Urodziłam się na początku lat 90., a więc pamiętam jeszcze czasy bez Internetu. W zasadzie mogłabym podzielić swoje życie na dwie epoki: analogowa i cyfrowa. Pamiętam czasy, kiedy relacje były tylko bezpośrednie, na żywo, face to face. Zaglądając w przeszłość, widzę, jak powoli, krok po kroczku, technologii było coraz więcej. Na Zielonej Szkole dzwoniłam do mamy z budki telefonicznej na kartę, ale na koloniach dwa lata później – już ze swojej pierwszej komórki, Siemens C25. To były kolonie w Mrzeżynie i wracając z nich, wymieniałam się w autobusie adresami z koleżankami, z którymi chciałam utrzymywać kontakt. Przez kilka miesięcy wysyłałyśmy do siebie listy pisane odręcznie na ładnych papeteriach. Nigdy więcej się z nimi już nie spotkałam, ale listy mam do dzisiaj.
Rok później, na początku lat dwutysięcznych, byłam na kolejnych koloniach, tym razem Słowacja – Velky Meder. W autobusie powrotnym jedna z koleżanek zapytała: „masz gadu gadu?”, „eee… że co?”.
I tak oto skończyła się epoka pisania listów z koleżankami z kolonii, gdyż po powrocie do domu założyłam swoje GG i mogłam być z nimi w kontakcie cyfrowym. W ciągu kilku miesięcy ten komunikator wszedł na nasze osiedlowe podwórko, a więc całą zimę byłam z moimi kolegami i koleżankami mieszkającymi po sąsiedzku w kontakcie za pomocą Gie Gie (śmiech). W międzyczasie zmieniały się moje telefony komórkowe na coraz bardziej wypasione. Kto pamięta grę w Snake’a, palec pod budkę! Pierwsze czaty na Onecie i WP, i cybermiłostki z nieznajomymi osobami po drugiej stronie ekranu. Już wtedy stały przy tych doświadczeniach silne emocje, wyrzuty endorfin, mieszanka hormonalna, która kotłuje się w człowieku siedzącym przed ekranem.
A potem w liceum – NASZA KLASA. Cała szkoła w jednym miejscu. Wow! Można pooglądać zdjęcia: kto, co, z kim, co lubi, co robi. No, szał! Na końcówce liceum wjechał mi Facebook i tak jestem już na nim 12 lat, kawał życia! Nie pamiętam, kiedy dokładnie pojawił się w mojej ręce smartfon, i nie pamiętam momentu, w którym internet zaczął być dostępny non stop w telefonie. To się wślizgnęło jakoś tak… cichaczem.
Ale jestem tu i teraz, bardzo wyraźnie czując pewnego rodzaju uwikłanie w sieć. I nie jest to jednoznacznie złe ani dobre. Dzięki Internetowi mam pracę, którą lubię, mogę realizować swoje pomysły, a nawet mieć poczucie, że ZMIENIAM ŚWIAT. To pewnie w dużym stopniu moja fantazja, aczkolwiek coś w ten świat wnoszę dzięki swoim kanałom w social mediach. Internet to narzędzie – kolejne stworzone przez nasz gatunek. Zaczęłam jednak zauważać w sobie pewne niepokojące zachowania i tendencje, którym zdecydowałam się przyjrzeć.
