Love story według własnej definicji - Ładne Bebe

Love story według własnej definicji

Jak co roku, w walentynki od róż i restauracji wolimy się spotkać, by wysłuchać waszych historii. Miłość własna, miłość bez związku, na odległość, patchworkowa, ta od szkolnych lat? Jak dobrze, że wymyka się szufladkowaniu, stroi w różne piórka, zaskakuje. Dziś trzy rozmowy o związkach, niezłe scenariusze na film!

Marysia jest w pięknej relacji, jaką sama określa miłością bez związku. Na jej etapie życiowym taki model pasuje jej najbardziej i nikomu na szczęście nie musi się z niego tłumaczyć. OlaJanek to para dwudziestoparolatków, którzy jako świeżo upieczeni rodzice wkraczają w zupełnie nowy etap. Patrycja twierdzi, że z nowym partnerem, poznanym w pracy, połączył ich wspólny mianownik: beznadziejne poprzednie związki. Szykujcie się dziś na trzy rozmowy o miłości – oto nasz walentynkowy trójgłos.

MIŁOŚĆ ALE BEZ ZWIĄZKU

Marysię znacie z naszych łamów, ostatnio dzieliła się swoim doświadczeniem pedagogicznym. Dziś udało mi się ją namówić na parę słów o miłości. Tej dojrzałej, tej według własnych zasad i potrzeb. Takiej, która wypełni nam tyle miejsca w życiu, ile akurat możemy jej dać.

Gdy jesteśmy 20-latkami przyjmujemy miłość taką, jaką nam podsuwa życie. Będąc już na innym etapie, po związkach, rozstaniach, rozwodach, to my świadomie wybieramy sobie taką formę związku, jaka na pasuje do życiowej układanki. Ty swoją relację nazywasz miłością, ale bez związku, z pełną zgodą na to nie inwestujesz w formę stałej relacji. Opowiesz o tym?

Sama jestem zdziwiona, że można w takim układzie trwać już tyle lat, bo zaraz będzie siedem! Kiedy cala poobijana wyprowadziłam się od (teraz już byłego) męża, myślałam, że błyskawicznie wejdę w kolejny związek. Czułam się mądrzejsza po szkodzie, bardziej świadoma i silna. Okazało się, że jest inaczej. Jeszcze trzy kolejne lata nosiłam w sobie ból, zranienie, przełykałam poczucie porażki i straty. Zajęłam się układaniem poprawnej relacji z tatą moich dzieci, negocjowaniem nowego porządku naszego życia, dbaniem o dzieci i komfort psychiczny nas wszystkich. To był ciężki, bardzo kosztowny czas. Czułam się wtedy na 50 lat. Dziś jestem ogromnie z siebie dumna, bo jesteśmy pięknym, harmonijnym organizmem rodzinnym, a ja mam wreszcie przestrzeń na myślenie o sobie, utulenie siebie, rozglądanie się po świecie – dla siebie. Mężczyzna, który jest bliski memu sercu, przez te wszystkie lata był kochankiem z doskoku. Raz na miesiąc, raz na dwa. Jak mnie to znużyło, to tę relację zakończyłam. Ale potem odżyła. Bo to jest bardzo seksowny i interesujący mężczyzna.

Powiedziałaś mi kiedyś „w moim życiu nie ma luki, którą on mógłby wypełnić” – czy słyszę tu samodzielną, zapracowaną mamę z dwójką, czy kobietę, którą inne związki tak rozczarowały, że nie lukruje sobie rzeczywistości i ma mocno wyważone oczekiwania?

Poprzednie związki niosły ze sobą element bólu i rozczarowania, ale też były fajne. Moi byli partnerzy to naprawdę świetni, mądrzy goście. Wszystkie te dawne miłości są moimi dzisiejszymi przyjaźniami, czasem bardzo bliskimi. Dlatego mam ogromne oczekiwania! Nie potrzebuję żywego termofora, osoby do noszenia zakupów, choć nie pogardzę i tymi miłymi aspektami. Codzienność dzielona z drugą osobą dorosłą na pewno jest piękna, choć po tych 7 latach już niemal tego nie pamiętam. Jestem bardzo oddana swoim pasjom, pracy, studiowaniu, dbam o czas z moimi dziećmi, które wyrosły na rewelacyjne osoby. Wydaje mi się, że w moim życiu nie ma już miejsca na choćby odrobinkę więcej, a co dopiero całego mężczyznę. Ale może jednak bym się trochę posunęła? Wiem, że ta relacja, czyli miłość bez związku, jest jedyną formą, na jaką mnie było przez te lata stać. Może, skoro się podnoszę, to i ona się zakończy?

