Cztery domy, trzech ojców, rodzeństwo w różnym wieku. Jak to „pozszywać”? - Ładne Bebe

Cztery domy, trzech ojców, rodzeństwo w różnym wieku. Jak to „pozszywać”?

„Dzieci są dla mnie najważniejsze. Relacja partnerska jest na drugim planie. Nigdy się z tym nie kryłam, nie obiecywałam, że będzie inaczej”. O swojej recepcie na patchworkową rodzinę opowiada aktorka Monika Mrozowska. 

Monikę poznałam przy okazji pisania tekstu o relacjach między rodzeństwem. W jej przypadku to duże wyzwanie! Czwórka dzieci, trzech ojców, trzy domy. A w tym wszystkim jej dom, czwarty, w którym – jak sama mówi – wszystko łączy się w pewien „koktajl”. Po tamtej krótkiej rozmowie byłam pewna, że jest tu jeszcze wiele do obgadania. Dlatego zapytałam ją, jak „pozszywać” patchwork składający się z tylu rozmaitych „materiałów”? Jak odnaleźć się w sytuacji, kiedy pojawia się macocha? – Córki zyskały w Karolinie, nowej partnerce mojego byłego męża, dodatkową kobietę, która pomogła im nawigować w skomplikowanym kobiecym świecie – mówi Monika Mrozowska, aktorka (znana m.in. z „Rodziny zastępczej” czy serialu „Sprawiedliwi – Wydział Kryminalny”) i twórczyni marki Bunny&Cloud, w bardzo szczerym, intymnym wywiadzie. 

Pamiętam z dzieciństwa serial, w którym występowałaś. „Rodzina zastępcza” zaczynała się piosenką „Tkanina”.  „Z jednej tkaniny wszyscy jesteśmy, co się wyciera, strzępi przez lata. Lecz, jeśli chcemy, te wszystkie dziury, Miłością da się załatać”. Miłość – to dobra nić do „szycia” rodziny patchworkowej? 

Zdecydowanie! Z tym, że to „szycie” nie jest tylko moją zasługą. Wymaga porozumienia dwóch stron, współpracy z ojcami moich dzieci, no i z samymi dziećmi. To duże wyzwanie, w którym potrzeba empatii każdej ze stron tego układu. 

Opowiedz, proszę, jak wygląda twoja rodzina.  

Mam 19-letnią córkę Karolinę i 12-letnią Jagodę. To dzieci z mojego pierwszego małżeństwa z Maćkiem. Potem urodziłam Józia, dziś ma 8 lat. Jego tatą jest Sebastian. Najmłodszy synek, Lucek, niebawem skończy 2 latka. Jego tatą jest Maciej.

Jak poskładałaś taką rodzinę? 

Najtrudniej, a jednocześnie najłatwiej (tak, wiem, to paradoks!) jest za pierwszym razem. Po rozstaniu z mężem ustaliliśmy, że dziewczynki zamieszkają ze mną. Weszliśmy w przejrzysty układ, w którym wybrane dni i dwa weekendy w miesiącu spędzały z tatą. Jak widzisz, nie wymagało to specjalnej logistyki. Wyzwania przyszły wraz z pojawieniem się na świecie Józia. 

Więcej osób, większe kombinacje.

Musieliśmy dogrywać terminy wakacji, ferii, etc. Poskładać wszystko tak, by pasowało czterem dorosłym osobom. Bo w układzie pojawiła się druga żona Maćka – Karolina, a Sebastian miał starszą córkę z poprzedniego związku. Z dwójki dzieci zrobiła się czwórka, z czasem nawet piątka. Sebastian łatwo odnalazł się w tym układzie. Po raz pierwszy został tatą jako 19-latek. Bycie ojczymem nie było dla niego trudne.

Później urodziłaś Lucka.

Całkiem niespodziewanie. Bo kiedy rozstałam się z Sebastianem, nie planowałam kolejnego związku. Mieszkałam sama z dziewczynkami i oczywistym było, że dołączy do nas Józek. Tu pojawiła się trudność dla Józka. Mieszkanie, w którym żyliśmy z Sebastianem, traktował jako swój dom, tam miał zabawki, swoje życie. Ciężko było mu się odnaleźć w moim domu. Trwało to około roku, z czasem oswoił się z nową sytuacją.

