Szkoła w drodze
Rozmowa z Sonią, autorką bloga "Mary w plecaku"
Marysia ma wielkie szczęście. Jej rodzice Sonia i Marcin śmiało podążają za marzeniami ale też poważnie myślą o sprawach, które związane są z edukacją ich córki. W dodatku realizują autorski model nauczania, który sprawdza się najlepiej w połączeniu z ich podróżniczym stylem życia. Podczas wędrówki Marysia korzysta z każdej okazji do uczenia się świata, a kiedy wracają do domu – co rano rusza do szkoły rejonowej. Proste? Co to to nie, ten sposób wymaga konsekwencji, uporu i wyobraźni, ale zdecydowanie wart jest wypróbowania. Zobaczcie, z jaką pasją opowiada o tym Sonia, autorka bloga Mary w plecaku.
Skąd się wzięła Wasza podróżnicza pasja? Czy w dzieciństwie Ty i Marcin dużo podróżowaliście ze swoimi rodzicami?
Tak naprawdę tę pasję rozbudziliśmy w sobie sami. Dzieciństwo to typowe wyjazdy, na jakie mogły sobie pozwolić rodziny w komunistycznych czasach – morze, góry i Mazury. Po otwarciu granic złapaliśmy paszporty i ruszyliśmy. No i okazało się, że niezłe z nas „dzikusy”. Zachodni świat był dla nas tak inny, że aż nieco przerażający. To były małe kroki, ale uparcie stawiane. Wakacyjna praca, Europa, autostop. Wreszcie pojawił się pomysł podróży do Azji.
10 lat temu wyjazd do Kambodży, Laosu, czy Wietnamu brzmiał jak szczyt szaleństwa. Pamiętam, jakie wrażenie robiło to na lekarzach, kiedy przychodziłam się szczepić przed wyjazdem. Te rejony świata kojarzyły się jednoznacznie – trzeci świat, brud, głód, bieda, a pierwsze pytanie zazwyczaj brzmiało „A czy tam nie ma wojny?”. Nikt nie rozważał wczasów w Tajlandii. My zaś podczas pierwszej wizyty w Azji odkryliśmy nowy świat. Tak fascynujący, że nie mogło się to skończyć inaczej. Każdy rok to była kolejna podróż, potem inne kontynenty. Tak już zostało. I nadal jest tyle do zobaczenia, choć teraz wszystko wydaje się być znacznie bliżej.
Piszesz na blogu, że edukacja Marysi w podróży zaczęła się w 2014 roku. Opowiedz, czy mieliście jakieś wzorce, ktoś Was w tym wspierał?
Początki to raczej zaaferowanie samą myślą, że robimy coś, co mało kto wie, jak się robi. Nikt spośród znanych nam osób nie miał w temacie domowej edukacji doświadczenia. Nikt nie wiedział, zresztą wielu nadal nie wie, że coś takiego jest w Polsce możliwe. Na szczęście temat zaczęliśmy zgłębiać dosyć wcześnie, na długo zanim Marysię objął system obowiązkowej edukacji. Mieliśmy więc czas na przygotowania.
A jak wyglądały Wasze początki w samym nauczaniu? Było ciężko?
Trudno mi wskazać moment początkowy, wszak dziecko uczy się cały czas, a w podróży uczy się jeszcze więcej i jeszcze intensywniej. Bodźców jest sto razy więcej. Każda podróż to inna kultura, inni ludzie, inny język, inne smaki, inna przyroda. To za każdym razem inny świat, różnorodny i zadziwiający. Ta różnorodność jest dla Marysi zupełnie normalna i naturalna, ale ja jej tego nie musiałam uczyć. To podróże nauczyły ją otwartości, obycia i zrozumienia. Przy okazji też języków, geografii, przyrody.
Podróżowanie to najlepsza szkoła. Ale oczywiście przychodzi moment, kiedy trzeba zacząć ją uzupełniać o „twarde” umiejętności – pisanie, czytanie, liczenie i inne łamigłówki. Zaczynają być potrzebne ołówki, zeszyty, książki. Potem pojawia się zakres programowy, wreszcie egzaminy. Jeszcze nigdy nie było ciężko, ale zdaję sobie sprawę, że każdy kolejny rok, dla nas i dla Marysi, będzie większym wyzwaniem. I może być tak, że będzie ciężko.
Wiem, że Mary jednocześnie uczęszczała do przedszkola, a potem do szkoły, kiedy zostawaliście na dłużej w Polsce. Nam bardzo podoba się ten miks, ale podejrzewamy, że nie jest Wam łatwo realizować ten wariant w polskich warunkach. Czy spotykacie się z oporem ze strony placówek, niezrozumieniem innych rodziców?
Nigdy nie spotkaliśmy się z żadną nieprzychylnością. Oczywiście mówię o ludziach, którzy mają odwagę z nami rozmawiać, a nie anonimowych autorach komentarzy w Internecie. Szkoły, przedszkola, przychodnie pedagogiczne, te prywatne jak i publiczne – wszyscy są raczej zaintrygowani i ciekawi naszych doświadczeń. Widzą Marysię i jest to dla nich dowód, że się da i że dziecko nic na tym nie traci, wręcz przeciwnie. W szkole atmosfera jest przychylna. Nauczyciele nie tylko wspierają nas merytorycznie, ale pomagają Marysi utrzymywać dobre relacje z dzieciakami z klasy, mimo że przez większość roku jest nieobecna. Dzięki temu powroty do Polski nie są traumą, Marysia chętnie wraca do szkoły i cieszy się na spotkanie z koleżankami.
