asd
Mazurki, babki, paschy… Kto z was właśnie odszedł od stołu i czyta ten tekst? Z kawą i kolejnym kawałkiem słodkości w ręku? Wielkanoc to taki czas, gdy wszystkim nam wzrasta poziom cukru.
I choć powiecie pewnie, że koniec i od jutra dieta, my celowo zadbamy, aby utrzymać wasz organizm w słodkim nastroju. Powiedzmy, że cukier krzepi, a magnez jest niezbędny, zwłaszcza jeśli może być przyjmowany pod postacią czekolady.
Dziś więc będzie słodko, oj bardzo słodko, ale też trochę nostalgicznie, zwłaszcza dla tych którzy pamiętają z dzieciństwa wycieczki do warszawskiej fabryki czekolady.
Kolejna odsłona naszego cyklu Mamo, a jak to się robi zabiera nas do najbardziej czekoladowego miejsca w Warszawie, czyli fabryki Wedla na Pradze. Naszych trzech wysłanników nie trzeba było długo namawiać na wizytę…
Budynek na Kamionku to już legenda, część warszawskiej przedwojennej historii. Zaczęło się od śmietankowych karmelków na ulicy Miodowej, a wraz z zakupem specjalnych maszyn z Paryża w 1855 roku rozpoczęła się historia tej pierwszej w Polsce fabryki czekolady.
Nas wita zapach. Już na zewnątrz, na sąsiadujących z Zamoyskiego uliczkach. Słodki, trudny do zdefiniowania ale dzieciom już otwierają się oczy i nawet nie protestują gdy trzeba założyć specjalne ubrania ochronne. Być może wyobrażały sobie jeden wielki kocioł z bulgoczącą czekoladową zupą. Kocioł owszem będzie, ale całość prezentuje się dużo bardziej nowocześnie,dużo maszyn, spory hałas i wszędzie wędrująca po taśmie produkcyjnej czekolada.
Ale po kolei! Dzieciaki się niecierpliwią bo oto jawi nam się wielka czekoladowa mrówka, która właśnie nabiera finalnych kształtów pod okiem , czy raczej pod ręką mistrzów czekolady z Pracowni Rarytasów. To tu powstają zamówienie specjalne, jak choćby rzeźby do filmów czy prezenty dla delegacji dyplomatycznych. Zaraz obok buzie otwierają się szeroko na widok wielkich kredek. Oj, długo nie pozostałyby w piórniku nie nadgryzione.
A teraz wreszcie odpowiedź na pytanie skąd biorą się czekoladki, mamo?? W brzuchach znikają dość szybko. Ale zrobienie jednej tabliczki nadziewanej czekolady to dość długi proces, a my go podglądamy na linii produkcyjnej.
Wyglądamy jak nalot duchów Ghostbusters…ale nie o istoty nadprzyrodzone tu dziś chodzi ale o szukanie odpowiedzi na nurtujące małą Polę pytanie: no jak oni wsadzili to nadzienie do środka??
Zacznijmy od początku. Zanim nalejemy czekoladę do formy, przechodzi ona proces temperowania (polega na obniżaniu i podwyższaniu temperatury czekolady w kilku cyklach).
Jeśli chodzi o produkcję czekolad bez nadzienia, to czekolady idą tak zwanym krótkim obiegiem (w skrócie: nalewamy czekoladę do formy, wytrząsamy, chłodzimy i gotowe).
Gdy produkujemy czekoladę z nadzieniem, sytuacja się komplikuje. Nasze małe ciekawskie duchy podglądają i wnikliwie obserwują kto i jak wkłada nadzienie do czekolady.Wielu z was myśli, że wstrzykuje się je strzykawką. Ale czekolada to nie pączek i wszystko odbywa się warstwowo!
Przygotowanie czekolady z nadzieniem zaczyna się od nalania czekolady do formy, do pełna, i wytrząsania, by pozbyć się pęcherzyków powietrza. Za chwilę czekolada jest wylewana. Dlaczego? Czekolada przykleja się do ścianek formy i tworzy cienką warstwę. Po schłodzeniu powstanie skorupka, do której wlewane są nadzienia. Produkcję czekolady zaczynamy, od góry, od kostek. Uformowana skorupka podjeżdża pod depozytor z nadzieniem, gdzie do każdej kostki z osobna jest dozowane nadzienie.
Pozostaje jeszcze „zamknąć” czekoladę, czyli zalać nadzienia czekoladą z której powstaje spód tabliczki. Czekolady nalewa się więcej niż potrzeba, maszyna zbiera nadmiar czekolady, wytrząsa by wreszcie trafić do chłodni głównej.
Po wyjęciu z formy czekolada wjeżdża na bufor, czyli trzy długie taśmy, prowadzące czekoladę przez całą długość hali.
Zanim jednak czekolada zostanie zapakowana jest sprawdzana na obecność jakichś niepożądanych elementów w środku. Czekolady, w których coś zostanie wykryte zostają natychmiast zdmuchnięte z linii produkcyjnej.
I zostało nam pakowanie! Zwinność rąk pań, które ręcznie pakują czekoladki wzbudza zachwyt naszych dzieciaków, gdyby tak szybko w domu sprzątały pokój…
Gdy czekolady znajdują się już w bezpiecznej odległości od łasuchów, spakowane i gotowe do transporty, przechodzimy na czekoladowe co nieco do sali historycznej, gdzie dzieciaki rozsiadają się na tronach pod czujnym okiem założycieli firmy tj. Karola, Emila i Jana Wedlów.
Oczywiście wielka stacja kolejowa wykonana w całości z czekolady to obowiązkowy postój naszej trójki. I kolejne, trudne pytanie: mamo, czy te ciuchcie napędza płynna czekolada?
W obliczu takiej dawki słodyczy,mamy dla Was tylko jedno życzenie na koniec: słodkich i rodzinnych Świąt!
Jeśli mało Wam czekolady, poniżej trochę naszych słodkich inspiracji w temacie!
A jeżeli jesteście ciekawi jak się robi buty, zajrzyjcie tutaj.
zdjęcia: Paulina Kania