A potem ta sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej.

Tak, weszłam w nową relację, z Maćkiem. Ale wtedy już nie miałam poczucia, że to będzie trudne dla dzieci. Były u siebie, w domu, który od początku był przygotowywany dla nich. Najtrudniej odnaleźć się w nowym układzie było mojemu trzeciemu partnerowi. Nie miał wcześniej dzieci. Nie bardzo potrafił pogodzić się z tym, że dzieci zawsze będą dla mnie najważniejsze, a relacja partnerska jest na drugim planie. A ja nigdy się z tym nie kryłam, nie obiecywałam, że będzie inaczej.

Mam wspaniałe dzieci

Jak starsze dzieci przyjęły najmłodszego braciszka? 

Z początku dość sceptycznie. Były przyzwyczajone do swojej przestrzeni. Ale kiedy urodził się Lucek, szybko weszły w rolę starszego rodzeństwa. Patrząc na nie, czułam się szczęśliwa. To paradoksalnie zakończyło mój trzeci związek, bo Maciek nie potrafił odnaleźć się w tej sytuacji. Nie miał wcześniej dzieci. W dodatku ułożenie się z dziećmi z moich poprzednich związków okazało się dla niego zbyt dużym wyzwaniem. Rozstałam się z nim, będąc jeszcze w ciąży. Ale wiedziałam, że nie będę go izolować od syna, tylko kibicować budowaniu tej relacji. Dziś mamy to już opanowane, dzielimy się opieką. W całej tej, wydawać by się mogło, beznadziejnej sytuacji, udało nam się wypracować kompromis, w którym każdy czuje się komfortowo. Kiedy obserwuję starsze dzieci, wiem, że wymagało to pracy także z ich strony. Ale było warto! Mam wspaniałe dzieci, pewne siebie, które nie boją się mówić o swoich uczuciach, potrzebach. Które czują się w tej naszej domowej przestrzeni bezpieczne, kochane. Są spokojne. Wiedzą, że mają mamę, która – choć niekiedy miewa gorszy dzień – zawsze stoi za nimi murem. 

Jak wypracowałaś dobre relację z byłymi partnerami? Motywacja, że robisz to „dla dobra dzieci”, to chyba za mało? Rozstanie, rozpad związku to trudny fundament do budowania. 

Zrobiłam to i dla dzieci, i dla samej siebie. Bo jak wspominałam, byłam w ciąży i wiedziałam, że muszę o siebie zadbać. Dlatego od razu zapisałam się na terapię. Było mi ciężko, hormony wariowały, przychodziły wątpliwości. Już na pierwszym spotkaniu jasno określiłam, po co przyszłam. Nie chciałam sama odpowiadać sobie na pytania podyktowane emocjami, złością, rozczarowaniem. Potrzebowałam wsparcia kogoś, kto pokieruje mną obiektywnie. Pomoże ułożyć to w głowie. Po czterech miesiącach terapii poczułam się silniejsza, bardziej sprawcza, nabrałam przekonania, że decyzje, które podjęłam, są najlepszymi z możliwych. To była najlepsza inwestycja. To poukładanie wszystkiego w samej sobie przełożyło się na dobre układy z ojcami moich dzieci. 

Druga mama czy supermacocha?

Jak odnalazłaś się w sytuacji, gdy pojawiła się nowa partnerka byłego męża? Została macochą (okrutne słowo!) twojego dziecka. Wiele kobiet może poczuć zazdrość, zagrożenie, bo to „moje” dziecko, nie jej. 

Może jestem z innej gliny ulepiona, ale dla mnie nie było to trudne. Z każdym kolejnym weekendem u taty dziewczyny coraz lepiej poznawały Karolinę. Widziałam, że są szczęśliwe, zadowolone i czułam ulgę, a nawet radość. Miałam poczucie, że spędzają fajny czas, dobrze się tam czują. Można się skupiać na negatywnych stronach albo wynajdywać plusy. Ja starałam się to traktować jako rodzaj bonusu.

