Nie jesteśmy ośmiornicami, czyli seksualność po porodzie - Ładne Bebe

Nie jesteśmy ośmiornicami, czyli seksualność po porodzie

W życiu seksualnym kobiety jest wiele pierwszych razy. Seks po porodzie, choć nie zawsze łatwy, też do nich należy. Przyglądamy się matczynej seksualności otoczonej zmianami hormonalnymi i tym, „co ludzie powiedzą”.

Przed powrotem świeżo upieczonej mamy do seksu jest absolutne minimum fizjologiczne – 6 tygodni, do którego dolicza się czas karmienia piersią, kiedy rządzi prolaktyna – pomagająca w karmieniu, ale hamująca popęd seksualny. To kawałek o biologii, do której dokładamy obciążenie społeczne. „Bo matka idealna to figura umęczonej i aseksualnej kobiety” – mówi Marta Niedźwiecka, psycholożka i pierwsza w Polsce certyfikowana sex coach, z którą rozmawiam o tym, jak wygląda seksualność Polek po porodzie.

Czemu biologia oddala nas, kobiety, od seksu po porodzie? Oczywiście kwestia regeneracji ciała zmęczonego tym hardkorowym aktem to jedno.

To ma znaczenie ewolucyjne, bo jeśli kobieta ma przy piersi małe dziecko, to potencjalna kolejna ciąża jest zagrożeniem zarówno dla niej, jak i dla żyjącego dziecka. To jest zbyt duży wydatek energetyczny. Poza tym prolaktyna, która umożliwia karmienie, hamuje libido i ma niejakie właściwości antykoncepcyjne. Podkreślam – niejakie. Oczywiście z czasem jej wpływ słabnie, ale matka pozostaje pod jej wpływem przez cały okres karmienia. Więc decyzja o długości karmienia piersią będzie wpływała także na życie seksualne. Kiedy dziecko jest starsze i zaczyna jeść stałe pokarmy, matka może zdecydować się na odstawienie go od piersi, i wtedy zacznie odzyskiwać swoje libido. Ale będzie to proces, w którym ważnym elementem jest też zgoda na powrót do seksu i nawiązanie relacji z samą sobą, a także samomiłość.

To jest kawałek o tym, że seksualność to nie tylko seks z partnerem, ojcem dziecka – jak kobiety się w tym odnajdują?

Wiele Polek, mimo że są dorosłe, nie ma prawdziwej dojrzałości psychoseksualnej albo nie ma kontaktu ze swoją seksualnością i ciałem. Wiele z nas przywykło do tego, że seks służy. To dlatego, że nikt nam nie powiedział, że seksualność to coś więcej niż seks i że służy do ekspresji siebie, do przyjemności. Oczywiście, że jest elementem budującym związki romantyczne, oczywiście, że można za jego pośrednictwem począć dziecko, ale można się też w tej dziedzinie rozwijać, uczyć się siebie, poszukiwać własnych dróg. Bo inaczej po spełnieniu tego prokreacyjnego zadania niewiele dla nas w seksie będzie ciekawych rzeczy.

Czy kiedy kobiety przychodzą do twojego gabinetu i na starcie mówią: „Jestem matką, po ciąży moje życie seksualne się zmieniło”? Czy w ogóle dzielą ten kawałek na życie przed i po ciąży?

Urodzenie dziecka to przełom dla każdej kobiety – to zmienia w jej życiu sporo, na bardzo wielu poziomach. Dla wielu pierwszy rok po porodzie to bardzo wymagający czas, pełen stresów, przemęczenia, kłótni w związku, problemów z seksem i ciałem. Niestety dla nich – wiele kobiet nie reaguje albo nawet wypiera te trudności, chcąc dać wszystkiemu radę i sprawdzić się w każdej roli. Niektóre będą szukały pomocy albo przynajmniej nie będą czyniły sobie wyrzutów z tego powodu, że coś nie układa się idealnie. Inne kobiety co prawda zajmują się problemami, ale tak, żeby nie skrzywdzić innych – i one dodatkowo komplikują sobie życie. Mam na myśli to, że z obawami wobec podjęcia współżycia można pójść do psycholożki czy seksuolożki albo można zacisnąć zęby i robić to „dla świętego spokoju”. Ten drugi pomysł jest bardzo niedobry.

Przyjrzyjmy się tej grupie wypierającej.

