Romans z mężem - Ładne Bebe

Romans z mężem

FELIETON AUTORSTWA

 

To będzie historia o miłości i pożądaniu, które zmieniają się wraz z upływem czasu. Historia osobista, którą chcę się z Tobą podzielić, i zachęcić do przyjrzenia się, jak to jest u Ciebie. Może podobnie jak u mnie, a może zupełnie inaczej…

Moja historia miłosna jest intensywna od początku. Zaczęło się od tego, że kiedy miałam najdłuższy epizod bycia singielką (trwający pół roku), powiedziałam otwarcie przed sobą samą i światem, jakiego mężczyznę chcę mieć u boku. I nie, nie powiedziałam na scenie przed publiką „dajcie mi tu umięśnionego brodacza”. Pewnego wieczoru, będąc sama w mieszkaniu, zaczęłam wyobrażać sobie, JAK CHCĘ SIĘ CZUĆ przy mężczyźnie, JAK CHCĘ BYĆ PRZEZ NIEGO WIDZIANA, jak wyobrażam sobie nasze życie seksualne i przepływ miłości. Od wyobrażenia przeszło to w realne odczuwanie. Na kilka sekund TO złapałam i powiedziałam sobie, że jeśli nie poczuję właśnie tego, to nie wchodzę w głębszą i dłuższą relację z mężczyzną. Kilka miesięcy później kiedy ON stanął u progu moich drzwi i spędziliśmy ze sobą dwa dni, poczułam właśnie to. Moja intuicja mówiła „To on! To on!”. Racjonalny umysł podpowiadał: „poczekaj, daj sobie chwilę, bo może ci się wydaje”.

Oczywiście, weszłam w to. Dzięki temu, że usłyszałam głos swojej intuicji, mogę teraz powiedzieć otwarcie, że jestem szczęśliwą kobietą u boku mężczyzny, który najpierw pojawił się w mojej wyobraźni. Na początku było wszystko to, co dla mnie jest najważniejsze: przygody, podróże, intensywność, poznawanie różnych swoich zakamarków (również tych „trudniejszych”), no i… seks – pożądanie, ogień!

Kiedy zaszłam w ciążę, dochodziły do mnie słuchy o historiach kobiet, którym po porodzie libido spadło do zera, a bliskość z partnerem zeszła na daleki, daleki plan. Słuchałam, czytałam i mówiłam sobie: „eeee… to na pewno nie będzie moja historia. Przecież u nas jest tyle ognia! Tyle namiętności, no nie, nie, nie. Dziękuję, ja wybieram inaczej”.

O, jakie było moje zdziwienie, kiedy jednak okazało się, że to JEST MOJA HISTORIA, i że wraz z moim ciałem, na poziomie emocjonalnym, duchowym, mentalnym i fizycznym, doświadczam zerowego libido. Czekałam sobie, czekałam, bo wierzyłam, że samo wróci, skoro tak nagle sobie poszło. Nie wracało. To wszystko trwało podejrzanie długo, pół roku, rok. Czułam, jak przez ten brak bliskości cielesnej na jakimś poziomie się od siebie oddalamy. Jak nasza rzeczywistość zmienia się z tej intymnej w życie pełne zadań, walkę o czas dla samego siebie. Jak ogień pożądania zmienia się w ogień frustracji. Cholera… nikt nie uprzedzał, że tak będzie.

Jak w tej nowej, odmienionej macierzyńskiej rzeczywistości znaleźć czas na spontaniczność? Przecież do tej pory to był motor napędowy naszej relacji. Okazało się, że wiele rzeczy potrzebujemy sobie poukładać na nowo. Poczułam, jak wraz z pojawieniem się dziecka wchodzę w nową siebie i nie jestem już tamtą Samią, chociaż bardzo, bardzo mi jej brakuje. Okazało się, że momentem przejścia nie jest sam poród. To dopiero początek. Cała transformacja w nową jakość trwała o wiele dłużej. Cholera… o tym też mi nikt nie powiedział.

Pamiętam, jak obudziłam się pewnego razu z myślą, że JESTEM MAMĄ i tym samym PRZESTAŁAM BYĆ KOCHANKĄ. Poczułam jak bardzo te dwie role mi do siebie nie pasują. Zobaczyłam, że moje piersi pełnią teraz inną funkcję (karmią dziecko) i nie potrafię przestawić swojego ciała z „ciała matki”, które tuli, karmi, kołysze w „ciało kochanki”, które daje i przyjmuje zupełnie inne jakości w kontakcie z mężczyzną.

Poczułam na sobie brzemię uwarunkowań kulturowych, kodów i jednocześnie POTRZEBĘ ZMIANY. Zaczęłam się zastanawiać, czy jest możliwe bycie w kilku rolach jednocześnie i niezatracanie się w jednej… Na mojej drodze zaczęły pojawiać się osoby, które zawodowo zajmują się seksualnością. Oddałam się ich prowadzeniu, żeby na nowo znaleźć swój ogień. Dla siebie, ale też dla naszej relacji. Podczas podróży w głąb swojej seksualności odkryłam również to, co przyczyniło się do spadku libido. W moim przypadku było to trudne doświadczenie porodowe. Potrzebowałam dużo, dużo czasu, żeby spojrzeć na to, co się wydarzyło w wałbrzyskim szpitalu, i przyznać się do tego, że moje granice zostały naruszone. Zobaczyć, że los wrzucił mnie w ręce nieodpowiedniej położnej. Moje ciało postanowiło się zamknąć. Na wszystkich, również na tych, których kocham najmocniej.