Ja mam przyjaciółki, którym się zwierzam, a one wśród przyjaciółek mają Karolinę. Są z nią w bardzo bliskiej relacji. Ja z kolei jestem pewna co do tego, jakie miejsce zajmuję w życiu moich dzieci. Wiem, że Karolina nie będzie ich drugą mamą. Ale jeśli może być supermacochą, superprzyjaciółką dającą wsparcie, to jak można być o to zazdrosnym? Nie można trafić na nic piękniejszego! Mówię to szczerze i z pełną odpowiedzialnością.

Tworzyłaś tę relację, jak i patchworkową rodzinę, przy zainteresowaniu mediów. Plotkarskie portale pisały o „ściganiu się na dzieci”, bo zaszłyście w ciążę w podobnym czasie. 

Ta sytuacja była trudniejsza dla Karoliny, ona nie miała wcześniej doświadczenia z mediami. Mnie to jakoś specjalnie nie ruszyło. Wiem, że jestem tylko ziarenkiem piasku w polskim show-biznesie. Takich historii jak moja są dziesiątki. Z początku można mieć poczucie, że ta uwaga się na nas skupia, media są nami piekielnie zainteresowane, ale to szybko mija. Ludzie każdego dnia dostają setki newsów, których nie są w stanie „przerobić”, za chwilę ich nie pamiętają. Poza tym są osoby bardziej medialne niż ja. A rodzin patchworkowych jest coraz więcej. No i byłam w ciąży, wiedziałam, że stresując się, robię krzywdę sobie i dziecku. 

Patrząc na ciebie i Karolinę, odnosi się wrażenie, że jesteście sobie bardzo bliskie. Nazwałabyś to przyjaźnią? 

Nie, to za duże słowo. Nie spotykamy się z Karoliną same, na babskie pogaduszki, etc. To, że znalazłyśmy nić porozumienia, wynika chyba z tego – czy to się Maćkowi podoba, czy nie – że jesteśmy pod wieloma względami podobne (śmiech). Wierzę, że Maciek jest szczęśliwy, trafił na fajną dziewczynę, tworzy z nią dobry związek. A z Karoliną po prostu się dogadujemy. Pewnie wymagało to wkładu w budowanie relacji, ale z drugiej strony, nie mogę zapominać, że to Karolina i Maciek są parą. W ich układzie jestem kompletnie dodatkowa. Jestem byłą żoną Maćka, mamą jego dzieci, kropka. Tworzenie tu głębszych relacji, wielkiej rodziny, która robi wszystko razem, nie byłoby zdrowe. Dobrym rozwiązaniem jest raczej powściągliwość. 

Nie jestem „tylko” mamą

Kiedy dzieci spędzają weekend u taty, czujesz się osamotniona? Odczuwasz smutek, że musisz się „podzielić” dziećmi?

Na pewno czuję tęsknotę, ale w takim pozytywnym wymiarze. Tęsknisz za kimś, kogo bardzo kochasz. Nie ma w tym smutku, ale wyczekiwanie momentu spotkania. Staram się korzystać z tego czasu. 

Czyli zająć się samą sobą, zatroszczyć o siebie, wiedząc, że dzieci są pod dobrą opieką?

Dokładnie! Lubię być sama, lubię ciszę w domu. To, że mogę zaplanować weekend tak, jak ja chcę, a nie licząc się z potrzebami czterech innych osób. Widzę po znajomych w podobnych układach, że czasem mamy wpadają w poczucie winy. Wydaje im się, że powinny 24 godziny na dobę spędzać z dziećmi. Ale widzę też coraz więcej mam, które cieszą się, że mogą zrobić coś dla siebie. Ja nie jestem „tylko” mamą, to jedna z moich życiowych ról. I lubię też pozostałe role. Wiem, że dzieci, będąc u taty, są w dobrych rękach, wartościowo spędzają czas. A ja wtedy mogę robić to, co sprawia mi przyjemność. Uwielbiam samotne weekendy, wyjazdy, nawet śniadania w domu. Bardzo tego potrzebuję. 

Z Karoliną zrobiłyście na Instagramie live, w którym opowiadacie nie tylko o tworzeniu rodziny patchworkowej, ale także o relacjach między Tobą a nią, nową partnerką Maćka. Karolina powiedziała wtedy, że w rodzinie patchworkowej podstawą jest dbanie o relację… z samą sobą. Poczucie wartości, akceptacja dla samej siebie. 

