Makaron z bobem na finał lata - Ładne Bebe

Makaron z bobem na finał lata

asd

Makaron. Wymawiasz to słowo, a na buzi dziecka pojawia się błogi uśmiech. Jeśli masz pod ręką małego fana włoskiej pasty, to cudownie. Bo makaron ma sto wcieleń, a dziś wystąpi na kulinarnej scenie sam król – makaron orkiszowy i to w jakże letnim wydaniu. 

Kluski z sosem pomidorowym. Ewentualnie bolognese i carbonara. Jeśli wasze dzieciaki zawęziły makaronowy repertuar do tych trzech dań, dziś otwieramy im oczy! Po pierwsze, nie tylko kształt ma znaczenie. Spaghetti, fusilli, bucatini, anelli… wyliczać można bez końca, a zabawa takimi kształtnymi kluskami na talerzu to sama frajda. Ważny jest rodzaj zboża, a najczęściej lądujemy przy półce z pszenicą durum i już nie szukamy dalej. Dziś na talerze wkracza zboże, które od tysięcy lat pozostaje niezmiennie, bo nie poddaje się żadnym modyfikacjom genetycznym czy modom. Orkisz. Gdy poczytacie o nim więcej choćby tu, okaże się, że macie samo dobro na talerzu! Działa antyalergicznie, wzmacnia, uodparnia… W ramach rodzinnego gotowania z Diogra obieramy kierunek Olsztyn i zapraszamy na kuchenne spotkanie z naszą ulubioną czarodziejką kadrów, Lidką.

*

Jak się można było tego spodziewać, zwykłe zakupy w spożywczaku zakończyły się niezwykle efektownym daniem, ale o tym za chwilę. Bo u Lidki czas płynie inaczej, każdy detal rozprasza, bo przecież może stać się bohaterem wyjątkowego fotograficznego kadru. Zawieszona torba zakupowa na klamce? Wygląda jak z obrazów martwej natury. Rozsypany makaron? Pretekst, by złożyć słowo i zająć małe ręce pomocników: trzyletniego Jurka i pięcioletniego Józka. To oni dziś rządzą w kuchni, choć na razie połączenie czosnku i bobu wydaje się im ryzykowne.

Rozmowa toczy się między kuchnią a pokojem, do którego co i rusz wybiegają chłopcy. To jest gotowanie przemieszane z zabawą w ściganego. – Kuchnia to od zawsze centralny punkt naszego domu – mówi Lidka. – Kiedyś w kuchni działy się najlepsze imprezy, a teraz często mamy w niej plac zabaw. Kuchenny stół to też moje biuro i miejsce, w którym lubimy sobie pogadać z mężem. Może ze względu na specyficzny układ naszego domu, goście, którzy nas odwiedzają też jakoś automatycznie zatrzymują się w kuchni – śmieje się. Fakt. Korytarz prowadzi nas wprost w objęcia słonecznej, dużej kuchni i czuć, że jest to coś więcej, niż strefa gotowania. Tu toczy się życie, w pełnym znaczeniu tego słowa. Lidka myje bób i wstawia wodę, a chłopcy właśnie zamieniają zabawę w policjanta i złodzieja na „mamo jestem dzidziusiem i jeżdżę w wózku”. Strefa kulinarna i plac zabaw faktycznie zgrabnie się przenikają.

– Jeśli chodzi o gotowanie, to mój Darek, podobnie jak jego ojciec i dziadek, dobrze sobie radzi z tradycyjnymi potrawami. Ja lubię eksperymentować i poszukiwać nowych smaków. I coś mi się wydaje, że ostatnio ciągle eksperymentujemy – przyznaje ze śmiechem Lidka.

A wspólne gotowanie? Chłopcy z wprawą tworzą zamieszanie w kuchni – od razu widać, że to nie jest ich kulinarny debiut. – Tak, oni kochają gotować i robią to, od kiedy pozwoliła im na to motoryka. Ich kuchnia na początku była dość prymitywna. Gotowali skarpetki, piekli klocki itd. Zdarzały się nam lego w piekarniku i ciastolina w tosterze! Niedawno urządzili sobie kuchnię na balkonie i sami „ugotowali” makaron. Wrzucili go po prostu do garnka z wodą. Jakie było zdziwienie, kiedy wróciliśmy z placu zabaw i okazało się, że ich zupa była gotowa! – relacjonuje mama młodych kucharzy.

Widać, że wspólne gotowanie sprawia chłopakom wielką frajdę. Kochają miksować, dlatego Lidia często robi z nimi naleśniki, a mikser trzymają wtedy 3 pary rąk. – Jurek czuje się dumny, kiedy dolewa mleko, a Józek dorosły, gdy pozwalam mu wbić jajko. Ich zadaniem jest tez mieszanie, ugniatanie, obieranie i to, co lubią najbardziej… próbowanie – opowiada Lidka.

