asd
Myślicie czasem, by spakować walizki i ruszyć z rodziną żyć gdzie indziej. Być ze sobą w świecie, którego nie znacie? Alicja i jej mąż potrzebowali tego kroku. Złapałam ich w Indiach.
Alicja Szwinta-Dyrda, założycielka portalu Dzieci są ważne, potrójna mama, powiedziała mi, że jedyne, czego potrzeba to odwaga w podejmowaniu decyzji. To bardzo potrzebne słowa. Wszystko jest kwestią wyboru i sami musimy ich dokonać, odwaga może być naszym sprzymierzeńcem. Alicja z mężem najpierw znaleźli sposób na pracę, który pozwala im żyć gdzie chcą. Potem miejsce, do którego warto było podążać, a na koniec spokój, że to była dobra decyzja. Przeczytajcie, naszą rozmowę z cyklu #dzikiedzieci, mnie jej słowa zatrzymały w refleksji.
*
Zgadzamy się, że dzieci są ważne, więc zacznijmy od nich, opowiedz o swoich dzieciach, jakie są, ile mają lat, co lubią.
Franek ma 13 lat i jest zafascynowany latami 90. Twierdzi, że mieliśmy ogromne szczęście, że właśnie wtedy byliśmy młodzi (śmiech) i jednocześnie pecha, że nie spędziliśmy tego wspaniałego czasu w USA. Słucha grunge i kolekcjonuje stare gierki np. nintendo… Mania na 10 lat i pochłania ją rękodzieło. Potrafi wyczarować cuda na szydełku. Kazik ma 5 lat i przeważnie zajmuje się superbohaterstwem.
Łapię cię w Indiach. Zdecydowaliście o byciu rodziną w drodze, jak doszliście do tej decyzji?
Był taki moment w naszym życiu, że chcieliśmy po prostu wyjechać z Polski. Trochę z potrzeby nowych doświadczeń, a trochę, żeby odpocząć od tego wszystkiego, co nas otaczało: życia w biegu, rygoru „posiadania”… Postanowiliśmy zrobić sobie dwuletnią podróż po Azji, ale jak tylko wylądowaliśmy w Indiach, nasz pierwotny plan uległ zmianie. Wiedzieliśmy, że tamto życie jest już za nami. I nasza podróż przerodziła się po prostu w bycie – na początku w Indiach, potem w innych miejscach na świecie, by teraz znów wrócić do Indii.
To wymaga jakiegoś znacznie wcześniejszego planu finansowego chyba?
Nie mieliśmy wielkich oszczędności, nie wygraliśmy na loterii, ani nie wzięliśmy pożyczki. Po prostu wykorzystaliśmy to, że pracujemy online i możemy to robić z każdego miejsca na świecie.
Znaleźliście coś, o czym marzy wiele osób, sposób na zarabianie gdziekolwiek jesteście, opowiesz o tym?
To jest fantastyczne. Prowadzimy dziecisawazne.pl, księgarnię internetową i wydawnictwo – robimy to zdalnie, czyli pracujemy z różnych miejsc. I nie tylko my, w naszej firmie są ludzie, którzy mieszkają na Hawajach, we Francji i Niemczech. Od ponad 5 lat nie mamy stacjonarnej redakcji, ale pracujemy, będąc na plaży czy w knajpie. Nie znaczy to, że pracujemy mało. Na pewno jest to więcej niż jeden etat i na pewno wie, o czym mówię, każdy, kto prowadzi własną firmę. Ja pracowałam, rodząc, pracuję, latając samolotem czy obwieszona dziećmi swoimi i tymi, które akurat są w domu. Uwielbiam moją pracę!
Dzieciństwo bez zakorzenienia w jednym miejscu ma pewnie blaski i cienie, opowiedz o tym proszę.
Tak, to jest często przywoływany problem – brak zakorzenienia, brak domu, brak stabilizacji. Faktycznie tak to może wyglądać z zewnątrz. My jednak czujemy to zupełnie inaczej. Niezależnie, gdzie jesteśmy, na dłużej czy krócej, jesteśmy razem jako rodzina i tam jest nasz dom. To my jesteśmy domem dla dzieci, a one są dla nas. Poza tym są dziadkowie, nasza dalsza rodzina, która jest także rozsiana po świecie, niezmiennie ci sami przyjaciele – to jest baza, do której dzieci chcą wracać.