Co to były za zachowania? Oto niektóre z nich:
– sięganie po telefon w każdej wolnej chwili: kiedy dziecko szło do toalety, kiedy stałam na czerwonym świetle, kiedy gotowałam wodę na herbatę, kiedy czekałam na pociąg… I żeby było jasne: sięgałam po telefon bez konkretnego powodu, tylko żeby COŚ sprawdzić. Co? To dobre pytanie, jednak sieć daje nam mnóstwo rzeczy do sprawdzenia, w zasadzie niekończący się przepływ informacji, które ciągle można sprawdzać,
– obserwowanie życia osobistego ludzi, z którymi nie mam nic wspólnego. Zauważyłam, że swój cenny życiowy czas poświęcam na oglądanie czyjegoś życia! Taki trochę „Big Brother” tyle, że na małym ekranie smartfona. To zaczęło przynosić mi jakiś dziwny substytut relacji z ludźmi, a kiedy sobie to uświadomiłam, poczułam… niesmak,
– kiedy kładłam się do łóżka spać, ale wcześniej zaglądałam w sieć, to potrafiłam przepaść na godzinę i załadować sobie głowę milionem informacji. Czasami trudno było mi po tym scrollowaniu zasnąć,
– kiedy budziłam się rano, zamiast zająć się spokojnym wejściem w dzień odpalałam internet i leciałam przez maile, Facebooka i Instagrama…
I wtedy pojawił się pomysł, zapalił się jak żarówka w bajkach z dzieciństwa: ZRÓB SOBIE DETOKS OD INTERNETU! Tadaaaam! Poczułam podniecenie na tę myśl. Wyłączyć telefon na całe dnie, nie zaglądać, nie sprawdzać, nie być w kontakcie tylko… co wtedy zrobić z czasem? Hm…
Swój pierwszy detoks zrobiłam na początku marca 2020 roku i połączyłam go z rodzinną, górską wyprawą, która trwała 2 tygodnie. Mieliśmy namiot i wiele kilometrów do przejścia. W czasie naszej wędrówki wybuchła pandemia i na szczęście nadal nie wchodziłam do sieci, tylko leżałam na trawie w górach, nie stykając się z burzą emocji, która trwała w internecie. Zdecydowałam się na to, ponieważ byłam mocno przebodźcowana social mediami, głównie dlatego, że tam pracuję i nawyki, które nieświadomie wyrobiłam zaczęły wprowadzać chaos w moją codzienność. Wiem również, że w dzisiejszych czasach wiele z nas pracuje zdalnie. Jestem bardzo ciekawa, w jaki sposób inni radzą sobie z byciem w dwóch rzeczywistościach, które jakby nie było – niezwykle się od siebie różnią, a jednocześnie nieustannie się przenikają. Byłam też ciekawa, jaki jest ten świat bez telefonu i jak zachowa się mój umysł, co będzie mi gadał i jak sobie poradzę z niezaglądaniem do sieci.
Digital detox robi się coraz bardziej popularny (w końcu!) i coraz więcej osób decyduje się na ten rodzaj doświadczenia. Postanowiłam urozmaicić swój tekst wypowiedziami kobiet, moich czytelniczek, które regularnie sprawiają sobie internetowe detoksy.
Klaudia: Z tego względu, że pracuję głównie w social mediach, wyłączam codziennie internet o 18:00 i włączam go dopiero kolejnego dnia o 8:00. Najdłuższy detoks trwał miesiąc i był spowodowany chorobą, ale uważam, że był to jeden z najbardziej wartościowych momentów w moim życiu. Kiedy mam wolny czas w etatowej pracy potrafię przez tydzień nie włączać internetu. Ściągnęłam aplikację Stay free. Chciałam sprawdzić, ile czasu spędzam na telefonie, używając internetu. Wyszły 4 godziny. Przeraziłam się. Ciągły niedoczas, a ja spędzałam 1/6 doby, patrząc w ekran. Byłam zmęczona.
Zuzanna ma za sobą już 6 detoksów, z czego pierwszy miał miejsce kilka lat temu:
Jeden trwał 2 tygodnie, a drugi 6 dni. Najczęściej jednak robię sobie detoksy weekendowe. Pierwszy polegał na wypięciu się z Facebooka (przy czym nie miałam wtedy Instagrama i właściwie w Internecie korzystałam tylko z muzyki). Chciałam sprawdzić, czy dam radę, czy wytrzymam. Lubię dawać sobie takie wyzwania jak detoks od kawy, detoks od słodyczy. Naszła mnie taka ochota na detoks od Facebooka. Więc za pierwszym razem był to bardziej test na moją silną wolę. Kolejne detoksy były już bardziej świadomą, wewnętrzną potrzebą odpoczynku od wirtualnego świata, który powodował, że czułam się przebodźcowana i rozproszona jednocześnie.
Ja po swoim pierwszym marcowym detoksie zrozumiałam, że jeśli pracuję w sieci, potrzebuję dbać o swoją higienę wewnętrzną, i oszacowałam, że chcę robić minimum dwutygodniowe detoksy raz na 3 miesiące. Poza nimi staram się dbać o to, żeby w ciągu tygodnia mieć wypracowany schemat korzystania z social mediów i np. wieczorami zamiast scrollowania odpalić sobie film, złapać za książkę, poleżeć w wannie (bez telefonu 😉 ). Tak samo rano mam zasadę polegającą na tym, że dopiero po śniadaniu włączam Internet.
