W potrzasku - Ładne Bebe

W potrzasku

W moim kalendarzu istnieje zapis,
z którego wynika, że wczoraj miałam oddać tekst!
Szlag by to trafił!
Cały zeszły tydzień zawieruszył się gdzieś w bezkresie krzątaniny.
Dzieci, dzieci, dzieci, zmywarka, Zoom, dzieci, pranie, wystawa,
zmywarka, dzieci, zaległe maile, zakupy, gotowanie, lekarz,
dzieci, pranie, zmywarka, odkurzanie, dzieci…
Przysięgam, że to nie prokrastynacja
– w wirującym kołowrotku codziennych obowiązków
nie miałam możliwości sklecić choćby zdania.
Nic tak jednak nie poprawia koncentracji, jak nóż na gardle.

Biorę komputer i ukrywam się z nim w sypialni, teraz albo nigdy.
Jeszcze w czasie rozgrzewki (podglądanie znajomych na FB),
przychodzi Teo – w sprawie przytulenia się, odmówić mu więc nie mogę.
Próbując bronić resztek swej autonomii, stwarzam pozory,
pozwalam mu, pod warunkiem, że zrobi to w ciszy.
Ochoczo zgadza się na ultimatum, ale wymagań nie spełnia.
Opowiada mi o czerwonym aucie.
Nie ma na świecie rzeczy mniej interesującej niż auta
(no, chyba że piłka nożna).
Gdy się wygaduje, wychodzi, zostawiając po sobie otwarte drzwi,
przez które najpierw dobiega straszny hałas i wrzaski,
a po jakimś czasie wbiega Leo.
Chce komórkę, chce porozmawiać z Dziadkiem.
Dobrze, niech poszuka komórki i ją tu przyniesie.
Wychodzi, wraca, nie może jej znaleźć, mam mu pomóc, teraz.
Oszaleję, nigdy nie zacznę pisać tego tekstu!
Praca w pandemii to pandemonium.
Postanawiam zabrać się do roboty, gdy już zasną,
a ja nafaszeruję się solidną dawką kofeiny.

Na samym początku cała ta sytuacja była nawet zabawna i ekscytująca.
Maski, płyny do dezynfekcji, otwieranie drzwi łokciem, nietoperz.
Niekończące się rozmowy, analizy, sprawdzanie danych,
dostosowywanie się do nowych zasad, poczucie surrealności.
To, co było do zrobienia natychmiast, można było przełożyć.
Sytuacja zdawała się być przejściowa i nadzwyczajna;
przepęka się jakoś te kilka miesięcy, odetchnie trochę,
posprząta w szafach, a potem z przytupem wróci do normalności.
Tymczasem okazało się, że nic z tego.
Normalności już nie ma. Przeterminowała się.
Skończyła. Zmieniła parametry.
Trzeba nauczyć się funkcjonować w nowej rzeczywistości,
która ani trochę nie jest już zabawna, ani ekscytująca.
Przekładać pracy i terminów dłużej nie można,
trzeba żyć, zasuwać, ogarniać dzieci 24/7.
Do tego wachlarz odskoczni zasadniczo zmizerniał.
Z resztą i tak czasu na rekreację brakuje.
Podniecenie zastąpił smutek, frustracja, znużenie,
oraz dojmujące poczucie niepewności i absurdu.
I do tego uwięzienie.
W marcu nie bolało ono aż tak bardzo
jak w listopadzie, gdy dzień się kurczy,
a świat spowija ciemna szarość.

Do roku 2020 moją strategią na przetrwanie mroku
było zastępowanie doustnej suplementacji
witaminy D samodzielną jej produkcją,
czyli mniejsze i większe ucieczki w poszukiwaniu
słońca, inspiracji, przygody.
Niestety, niewidzialny intruz w koronie bezpardonowo
zniszczył moje zwyczaje.
Nie pozostało mi zatem nic innego,
jak zamienienie wielkich wypraw na mikrowycieczki.
Nie zrażam się pogodą i uciekam do pobliskich lasów, parków, nad rzekę.
Ze szczególnym umiłowaniem szukam izolacji,
peregrynując z rodziną po wiejskich domach znajomych,
najlepiej tych z dziećmi.
Bo dzieci w większej grupie mają tę zaletę, że zajmują się sobą.
Posiadają też pewną wadę: znacznie bardziej hałasują.
Przed takim wyjazdem dobrze jest określić własne priorytety.