Czekaj, ale znasz się 7 lat z partnerem, czyli jednak jest to pewna forma stałości! Jakaś forma relacji, może odbiegającej od tradycyjnych schematów. Co ci pasuje w takiej formie i czy miałaś moment wahania, kiedy chcieliście tę relację jakoś nazwać, zdefiniować, dookreślić?

No i właśnie te wspólne lata, nawet na odległość, przyniosły w końcu stałość, miłość, przywiązanie, jakieś mikrozaufanie. Dzielące nas kilometry i obowiązki, skupienie na rozwijaniu innych obszarów życia stworzyły dziwną równowagę: nie jesteśmy dla siebie priorytetami, a jednak jakoś dla siebie jesteśmy. Dla intymnej rozmowy, dla odnalezienia się w splataniu palców po seksie. Trudno dbać o taką relację. By pójść razem na premierę „Diuny” umawialiśmy się z dwumiesięcznym wyprzedzeniem. Pomyliłam jednak daty i konstrukcja runęła. Nie obrażamy się na siebie, że mamy inne życia, inne bliskie relacje. Czasem się gubimy i nie wiemy, co u drugiego słychać, potem się odnajdujemy. Mam za sobą krótkie doświadczenie bycia w związku otwartym i wiem, że to nie dla mnie. Nie lubiłam śladów po dotyku innych kobiet na ciele mojego ówczesnego chłopaka. Więc jednak mamy jedną barierę – tę dotycząca intymności. To jest nasze i tylko nasze. 

To na koniec, co będziesz robić 14 lutego? Dzień jak każdy inny?

Patrzę w kalendarz… Poniedziałek! W weekend się zobaczymy, ale trochę przypadkiem, bo mój ukochany prowadzi zajęcia w Warszawie. Walentynki nie mają tu nic do rzeczy. Ja je lubię, a najbardziej – dedykowane czekoladki. Mam nadzieję, że cisi adoratorzy zadbają o ten temat.

To życzę ci dużego pudełka czekoladek. Dzięki Marysia za ten głos!

TAK, POZNAŁAM GO W PRACY

Patrycja mówi o sobie: Mam 43 lata, trzy wspaniałe córki, fajnego faceta, kota i psa. Mieszkamy sobie na wiosce w małym domku niedaleko lasu. Zajmuję się HR. Nie rezygnuję jednak z pasji, jaką jest fotografia. Warto dodać, że w tym małym domku mieszka wesoły patchwork, w którym rozpiętość wieku dzieci sięga od dwóch do 18 lat. Jest wesoło! A miłość? Znaleziona w pracy…

Wasze love story to tak naprawdę office story. Kolega z pracy, 10 lat młodszy. Brzmi jak początek dobrej romantycznej komedii!

I tak to właśnie było. Ta historia powinna znaleźć swoje miejsce na dużym ekranie! Pewnego pięknego dnia po prostu stała się magia. To była miłość od drugiego wejrzenia. Po 3 miesiącach zamieszkaliśmy razem, przewracając do góry nogami wszystko, co dało się przewrócić. Długa, ciężka droga, by być razem. Trochę szalona, ale warto było!

Gdy ktoś mówi, że poznał partnera w pracy, zaraz uruchamiają się stereotypy: to nie przetrwa, „związek przy drukarce”, trzeba ukrywać się przed kolegami i szefem… Mierzyliście się z takimi opiniami?

Mam taką naturę, że nie bardzo interesuje mnie opinia innych. Daleko mi zawsze było do wspólnych kawek, plotkowania, a tym bardziej do słuchania tego, co tym razem mówi „korytarz”. Tak z pewnością się łatwiej żyje i pracuje w miejscu, gdzie zatrudnionych jest ponad tysiąc osób. Zawsze oddzielałam pracę zawodową od życia prywatnego i w tej kwestii również tak było. Żyję po swojemu, tak jak dyktuje mi serce. 