Okazuje się, że detoks wcale nie jest łatwy w pierwszych dniach, kiedy postanawiamy odłożyć telefony poza zasięg rąk i wzroku:
Zuzanna: Trudnym elementem na samym początku było dla mnie odruchowe sięganie po telefon, żeby coś sprawdzić, zazwyczaj z nudów, czekając na tramwaj, stojąc w kolejce itp. Nadal, pomimo kilku już przebytych detoksów, ten pierwszy dzień jest ciężki pod takim względem, że mam odruch sprawdzania Insta czy FB wtedy, kiedy nie mam co ze sobą zrobić. Kłopotliwa może też okazać się komunikacja z bliskimi osobami, ponieważ w większości komunikuję się przez Messenger, który uważam, że też zabiera mi za dużo energii, więc na czas detoksu informuję bliskich, że kontakt tylko telefoniczny lub SMS. No i w trakcie pierwszego detoksu kłębiły mi się myśli w głowie, że z pewnością coś ważnego mnie teraz omija, nie jestem na bieżąco. Całe szczęście każde kolejne takie doświadczenie utwierdza mnie w tym, że nie omija mnie absolutnie NIC.
„Po swoim pierwszym marcowym detoksie zrozumiałam, że jeśli pracuję w sieci, potrzebuję dbać o swoją higienę wewnętrzną, i oszacowałam, że chcę robić minimum dwutygodniowe detoksy raz na 3 miesiące”.
Lęk, że coś nas ominie w wirtualnym świecie, doczekał się nawet swojej nazwy FOMO – fear of missing out i jest uznany za chorobę cywilizacyjną. Dotyczy wielu z nas, ponieważ social media działają w sposób, który wpływa na naszą gospodarkę hormonalną. Dzięki umieszczaniom swoich treści w sieci wystawiamy się na gratyfikację pod postacią lajków i serduszek. To stymuluje nasz układ nagrody i powoduje wydzielanie dopaminy. Dzięki nowoczesnej technologii (smartfony, social media) dostajemy nagrody w postaci powiadomień, wydarzeń i interakcji, jakie otrzymujemy na wrzucane treści. Niektórzy dostarczają sobie tych doświadczeń codziennie. I ja znam to z autopsji, prowadząc kilkutysięczną grupę na FB i całkiem aktywne konto na Instagramie. To powoduje, że wchodzenie w wirtualną rzeczywistość przynosi mi wiele powiadomień, interakcji i serduszek. I tak – jest to przyjemne, czuję dopaminę w ciele. Jednak życie to nie tylko dopamina i nie tylko wirtualne światy. O tym przypomina nam życie na detoksie.
Patrycja odbywa detoksy regularnie. Trwają różnie, w zależności od tego, czego w danym momencie potrzebuje. Bywają detoksy jednodniowe, kilkudniowe, tygodniowe… Do odbycia detoksów skłania ją głównie przeciążenie ilością informacji i znikający w tajemniczych okolicznościach czas:
Dzięki detoxom odzyskuję czas i odpinam się od iluzji, jaką dają social media. Iluzji, że jesteśmy potrzebni i niezastąpieni. To nie jest prawda. Nikt w social mediach za nami nie tęskni. Natychmiast na nasze miejsce wskakuje inny ciekawy profil lub osoba. Ponadto odcinam się od „złych” wiadomości, którymi przepełnione są serwisy informacyjne. Naprawdę nie muszę wiedzieć, kto dziś zginął w wypadku na autostradzie, ile pożarów pojawiło się na mapie Polski, ilu bezdomnych zamarzło tej zimy. Przypominam sobie również podczas detoksu, że połowa informacji, w które się wkręcam i które lądują w mojej głowie, to fake newsy. Prawdopodobnie nawet więcej niż połowa.
Mogę stwierdzić, że życie z detoksami internetowymi nabiera nowego smaku i jakości. To ciekawe, że żyjemy w czasach, w których „luksusem” staje się wypięcie z sieci. Odstawienie Internetu przypomina nieco odstawienie kawy lub jakiejś innej używki – pierwsze dni mogą być trudnym wyzwaniem i aby sobie ulżyć w tym trudzie, mogą krążyć pomysły, żeby jednak tego nie robić. Warto jednak stanąć całą sobą za tym pomysłem i pomyśleć o pięknych korzyściach, jakie może nam przynieść to doświadczenie!
