Na temat własności dzieci prawie się nie rozmawia. Zakładamy, zgodnie z prawem zresztą, że to rodzic jest osobą dysponującą dobrami materialnymi w rodzinie. Kiedy jednak ingerencje te są zupełnie w porządku, a kiedy stanowią przekroczenie granic młodego człowieka? Czy rosnąca świadomość, dotycząca praw dziecka, w znaczący sposób wpływa również na tę sferę?
Temat przemocy ekonomicznej wobec dzieci jest stosunkowo nowy i jeszcze słabo rozpoznany. Wciąż stanowi pewne tabu (jak zresztą większość kwestii związanych z pieniędzmi), a ponadto kojarzony bywa z sytuacjami ekstremalnymi, jak toczące się latami sprawy dziecięcych gwiazd – Britney Spears czy Macaulaya Culkina – które o prawo do zarządzania własnym majątkiem musiały się przez lata procesować z opiekunami.
Drugi biegun stanowi powracający już w formie kultowego żartu temat znikających w tajemniczych okolicznościach pieniędzy z komunii. Parę lat temu z kolei prawdziwą medialną burzę wywołała wypowiedź ówczesnej rzeczniczki Ministerstwa Pracy, że w nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie znajdzie się zapis o karaniu takiej formy przemocy. Jako przykład rzecznika wymieniała wówczas… odbieranie maluchowi słodyczy podarowanych mu przez babcię! Trudno nie wyczuć w tym absurdu, ale również zagubienia. Gdzie zatem szukać złotego środka, skoro nawet specjaliści nie są zgodni co do przebiegu granic?
Sprawuj pieczę
Zacznijmy o tego, co w ogóle określamy mianem przemocy ekonomicznej. Najogólniej dotyczy to sytuacji, w której uzależnia się kogoś od siebie finansowo lub używa się dóbr materialnych do manipulowania drugą osobą. Ponieważ dzieci są niejako „z urzędu” zależne od rodziców, zdecydowanie trudniej jest wychwycić moment, w którym konieczna kontrola jest faktycznie nadużywana. Warto jednak wiedzieć, że w świetle prawa zarobek dziecka i przedmioty, które ono posiada, traktuje się jak jego własność, do której – jak każdy człowiek – ma prawo od chwili urodzenia. Ich posiadaczem nie są zatem rodzice. Równocześnie zgodnie z kodeksem rodzinnym i opiekuńczym sprawują oni tzw. pieczę nad majątkiem dziecka i muszą to wypełniać „z należytą starannością”, co oznacza np. że nie wolno im tego majątku roztrwonić, zawłaszczyć czy korzystać z niego w niewłaściwy sposób, w tym choćby do emocjonalnego szantażu.
UWAGA: Warto sobie szczególnie zdać sprawę z tego, że przemocą ekonomiczną wobec dzieci jest również niepłacenie alimentów! Dotyczy to niemal 290 tys. rodziców w Polsce, przy czym aż 94% z nich to mężczyźni. To poważny i powszechny problem, który nie tylko ogranicza możliwości rozwoju niedofinansowanych maluchów, ale wpływa na ich sytuację społeczną i emocjonalną. Bo już nawet 3-latki, które nie pojmują jeszcze funkcji ekonomicznych pieniądza, doskonale zdają sobie sprawę z ich wartości dodanej.
Nie odbieraj sprawczości
Niektóre zachowania dorosłych bezbłędnie rozpoznajemy jako przykłady przemocy ekonomicznej, m.in.: zmuszanie dziecka do wykonywania pracy zarobkowej i zabieranie wynagrodzenia za nią, okradanie dziecka, nieuzasadnione wydzielanie pieniędzy na podstawowe potrzeby (tj. odpowiednie ubranie, zdrowe posiłki, ochrona zdrowia, przybory szkolne itp.), straszenie niespełnieniem tych potrzeb lub warunkowanie ich spełnienia od zrobienia czegoś w zamian. W ostatnich przypadkach mówimy o zaniedbaniu i są to czyny zagrożone karą pozbawienia wolności.
Znacznie szerszą grupę stanowią jednak zachowania, których nie potrafimy jasno jako przemoc ani zdefiniować, ani ocenić. Należą do nich np. dysponowanie pieniędzmi dzieci (tj. tymi, które zarobiły, ale i otrzymały, np. w ramach kieszonkowego czy z dowolnej okazji) bez konsultacji z nimi, przesadne (choćby „co do grosza”) rozliczanie ich z ich własnych wydatków, wyśmiewanie „głupio” zadysponowanych środków, przekupywanie, prowokowanie do zakładania się i inne podobne działania, podejmowane nierzadko w niewłaściwie pojętej „dobrej wierze”. Wszystkie one prowadzą do tego, że maluch zacznie łączyć kwestie finansowe ze szkodliwymi wzorcami oraz że trudniej mu będzie rozwijać swoje kompetencje – sprawczość, decyzyjność, niezależność, poczucie wartości.