Jak zwykle wyglądają te powroty do szkoły?
Wracamy zazwyczaj w maju, więc chodzi do szkoły przez kilka tygodni, ale to ważne tygodnie. Szkolne przyjaźnie, zajęcia na świetlicy, noszenie tornistra, chodzenie w parach, wrzaski na korytarzu, wspólne obiady na stołówce to także cenne doświadczenia. Choć do systemu edukacji w Polsce mamy wiele zastrzeżeń, nie chcemy Marysi pozbawiać tych doświadczeń. Więc masz rację, nasz miks edukacji domowej, podróży i odrobiny szkolnego drylu wydaje się idealny.
Jak przebiegają Wasze wspólne lekcje w podróży?
Plan lekcji u nas nie istnieje. Być może kiedyś będzie musiał się pojawić, na razie nie czujemy takiej potrzeby. Do nauki staramy się wykorzystywać wszelkie okoliczności naturalnie sprzyjające poznawaniu różnych zagadnień – o życiu zwierząt opowiadamy będąc w lesie, o kosmosie patrząc nocą w gwiazdy, o pływach podczas podróży łodzią, o religii gdy spotykamy mnichów, o historii gdy zwiedzamy stare zabytki, o etyce gdy widzimy słonia uwięzionego na łańcuchu itd.
Co jest najistotniejsze w całym procesie nauki w podróży? Czym się kierujesz?
Trzeba wyrobić w sobie swego rodzaju czujność – ważne jest wyłapywanie najlepszych momentów na przekazanie dziecku wiedzy, tak aby działo się to w sposób naturalny. Wówczas wiedza pozostaje na długo, ma kontekst, ma właściwe skojarzenia, jest dla dziecka zrozumiała, a nie wyuczona. Oczywiście zbieram w głowie tematy, które musimy przerobić, bo są w zakresie programowym i planuję, gdzie je przemycić. Każdego dnia staramy się też siąść przy stole ze szkolnymi przyborami i myśląc o tym, co dzisiaj będziemy robić, przełożyć to na pisanie, kreślenie, liczenie itd. Taka namiastka szkolnej ławki. Wieczorami i w niepogodę czytamy książki. Na angielski wykorzystujemy każdą sposobność, także lekcje z poznanymi nauczycielami gdzieś na końcu świata.
Czego Mary uczy się najchętniej? A z czym ma pod górkę?
Przy odpowiednim podejściu wszystkiego chętnie się uczy. A najtrudniej jest z tym, nad czym trzeba przysiąść w jednym miejscu i monotonnie powtarzać, czyli obecnie ćwiczenie pisania. Za to uwielbia wszelkie zajęcia sportowe i plastyczne, nawet jeśli oznaczają godzinne siedzenie na tyłku. Rysowanie, wyklejanie, składanie, lepienie pochłaniają ją. Ciągle szukam sposobu na jej edukację muzyczną i mam z tym problem, ale to bardziej mój problem, nie jej. Po prostu sama takiej edukacji nie przeszłam jak należy.
Z jakich pomocy najchętniej korzystacie?
W podróży ograniczamy bagaże, więc nie możemy zabrać zbyt wielu książek, czy materiałów edukacyjnych. Dlatego pierwsze kroki po przybyciu na miejsce kierujemy do sklepów papierniczych lub dla dzieci. Uwielbiamy to i tam pozwalamy sobie na szaleństwo. Kupujemy wszystko, co wydaje nam się ciekawe i co może się przydać do czegokolwiek. Lubimy wyszukiwać lokalne ciekawostki do zabawy i nauki, ale niestety, w czasach globalizacji coraz trudniej znaleźć coś zaskakującego. Dzieci na całym świecie bawią się mniej więcej tym samym. Nie ukrywam, jest też komputer, kilka gier, ulubione strony do nauki angielskiego, ale doprawdy rzadko go Marysia wykorzystuje.
Jak sobie wyobrażacie jej edukację w przyszłości?
Wyobrażamy sobie, że Marysia wyrośnie na mądrą dziewczynę, która wie czego chce od życia. Więcej staramy się sobie nie wyobrażać. W pewnym momencie to mogłoby nas ograniczyć. Zamiast być elastycznym i wykorzystywać to, co życie przynosi, skupimy się na wyimaginowanym obrazku. Podróże nauczyły nas tego podejścia. Model naszej domowej edukacji sprawdza się doskonale, więc idziemy tym tropem. Ale nie mamy monopolu na jego ciągłe powodzenie. Jeśli zauważymy coś niepokojącego u Marysi, lub jeśli uznamy, że sami już nie dajemy rady ją uczyć, a tego nie możemy wykluczyć, będziemy się zastanawiać co dalej z jej edukacja i z naszymi podróżami.
Powodzenia i dzięki za rozmowę.
***
Ilość komentarzy: 5!
Super! Marysia wyrośnie z pewnością na piękną i mądrą dziewczynę! Trzymamy za Was kciuki! 🙂
dla mnie to jakis matrix 🙂 ale podziwiam za odwage i ten luzzz. Marysia ma cudowne zycie z Wami
Moim zdaniem teraz jeszcze rodzice próbują odciągać swoje dzieci od komputera, a jest multum programów edukacyjnych na komputery, telefony i tablety, które szybko i przez zabawę nauczą dzieci matematyki, poprawnego pisania itp. itd.