Dom jest tam, gdzie go sobie sami stworzymy – mówi Dominika. O niej i jej mężu Peruwiańczyku można powiedzieć, że realizują scenariusz: rzucili pracę w europejskim korpo i budują slow life w cieniu amazońskiej dżungli. Inni marzą, oni – zabrali się do roboty!
Mówiąc o Peru łatwo, nam, Europejczykom, dać się ponieść stereotypom. Ballada o kondorze w tle, kolorowe manty, szczyty gór i pasące się alpaki. Bo w sumie, tak między nami, jak wiele wiemy o życiu współczesnej rodziny w Limie? To może inaczej: Peru to kraj cztery razy większy od Polski, ojczyzna ziemniaka i pomidora (a nie tylko ceviche), 28 stref klimatycznych, dwa najgłębsze kaniony na świecie, 50 szczytów powyżej 6000 metrów, źródło rzeki Amazonki. Brzmi jak bardzo różnorodny kraj, a potwierdza to Dominika z mężem oraz synami: Laurentem (2 lata) i Oliverem (3 lata). Po latach wygodnego życia w Holandii ona i jej mąż zdali sobie sprawę, że rodzicielstwo i praca w firmie do wieczora nie do końca idą w parze. Dominika wróciła do ojczystego kraju jej męża i dziś, mieszkając w Limie, powoli realizuje marzenie o budowie domu w amazońskiej dżungli. Zadałam mnóstwo pytań, a jej opowieść to skarbnica wiedzy o życiu rodziny w Peru. Dla mnie mnóstwo odkryć, jak zawsze w naszym cyklu Mama emigrantka. A dla was?


Patrząc na ciebie z boku, kilka lat temu w Holandii, można by powiedzieć: „kobieta sukcesu”. Branża e-commerce, fajne miasto, ale jednak coś ciebie uwierało. Ten obrazek miał swoje rysy?
Takie życie było bardzo fascynujące do czasu założenia rodziny. Przed zajściem w ciążę bardzo dużo pracowałam. Byłam odpowiedzialna za sprzedaż w Stanach Zjednoczonych, nie raz opuszczałam biuro po godzinie 19. Sporo czasu zajmował mi wtedy dojazd do pracy – 1,5 godziny w jedną stronę. Byłam młoda, cieszyłam się z możliwości rozwoju.
Po urodzeniu pierwszego dziecka chciałam cieszyć się macierzyństwem. W Holandii urlop macierzyński to zaledwie 13 tygodni! Zazdrościłam swoim koleżankom z Polski rocznego pobytu z dzieckiem. Nie mogłam wrócić do pracy, głównie przez długie dojazdy, a nie miałam możliwości zamieszkania w miejscowości, w której znajdowało się biuro. W tamtych czasach praca zdalna w dalszym ciągu była traktowana jako fanaberia. Zdecydowałam, że zrezygnuję z pracy i poszukam czegoś bliżej domu. Byłam na kilku rozmowach, ale napotkałam kolejny problem. Praca tylko na pełen etat, czyli 40 godzin tygodniowo. Miałam zostawić kilkumiesięczne dziecko w żłobku (nie mieliśmy na miejscu żadnej rodziny) tylko po to, żebym mogła znowu „robić karierę”? W Holandii bardzo popularny jest powrót po macierzyńskim na zmniejszony etat, natomiast na nowe stanowiska firmy szukają zazwyczaj pełnowymiarowego pracownika.
Pierwszym waszym krokiem były dalekie podróże…
Kiedy ja szukałam pracy, mój partner już wtedy pracował zdalnie. Zaczęliśmy podróżować – Tajlandia, Izrael, Karaiby. Zawsze, kiedy wracaliśmy do Holandii, czułam smutek. Zimno, deszcz, pochmurne niebo nie pomagało w cieszeniu się życiem. Doszliśmy do wniosku, że moglibyśmy zamieszkać w Peru. Z perspektywy czasu nie żałuję podjętej decyzji, zrozumiałam też, że nasz dom jest tam, gdzie sami go sobie stworzymy. Można mieszkać w Holandii, Australii czy Szwecji i w dalszym ciągu być nieszczęśliwym. Z drugiej strony w Ameryce Łacińskiej jest coś magicznego, co ludzi przyciąga. Mam cichą nadzieję, że Peru będzie kiedyś tak popularne do zamieszkania na dłużej jak Tajlandia czy Bali.
