Zagadki odpoczynku

FELIETON AUTORSTWA

Oliwia Bosomtwe

Odpoczynek z dziećmi. Przez swoje bezdzietne lata słyszałam od różnych rodziców, że taki nie istnieje. Opowiadali o długich spisach przedmiotów, o pluszaku, bez którego dziecko nie zaśnie. O planach dorosłych, które czasem trudno pogodzić z potrzebami niedorosłych. Te opowieści zlały mi się w jedno: wakacje z dziećmi to znój. 

Gdy pierwszy raz (i jak do tej pory ostatni) wybrałam się w podróż samolotem z moją przyjaciółką i naszymi córkami, wynajęty samochód okazał się mały – w bagażniku nie mieściły się dwa wózki. Gdy obie dziewczynki krzyczały na autostradzie, zmniejszał się jeszcze bardziej. Pierwszy raz w życiu musiałam zaplanować, które obrazy zdążę obejrzeć w muzeum – jedna miała rok, druga dwa z kawałkiem – dziewczynki miały swoje granice. Podobnie jak muzealne służby, które kazały nam wozić dziewczynki w wózkach. Na końcu była ulga na twarzy mężczyzny w samolocie, gdy odkrył, że nie musi siedzieć obok nas. Ale przecież nie trzeba lecieć do Hiszpanii, by te doświadczenia były podobne. Wystarczy wyjść z dzieckiem z domu. 

Dla wielu wyjazd bez pociech to najbardziej wyczekiwana forma relaksu. Chwila prawdziwego odpoczynku, dar od losu, czyli od dziadków. Czas nieobciążony odpowiedzialnością. Pozbawiony rodzaju uważności znanego jako oczy dookoła głowy. Odkąd odeszłam z etatu, rozmyślam o definicjach odpoczynku. Jaki stan ciała i umysłu spełnia tę definicję? Czy jeśli się ma pod opieką małe dzieci, w ogóle można zaznać odpoczynku? 

W mediach społecznościowych czytam o spacerach, medytacji, wystawianiu się na poranne słońce przed pierwszym spojrzeniem w telefon, nicnierobieniu. O naturalnych sposobach obniżania kortyzolu. Wszystko brzmi jak zadania do odrobienia. Trudno je upchnąć w planie dnia, nawet tak pustawym, że daje złudę godzin czekania na nicnierobienie jak mój. Najtrudniej nie czuć się winną nicnierobienia, a zarazem niewystarczającego odpoczywania. Pozbyć się lęku. Ten zresztą towarzyszy mi nieustannie, bo gdy zyskałam czas na nicnierobienie, straciłam poczucie bezpieczeństwa. Płynność finansowa bywa warunkiem prawdziwej swobody spacerowania, choć skraca czas na spacerowanie. Zwłaszcza gdy jest się odpowiedzialnym za dziecko. Rodzice z dłuższym stażem przypominają, że wiek, liczba dzieci, a w konsekwencji środki potrzebne na rodzinne wakacje skracają ten czas jeszcze bardziej.

Nawet jeśli znajdzie się czas na nicnierobienie, to najtrudniejsze jest nicniemyślenie. Pozornym antidotum okazuje się przeglądanie telefonu, który jest zawsze w zasięgu ręki. Czas spędzony z dzieckiem, które wymaga oczu dookoła głowy, łatwiej poprzecinać zerkaniem w media społecznościowe niż czytaniem książki. Trzeba tylko odegnać kolejną wychowawczą mądrość, że pociechy uczą się przez obserwację i bardzo chcą robić to, co my, a przecież nie chcemy, by siedziały w telefonach. Na książce trzeba się skupić. Na strumieniach filmików, obrazów i ubrań z drugiej ręki za pół ceny nieszczególnie. Można szybko podnieść oczy znad ekranu, zainterweniować na placu zabaw, gdy dziecko zbyt długo blokuje zjeżdżalnię. Odkąd mam córkę, spojrzenie w telefon przypomina mi przerwę na papierosa w czasach, gdy pracowałam za barem. Szkodliwa dla zdrowia chwila wytchnienia od uwagi skierowanej na innych. Scrollowanie łatwo pogodzić z wielozadaniowością, upchnąć w różne „pomiędzy”. To łatwiejsze niż prawdziwe nicnierobienie, bo daje iluzję robienia, a jednocześnie odrywa od tu i teraz. Zresztą ludzie, którzy mówią do mnie z ekranów, podpowiadają, że to źle, najlepiej jest właśnie tu i teraz. Tylko co, gdy tu i teraz głowa przypomina krążek na stole do wakacyjnej gry w cymbergaja, który w kółko odbija się od band, a dzieci dookoła krzyczą „jeszcze!”?