I ja się pod tym podpisuję. Jeśli nie zaczniemy od siebie, nie napełnimy swojego wewnętrznego kubeczka, nie będziemy żyć w zgodzie ze sobą, kochać samych siebie, to nie będziemy mieli z czego rozdawać. Kiedy przestałam oczekiwać od innych, by mi coś dali, pokochali mnie, zaczęłam rozumieć, że to nie czynniki zewnętrzne, ale ja odpowiadam za poziom mojego szczęścia. I dlatego jest mi tak dobrze, gdy jestem sama. Dobrze mi z samą sobą, bo czuję, że siebie kocham. Jeśli tego nie mamy, to czym obdarujemy bliskich?

(nie)Prawdziwy brat

Co dla dzieci w patchworkowej rodzinie, posiadaniu dwóch domów, jest najtrudniejsze? Pomagałaś im w tworzeniu relacji z przyrodnim rodzeństwem?

Mam poczucie, że dzieciom trzeba dać tu spokój, wolną rękę. Nawet jeśli z początku wydaje się im, że przyrodniego rodzeństwa nie potraktują jak „prawdziwego” brata/siostrę. Kiedy już zamieszkają razem, nie ma możliwości, by to budowanie więzi nie przyszło naturalnie. Tak było u nas. Moje dzieci nie myślą na co dzień, że są rodzeństwem przyrodnim. Są po prostu rodzeństwem. Mają wspólne pokoje, razem jedzą, kłócą się, oglądają filmy, grają w gry. Jak w każdym domu. 

Jak dzieci wchodziły w relacje z twoimi partnerami?

To już było trudniejsze. Nigdy tak do końca nie wiadomo, jak to zrobić. Nie mam gotowych recept. Chyba poza jednym: trzeba dać sobie czas. Z drugiej jednak strony, nie ma co przeciągać trwania w zawieszeniu w nieskończoność. Nie wiem, czemu miałoby służyć ukrywanie partnera przez miesiące czy nawet lata. To zresztą byłoby niemożliwe. Przecież dzieci widzą, że pojawia się ktoś nowy, nie da się przed nimi tego zataić. Traktują go jako nowego znajomego rodzica. Moje dzieci znają wszystkich moich znajomych, przyjaciół. Ukrywanie nowego partnera byłoby dla nich dziwne. 

Wspólny front rodziców

A porównują rodziców? Tata jest lepszy, bo kupił albo pozwolił na coś, na co mama się nie zgadza? 

Trzeba liczyć się z tym, że nie będziemy do siebie dzwonić z każdym drobiazgiem, wszystkiego omawiać. Musiałabym pół dnia wisieć na telefonie, by dogadać wszystko z trzema ojcami (śmiech). Wspólnego frontu wymagają „grubsze” kwestie. Poza tym każdy dom funkcjonuje nieco inaczej. I najmocniej korzysta z tego Józek. Sebastian ma dorosłą córkę, która z nim nie mieszka. Więc kiedy jest u taty, ma go na wyłączność, u mnie musi się dzielić, poczekać na swoją kolej. Tata mu na więcej pozwala, więc tak, czasem pojawiają się porównania. To też kwestia wieku. Józek wchodzi w okres, kiedy chce tupnąć nogą. Ale nie robię z tego wielkiego problemu.  

Zdarza ci się czasem powiedzieć przy dzieciach coś krytycznego o byłym partnerze? Po rozpadzie związku czasem rodzice robią sobie na złość, „rozgrywają” dziećmi.

Moje starsze dzieci mają bardzo stabilny kręgosłup moralny. Kiedy czasem zdarzy mi się chlapnąć coś w złości na byłych partnerów, z ich strony pojawia się silny sprzeciw. To czasem takie drobiazgi, np. „tata znowu zapomniał dać ci klapki na basen”. One od razu biorą w obronę ojca. „Mamo, to nie tata!”. Są bardzo świadome, nie pozwalają na ciągnięcie tematu, ucinają go w zarodku. Domyślam się, że w drugą stronę wyglądałoby to tak samo. W naszym układzie nie ma możliwości, żeby coś ugrać, manipulować, nie ma gierek. Zarówno mama, jak i tata, są dla nich ważni. Dla mnie ich reakcje są otrzeźwiające. Widzę, że mnie poniosło. Ale jestem tylko człowiekiem, nad wszystkim nie zapanuję. 