Połączyły was słabe doświadczenia z poprzednich związków. Czy swoje historie z przeszłości przerobiliście razem, czy raczej nie wracaliście do eks-związków?

Dużo rozmawialiśmy i właśnie chyba to nas połączyło. Wspólne problemy, zdrady w poprzednich związkach, których doświadczyliśmy, i ten niesmak. Znaleźliśmy wspólny język. Mieliśmy te same potrzeby, priorytety i to właśnie dzięki wracaniu do tego, co było, znaleźliśmy nową drogę – taką, jaka nas satysfakcjonuje. Oczywiście skłamałabym, gdybym napisała, że wszystko jest tak idealnie, jak sobie wymarzyliśmy. Długo, długo było. Teraz wiadomo, kiedy pojawiła się nasza córka Klara, mamy nieco więcej obowiązków, a coraz mniej czasu dla siebie. Nadrobimy, jak mała troszkę podrośnie. 

Macie przepis na udany patchwork? Bo jest was w sumie sześć – i to same kobity. Do tego jeszcze niezły rozstrzał wiekowy!

Nie ma gotowego szablonu. Każdy taki związek niesie za sobą dużo innych problemów, o których ci, którzy tego nie doświadczyli, nie mają zielonego pojęcia. Grunt to znaleźć wspólny język, a może być całkiem przyjemnie i wesoło. Moje dziewczyny mają wręcz wymarzony kontakt z moim partnerem, wszystkie dzieciaki wręcz wymarzony kontakt ze sobą, więc czego chcieć więcej?

Co robicie 14 lutego?

Z małą Klarą u boku będzie to z pewnością dzień jak każdy inny (śmiech). Tak naprawdę świętujemy i doceniamy to, co nas łączy, każdego dnia, a nie tylko przez ten jeden dzień w roku. Mój partner to romantyk, co weekend dostaję bukiet kwiatów i ciągle zaskakuje mnie niespodziankami. 

I tak trzymać, dziękuję za waszą historię.

DAMY RADĘ, BO KTO, JAK NIE MY?

Dwoje wrażliwców i uczuciowców – jak sami o sobie mówią OlaJanek. Miłość w stadium unoszenia się nad ziemią, tak myślę, gdy patrzę na ich wspólne zdjęcia. Nawet te, na których widzę ich jako młodych, ultraniewyspanych rodziców. Nawet na pytania odpowiadają w duecie a instagramowe konto Oli  to niezła oda do miłości.

Jak skrzyżowały się wasze ścieżki, jak się poznaliście? 

O: Poznaliśmy się na produkcji klipu jednego z polskich artystów. Teledysk trwał od rana do późnego wieczora, nie miałam ze sobą ładowarki i poprosiłam o nią Janka. Wtedy nawiązała się rozmowa – ale już wcześniej pytałam koleżanki, kim jest Janek. Zrobiła na mnie wrażenie jego ilość tatuaży, mimo dość młodego wieku. Pamiętam, że pod koniec kręcenia teledysku wszyscy siedzieliśmy w kółku i jedna z osób powiedziała coś dość żenującego, a my od razu spojrzeliśmy na siebie tak, jak gdyby interesowała nas reakcja drugiej osoby. To była pierwsza iskra. Mimo całkiem dynamicznego rozwoju naszej relacji nie zawsze było z górki, ale wydaje nam się, że w każdym związku musi być trochę trudu i pracy, by wyszło coś wyjątkowego.

Moje pierwsze wrażenie, kiedy zobaczyłem Olę /Janka…

Pamiętam, że dowiedziałam się od wspomnianej koleżanki, że Janek dobrze zna się z artystą od klipu i sprzedaje kolekcjonerskie buty. Znalazłam go szybko na Instagramie (jednak nie zaobserwowałam od razu!). Miał czarujący uśmiech i piękne tatuaże (tak, wiem słyszy to od każdej osoby, ale taka jest prawda), a poźniej super nam się rozmawiało. 