Czy wszystkie decyzje życiowe podejmujesz tak z rozmachem? Nie wahasz się zaryzykować!
Kiedyś tak, teraz jestem bardziej ostrożna. Od razu po obronie licencjatu wyprowadziłam się do Holandii – to było to dość ryzykowne jak na tamte czasy. Nikt z moich znajomych nie miał takich szalonych pomysłów. Każdy zapisywał się magisterkę, szukał pierwszej pracy. Ja do tego wyjazdu przygotowywałam się przez cały III rok studiów. Dodatkowy angielski, certyfikat językowy, przeglądanie ofert pracy, wstępny plan rozwoju i podbijania holenderskiego rynku pracy. Chciałam czegoś więcej, przede wszystkim wierzyłam, że mi się uda i wszystko jest kwestią czasu. Wyprowadzka do Peru była jeszcze bardziej ryzykowna, ale także mieliśmy plan. Wyprowadziliśmy się, zanim cały świat zaczął pracować zdalnie. Szybko po przeprowadzce znalazłam pracę online i nianię dla dzieci – znowu mogłam wrócić do tego, co lubię robić.
Jestem typem człowieka, który lubi mieć wszystko zaplanowane. Zawsze staram się przewidywać ryzyko i opracowywać scenariusze rozwiązań. Oczywiście nie wszystko w życiu możemy przewidzieć. Jeżeli miałabym dać jedną radę odnoście podejmowania decyzji, to powiedziałabym: zaplanuj kroki zdobywania celu i zastanów się nad przeciwnościami, jakie możesz napotkać, i ich rozwiązaniem.








Twój partner jest z Peru. Zakładam, że wiele o tym kraju wiedziałaś. Czy było coś, co ciebie jednak zaskoczyło tak na starcie, na dzień dobry?
Na początku bardzo zaskoczyły mnie nierówności społeczne. Podział na dzielnice bogate i biedne. Po 5 latach w Holandii, gdzie jest rozbudowany system socjalny, gdzie wszyscy wydają się mieć równe szanse (oczywiście, że tak do końca nie jest), było mi ciężko przywyknąć. Dodatkowo przeprowadziliśmy się w czasie największego kryzysu migracyjnego z Wenezueli. Na początku oczywiście niewiele wiedzieliśmy o takim prawdziwym życiu w Peru – mój partner wrócił do kraju po 13 latach w Europie. Natomiast z czasem przywykliśmy do nowego miejsca. W Limie chyba najlepszymi formami spędzania wolnego czasu są wypady na plażę albo surfowanie. Poza tym tysiące, jak nie dziesiątki tysięcy restauracji. Peruwiańczycy kochają swoją kuchnię i uwielbiają jeść poza domem – tylu restauracji nie widziałam nigdzie indziej. Oczywiście muszę wspomnieć, że Peruwiańczycy uważają swoją kuchnię za jedną z najlepszych na całym świecie.
I zakładam, że nie są to świnki morskie! To popularny mit, jakie inne miejskie legendy o Peruwiańczykach ciebie śmieszą?
Tak, mit o jedzeniu świnek morskich jest jednym z najpopularniejszych. Nie każdy Peruwiańczyk zajada się świnkami morskimi. Świnka morska jest spożywana głównie w Andach, będąc w Cuzco, można także spróbować mięsa alpaki. Co może jeszcze drażnić? Twierdzenie, że Peru to tylko alpaki i Machu Picchu. Przecież 60% terytorium Peru to dżungla! Peru jest drugim po Brazylii krajem mającym amazońską dżunglę. Rzeka Amazonka rozpoczyna się w Peru, a dokładnie w okolicach Arequipa. Kolejny stereotyp to taki, że w Peru jest zawsze ciepło. Kto był w Peru, może potwierdzić, że temperatura w Puno, Arequipa, Cuzco może spaść nawet do -10 czy -20 stopni. W Limie też mamy sezon zimowy.
