfrontują się z rzeczywistością, za to ich cenię.
Ile czasu zajęła realizacja filmu?
Przez trzy lata śledziłam The Big Five Family z kamerą, a cały proces, razem z montażem i postprodukcją, trwał cztery lata.
Czy czujesz, że staliście się sobie bliżsi?
Z pewnością przez ten czas lepiej się poznaliśmy. Zauważ, że mówię o nich „moi bohaterowie”, zdarzyło mi się też powiedzieć „moja rodzina”, jako że to film o rodzinie. Relacja reżyser – bohater w filmie dokumentalnym wymaga ogromnego zaufania i otwartości. Dostałam je od moich bohaterów i jestem im za to wdzięczna.
Czy jesteś podobna do swoich bohaterów?
Nie lubię porównań, bo każdy jest inny. Każdy ma swoją historię. Wiadomo, że mamy punkty styczne, dlatego czułam, że mogę opowiedzieć tę historię. Najprawdopodobniej jednak ani ja nie potrafiłabym żyć ich życiem, ani oni moim.
Wspomniałaś, że masz za sobą doświadczenie wyjazdu z dzieckiem na pewien czas za granicę. Czy możemy o tym chwilę pomówić? Chciałam zapytać, dlaczego zdecydowałaś się wyjechać.
Powodów było wiele. Zawsze myślałam o wyjeździe, bo jest to szansa na zmianę perspektywy. Ta „zagranica” często nam imponuje, choć sama emigracja nie jest prostym pomysłem na życie. Wiedziałam, że mam w sobie pewnego rodzaju głód i chcę wyjechać, pracować w międzynarodowej branży filmowej, Chciałam też, aby mój syn mógł się w naturalny sposób nauczyć języka angielskiego i stać się obywatelem świata. Myślę, że to doświadczenie było dla nas obojga bardzo cenne, choć nie zawsze usłane różami.
Po powrocie do Polski, po dwóch latach w Wielkiej Brytanii, potrafiłam docenić wiele aspektów życia we własnym kraju. Przy czym myślę, że Polska będzie dla mnie zawsze domem, który jeszcze nie raz na dłużej opuszczę, by potem do niego wrócić.
Co daje to wyjście ze strefy komfortu?
Krytyczne spojrzenie na swoje życie, na własne wybory. Złapanie perspektywy, której nie mamy w codziennym, ułożonym życiu. Ten komfort jest na każdym kroku, bo to wszystko, co znamy, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Nie jestem zdania, że trzeba z niego ciągle rezygnować, bo to nasze poczucie bezpieczeństwa. Jeśli natomiast jesteśmy na to gotowi, to uważam, że dla własnego rozwoju warto czasem wyjść świadomie ze strefy komfortu.
Myślisz, że dobrze jest tam, gdzie nas nie ma?
Myślę, że czasem trudno nam docenić to, co mamy blisko siebie, dlatego wyobrażamy sobie, że gdzieś może być lepiej. Oczywiście mówię to z perspektywy osoby żyjącej w dużym europejskim mieście, w kraju, gdzie nie ma wojny.
Po swoich doświadczeniach wiem, że niezależnie od tego, jak daleko wyjedziemy, to nie uciekniemy od samych siebie. Wyjazd czasem jest potrzebny, żeby złapać perspektywę, ale relację z samym sobą warto budować każdego dnia.
***
Więcej informacji o filmie „W stronę słońca” Agnieszki Kokowskiej znajdziecie na stronie mdag.pl.
Materiał powstał we współpracy z Against Gravity.