To matki, które przeznaczają większość swojej energii psychicznej na wychowanie i opiekę nad dziećmi. Czasem nawet współtwórca tych dzieci, partner, mąż, schodzi na dalszy plan. Przemęczenie, obowiązki, wysokie wymagania wobec siebie oczywiście wyjaśniają część niechęci do zajmowania się łóżkowymi komplikacjami, ale efekt jest taki, że ten temat przestaje istnieć. Brak dostępu do rzeczowej wiedzy, do doświadczeń innych kobiet, przekonania o tym, że matka tak naprawdę nie powinna zajmować się seksem, to są fakty, które dodatkowo obciążają sytuację. Wiele kobiet nawet nie pomyśli o seksie, gdy ich dziecko śpi w łóżeczku w tym samym pokoju.

Impas – aż przykro tego słuchać. Co zatem z tymi matkami, które problem z seksualnością rozpoznają?

Na szczęście coraz więcej Polek wie, że jeśli dzieje się coś niepokojącego z psychiką, to się idzie do specjalisty, a nie czeka na cud. Oczywiście najlepiej jest wtedy, gdy kobieta chce sobie pomóc dlatego, że sama chciałaby wrócić do czegoś, co daje jej spełnienie i przyjemność. Wiele kobiet robi to dlatego, że tego wymaga partner – i to nie jest najlepsza motywacja. One czują się zmuszane i wcale nie pałają prawdziwą chęcią do odrestaurowania życia seksualnego. To coś bliższego samopoświęceniu, ale ma fatalne długofalowe skutki.

Te kobiety, które rozumieją, że urodzenie i wychowanie dziecka jest związane z bardzo dużymi obciążeniami – także psychicznymi – i chcą na własnych zasadach wrócić do seksualności albo nawet coś polepszyć, zyskają najwięcej. Mają szansę przejść przez ten trudny czas wzmocnione i naprawdę wziąć coś dla siebie, rozwinąć się. Oczywiście bardzo unikalną grupą są kobiety, które miały porody traumatyczne albo doświadczenia poronień, te, które w pierwszej fazie nie doświadczały wsparcia ze strony partnera czy rodziny, i te, które mają depresję poporodową. Dla nich opieka nad seksualnością musi poczekać, najpierw trzeba uporać się z emocjonalnymi skutkami tego, co się wydarzyło. Gdy kobieta jest w depresji poporodowej, seks jest ostatnią rzeczą, jaką chciałaby się zajmować.

Czy kobiety w ogóle rozmawiają o seksualności z facetami – ojcami dzieci?

Przede wszystkim rozmawiać o seksie trzeba od początku związku, a nie wtedy, gdy są z nim kłopoty. Po narodzinach dziecka, kiedy wszyscy są zmęczeni i mają dość, łatwo jest wywołać aferę o krzywo postawione buty, a co dopiero rozmawiać na tak trudny temat. Jeśli para nie ma nawyku i umiejętności rozwiązywania konfliktów, to może warto poczekać, aż się wszyscy wyśpią, niż porywać się na jeden z najcięższych tematów.

Często kobiety przed ciążą traktują seks jako coś oczywistego albo nawet zło konieczne. A zajmowanie się dziećmi stanowi dobrą wymówkę, żeby unikać czegoś, czego się tak naprawdę nie lubi. Tak samo zdarzają się mężczyźni-agresorzy, którzy próbują wymusić posłuszeństwo na partnerkach, akty seksualne wbrew ich woli czy chęciom. Ale większość związków utrzymuje się gdzieś pośrodku, w strefie przemilczeń, niedomówień, odwlekania szczerej rozmowy. To tworzy kolejne warstwy napięć i rozczarowań, z którymi coraz trudniej będzie się uporać.

I co dalej? Konflikt narasta?

Ustalenie jakiejś ścieżki postępowania w sytuacji, w której jednej osobie na tym nie zależy, a drugiej zależy bardzo, jest niezwykle trudne. I tu wracamy do tego, w jakiej kondycji psychicznej kobieta weszła w ciążę. Jeżeli miała w miarę poukładane życie seksualne i się nim cieszyła, to z czasem do niego wróci. Potrzebne jest trochę cierpliwości i opieki nad sobą.

Natomiast jeżeli kobieta już przed ciążą nie była zainteresowana seksem, to po narodzinach dziecka nagle nie zacznie go lubić. Trudno ją będzie przekonać, że przy całym zmęczeniu ma inwestować swój czas i energię w coś, co jej nie cieszy. Jednak po drugiej stronie też jest żywy człowiek, który tak po prostu nie zrezygnuje z seksu. Seks należy do sfery popędowej i nie da się go „wyłączyć” na zawołanie. Dlatego mężczyźni, też niechętni rozwiązywaniu problemów, sięgają po różne ułomne metody radzenia sobie z kłopotami. To, co się dzieje po narodzinach dziecka, jest wielkim sprawdzianem dla tego, co zbudowaliśmy – czy potrafimy ze sobą rozmawiać, czy mamy dostęp do opracowywania problemów, czy raczej zakładaliśmy, że jakoś to będzie, bo się kochamy?