J: Ja pamiętam, że kilka dni wcześniej kumple opowiadali mi o dziewczynach, które będą na planie klipu, że  jedna z nich ma 26 lat, druga 21 etc. Gdy wszedłem do studia i zobaczyłem Olę po raz pierwszy, poczułem, że nie widziałem piękniejszej kobiety, tak bardzo w moim typie. Brunetka o pięknych brązowych oczach, wysoka, bardzo naturalna i o przesłodkim uśmiechu. Byłem pewien, że Ola jest tą młodszą dziewczyną, jednak trochę się zaskoczyłem. Myślałem, że raczej nie mam u niej szans ze względu na wiek, jednak ona dała mi się przed sobą otworzyć i pokazać, że mam poukładane w głowie (śmiech). 

Co was łączy, w czym jesteście zupełnie różni? Co zachwyca? I czy jest coś, co chcielibyście zmienić w drugiej osobie?

O: Łączy nas styl bycia i życia – jesteśmy dwójką bardzo wrażliwych i uczuciowych osób, mamy wspólne cele i marzenia, staramy się żyć w zgodzie z naturą, obydwoje nie jemy mięsa. Cieszą nas małe rzeczy, takie jak wspólne śniadanie z dobrą kawą czy wyjście na spacer lub wizyta w kawiarni. Janek zaraził mnie piciem dobrej kawy, wcześniej było mi to obojętne – byle była czarna (śmiech). W Janku nie chciałabym zmienić nic, kocham go takim, jakim jest.

J: Ola za to zaraziła mnie miłością do architektury i wnętrz, zacząłem bardziej zwracać na to uwagę. Nie zmieniłbym w niej nic, jest cudowna i z nikim nigdy tak się nie dogadywałem. Kocham ją nad życie!

Pierwsza myśl, gdy dowiedzieliście się o ciąży?

O: Czeka nas wiele zmian i wyrzeczeń, ale damy radę, bo kto, jak nie my.

J: U mnie było tam samo – czeka nas wiele zmian, ale będzie pięknie.

Jesteście młodymi rodzicami, powiedzcie, jak przy niemowlaku dbacie o czas dla siebie, dla związku?

O: Jesteśmy bardzo uczuciowi, od zawsze dbaliśmy o naszą relację i pielęgnowaliśmy bliskość. Przy dziecku oczywiście wiele rzeczy się zmienia, jednak zawsze staramy się znaleźć chociaż trochę czasu dla siebie. Naszym ulubionym momentem jest wieczór po całym ciężkim dniu, kiedy w końcu Gabi udaje się na nocną drzemkę, a my staramy się wykorzystać ten czas jak najlepiej we dwoje: kolacja, przytulasy w łóżku z serialem. Oczywiście bywają też wieczory, które Gabi postanawia spędzić z nami (śmiech).

*

Podobno all you need is love. Reszta się jakoś ułoży! Pielęgnujcie, wyczekujcie, łapcie ją i odkrywajcie. Solo albo w duetach.

 

1643383288891-scaled.jpg1643383288918.jpg1643383288944-scaled.jpg1643383288958-scaled.jpgDSC02421.jpgDSC02558.jpgDSC07608_1.jpgDSC07434_1-scaled.jpgDSC02599-1-scaled.jpgZrzut-ekranu-2022-02-13-o-16.45.33.pngZrzut-ekranu-2022-02-13-o-16.44.43.pngZrzut-ekranu-2022-02-13-o-16.49.58.pngZrzut-ekranu-2022-02-13-o-16.51.22.pngZrzut-ekranu-2022-02-13-o-16.43.30.pngZrzut-ekranu-2022-02-13-o-16.43.16.pngZrzut-ekranu-2022-02-13-o-16.43.58.pngZrzut-ekranu-2022-02-13-o-16.53.37.pngZrzut-ekranu-2022-02-13-o-16.40.24.pngZrzut-ekranu-2022-02-13-o-16.41.27.pngZrzut-ekranu-2022-02-13-o-16.39.28.pngZrzut-ekranu-2022-02-13-o-17.10.46.pngZrzut-ekranu-2022-02-13-o-17.13.02.pngZrzut-ekranu-2022-02-13-o-16.45.33-1.pngZrzut-ekranu-2022-02-13-o-16.46.20.pngZrzut-ekranu-2022-02-13-o-17.19.33.pngIMG_5204-scaled.jpgIMG_1370-scaled.jpgIMG_2575-scaled.jpgIMG_1630-scaled.jpg