Najważniejszy jest krąg. On jest zawsze. Reszta jest zmienna, jak to w macierzyństwie. Ale kółko musi być. Nawet jeśli tylko w teorii, bo akurat wszystkie dzieci wymagają noszenia i krzesła stoją puste. Bywa, że dosiąść uda się na tylko chwilę. Albo wcale. Czasem płacz dziecka zagłuszy czyjąś opowieść, a czasem opowieść przerwie się płaczem. Grupy wsparcia dla mam malutkich dzieci to forma, która w Polsce powoli raczkuje. Przygląda się jej Olga Święcicka, mama dwójki.
Jeśli oglądaliście kiedyś „Pracujące mamy” albo „The Letdown”, to mniej więcej wiecie, na czym to polega, choć w zależności od prowadzącego, spotkania mogą się nieco różnić. To, co stałe, poza kręgiem, to fakt, że zapraszane są na nie mamy w podobnej sytuacji życiowej, że można na nie przyjść z dzieckiem i że tematy, wokół których kręci się rozmowa, dotyczą macierzyństwa. W jego najczystszej postaci i zdecydowanie bez lukru. – Znajoma mama, którą zapraszałam na grupę, powiedziała mi, że nie potrzebuje wsparcia, bo od tego ma koleżanki. Ja też je mam, ale rozmowy, które toczymy na grupie, są zupełnie inne od tych z przyjaciółkami przy kawie – mówi mi Zuza, mama Tadzia. – I choć mam poczucie, że z moimi dziewczynami mogę naprawdę pogadać o wszystkim, to tu nabiera to zupełnie innego wymiaru. Myślę, że to kwestia najważniejszej zasady każdej grupy wsparcia. Nie dajemy sobie rad i nie oceniamy siebie nawzajem. Móc opowiedzieć o swoim macierzyństwie i nie dostać w zamian garści złotych myśli jest niesamowicie kojąca – dodaje Zuza, która od miesiąca uczestniczy w spotkaniach matczynej wioski.
Grupa, wioska albo krąg. Nazwy na tego typu spotkania są rożne, ale idea ta sama. Celem jest stworzenie wspólnoty w myśl zasady, że razem raźniej. Szczególnie w momentach trudnych czy transformujących, a wejście w macierzyństwo niewątpliwie do takich należy. – Mamy, którym proponuję spotkania, czasem mówią mi, że ich nie potrzebują, bo nie mają problemów – opowiada Justyna Wódka, właścicielka centrum terapeutycznego Pomoko, która właśnie rusza z grupą „Mama to ja”.
– To oczywiście spore uproszczenie, bo wielu sytuacji w macierzyństwie nie da się uniknąć, ale mam poczucie, że grupa daje wzmocnienie, które pozwala przeżyć te sytuacje w inny sposób – opowiada Wódka i tłumaczy, że w Polsce hasło „grupa wsparcia” kojarzy się ludziom ze spotkaniami AA. – Wielu osobom wydaje się, że żeby w nich uczestniczyć, trzeba być w poważnym kryzysie czy na zakręcie swojej drogi. Oczywiście takie mamy też zapraszamy, ale większość kobiet, które przychodzą na spotkania, po prostu chce się wygadać. I opowiedzieć o swojej szarej, często nudnej czy monotonnej rzeczywistości. Bez fajerwerków – dopowiada Wódka. I zwykle takie z pozoru nic nieznaczące „wysłuchanie” jest najlepszym lekarstwem.
O ile lekarstwo jest potrzebne, bo przecież nie zawsze motywacją do wzięcia udziału w grupie są trudności. Często są to po prostu pobudki towarzyskie. Wioska, jak sama nazwa wskazuje, to świetne miejsce, żeby poznać inne mamy i ich dzieci, bo często zdarza się tak, że w naszej pierwotnej grupie towarzyskiej jesteśmy jedynymi osobami, które zdecydowały się przekroczyć macierzyński rubikon. A nawet jeśli wśród przyjaciółek mamy inne mamy, to poszerzenie kręgu zawsze działa na korzyść.
– Wspominam ten czas jak najlepsze kolonie. Stworzyłyśmy z uczestniczkami wioski bandę matek, która trzyma się do dziś. Dzieliłyśmy się sekretami, wypłakiwałyśmy się w rękaw i opowiadałyśmy okropne historie o naszych dzieciach. To było bardzo wyzwalające i zbudowało między nami niebywałą więź. Czułam, że te dwa miesiące, to jak pół życia – wspomina z uśmiechem Kasia, która do wioski trafiła kilka lat temu. Spotkania pozwoliły jej nie tylko nabrać dystansu do macierzyństwa, ale dały też wyjątkowe utulenie. W końcu nikt o nas tak nie zadba jak inna mama.