Mnie najbardziej drażni stereotyp bezdomnych psów na ulicach, zapewniam, że te psy mają swoich właścicieli i codziennie dostają jedzenie. Peruwiańczycy nie trzymają psów w domach, a właśnie na ulicy. To jest faktycznie ogromny problem tutaj, bo tych psów jest za dużo i wszystkie swobodnie biegają sobie cały dzień na dworze. Nie ma żadnych służb, które by te psy zabierały, straż miejska nie przyjedzie wypisać właścicielowi mandatu.
Myślimy Peru – widzimy góry. To też mit. Macie tu aż 28 stref klimatycznych. Ta różnorodność jest niesamowita. Co polecasz zobaczyć obok turystycznych miejsc?
Na pewno polecam wybranie się do Peru na dłużej niż 2-3 tygodnie i spokojne zwiedzanie całego kraju. Po Peru bardzo łatwo można poruszać się autobusem i samolotem. My z dwójką dzieci wolimy samolot, ale nie raz podróżowaliśmy samochodem czy właśnie autokarem. Z perspektywy Europejczyka podróż po Peru jest podróżą życia, tutaj odkrywamy starożytne cywilizacje takie jak Inka. Z Peru wywodzi się też pierwsza cywilizacja Caral, nazywana najstarszą cywilizacją obu Ameryk. Caral rozwijała się w tym samym czasie co cywilizacja Mezopotamii, Egiptu czy Chin.
W Peru możemy zobaczyć pingwiny (Paracas) oraz wieloryby (Mancora). Ja jestem zakochana w dżungli, sama przed przylotem inaczej wyobrażałam sobie miasteczka w tej części kraju. Często w filmach dokumentalnych pokazuje nam się, że ludzie mieszkają w drewnianych chatkach i jedzą mięso z krokodyla. Oczywiście tak jest gdzieś w głębi dżungli, natomiast Iquitos i Tarapoto są miastami w pełni rozwiniętymi. Jeżeli ktoś ma warunki i może sobie pozwolić na luksusowe hotele, to praktycznie w każdym turystycznym mieście znajdzie coś dla siebie. Ceny potrafią być bardzo wygórowane, ale widoki z okna i doświadczenia są tego warte. Natomiast jeżeli ktoś pragnie odwiedzić ten kraj w opcji ekonomicznej, to może znaleźć nocleg w granicach 60-100 soli za noc (1 sol to ok. 1 zł – przyp. red.).




Pogadajmy o życiu codziennym: jakie są ceny mieszkań, ziemi, utrzymania na dobrym poziomie rodziny? Co jest najdroższe?
Ceny mieszkań i opłaty są podobne do tych w Polsce. Natomiast kupno domu w Limie graniczy z cudem, bo ceny są bardzo wygórowane. Poza Limą ziemia jest dużo tańsza niż w Polsce. Za 100 000 zł można kupić kilka hektarów. Jedzenie, przede wszystkim zdrowe, jest bardzo tanie, posiłki w restauracjach są bardzo popularne – obiad można zjeść od 10-20 zł za osobę. My zakupy spożywcze robimy wyłącznie na targu, gdzie za około 100 soli (100 zł) mamy zapas owoców, warzyw, ryb i mięsa na cały tydzień. Dla nas to był bardzo ważny aspekt, jeżeli chodzi o wyprowadzkę z Europy. Minimalne wynagrodzenie w Peru wynosi obecnie 930 soli i nie jest adekwatne do kosztów życia.
