Osobiście nie znam człowieka, który straciłby wrażliwość na te skrzydlate osobniki uroku niezwykłego. Od kształtu skrzydeł, przez kalejdoskopowe na nich wzornictwo, lekkość bytu i ruchu po upodobania do kręcenia się w miejscach, gdzie natura wykonała nadzwyczaj dobrą robotę. Moja babcia, którą już tylko dekada dzieli od wieku z urodzinowego szlagieru, a prababcia dla dzieci mych ukochanych, z nie mniejszym niż oni zachwytem przygląda się motylom w swym ukwieconym ogrodzie. O moich dzieciach powiem tylko tyle, że zainspirowane obserwowanymi osobnikami tworzą ich portrety, wymyślają historie i wypytują o nazwy, jakby wierzyły, że jestem chodzącą encyklopedią. I otóż zamierzam w tym temacie być, ale nie wiem, czy nadal tak szalenie niezbędną, bo Gucio i Marianka sami od kilku dni studiują już „Mały atlas motyli”, gorącą nowość Ewy i Pawła Pawlaków. Wydawnictwo Nasza Księgarnia i kreatywny duet autorski nie pierwszy już raz przychodzą nam z pomocą edukacyjną, pamiętacie „Mały atlas ptaków”? Drugi tom, utrzymany w oryginalnym stylu graficznym i równie pełen nietuzinkowych informacji, odniesie za chwilę nie mniejszy sukces w naszym domu niż pozycja z ubiegłej zimy.
Lubię formę, w jakiej podawane są ciekawostki z życia opisywanych gatunków. Krótkie, ale treściwe, czasem krok po kroku, jak w przypadku wylęgania się niepylaka apollo. Czteroletnia Marianka i sześcioletni Gustaw zapamiętują je na różne sposoby, ona wzrokowo, on – informacyjnie, wszystko rozkłada na logiczne toki. Wspólna lektura „Małego atlasu motyli” pozwala im na wzbogacającą wymianę, z przyjemnością patrzę i słucham, jak dzielą się spostrzeżeniami.
Trzeba zaznaczyć, że nazwy motyli są tyleż zabawne, co wcale nie łatwe do zapamiętania: kraśnik sześcioplamek – ma czerwone plamki, przestrojnik trawnik – jeden z nielicznych motyli lubiących latać w deszczu, czy zorzynek rzeżuchowiec, nazwa wręcz wymarzona dla wszystkich nauczycieli lubiących podchwytliwe dyktanda, a za nią wielbiciel rzeżuchy łąkowej. No cóż, nie pójdzie tu tak łatwo jak z ptaszynami, ale rusałkę kratkowca – na spodzie skrzydeł ma niemal plan miasta, nieco w kratkę – zapamiętamy na zasadzie skojarzeń, a bielinka i modraszka – wyjątkowo ubarwiony, choć uznany za pospolity gatunek – już wprowadziliśmy do słownika domowych przezywanek. Można więc uznać, że nauka nie idzie w las!
Dla fanów bogactwa formy Państwa Pawlaków mam dobrą wiadomość. Kolaże z tkanin i malunki są sugestywne, intrygujące i piękne, jak to tylko możliwe. I długo toczymy z dziećmi rozmowę, który motyl wygląda ciekawiej, ten ze zdjęcia, których również w „Małym atlasie motyli” nie zabrakło, czy ten wykonany przez artystów. Oczywiście natura jest wirtuozem, ale piórolotek śnieżynka wykonany z fragmentów koronki oczarował nas na trzy głosy. Widzieliście kiedyś taki okaz na żywo? My nie, ale będziemy szukać, bo to już nasz ulubieniec.
Na koniec zacytuję Gustawa: mama, ja się boję ćmy, ale ta jest taka śmieszna, że chyba muszę zmienić zdanie! Powiem tylko, że chodzi o zmrocznika przytuliaka, przez autorów zwanego z sympatią grubaskiem. A jak udało im się nakłonić Gucia do oswajania strachów? Zajrzyjcie do „Małego atlasu motyli” i dowiedzcie się czegoś więcej o tym nocnym cudzie natury.
*
„Mały atlas motyli” Ewy i Pawła Pawlaków wydała Nasza Księgarnia.
*
Tekst: Paulina Filipowicz
Zdjęcia: Monika Kraińska. Na zdjęciach widzicie jej sześcioletniego Janka, książkę poleca wam bardzo.