Pisarz i poeta Grzegorz Uzdański, a od miesiąca także tato Julka, podzielił się na Facebooku swoim ojcowskim odczytaniem komunikatów formułowanych w mediach parentingowych. Większość z nich zupełnie pomija ich jako potencjalnych odbiorców.
Pierwsze tygodnie po narodzinach dziecka to taki czas, kiedy nasze wyczulenie na sygnały jest podkręcone do maksimum. Kiedy pojawia się niepokój o dziecko, szukamy informacji, które podpowiedzą na wstępnym etapie, czy wystarczy obserwować, czy dzwonić na pogotowie. Jak zauważył świeżo upieczony tata Grzegorz Uzdański, większość z tych informacji formułowana jest w taki sposób, jakby ojcowie nie tylko nie posiadali elementarnej ciekawości na temat zdrowia dziecka, ale jakby nie mieścili się w kategorii rodzica. Autor celnie pointuje, pisząc, że taki sposób formułowania treści wyłącznie o matkach i dla matek dodatkowo nakręca tę sytuację i w istocie dyskryminuje same matki.
Słuszny to głos, dlatego za zgodą Grześka, przytaczamy całą treść posta:
Julek powoli zasypia po nocnym mini-kryzysie, ja jeszcze czekam czy na pewno zaśnie (bo akurat była moja kolej ogarniania) i czytam sobie o oddechu u noworodka, artykuł spoko, po raz kolejny uspokaja mnie, że szybki oddech i różne charczenio-posapywania są ok, natomiast jak to zwykle w polskich artykułach (czytamy to z Marysią raz po raz w różnych tekstach) coś takiego, jak ojciec, zajmujący się dzieckiem, po prostu nie istnieje. Kamilku, wymień nieistniejące stworzenia, tak jest, proszę pani: potwór z Lochness, yeti, złota kaczka, srebrna kura, mosiężny indor i tata, który opiekuje się dzieckiem, bardzo dobrze, Kamilku, piątka. Pewnie osoby, piszące te artykuły, mogłyby się bronić, mówiąc, że faktycznie w olbrzymiej większości w Polsce małymi dziećmi zajmują się głównie matki – więc po prostu dostosowują się do sytuacji. Ale myślę, że w jakiejś tam mierze to, że pisze i mówi się właśnie w ten sposób, tylko i wyłącznie o matkach, wspiera i nakręca tę sytuację, która z kolei sprawia, że tak się pisze – no i tak to się, prawda, kręci (w tym sensie te sformułowania w artykułach są bardziej dyskryminujące dla kobiet, bo wspierają przypisanie tylko ich do pracy opiekuńczej). No i bardzo mi głupio wchodzić w ton „ale my w Polsce beznadziejni, A ZACHÓD TAKI FAJNY”, ale jak czytamy z Marysią z kolei teksty po angielsku, to nagle się okazuje, że jakoś można napisać „parent”.
PS W komentarzach pod postem pojawiło się kilka cennych spostrzeżeń, wskazujących na inne przejawy dyskryminowania albo utrudniania życia ojcom, np. umieszczanie przewijaków wyłącznie w toaletach damskich albo słowa lekarzy: „niech tata przekaże mamie”.
Wszystkie newsy znajdziecie w zakładce SZORTY.