Czuję to, co mówisz, że dom jest tam, gdzie bliscy ludzie, ale do tego są sytuacje z zewnątrz: zmiana szkół, przyjaciół…
Zdarzyły się kilka razy, zwłaszcza w życiu naszej córki, naprawdę wielkie przyjaźnie. I wówczas nie było łatwo zostawić przyjaciół i jechać dalej. Jednak mimo to, dzieci się spotykają. Sasha, przyjaciel Mani z Portugalii wybrał się ze swoim tatą stopem do Azji. Przejechali przez Polskę, żeby odwiedzić Manię, która spędzała wakacje u dziadków. W tym roku zrobiłyśmy sobie także dziewczęcy wypad, żeby odwiedzić jej belgijskie przyjaciółki.
Jest mnóstwo rodzin, które tak właśnie żyją, podróżując. Spędzają rok w jednym miejscu, rok w drugim, albo zimę w ciepłych krajach, a lato w Europie.
Bywają i sytuacje graniczne – nowa szkoła, nowa społeczność, jednak i to jest normalne i przewidywalne.
Życie z dala od dziadków i dalszej rodziny, to wysoka cena?
Nie mam poczucia, że mieszkamy tak naprawdę z dala od dziadków. W Polsce mieszkaliśmy w Krakowie, a dziadkowie na północy kraju. Widzieliśmy się 2, 3 razy do roku na kilka tygodni. Teraz jest zupełnie tak samo. Jedynie nasza percepcja odległości uległa całkowitej zmianie.
Relacje z dziadkami nasze dzieci mają naprawdę świetne. Mamy wielkie szczęście do babć i dziadków. Przyjeżdżają, co kilka dni rozmawiają z wnukami online, dzieci spędzają u nich wakacje. Moim zdaniem to właśnie relacje w rodzinie dają poczucie zakorzenienia, nie miejsce w którym się jest. Tak samo w Krakowie, jak w Meksyku czy Indiach.
Czy zmiany miejsc, szkół, przyjaciół, cementują jakoś rodzeństwo?
Bycie razem cementuje całą rodzinę. Niezależnie, czy zmiany są, czy ich nie ma. „W życiu nie ma nic bardziej stałego niż zmiana”, prawda? Mam wrażenie, że jesteśmy z tym zdaniem zintegrowani.
Co widzisz w swoich dzieciach, co utwierdza cię w przekonaniu, że wasz wybór jest dla was dobry?
To, że gdziekolwiek jesteśmy, oni czują się jak u siebie. Są obywatelami świata, choć jakby ich zapytać, skąd są, zawsze odpowiadają, że z Polski. To zupełnie inaczej niż na przykład ze mną czy z moim mężem, my nadal podróżujemy, oni po prostu są. Niesamowite jest obserwować, jak nawiązują kontakty, jaka towarzyszy temu łatwość. Mają świetne umiejętności i intuicje językowe, sprawnie rozpoznają różnice kulturowe czy religijne. Dla naszego pokolenia urodzonego w latach 80. i 90. są to rzeczy zupełnie nieznane, wręcz niesamowite.
Jakim miejsce są Indie dla rodziny z Europy?
Z Polski wyjechaliśmy do Indii i to była była miłość od pierwszego wejrzenia. Najpierw mieszkaliśmy na zachodzie, w Goa, potem przenieśliśmy się do Auroville, komuny w południowo-wschodnich Indiach. Kolejne nasze przystanki na dłużej to południe Portugalii i Meksyk. W międzyczasie zwiedzaliśmy jeszcze Azję (m.in. Tajlandię i Sri Lankę). Teraz, od jakiegoś czasu, znów jesteśmy w Indiach. Jakie są Indie? Zaskakujące, piękne, specyficzne… Mieszkamy w wiosce nad oceanem. Życie tutaj jest nieskomplikowane. Proste są domy, w których mieszkamy, proste jest spędzanie czasu – głównie na plaży. Mamy blisko do sklepu i szkoły. Mamy blisko do innych rodzin i dzieci. Jesteśmy otoczeni przyrodą.
Jest jeden bardzo istotny dla mnie aspekt – brak ekspozycji na komercję. Tutaj gdzie mieszkamy jest niewiele do kupienia i w związku z tym nie ma co zawracać sobie tym głowy. Nie jesteśmy otoczeni reklamą, obrazami mówiącymi jak żyć lub jak wyglądać. To duże ułatwienie. Nie znaczy to jednak, że jesteśmy odcięci od świata. Odwiedzamy przecież duże miasta, żyjemy w czasach, gdzie przekaz dzieje się przez internet. Jednak to, na jaki decydujemy się sposób życia ma duże znaczenie dla zwykłego, codziennego funkcjonowania.
Czego jako rodzice, uczycie się obserwując tamtejsze relacje rodzinne?