Pamiętam, kiedy pierwszy raz – chyba po niecałych dwóch latach od porodu naszej córki – spojrzałam mojemu mężczyźnie w oczy i zobaczyłam tam JEGO. Nie gościa, który mnie wkurza, który ma teraz zająć się dzieckiem, który ma zrobić to i tamto, który nie daje mi tego i tamtego, który ma pretensje, który jest zestresowany. Zobaczyłam go w ten znajomy mi sprzed lat sposób i pomyślałam sobie: „Fuck! Tak dawno Cię nie widziałam, tak dawno Cię nie czułam, gdzie byłeś?!”.

Oto co się wydarzyło w tej rodzinnej rzeczywistości – rozminięcie. Niby jesteśmy we wspólnej przestrzeni, ale jednak nie.

Zapragnęłam romansu z moim mężczyzną. Chciałam, żeby mnie widział jako KOBIETĘ, a nie tylko jako matkę. Chciałam więcej zabawy, śmiechu, radości, spontaniczności, tańca no i seksu! Widzę, że w tej rodzinnej konfiguracji to nie jest takie hop, siup. Widzę, jak wiele naszej uwagi potrzeba, żeby odżywiać i zasilać ten fragment relacji. Logistyka, proszenie innych członków rodziny o pomoc: „Zostaniecie z małą na weekend? Potrzebujemy pojechać do Pragi, sami”.

Potrzebujemy poprowadzić kilkugodzinną rozmowę, napić się wina, przypomnieć sobie, jak to jest być w nieco innej roli. Zrobić specjalną czasoprzestrzeń na spontan! I tak! Wtedy to się dzieje, wtedy czuję, że odżywiam tę przestrzeń, która jest tylko i wyłącznie między nami. Wtedy jest romans, ale też głęboka miłość.

Wtedy wracamy do naszej codzienności jak rośliny podlane deszczem i ogrzane w słońcu. Możemy zasilać większe naczynie, jakim jest rodzina.

Zauważam, że bycie w relacji to ciągła praktyka, uważność i decydowanie o tym, co chcę zasilić swoją energią i czasem. To lawirowanie i poznawanie potrzeb własnych, mojego partnera, dziecka. To ciągłe odkrywanie nowych warstw, które wcześniej były niedostępne. Zdecydowałam się odżywiać ten fragment życia, chcę płynnie przechodzić między rolami, przeplatać je, być w nich wszystkich jednocześnie.

Jestem ciekawa, jakie są Twoje, wasze sposoby na pielęgnowanie bliskości i intymności między sobą, zwłaszcza jeśli jesteście rodzicami. Co działa w waszej rzeczywistości, co się sprawdza? Czy romans z mężem to doświadczenie, które jest Ci bliskie?

Jestem ciekawa, jak to jest u innych kobiet!

Życzę każdej mamie odnalezienia balansu i harmonii między różnymi rolami, jakie pełnią. Życzę, żeby każda z nas potrafiła nazwać swoje potrzeby, być w bliskim kontakcie ze sobą i swoim życiowym partnerem.

Z miłością, Samia.

Powiązane

Sex matki

„Lubię seks jak koń owies” – powiedziała kiedyś Renata Beger. Śmiechom nie było końca. Nie wiem, co u Pani Renaty słychać, ale chętnie powtórzę po niej, ja też lubię sex jak koń owies, aczkolwiek tak często nie jadam. Nie tak często, jakbym chciała, ani tak często, jak w moich wyobrażeniach byłoby dobrą ilością (komentarze „jakość się liczy, a nie ilość” wsadźcie sobie… tam, właśnie tam). Co stoi na przeszkodzie? Mianowicie dzieci, znowu. I nie,

Przemoc codzienna

  Anastazja Bernad: Czym jest przemoc? Agnieszka Stein: Przemoc to sytuacja, w której ktoś intencjonalnie, celowo, często z zamiarem kontrolowania drugiej osoby wykorzystuje przewagę sił nad tą osobą, powodując przy okazji ból i cierpienie, i narusza granice tej osoby. Ponieważ w relacji dorosły-dziecko przewaga sił jest zawsze, a intencja kontroli pojawia się bardzo często, to znalezienie się w takiej sytuacji, która jest sytuacją przemocową, jest bardzo łatwe, zwłaszcza, że nasza

Dziewczynki na traktory, a chłopcy do garów?

Ostatnio mój telefon i media społecznościowe, których używam, zalewają treści w stylu „jak wychować dziewczynki” i plansze: dziewczynki mogą np. pocić się jak świnie czy nie chcieć zakładać rodziny, a potem są podobne dla chłopców – chłopcy mogą płakać i kochać motylki. Kochajmy motylki, tak szybko umierają. Tu się na pewno zgodzę. Ale rozkminiam nad tymi nowymi przykazaniami, znowu dzielącymi świat na pół – dziewczynki na traktory, a chłopcy do garów. Zalatuje mi to jakimś genderem znowu

Nie byłam matką pełną mleka

2:00 w nocy, siedzę w szpitalnej toalecie. Jedną ręką pompuję pierś laktatorem, drugą kołyszę powoli rozbudzającą się córkę. Negocjuję – śpij jeszcze chwilkę, jeszcze kilka kropli, chociaż jedna. Przez 3 godziny pompowania uzbierałam 15 ml mleka. Postanawiam nie spać do rana i pompować dalej, jeśli uzbieram 20 ml, może wystarczy na jeden posiłek bez dokarmiania sztucznym mlekiem. Laktator jest pożyczony, stary model, chodzi