A jak wygląda kwestia edukacji? Zakładam, że jest podział na szkoły publiczne, niepubliczne…
Tak, jest podział na szkoły publiczne i prywatne. Uważa się, że szkoły prywatne są lepsze od tych publicznych. Miesiąc nauki kosztuje od 500 zł do nawet 5000 zł miesięcznie. Natomiast po ukończeniu szkoły prywatnej dużo osób chce dostać się na uniwersytet publiczny, ponieważ studia wyższe to koszt od 1000 do 3000 zł miesięcznie. W Peru jest chyba więcej szkół prywatnych niż publicznych, na pewno jeżeli mówimy o Limie. Zapisanie dziecka do szkoły publicznej graniczy z cudem, dlatego trzeba się liczyć z dodatkowymi kosztami. Myślę, że to jeden z powodów, dla których Peruwiańczycy decydują się na jedno czy dwójkę dzieci.
Myśleliście o waszej ścieżce edukacji?
Nie znam innych ekspatów, natomiast z grup rodziców wnioskuję, że wybierają oni szkoły prywatne. My nie podjęliśmy jeszcze wyboru, z tego względu, że szkoły dwujęzyczne nie mieszczą się w naszym budżecie. W domu naszym pierwszym językiem jest angielski, drugim hiszpański, potem polski i nawet przeplata się niderlandzki. Dlatego bardziej skłaniamy się do edukacji domowej.
Często słyszy się o Ameryce Łacińskiej w kontekście braku bezpieczeństwa. Jak jest tutaj?
Lima nigdy nie była bezpiecznym miastem, chociaż sama nie doświadczyłam nieprzyjemnych sytuacji. Myślę, że turysta, który przylatuje tutaj na 2 tygodnie, nie ma się czego obawiać, ale musi pamiętać o podstawowych rzeczach. Najlepiej korzystać z aplikacji typu Uber, Cabify, Indrive, jeżeli chcemy zamówić taksówkę. Będąc w Limie, lepiej nie używać telefonu na ulicach, nawet w taksówce przy otwartym oknie, choć uważam, że nawet w Europie ktoś nam może ukraść portfel czy telefon. Jeżeli mam się wypowiedzieć o miastach Cuzco, Arequipa, Tarapoto i Iquitos, to na pewno jest w nich bezpieczniej niż w stolicy. Wiem, że Ameryka Południowa kojarzy się jako ta niebezpieczna część świata, natomiast myślę, że ten obraz jest już dawno nieaktualny. Peru było niebezpiecznym krajem w latach 90., teraz jest tutaj całkiem inaczej.






Macierzyństwo w Peru. Podział ról, partnerstwo czy raczej model „mama z dzieckiem w domu”?
To jest trudne pytanie, bo wszystko zależy od statusu materialnego. Zamożni i klasa średnia w większości zatrudniają nianię w pierwszych latach życia. Ludzie decydują się na dziecko później, w wieku 35-40 lat, to jest też znaczna różnica, jeżeli chodzi o Polskę i Peru. My jesteśmy tutaj bardzo młodymi rodzicami, nie raz czujemy się dziwnie wśród rodziców z dziećmi.
To bardzo ciekawe!
Młode rodzicielstwo jest częściej spotykane wśród mniej zamożnych. Jeżeli mama musi pracować, to zabiera dziecko do pracy, nie raz można spotkać się z widokiem dzieci bawiących się gdzieś na targowiskach, w sklepie czy na ulicy.
Jak się w Peru odnajdują wasze dzieciaki?
Myślę, że to był strzał w dziesiątkę. Kiedy inne mamy musiały łączyć pracę zdalną z opieką nad dziećmi, Oliver i Laurent mieli całodniową opiekę niani. Bardzo dobrze taka pomoc wpływa na relacje całej rodziny oraz relację rodzic-dziecko. Jestem szczególnie wdzięczna za to, że moje dzieci mogą bawić się w domu, nie muszę ich budzić wcześnie rano do żłobka. Z innymi dziećmi mają kontakt w parkach zabaw, które w godzinach popołudniowych są pełne maluchów. Przez ostatni rok dużo podróżowaliśmy: góry, ocean, dżungla. Będąc w Peru, wystarczy godzinny lot i jesteśmy w całkiem innym otoczeniu. Nasze dzieci są jeszcze małe, mają dopiero 2 i 3 latka, dlatego trudno mi tutaj mówić o innych aspektach adaptacji.