W seksualności jest też silny kawałek o czułości i bliskości. Niektóre matki twierdzą, że bardzo bliski kontakt z dzieckiem im wystarcza. Czy tulenie dziecka, spanie z nim i karmienie piersią może być dla kobiety ekwiwalentem kontaktu z partnerem?

To jest bardzo trudny przekaz, ale jeżeli dorosła kobieta całą swoją aktywność psychiczną ulokowała w dziecku, to jest to bardzo niedobre dla wszystkich członków rodziny. Po pierwsze: ona to dziecko ma z kimś. To znaczy, że był związek, który powstał przed dzieckiem, i on ma swoje prawa. Po drugie – dzieci dociążone tym rodzajem więzi nie są dziećmi szczęśliwymi – to są dzieci obarczone bardzo dużymi oczekiwaniami i tam się może wydarzyć dużo trudnych rzeczy. Pewnego rodzaju związki emocjonalne dorośli mają między sobą, a matki mają kochać swoje dzieci adekwatnie – ale nie jako zamiennik partnera czy partnerki. Kochanie własnego dziecka jest ważne, ale nie zastąpi dobrej relacji, samorealizacji, pasji, przyjaciółek i rozwoju.

To teraz wkracza współtwórca dziecka. Słyszałam o „hormonie ojcostwa” – czy jest jakiś biologiczny kawałek, który czyni mężczyzn wrażliwymi na potrzeby dziecka i tym samym hamuje ich libido?

Mawia się, że ojcowie uczą się kochać dzieci, które widzą. Jeśli mężczyzna jest dojrzały emocjonalnie, to obserwując swoją partnerkę z dzieckiem będzie przeżywał dużo wzruszeń i czułości, będzie się wdrażał do nowej roli i pójdą za tym zmiany hormonalne i psychiczne. Dobrze zestrojony mężczyzna rozumie potrzeby tej chwili – że świeżo upieczona mama z małym dzieckiem stanowią nierozerwalny komplet, dwójkę, która potrzebuje bardzo dużo opieki. Jest w stanie na jakiś czas wycofać swoje potrzeby, bo nie musi się obawiać, że matka dziecka o nim zapomni. Faceci dojrzewają do roli ojca, natomiast dla nich posiadanie dziecka nie jest związane z tak gigantyczną zmianą cielesną.

Słyszałam wiele relacji od kobiet, które doświadczyły różnego traktowania, gdy były młodymi matkami – ze strony różnych partnerów, z którymi miały dzieci. I wyłania się pewien wzór – im więcej wsparcia i zrozumienia dostały od partnerów czy mężów, tym mocniejszą z nimi miały relację i tym szybciej układały się z powrotem do życia poza macierzyństwem – do pasji, pracy, seksualności. Kobiety, które czują, że ich mężczyzna jest po ich stronie, czują się bezpieczne, a gdy to się dzieje, dużo chętniej wracają do aktywności seksualnej. To ma dość proste wyjaśnienie – skoro ktoś się o mnie troszczy w trudnym czasie, to znaczy, że mu zależy. A jeśli zależy, to ja chcę mu okazać swoje uczucia i przeżywać bliskość.

Cofnijmy się jeszcze do porodu: jeśli partnera zszokował poród i połóg, czytaj: widok krwi, odchodów poporodowych czy blizn, to czy może nie mieć ochoty na zbliżenia?

Jeżeli traktujemy drugiego człowieka tylko jako ciało, które ma być idealne, seksowne, nigdy się nie pocić, nie krwawić i nie wydalać, to to nie jest dojrzała miłość. Ludzie chorują, starzeją się, doświadczają dramatów. Pośród tego poród jest niesamowitym wydarzeniem, w którym na świat przychodzi wspólnie poczęte dziecko. Jeżeli dla mężczyzny doświadczenie porodu jest negatywnym zwrotem w seksualności, to on nie wytrzyma z kimkolwiek, kto będzie słaby czy poważnie chory, kto będzie miał depresję. Kobiety też mają swój udział w utrwalaniu myślenia o sobie jako o ciele idealnym. Mamy być śliczne i seksowne, jakby to była nasza jedyna waluta. To nie jest normalne, że patrzymy na bliznę po cesarce i myślimy, że jest obrzydliwa – ten rodzaj myślenia jest okrutny. On jest aktem autoagresji.

