asd
Ahoj, Jana! Jak to możliwe, że w naszej wirtualnej podróży tropem mam i ciekawych instagramowych kont odwiedziłyśmy Francję, Stany Zjednoczone czy Danię, a nie zatrzymałyśmy się tuż za naszą granicą, u południowych sąsiadów? Dziś przedstawiam wam Janę, która szuka i odnajduje piękno w prostych chwilach.
Rozłupywanie orzecha włoskiego, rzucanie kamyków-kaczek na jeziorze, bose stopy wystające spod kołdry w mroźny poranek, czy buziak ukradkiem skradziony siostrze. Dodajcie do tego piękno i majestat gór Moraw i przytulny dom urządzony w sposób, który daje wytchnienie zmysłom. Bez zbędnych gadżetów i przeszkadzaczy. Czystość kadru, minimalizm, wyłuskana esencja. Nie wiem, jaki jest odpowiednik hygge po czesku, ale Jana na pewno jest jego domową ambasadorką. Na co dzień jest fotografką, która szuka swojej drogi w tym zawodzie, a nas raczy wyrywkami codzienności na Instagramie. Osobiście odpoczywam, przeglądając ten profil: nie krzyczy do nas, polecając milion zabawek i marek. Prędzej ujrzycie tu drewniany domek, który sami wykonali, czy pomalowane szyszki z lasu. Zdjęcia – które pozornie uwieczniają prozaiczne momenty, wręcz wpisaną w codzienność nudę – mówią najwięcej o tym, jakie życie chce wieść Jana i jej dwójka dzieci: sześcioletnia Barbora i trzyletni Jiří. Nawet nasza rozmowa jest oszczędna w słowach, jakby ich nadmiar mącił ład i prostotę, do których dąży ta rodzina znad rzeki Olzy.
Wasze zdjęcia tak wiele o was mówią. Fotografia to pasja, którą odkryłaś po urodzeniu dzieci?
Podczas pobytu na studiach spędziłam sześć miesięcy w Szwecji, a koleżanka pożyczyła mi na ten wyjazd aparat. Do dziś pamiętam moje pierwsze zdjęcia zrobione gdzieś hen, na północnych wyspach. Gdy wróciłam, rodzice wręczyli mi mój pierwszy cyfrowy aparat.
W twoim albumie na stronie znajduję portrety, modę, fotografię kulinarną i rodzinną. Co jest ci najbliższe? I czy masz patent, jak fotografować dzieci, bo nie zawsze to lubią…
Naprawdę lubię każdy styl, chociaż rok temu zakochałam się w fotografii modowej. Lubię też fotografować przyrodę, najchętniej podczas samotnych czy rodzinnych spacerów, choć muszę przyznać, że najwięcej zdjęć robię dzieciom. Jak każda mama, chcę zapamiętać wszystkie bezcenne chwile z ich dzieciństwa. Moim zdaniem fotografia rodzinna jest wyjątkowo wymagająca i trudna. Zazwyczaj staram się robić zdjęcia z ukrycia, a już na pewno niepozowane. Czasem poproszę, by mi coś pokazały, coś potrzymały w rękach (uwielbiam takie kadry), stawiam na naturalną interakcję. Moja rada? Przed zdjęciami zacznij zabawę, najlepiej berka, cokolwiek, co je rozśmieszy. A potem stań dalej i chwyć za aparat.
Przyznam, że jako mama wiecznie wojującego duetu siostrzano-braterskiego, zadziwiam się ilością czułości w relacji twoich dzieci. Czy to sielanka, czy tylko dobry wybór zdjęć na Instagramie? Opowiedz o swoich dzieciakach.
Ha, ha, spokojnie, oni są jak każde rodzeństwo! Kłócą się, krzyczą, ale w głębi bardzo siebie kochają. Córka jest introwertyczką. Jest trochę jak wróżka, często się uśmiecha, ma łagodną naturę, a jej wyobraźnia nie zna granic – naprawdę wciąż wierzy z jednorożce, elfy i wróżki! Gdy miała cztery lata, zaczęła czytać i od tamtej pory najczęściej zobaczysz ją zatopioną w książce. Synek to jej przeciwieństwo, ekstrawertyk i pędziwiatr, wciąż goni za pociągami i swoimi samochodami. Ale nie brak mu wrażliwości i czułości, jest zapatrzony w starszą siostrę. Uwielbia się do niej przytulać. To, co ich łączy, to miłość do spędzania czasu na zewnątrz – chodzenie po górach to nasza rodzinna pasja. Obydwoje kochają wolność.
#Seeksimplicity to twój ulubiony hasztag na Instagramie. W życiu też?
Gdy otwieram rano oczy, widzę moje dzieciaki śpiące w naszym łóżku. Zasypiają w swoich pokojach, ale w nocy – w asyście misia, samochodu czy lalki – drepczą do nas. Widzę rano ich zaspane buzie, spokój – i tak, to są moje momenty szczęścia. Niby nic, ale to wystarcza, by dobrze zacząć dzień.
Dostrzeganie takich właśnie momentów to twoja definicja slowlife? A może docenienie powtarzalności, rytuałów?
Slowlife to dla mnie zaprzeczenie pośpiechu w życiu, zwolnienie na wielu płaszczyznach. Tak właśnie próbujemy żyć: wstajemy rano z uśmiechem, jemy śniadanie zawsze razem i idziemy do szkoły. Ograniczamy do minimum czas spędzany w samochodzie, żyjemy w zgodzie z naturą. To daje mi siłę, a najważniejsze jest przecież to, by być dla dzieciaków dobrym wzorem.
Na koniec zdradź, gdzie mieszkasz, może uda mi się kiedyś wpaść na kawę!
Mieszkamy w miasteczku Karwina, tuż obok granicy z Polską (dosłownie pięć minut samochodem). To stare miasto z tradycjami górniczymi. Czuję, że jest przyjazne i dobrze się tu mieszka, choć tak szczerze mówiąc, każde miejsce na świecie jest piękne, jeśli mieszkasz w nim z ludźmi, których kochasz.
I postawiłaś kropkę nad i. Dziękuję!