Nie licząc odwiedzin u bliskich, najwięcej podróżuję ostatnio sama. Myślałam, że te godziny spędzone w pociągach dadzą mi ten słynny odpoczynek. Czas bez oczu dookoła głowy, bez krzątactwa, bo w wagonach nie ma brudnych naczyń i prania. Okazuje się jednak, że krzątactwo w innej formie na stałe zamieszkało w mojej głowie. Krzątactwo planów, lęków, marzeń i oczekiwań – wożę je ze sobą wszędzie. Przysposobiło się na tyle sprytnie, że nawet gdy czytam, uwija się gdzieś w tle. Często hałasuje tak głośno, że tracę przekonanie, jakie zdanie właśnie przeczytałam. Czasami kładzie się spać. Zazwyczaj wtedy, kiedy przeglądam telefon lub włączam tryb oczy dookoła głowy. 

Oliwia Bosomtwe – pisze, rozmawia i opowiada. Autorka książki Jak biały człowiek. Opowieść o Polakach i innych (W.A.B, 2024). Przez trzy lata była redaktorką naczelną noizz.pl. Publikowała między innymi w Znaku, Vogue’u i Res Publice Nowej. Urodziła się w Krakowie, dorastała w Nowym Sączu, wybrała Warszawę.

Podziel się

Powiązane

Dziecko, nie będę twoją służącą

Zachód słońca na plaży w Maroko. Spacerujemy rodzinnie, układamy piramidy z okrągłych kamieni. Gdy zachodzi słońce, mój syn się wzdryga i mówi, że mu zimno. Podbiegam do niego, klękam na jedno kolano i zapinam mu bluzę. Igi kręci głową z niedowierzaniem i ryje mi głowę następującym zdaniem „ty jesteś moim sługą!”. O w mordę! Jak mnie to zabolało, tak tylko prawda zaboleć może. Od tamtego czasu rozkminiam, co mnie przywiodło w to miejsce… Jak przeoczyłam, że podstawowe zabiegi pielęgnacyjne się

Test na ojcostwo

Jestem zupełnie innym ojcem mojego syna, niż mój ojciec był moim. On był gorejący i wściekły, ja jestem akceptujący i spokojny. Ale też moja miłość ojcowska jest bardziej zdystansowana, chłodniejsza. Mój syn Krzysiek, który za miesiąc skończy 21 lat, parę miesięcy temu powiedział mi, że moja pozycja względem niego jest „obserwacyjna”. I że chciałby, aby mi „bardziej zależało”. Dało mi to do myślenia i do czucia. Okoliczności naszych dzieciństw z ojcami były odmienne. Mój ojciec (rocznik

Nie byłam matką pełną mleka

2:00 w nocy, siedzę w szpitalnej toalecie. Jedną ręką pompuję pierś laktatorem, drugą kołyszę powoli rozbudzającą się córkę. Negocjuję – śpij jeszcze chwilkę, jeszcze kilka kropli, chociaż jedna. Przez 3 godziny pompowania uzbierałam 15 ml mleka. Postanawiam nie spać do rana i pompować dalej, jeśli uzbieram 20 ml, może wystarczy na jeden posiłek bez dokarmiania sztucznym mlekiem. Laktator jest pożyczony, stary model, chodzi

Uwaga, matki – wyrzuty sumienia!

  Anastazja Bernad: Chciałabym porozmawiać z tobą o poczuciu winy. Prowadząc mój profil na Instagramie, gdzie obserwatorki dzielą się swoimi historiami, zauważyłam, że poczucie winy i wyrzuty sumienia są bardzo mocno zakorzenione w rodzicielskiej, a zwłaszcza matczynej rzeczywistości. Co to tak naprawdę jest? Agnieszka Stein: Wyrzuty sumienia to przede wszystkim myśli. Za każdym razem kryje się za nimi coś innego, dlatego kiedy pojawiają się wyrzuty sumienia, nie poprzestawałabym na samej etykiecie, tylko sprawdziła,