Kupiliście tu ziemię, opowiedz o waszym przyszłym domu. Co was tu zatrzymało, zachwyciło.
Wierzę, że my, ludzie jesteśmy bardzo połączeni z naturą. Jesteśmy jej nierozerwalną częścią. Uważam, że żyjąc w mieście, często zapominamy o tym i odcinamy się od niej. Chyba każdy z nas zachwyca się pięknymi krajobrazami, górami pokrytymi śniegiem, polami ryżowymi. Zachwycamy się zdjęciami z podróży z Bali czy Meksyku. My znaleźliśmy nasze miejsce w Tarapoto, w amazońskiej dżungli. Oczywiście była to decyzja przemyślana, zależało nam na miejscu blisko natury, a w Tarapoto znajduje się wiele wodospadów, rzek, w których można się kąpać. Poza tym jest to jedno z najbardziej turystycznych miast w Peru, z rozbudowaną infrastrukturą. Lot z Limy do Tarapoto trwa tylko godzinę, podróż samochodem około 30 godzin. Zależało nam na dostępie do służby zdrowia i zajęć dodatkowych: basen, karate, boiska do gry. W mieście znajduje się nawet duży supermarket, chociaż nam bardzo zależało na możliwości uprawiania własnego ogródka. Dlatego znaleźliśmy swoje szczęśliwe (mamy nadzieję) 7 hektarów, na których mamy w planach budowę domu pasywnego z ogrodem permakulturowym. Będziemy mogli uprawiać własne banany, mango, papaję, awokado i wiele, wiele więcej. Jak widać – bardzo zmieniły się nasze priorytety na przestrzeni lat! Kiedyś mieszkanie w środku Europy, teraz gdzieś na końcu świata.
Brzmi jak plan na nowy rok!
Moim marzeniem jest wykorzystać jak najlepiej możliwości, które daje nam mieszkanie w Peru. Natomiast w dalszym ciągu szukam swojej drogi. Na co dzień zajmuję się marketingiem w e-commerce, ale mam szereg innych zainteresowań. Czasem trudno zdecydować się na jedno, a ciężko jest znaleźć czas na wszystko, mając dwójkę małych dzieci. W tym roku chciałabym zwolnić, popracować nad nawykami, ograniczyć świat online, a skupić się bardziej na sobie i rodzinie. Bardzo chcielibyśmy też rozpocząć budowę domu w dżungli. W kolejnych latach mamy w planach budowę domków na wynajem właśnie w Tarapoto. Chcielibyśmy stworzyć miejsce, np. dla digital nomadów, którzy przylatują do Peru na dłużej i mają ochotę pomieszkać i popracować w amazońskiej dżungli. Widzimy, że w Peru w dalszym ciągu brakuje takich miejsc. My chcemy pójść jeszcze dalej. Oprócz noclegu chcemy, aby goście mieli dostęp do ogrodu i mogli zerwać swoje ulubione owoce i warzywa. Myślę, że ten plan jest raczej na najbliższe 5 lat, niż na 2022.
Będę was więc kiedyś szukać na Bookingu!




*
Fajnie jest mieć marzenia, ale jeszcze lepiej je po prostu realizować. U kogo Peru jest wysoko na liście podróżniczych marzeń? Podzielcie się z nami wrażeniami z Ameryki Łacińskiej!
Jeden komentarz
Och, mój Syn zaczął uczyć się hiszpańskiego ze względu na swoją miłość do Peru…
Od dwóch lat dąży uparcie do celu, na razie swoimi, młodymi ścieżkami 🙂 Pozdrawiam więc serdecznie 🙂