Zuzanna: Każdy detoks jest ukłonem w stronę mojej uważności na świat, który mnie otacza. Pamiętam to niesamowite uczucie, kiedy podczas jednego detoksu uświadomiłam sobie, że będąc większość czasu w świecie wirtualnym, wiele rzeczy mi przemyka przed oczami i tego nie zauważam. Ten stan bycia cały czas online wciąga mnie w jakiś pędzący wir, przez który nie potrafię być w pełni tu i teraz. Odpięcie się z tej wirtualnej czasoprzestrzeni otwiera mi oczy, wyostrza mi zmysły, pokazuje, że potrafię się cieszyć z małych rzeczy. Nagle odzyskuje swój wewnętrzny spokój, wyraźnie słyszę głos swojego serca, mam czas na wszystko, na co wydaje mi się, że nie mam czasu.
Klaudia: Na początku brakowało mi tego nierealnego świata. Ciekawiło mnie, co słychać u moich znajomych. Jeśli nie odłożyłam telefonu w miejsce niedostępne dla moich oczu, ręka cały czas wędrowała w jego kierunku! FOMO to bardzo nieprzyjemny lęk, który czasami mi towarzyszy. Jednak teraz naprawdę żyję: jak chcę wiedzieć, co słychać u kogoś, to dzwonię albo idę z nim na spacer, mam mnóstwo czasu, medytuję, uczę się niemieckiego, robię kurs jogi, szydełkuję, czytam trzy książki, robię jedzenie, wysypiam się, pracuję na etacie… i nadal mam czas wolny! Nie przychodzą do mnie nowe pomysły na wydawanie pieniędzy, więc jestem w stanie zaoszczędzić na takie przyjemności, które nie trwają chwili.
Po każdym detoksie wracam z większym dystansem do tego, z czym się stykam w wirtualnym świecie. Mam coraz większą jasność w tym, po co tam wchodzę, jak długo czasu chcę tam spędzić i co dobrego mogę zyskać lub dać dzięki tej technologii. Bardzo zależy mi na tym, żeby relacja z technologią była jak najbardziej świadoma, choć wciąż nie jest idealna… Jeśli mam zamiar scrollować, to głównie w celu poszukiwania inspiracji lub znalezienia rozrywki – wyszukuję teraz konta i miejsca, które np. dostarczają mi śmiechu. Na ten moment dobrze wiem, na co chcę patrzeć, co chcę wpuszczać w swoją przestrzeń, a czego nie. Nazwanie po imieniu potrzeb, które stały za potrzebą bycia w sieci, nie było łatwe, bo odsłaniało wiele trudnych i nieukochanych miejsc, jakie we mnie mieszkają. W social mediach możemy się łatwo nakarmić uwagą, dowartościować, stworzyć iluzję swojej osoby, niepełny obraz, który oddziałuje na innych i prowadzi do porównywania naszych żyć. Osobiście poczułam, że mam tego dosyć. Potrzebowałam na nowo ułożyć się w tej relacji po to, żeby móc korzystać z tego narzędzia zawodowo, a swoje braki uzupełniać w inny sposób.
Klaudia: Nie ukrywam, że lubię social media. Detoks umożliwia mi patrzenie na nie z dystansem. Dzięki niemu zredukowałam liczbę osób i stron, które obserwuję. Jeszcze nie jest to minimum, ale staram się oglądać tylko te rzeczy, które są dla mnie wartościowe. Polecam każdemu detoks od sieci. W tych czasach jest to niesamowite doznanie. Samo spędzanie czasu bez telefonu w ręce staje się naprawdę wyjątkowe. Pobudza ogromne pokłady kreatywności. Skupienie się na tym, co jest wokół, a nie na tym, co jest na ekranie to luksus.
Zuzanna: Detoksy z pewnością uczą mnie większego dystansu do tego, co w tej internetowej przestrzeni spotykam. Nie trzymam się już tak kurczowo myśli, że „muszę być na bieżąco”, potrafię szybciej ocenić, kiedy mam już tego świata dość i potrzebuję odpoczynku. Internet i social media jak wszystko ma też swoje plusy, wiele rzeczy działa na mnie dobrze, ale muszę uważać, żeby nie wpaść znowu w pędzący wir, bo dzięki detoksom wiem, ile przez to może mnie ominąć w realnym świecie.