– Grupa wsparcia nie jest grupą terapeutyczną ani edukacyjną – tłumaczy Justyna z „Mama to ja”. – Nie zmuszamy na niej do mówienia, nie chcemy też nikogo naprawiać, zmieniać czy uczyć. Po prostu jesteśmy razem, we wszystkim, co nam przynosi życie – dodaje i tłumaczy, że w założeniu grupa trwa kilka tygodni, bo jej celem jest wyposażenie i wzmocnienie młodej mamy, a nie kurczowe trzymanie jej za rękę. – Na grupie rozmawiamy o rzeczach kluczowych na początku macierzyńskiej drogi. O porodzie, doświadczeniu połogu, o zmieniających się relacjach w parze, ale też o sprawach zawodowych. Zwykle z uczestniczkami grupy decydujemy, jakie tematy będziemy poruszać podczas całego cyklu, bo każda grupa jest inna – opowiada. To, co jest w nich niezmienne, to obecność dzieci. I pełna zgoda na ich uczestnictwo w każdej postaci. Marudzącej, płaczącej, śpiącej, robiącej kupę albo rozgardiasz, bo większość kręgów zaprasza mamy z dziećmi do roku, więc wśród niemowlaczków krążą stawiające pierwsze kroki bobasy. O dziwo, to działa, a nawet udaje się w tym całym chaosie porozmawiać. I to tak od serca. – Mamy nie owijają w bawełnę, bo znają wartość czasu aż za dobrze – śmieje się Zuza. – Kiedy trafia się pięć minut spokoju czy ciszy na spotkaniu to każda z nas wie, jak ją dobrze wykorzystać. Tu się mówi o uczuciach wprost. Czasem dosadnym językiem, czasem przez śmiech albo łzy, ale zawsze ze swojego brzucha – dopowiada i tłumaczy, że to wioska nauczyła ją rozpoznawania i nazywania emocji. – Prowadząca jak mantrę powtarzała pytanie: „Co w ciele, co w uczuciach?”, aż w końcu weszło mi to w krew. I sama zaczęłam tak się pytać. Nie tylko na grupie – dodaje.
Bohaterki „Pracujących mam” chodzą w serialu na grupę, żeby ich dzieci dostały się do prestiżowego żłobka, który punktuje takie zachowanie. W Polsce uczestnictwo nie jest nagradzane. A przynajmniej nagroda nie ma wymiaru materialnego, bo korzyść przecież jest. I to wymierna. – Grupa sprawiła, że poczułam, że nie jestem w tym wszystkim sama. Choć spotkania były raz w tygodniu, to ja tą „niewidzialną” obecność czułam każdego dnia. Szczególnie w tych trudnych momentach, kiedy Bruno płakał przez cały dzień albo musiałam go godzinami nosić. Z perspektywy czasu wiem, że gdyby nie wsparcie, które dostałam, to bym chyba zwariowała. Na grupie dostałam nie tylko siłę, ale też wiarę w to, że to wszystko minie. I tak rzeczywiście się stało – opowiada Natalia i dodaje, że to, co dostała, to znacznie więcej niż wstęp do nawet najlepszego na świecie żłobka, bo ma to na zawsze. I do tego procentuje.
Gdzie w polskich miastach organizowane są grupy wsparcia dla mam małych dzieci? Sprawdźcie te adresy:
„Urodziłam życie” Fundacja Sto Pociech, Warszawa/Stare Miasto – start 11 kwietnia.
„Urodziłam życie” Klubokawiarnia Ptaszyna, Warszawa/Ursynów – start jesienią.
„Wioska matek” YogaMudra, Warszawa/Śródmieście.
„PoMOC dla młodych mam” Wielkopolskie Centrum Terapii, Poznań – start 14 maja.
„Przystanek MAMA” Poradnia dwie kreski, Gdańsk – start 18 kwietnia.
„Nie jesteś sama” Kolebabki, Katowice –start w kwietniu.
„Krąg kobiet” Pracownia Psychoedukacji i rozwoju osobistego Meritum, Katowice – start 16 maja.
„Wioska wsparcia” Fundacja Makatka, Kraków.