Lokalne rodziny bardzo inspirują mnie w opiece nad małymi dziećmi. Tutaj dziecko naprawdę wychowuje cała wioska. Ciotka przychodzi wieczorem kąpać i masować niemowlaka, dziadek, który może już tylko siedzieć przed domem na fotelu, godzinami trzyma śpiącego malucha… Dzieci podczas pierwszego roku życia po prostu przerzucane są z rąk do rąk. Niestety coraz częściej wynalazki ze świata zachodu stają się wyrazem statusu materialnego: chodziki, karmienie butelką (nawet mlekiem mamy), przeróżne plastikowe gadżety.
Jak rozwiązaliście kwestię edukacji dzieci?
W czasie kilku lat podróży dzieci większość czasu chodziły do szkoły, zawsze były to szkoły waldorfskie. Wybór miejsc gdzie jechaliśmy na dłużej był zazwyczaj prosty, ponieważ zależało nam na trzech rzeczach: szkoła waldorfska, ocean i mała miejscowość. Zdarzało się, że decydowaliśmy się na unschooling, jak było na przykład w Auroville. Teraz w Indiach dzieci chodzą do szkoły międzynarodowej i jest to dla nas nowe, ciekawe doświadczenie.
Jesteście tymi rodzicami, którzy pokazują, że w życiu wszystko jest możliwe?
Czy wszystko – nie wiem, na pewno więcej niż nam się wydaje. Nie mamy jakiś nadzwyczajnych supermocy. Jesteśmy zwykłą rodziną, z lekkim wychyleniem w stronę ryzyka. To czego się nauczyliśmy to odwagi w podejmowaniu decyzji. Właściwie tylko tego trzeba.
Myślę, że warto być wdzięcznym za to, co się ma. To jest chyba największe wyzwanie dla nas wszystkich. A także, że wszyscy mamy możliwości.
Wierzę, że jak każdych rodziców i was dopadają frustracje i niepowodzenia, jak sobie z nimi radzicie?
Pewnie. Raz sobie radzimy, raz nie. Jeden dzień jest taki, że świetnie nam się razem spędza czas, są rozmowy i dużo śmiechu, a kolejnego na siebie burczymy… Nasze dzieci, a zwłaszcza najstarszy syn ma niesamowitą umiejętność odpuszczania. Nawet po największej burzy, a przypominam że jest nastolatkiem, więc nie jest to rzadkie zjawisko, pojawia się za chwilę z najzwyczajniejszym pytaniem – “Co na obiad?”, “Gdzie są nożyczki?”… My patrzymy po sobie ze zdziwieniem, przecież dopiero co były pioruny, ale on już jest o krok dalej. No i tak uczymy się od siebie każdego dnia. Zwłaszcza tego, jak ze sobą rozmawiać, żeby wszyscy czuli się wysłuchani i zrozumiani.
Ważniejsze jest to, co tu i teraz, czy szeroka perspektywa?
Choć głowa podpowiada mi, żeby planować przyszłość, to sercem jestem bardziej tu i teraz. Myślę że dzięki temu zdecydowaliśmy się na życie nomadów, na pewnego rodzaju (widzianą z zewnątrz) niestabilność, ale także nieinwestowanie w to, co w dzisiejszych czasach wydaje się koniecznością – rzeczy materialne. Ja mam w sobie spokój i pewność, że jesteśmy we właściwym miejscu, we właściwym dla nas czasie.
Co na dzień dzisiejszy jest ważne dla twoich dzieci?
Dla nich ważne jest, żeby był dobry obiad, żeby wokół były dzieci, żeby wdrapać się na palmę. A dla mnie jest ważne, że mogą cały rok chodzić na bosaka, że oddychają świeżym powietrzem, mają multum wolnego czasu, który spędzają na zabawie i że wieczorem, kiedy się myją, spływa z nich tyle brudu, że to chyba znaczy, że są szczęśliwe.
Dziękuję za rozmowę.
*
Alicja Szwinta-Dyrda o sobie: mama trójki dzieci. Wraz z mężem prowadzę serwis dziecisawazne.pl, Księgarnię Natuli i Wydawnictwo Natuli. Od kilku lat podróżuję z rodziną po świecie, pracując z najróżniejszych zakątków globu. Przy okazji robię mnóstwo zdjęć, wiele się uczę i zadaję sobie sporo pytań o to, co jest naprawdę ważne.
*
Znaleźliście swoje rodzinne sposoby na życie inaczej niż inni? Jestem bardzo ciekawa waszych historii. Piszcie proszę w komentarzach.