I ja również nie demonizuję internetu ani social mediów. Uważam, że każdy z nas jest odpowiedzialny za sposób, w jaki korzysta z nowoczesnych technologii, i niestety nie każdy jest świadomy tego, w jaki sposób internet wpływa na nas „od środka”. Mam ogromną nadzieję, że temat stanie się coraz bardziej na topie i o internetowych detoksach będziemy mówić na szeroką skalę.
Zuzanna: Z każdym kolejnym detoksem utwierdzam się w przekonaniu, że każdy powinien zacząć to praktykować. Polecam z całego serca. Naprawdę myślę, że to uczucie uwolnienia i spokoju w środku, które odczuwam w trakcie detoksu, jest prawdziwym skarbem w obecnych czasach. Marzy mi się, żebyśmy zaczęli znów bardziej doceniać to, co jest w rzeczywistości, zachwycali się drobnymi rzeczami, skupiali się na wewnętrznym głosie, a nie zagłuszali go dodatkowymi bodźcami płynącymi z internetu.
Odłożenie telefonu otwiera nas na bycie bardziej uważnym w świecie, daje możliwość nawiązania spontanicznych znajomości. Chwytanie smartfona w tych „chwilach pomiędzy” zabiera mi spontaniczność, która może się wtedy wyrazić. Cała moja uwaga wchodzi w wirtualny świat i… koniec. Tu już mnie nie ma. Od jakiegoś czasu celowo wrzucam się w doświadczenia bycia w pustce, w niczym. Wiem, że mogłabym teraz złapać telefon i sprawdzić, co tam w sieci piszczy, ale świadomie decyduję się np. patrzeć za okno, wąchać powietrze, dotykać materiału, obserwować ludzi, doświadczać życia po prostu.
Patrycja: Detoks powinien być obowiązkowy w naszej codzienności. Dla higieny i zdrowia naszego umysłu, ciała i duszy. Każda zmiana perspektywy przynosi pewną świeżość. Pozwala dostrzec to, czego nie widzimy na co dzień. Podobnie jak wtedy, gdy zmieniamy miejsce siedzenia przy stole czy przesiadamy się z miejsca kierowcy na miejsce pasażera. Poza tym detoks internetowy pomaga rozejrzeć się wokół siebie, osadzać się w realnym życiu i przede wszystkim zyskać kilka ładnych godzin dziennie na inne aktywności niż gapienie się w ekran telefonu.
A Ty? Doświadczyłaś/eś kiedykolwiek cyfrowego detoksu? Jak się tam czułaś/eś? Czego doświadczyłaś/eś? Jakie miałaś/eś odkrycia? Co wyniosłaś/eś z tego doświadczenia? Jestem bardzo ciekawa waszych doświadczeń! I pamiętaj – to jest coś, co można zrobić w każdej chwili. Wystarczy tylko (albo aż) wyłączyć telefon, zostawić go w domu i wyjechać, odinstalować aplikacje i zaobserwować, co się z tobą dzieje. Pamiętaj, że smartfony towarzyszą niemalże nam wszystkim i wiele osób czuje się uwikłanych w sieć. Warto wnosić ten temat i być czujnym na to, ile czasu decydujemy się patrzeć w ekrany, a ile w swoje oczy. Czy nasze palce częściej dotykają zimnej szybki czy poznają otaczający nas świat.
Dzięki temu, że technologia jest z nami, mogę napisać ten tekst, a Ty możesz go przeczytać. Jestem niezmiernie wdzięczna za wiele wynalazków, które urozmaicają nam codzienność. Czerpię z nich jak wiele z was. I wciąż mam w sobie wiele pytań – jak żyć w świecie, w którym przeplatają się dwie rzeczywistości? Na co chcę kierować swoją uwagę? Gdzie jestem i gdzie mnie nie ma, kiedy jestem w Internecie? Detoksy są jak oddech świeżego powietrza, to jak uspokojenie po biegu pod górkę. Relaks dla oczu, mózgu i całego złożonego systemu, którym jestem. To dzięki przerwom od Internetu mogę bardziej świadomie i z dystansem korzystać z tej technologii.