Trzech ojców, trzy domy i…

Trzech ojców, trzy domy, a twój czwarty – jak w nim lepisz z tylu różnych glin?  

W moim domu jasno określam zasady, wyznaczam granice. Czasem nawet wydaje mi się, że jestem za bardzo wymagającą mamą. Niektóre sprawy same się toczą, naturalną koleją. Dzieci są w takim „koktajlu” czterech różnych domów, trzech ojców, rodzeństwo w różnym wieku. Wiedzą, że trzeba się ze sobą dogadać. Mimo konfliktów, żyją w symbiozie, troszczą się o siebie wzajemnie. Może i czasem się kłócą, ale tęsknią za sobą. I szalenie się kochają. To dla mnie ogromna radość.

Jak zapewnić dzieciom poczucie bezpieczeństwa w sytuacji, kiedy ich ojcowie zakładają nowe rodziny, pojawia się kolejne rodzeństwo? Dużo zmian.  

Kiedy rozstawałam się z Sebastianem, byliśmy z Józiem na kilku spotkaniach z psychologiem. Przeprowadził wywiad, by zorientować się, czy wszystko jest w porządku. W przedszkolu uprzedziłyśmy wychowawczynie o sytuacji, by dały nam sygnał, jeśli zauważą coś niepokojącego. Rozstanie było naszą decyzją, ale działaliśmy tak, by było jak najmniej ofiar. Mam poczucie, że to, co robię na co dzień, jest tu wystarczające. 

„Przyszyta siostra”

Czujesz, że twoja rodzina powiększyła się o nowe rodziny byłych partnerów, ich dzieci? Jakbyście tworzyli jedną wielką rodzinę? 

Dzieci trochę tak się czują. Mają bardzo bliskie więzi ze wszystkimi braćmi i siostrami. Jadzia, kiedy była malutka, na starszą córkę Sebastiana, z którą przecież nie łączą jej więzy krwi, mówiła „przyszyta siostra”. To najpiękniej pokazuje, że dzieci potrafią budować cudne relacje. A dla dorosłych? To kwestia bardzo indywidualna. Warto dać sobie czas. Jeśli jedna strona chce się spotkać, spędzić razem święta, może nawet wyjechać na wakacje, to nie oznacza to, że druga też ma na to ochotę. U nas przyszedł taki moment, w którym obie strony tego zachciały. To można wyczuć. Z Maćkiem i Karoliną mamy coraz bardziej zażyły kontakt. Nie ma sensu robić nic na siłę, tworzyć sztuczne ustawienia. Jeśli coś wychodzi z potrzeby serca, z potrzeby chwili, to super.

Święta spędzacie razem, jedna wielka wigilia? 

Nie, i tu się właśnie pojawiają trudności logistyczne (śmiech). Dochodzą nasze rodziny, nasi rodzice, znajomi. Święta spędzamy oddzielnie. Pierwszą część wigilii Karolina, Jagoda i Lucek spędzają ze mną, później jadą do ojców. A z Sebastianem, który pochodzi z Dolnego Śląska, mamy taką umowę, że raz Józio spędza całe święta i Sylwester ze mną, a na kolejne jedzie do taty i dziadków. 

Dziękuję za rozmowę!

 

 

image2-3-1.jpegZrzut-ekranu-2022-12-19-o-14.26.53.pngZrzut-ekranu-2022-12-19-o-14.29.39.pngZrzut-ekranu-2022-12-19-o-14.30.56-e1671457939471.pngZrzut-ekranu-2022-12-19-o-14.31.05.pngZrzut-ekranu-2022-12-19-o-14.31.31.pngZrzut-ekranu-2022-12-19-o-14.32.22.pngZrzut-ekranu-2022-12-19-o-14.32.48.pngZrzut-ekranu-2022-12-19-o-14.32.59.pngZrzut-ekranu-2022-12-19-o-14.47.50.png

Powiązane