Kreuj wzorce
Najlepszym, co możemy zrobić jako rodzice, jest uczenie dzieci rozsądnego dysponowania środkami, które posiadają. Bo 99,5% dzieci posiada jakieś fundusze do swojej dyspozycji, ale zaledwie kilkanaście procent może z nich swobodnie korzystać. Tymczasem odpowiedzialność za finanse w skali mikro, nauka samodyscypliny w dzisiejszym, hiperkonsumpcyjnym świecie, to niezwykle cenne umiejętności, które finalnie przyniosą lepsze skutki niż nakładanie ograniczeń i zakładanie z góry, że młody człowiek ma zbyt mało rozsądku i zbyt wiele zachcianek. Naturalnie, nie oznacza to, że 4- czy nawet 6-latek będzie w stanie planować poważne inwestycje. Dla takich malców praktyczna funkcja pieniądza właściwie nie ma większego znaczenia. Na tym etapie pojmują już jednak, że da się dzięki nim osiągnąć cele emocjonalne czy społeczne. Również dlatego tak istotne jest kreowanie w domu właściwych postaw.
Jeśli rodzice wykorzystują pieniądze do manipulowania dzieckiem czy partnerem, do nagradzania czy motywowania, do zaskarbiania uwagi, poprawiania sobie nastroju (zakupy pod wpływem impulsu), zagłuszania rzeczywistych potrzeb czy jako dominujący sposób spędzania wspólnie czasu, trudno oczekiwać, że młody człowiek będzie postępować inaczej. Jeśli zaobserwujemy u dzieci niepokojące zachowania, warto się najpierw zastanowić, jakie podejście do finansów panuje w naszej rodzinie. Naśladowanie to bowiem najsilniejsze narzędzie do nauki, niezależnie od tego, co będziemy próbowali przekazać słownie.
Granicę kontroli dziecięcych finansów powinna wyznaczać rodzicom troska – komentarz ekspertki
Wypowiedź Anity Artemiuk – psycholog dziecięcy, konsultant dzieci i młodzieży w poradni terapeutycznej POMOKO, pracuje w nurcie systemowym z elementami psychodynamicznymi:
W moim odczuciu o przemocy ekonomicznej możemy mówić, jeśli dochodzi do naruszenia lub zaniedbania podstawowych potrzeb dziecka.
Zazwyczaj pod pojęciem „przemoc” rozumiemy wykorzystywanie pozycji władzy wobec kogoś, relacja rodzic–dziecko jest jednak zawsze relacją niesymetryczną ze względu na odpowiedzialność, jaka spoczywa na rodzicu. Ta przewaga w decyzyjności i sprawowaniu kontroli ma służyć bezpieczeństwu i rozwojowi dziecka. Wynika z tego, że nie jest ono gotowe, by dźwigać to emocjonalnie ani poznawczo (naturalnie do pewnego momentu), choćby przewidzieć konsekwencji pewnych działań.
Asymetria w relacji będzie się zmieniać wraz z etapem rozwoju dziecka, ale rodzic wciąż powinien być tym „filarem”, na którym można się oprzeć w trudnej sytuacji, również jeśli jest przy okazji punktem odniesienia do badania granic i budowania autonomii. Zgodnie ze wspomnianą dysproporcją rodzic może mieć wpływ na to, co dziecko posiada, szczególnie gdy mowa o elektronice, z którą wiążą się różne zagrożenia. Powinien decydować, kiedy dziecko może dostać telefon czy laptopa i w jakim wymiarze będzie z nich korzystać. Jeśli dziecko dostanie jedno z powyższych urządzeń, a rodzic nie wyraził na to zgody lub nie był poinformowany, dochodzi do naruszenia decyzyjności rodzica. Zatem jeśli w tej sytuacji dorosły zdecyduje się ograniczyć dostęp dziecka do tych przedmiotów przez wzgląd na jego bezpieczeństwo i optymalny rozwój, to korzysta po prostu ze swojej władzy rodzicielskiej i nie jest to akt przemocy.
Myślę jednak, że możemy mówić o przemocy ekonomicznej, jeśli rodzic wysyła ambiwalentne sygnały, np. daje dziecku określoną sumę na wycieczkę, ale jawnie oczekuje, że nie wyda wszystkiego lub skrytykuje to, na co pieniądze zostały przeznaczone. Z jednej zatem strony zapewnia zasoby, a z drugiej wkracza w decyzyjność i autonomię dziecka, narzucając swoją wolę. Granicą kontroli według mnie będzie właśnie rodzicielska troska o bezpieczeństwo, optymalne warunki rozwoju i dobrostan dziecka. Natomiast przemocą ekonomiczną będzie naruszanie tych granic ze względu na inną motywację, np. gdy dorosłemu jest z czymś niewygodnie, gdy trudno mu uznać coraz większą autonomiczność dziecka i stąd decyduje choćby o garderobie nastolatka lub odmawia zakupu leków czy ogranicza dostęp do ochrony zdrowia psychicznego, bo trudno mu skonfrontować się z trudnościami młodego człowieka.
W tym temacie istnieje też jednak pewna szara strefa, kiedy trudno mówić o przemocy, ale dochodzi do jakichś nadużyć. Załóżmy choćby, że dziecko decyduje się na coś zbierać kieszonkowe i jest to dla niego ważne w jakimś wymiarze, np. rówieśniczym, ponieważ wiąże się z poczuciem przynależności do grupy, rodzic zaś zabrania mu danego zakupu, bo to coś mu się nie podoba lub uznaje, że nie jest warte swojej ceny, chociaż dziecko zebrało całą kwotę i zakup nie wiąże się z żadnymi złożonymi konsekwencjami czy zagrożeniem. Takie sytuacje warto wykorzystać jako okazję do przedyskutowania i poznania motywów dziecka i jego potrzeb, ale też do szczerego wyrażenia swoich rodzicielskich obaw.



