Rodzinny dom Natalii
Kwadrat, koło i sporo koloru
Oto zmyślne połączenie modernistycznej formy z naturalnymi materiałami, okraszone sporą dawką koloru. Od razu wiadomo, że zdolna mama-architektka maczała w tym palce.
Cześć, Kato! Gościmy na Górnym Śląsku u Natalii Janik – architektki, mamy trzech dziewczynek i współtwórczyni dobrze wam znanej z naszych łamów rodzinnej marki Cacane z pięknie skrojonymi ubraniami dla dzieci. Jej rodzinny dom – podobnie jak ubranka – jest pięknie skrojony na miarę potrzeb mieszkańców. „Moim głównym założeniem było otwarcie przestrzeni oraz wprowadzenie do wnętrza jak najwięcej światła” – mówi Natalia, a my na sam widok dużych okien mamy apetyt na więcej. Zajrzyjcie tu z nami!
Gdzie dokładnie znajduje się wasz dom i kto w nim mieszka? Jak go znalazłaś?
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Poszukiwania naszego wymarzonego domu trwały dość długo, aż pewnego popołudnia ukazało się ogłoszenie, na które natychmiast odpowiedzieliśmy. Następnego dnia spotkaliśmy się z pośrednikiem i właściwie od razu podjęliśmy decyzję. Tutaj znaleźliśmy wszystko, na czym nam zależało – bliskość parku i centrum miasta, a do tego bardzo duży potencjał na dopasowanie domu do naszych potrzeb.
Nasz dom leży blisko centrum Katowic, na zaprojektowanym w latach od 80. osiedlu domków jednorodzinnych i wielorodzinnych. Mieszkamy w nim w piątkę: ja i Radek oraz nasze córki: Tosia, Pola i Mela.
Co było kluczowe w podziale i urządzaniu przestrzeni?
Pierwotny układ domu nie odpowiadał naszym potrzebom. Pomieszczenia były ciasne i bardzo ciemne, przestrzeń była podzielona – osobna kuchnia, osobna jadalnia i część wypoczynkowa. Po obejrzeniu całości – z racji wykonywanego przeze mnie zawodu architektki – szybko wpadłam na nowe rozwiązania przestrzenne. Zmieniliśmy układ funkcjonalny parteru – otworzyliśmy kuchnię na jadalnię oraz część wypoczynkową, powiększyliśmy przedpokój i zmieniliśmy układ toalety. Na piętrze dodaliśmy biuro i pozmienialiśmy gabaryty niektórych pomieszczeń.
Skąd czerpałaś inspiracje przy urządzaniu wnętrza?
Bliskie są mi idee modernizmu, japońska architektura oraz wnętrza, ponadczasowe rozwiązania. Moim głównym założeniem było otwarcie przestrzeni oraz wprowadzenie do wnętrza jak najwięcej światła – stworzenie przyjaznej przestrzeni dla naszej rodziny. Rozpoczęłam od wprowadzania w elewacji jak największych przeszkleń. Aby wpuścić więcej światła do salonu, ścianę biura na piętrze – przylegającą do klatki schodowej – zaprojektowałam jako szklaną, oczywiście w sklejkowej ramie.
We wnętrzu postawiłam na jednolitą podłogę, bez podziałów, optycznie powiększającą przestrzeń. Dla kontrastu w łazienkach zaplanowałam drobną mozaikę zarówno na podłogach, jak i na ścianach, a we frontach mebli w jadalni oraz w biblioteczce wprowadziłam kwadratowe podziały. Kwadrat i koło to figury, które pojawiają się w naszym domu w wielu miejscach.
Bazą kolorystyczno-materiałową była biel oraz ciepło sklejki i naturalnego drewna. Uzupełnieniem są kobaltowe krzesła, zielona kanapa, dywan w kratę, kolorowe biurka i dodatki. Kolor pojawia się u nas wszędzie. Kolory nas wciągają.
Co znajduje się w pokojach dziewczynek? Czy brały udział w ich urządzaniu?
Kiedy urządzaliśmy dom, dziewczynki były bardzo malutkie, więc większość decyzji podejmowaliśmy za nie, ale miały jedno życzenie: różowy pokoik. Kupiliśmy im różowy neon, żeby w każdej chwili mogły go zmienić w całości na różowy, bardzo im się to spodobało. Na razie dziewczyny mają pokoje rozdzielone na sypialnię i bawialnię. Mają u siebie ściankę wspinaczkową, z której korzystają prawie codziennie, wygodne pufy, kącik czytelniczy, zjeżdżalnię, łóżeczka w kształcie domków. Potrzeby dzieci szybko się zmieniają, tak jak ich pokoiki.
Do których przedmiotów masz szczególny sentyment?
Moim ulubionym meblem w naszym domu są kobaltowe krzesła w jadalni. Uwielbiam połączenie kobaltu ze sklejkowymi frontami bufetu. A jak już o bufecie mowa, stoi na nim sporych rozmiarów żółta figurka szyszki piniowej, którą przywieźliśmy z rodzinnej podróży na Sycylię. Przywołuje wiele miłych wspomnień. Lubię ciepłe, żółte światło neonu, który również stoi na bufecie, szczególnie w jesienno-zimowe wieczory. I jest jedna rzecz, bez której nie wyobrażam sobie funkcjonowania w kuchni – mikser planetarny w pięknym błękitnym kolorze. Mogłabym tak wymieniać bez końca. Lubię otaczać się pięknymi przedmiotami, a w naszym przypadku zwykle wiążą się z nimi ciekawe historie.
Co lubicie w swojej okolicy?
Lubimy to, że wszystko mamy na wyciągnięcie ręki. Spacery do parku, do lasu, do centrum Katowic. To piękny początek naszych wszystkich wypraw rowerowych. Latem spacerujemy na place zabaw, do knajpek w pobliskim parku, OFF’a mamy po sąsiedzku, a zimą ruszamy na sankach na tor saneczkowy. Kochamy to nasze miejsce.
Dokończ zdanie: „Nasz dom jest…”
… miejscem, do którego chcemy wracać.