Właśnie – dowala nam kultura, dowalamy sobie też same. Nie mogę nie wspomnieć o celebrytkach, które chwilę po porodzie dzielą się w social mediach zdjęciami ciała bez śladu ciężkich doświadczeń. A przecież połóg nie jest o tym.

W tej kwestii jestem w teamie ekstremistek. Najchętniej bym zablokowała wszystkie konta pokazujące idealny, nieprawdziwy obraz macierzyństwa, bo tak wiele szkód robią żywym kobietom. Wypoczęte celebrytki z płaskimi brzuchami nie pokazują nianiek i sprzątaczek, które zapieprzają na zapleczu, i interwencji chirurgicznych albo godzin na siłowni. Potem zwykłe kobiety przeżywają dramaty, bo uważają, że one się do niczego nie nadają, nie są w stanie ogarnąć własnego życia, własnych dzieci i wyglądać tak pięknie.

My, kobiety, generalnie sobie dowalamy – kiedy jesteśmy w ciąży i kiedy nie jesteśmy, jak rodzimy i jak nie rodzimy. Kiedy nie masz dzieci, jesteś egoistką, kiedy masz ich za dużo – też źle. Dowalamy sobie, gdy mamy 20 lat, 30 lat, a potem 50 lat. Kiedy jesteśmy śliczne i średnio śliczne. Tak samo w temacie powrotu do pracy po porodzie – wracam, czyli jestem wyrodną matką, bo zostawiam dziecko, nie wracam – jestem łajzą, która odpuściła życie zawodowe i będzie już tylko kurą domową. Nie ma tak, żeby było dobrze. Polki naprawdę mają zdolność do samozaorania, a social media nam w tym pomagają.

To zapytam na osłodę – czy kiedy zostajemy matkami, to zyskujemy coś w naszej seksualności? Czy aktywują się jakieś nowe strefy erogenne?

Mam dużą trudność z transakcyjną koncepcją rzeczywistości, czyli opisywaniem zjawisk psychicznych w kategorii zysków i strat – to jest podejście neoliberalne, które dość mocno zainfekowało psychologię. Macierzyństwo jest doświadczeniem i jest wieloletnim procesem. Doświadczeniem pięknym, potężnym, transformującym, dramatycznym, rozdzierającym, dającym i zabierającym bardzo wiele. Jeżeli stosujemy ten podział: straciłam autonomię, ale dostałam nową strefę erogenną, to robimy pozorny bilans, który jest dużym uproszczeniem. Tego nie da się podsumować jak tabelek w Excelu. Czy matka może być inną kobietą po porodzie i po odchowaniu dziecka? Może. Czy może rozkwitnąć w swoim ciele i dostać bardzo silny sygnał rozwojowy? Może – i to też się zdarza często. To bardzo instynktowny, biologiczny proces i jeżeli skorzystamy z niego w pełni naszych możliwości, to on na pewno może nam pokazać takie miejsca, w których wcześniej nie byłyśmy. Choćby dlatego, że poród to mieszanina wysiłku i bólu, a jednocześnie szczęścia i ekstazy – rzadko w życiu się zdarza, że mamy to wszystko w jednym momencie. Jeżeli kobieta bierze z tego mądre i dobre rzeczy, to z tego miejsca się zasila. Może więc seksualnie zyskać na ciąży. Gdyby poród wiązał się tylko ze stratą w obszarze seksualności, to byłybyśmy jak ośmiornice, które wydają na świat małe ośmiorniczki, odchowując je, zagładzają się, po czym umierają, wydając tylko jeden miot w życiu. My jesteśmy gatunkiem, który się reprodukuje wiele razy – dla nas jest to proces, w którym kolejne ciąże i akty macierzyństwa mogą być rozdziałami wielkiej osobistej historii. Razem z macierzyństwem możemy zyskać właśnie ten rodzaj dzikości, instynktowności i emocjonalności, który potem da się przerobić na seksualność. I to jest niepowtarzalne!

Marta Niedźwiecka – psycholożka i pierwsza w Polsce certyfikowana sex coach, autorka inspirującego podcastu „O Zmierzchu” – o seksie i sensie. Ma 18-letniego syna i 21-letnią pasierbicę.

*

Mamy po porodzie – jak wyglądały u was „pierwsze razy”? Co was wtedy wspierało albo nadal wspiera?

Naszą rozmowę ilustrują zmysłowe zdjęcia autorstwa Natalii Miedziak-Skoniecznej, na których tulą się Zuza i Radek – ogromnie Wam dziękujemy!

 

1-1.jpg3.jpgmarta-niedziwiecka-w.jpeg2.jpgDSC03062.jpg

Powiązane