Chciałam zapytać o styl gotowania, czy Lidce bliżej do radosnej improwizacji czy super organizacji i podziału ról jak w orkiestrze, ale chłopcy mnie uprzedzili. Wystarczy na nich spojrzeć… – Tak, Jurek miał ugnieść migdały, a Józek obrać czosnek. Kiedy odwróciłam się po miskę, żeby wymieszać w niej część składników, oni w tym czasie połowę zjedli, a drugą wymieszali… na desce do krojenia – podsumowuje Lidka. No, tacy pomocnicy to przecież sam skarb.

Styl gotowania? – Bardzo nie lubię wyrzucać jedzenia i w zużywaniu wszystkiego z lodówki doszłam prawie do perfekcji. Nigdy nie robię dużych zakupów. Do sklepu biegam średnio co drugi dzień i staram się zaplanować chociaż obiady. Na śniadanie jemy przeważnie owsiankę i różnego rodzaju kasze, a z kolacjami głównie improwizuję, ale staram się robić to w mądry sposób, żeby nasza dieta była urozmaicona – mówi Lidia.

Pytam ją o smaki dzieciństwa – smak i zapach, które powracają i powodują, że chętnie wpraszamy się do mamy na obiad. Na pomidorówkę, na placek… – Kiedy byłam mała, moja mama w każdą sobotę piekła ciasto. W tamtych czasach to była taka tradycja w wielu domach. Rano robiliśmy porządki, a po południu nasz posprzątany dom wypełniał zapach drożdżaka, sernika albo szarlotki. Nigdy nie zapomnę ciepła bijącego z kuchni, woni olejków do ciast i tego, jak nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie to ciasto ostygnie – wspomina. Brzmi znajomo?

Chłopcy już czekają na danie. Lidia ma dużo szczęścia, bo Józek i Jurek są, jak sama określa, „wszystkożerni”. – Wiele by oddali za ciasteczko, ale pani w przedszkolu twierdzi, ze nigdy nie spotkała dzieci, które tak jak oni prosiłyby 0 dokładkę surówki – śmieje się.

Pytam, bez czego Lidia nie wyobraża sobie kuchni. Blender? Zestaw noży? A ta wiecznie uśmiechnięta olsztynianka odpowiada bez wahania: bez dobrego słowa! – Fajnie jest usłyszeć coś miłego, kiedy się człowiek stara. Sama lubię smacznie jeść, ale kiedy gotuje się dla kogoś, kto to doceni, jest przyjemniej. Nic mnie tak nie cieszy w kuchni, jak zwyczajne: „O, mamo! Jakie pyszne!”.

Wiecie, że Lidia ma za sobą epizod kulinarny i kto wie, może byłby z niej niezły szef kuchni? Kilka lat temu mieszkała w Szkocji i pracowała jako kucharz! – Miło wspominam tamten czas, bo pracowałam z przesympatycznymi ludźmi, a ponieważ z natury jestem dość niecierpliwa, charakter pracy też mi odpowiadał. Nie musiałam czekać tygodniami czy latami na efekty. Uwijałam się szybko z jakimś daniem i już. Satysfakcja natychmiastowa! Szefem kuchni był początkowo Włoch, a potem przez długi czas pracowałam z Nepalczykiem, który wiele mnie nauczył. Do tej pory, kiedy mam jakieś pytanie związane z kuchnią, wiem, że Radha mi odpowie! Przy tradycyjnych potrawach niezawodna jest też moja mama. Zawsze przyjemniej jest do niej zadzwonić i zapytać o przepis, niż przekopywać internet. Bardzo się też cieszę, że w Polsce tak popularne stały się kuchnie wegetariańska i wegańska. Z ogromną przyjemnością sięgam po Jadłonomię, My New Roots czy Qmam Kaszę.

No właśnie, dziś gotujemy, bazując na przepisie na razowe penne z tego ostatniego bloga. No to do dzieła!

Makaron orkiszowy z zielonym bobem

Składniki:

szklanka ugotowanego bobu

garść migdałów

2 ząbki czosnku

garść rukoli

7 oliwek, czarnych

4 kawałki suszonych pomidorów

świeżo mielony pieprz kolorowy

szczypta kurkumy

szczypta różowej soli

2 łyżki zalewy z suszonych pomidorów

makaron orkiszowy

Gotujemy bób i makaron. Pamiętajmy, żeby nie rozgotować bobu. Kroimy czosnek i podsmażamy na patelni, dodajemy pieprz i sól. Na koniec dorzucamy obrany ze skóry bób, suszone pomidory, kurkumę, oliwki i lekko zgniecione w moździerzu migdały.

Do reszty składników dołącza ugotowany makaron orkiszowy, łyżka zalewy z pomidorów i trochę rukoli. Całość mieszamy i gotowe!

Sierpień to sezon na bób, a danie to ukłon w stronę naszej ulubionej pory roku. Pędźcie na bazar, bo bób zaraz ustapi miejsca na straganach innym wrześniowym warzywom. Łapcie smak lata!

zdjęcia: Lidia Żulczyk /ohkrab 

rozmawiała: Kasia Karaim

 

 

Powiązane