Tej jesieni, między innymi, zakotwiczyliśmy się
w stuletnim domu nad Bugiem,
podejmując szaleńczą próbę ogarnięcia pracy
czwórki freelansujących dorosłych,
szkoły trójki dzieciaków, oraz zapewnienia rozrywki
niewyżytemu energetycznie i towarzyszko przedszkolakowi.
Marzenie wygospodarowania czasu na sport i lekturę
przeistoczyło się sromotną porażkę, ale i tak było fajnie.
Wystarczy bowiem jedynie wyjechać za miasto,
by przekonać się, że nawet pochmurny, mglisty dzień ma swój urok,
a monochromatyczny, szarobury krajobraz może być bardzo poetycki.
Czas upływał nam głównie na szamotaniu się,
czyli próbom wydarcia chwili dla siebie (pracą)
a obsługiwaniem młodzieży.

Z wyjazdu najwyraźniej zapamiętałam jedną scenę.
W zasadzie to ta sama scena, która pojawiła się na początku tekstu.
Scena, którą odgrywam nieskończoną ilość razy dziennie,
w nieskończonej ilości wariantów.
To współczesna wersja pracy Syzyfa skrojona specjalnie dla matek…

Śniadanie zostało wydane,
dzieci po licznych apelach w końcu przebrały się z piżam
i umyły zęby – sytuacja wydaje się być okiełznana.
Siadamy z koleżanką przy stole z kubkami wypełnionymi kawą
a sercami nadzieją, że nastała chwila spokoju.
Tkwimy w przyjemnej ciszy i udajemy, że nie widzimy burdelu dookoła,
delektujemy się aromatem i widokiem za oknem.
Może nawet uda się porozmawiać!!!
Niestety, po sekundzie wpada Pierwsze Dziecko,
z informacją, że jest głodne i że chce kanapkę
– do tego skomplikowaną, a nie byle jaką.
Z masłem, serem, ogórkiem i pomidorem
obranym ze skórki. Inaczej nie zje.
Dostaje to, co chciało, z pouczeniem,
że trzeba było zjeść owsiankę ze wszystkimi
i że ostatni raz taki numer przechodzi.
Gdy Pierwsze oddala się w celu konsumpcji, truchtem nadciąga Drugie.
– Mleka!
– Weź sobie.
Dziecko znika. Na krótko.
Nie może znaleźć ani mleka, ani czystego kubka.
Z westchnieniem umęczonej Matki Polki trzeba wstać, iść po mleko,
które jest tam, gdzie miało być, ale oczywiście nie zostało zauważone.
Gdy drugie kończy mleko, w drzwiach pojawia się Trzecie,
z ponurą wiadomością.
– Kupę!
Zostaje wydelegowane, jednak zanim zniknie, przychodzi Czwarte
z pytaniem, czy nie widziałyśmy jego okularów.
Nie, nie widziałyśmy. Niech poszuka przy nocnej szafce.

Czwarte odchodzi zrezygnowane, mijając w drzwiach Drugie
gnające ze skargą, że zostało popchnięte przez Pierwsze
i że całe mleko wylało się do tornistra Czwartego.
Całe szczęście, że nie ma okularów, może nie zauważy – myślę sobie,
jednak nie mogę delektować się swym cynizmem,
gdyż z łazienki dobiega do mnie przeciągły ryk:
– Maaaamoooooo, juuuuuuż!

Gdy wracam, kawa jest zimna.
Poza tym, czas zacząć myśleć o obiedzie.
Na szczęście dziś nie ja gotuję.
Spróbuję gdzieś się wyizolować.
Wymykam się na rower.
Życie w komunie jest super!

 

Akcja_Bug_2020_179.jpgAkcja_Bug_2020_454.jpgAkcja_Bug_2020_430.jpgAkcja_Bug_2020_535.jpgAkcja_Bug_2020_290-scaled.jpgAkcja_Bug_2020_556.jpgGorce_2020_212.jpgGóry_2020_listopad_0014.jpgJEsien_0102.jpgJEsien_0103.jpg

Powiązane