Zdezorientowani rodzice, zdezorientowane dzieci
Dlaczego chcemy odzyskać słowo „dyscyplina”?
Kiedy otrzymałyśmy w wydawnictwie Natuli rekomendację wydania książki Kima Johna Payne’a o dyscyplinie, towarzyszyły nam mieszane uczucia. Temat ważny, ale też dość kontrowersyjny. Widzę to po naszych czytelnikach, moich bliskich i po sobie samej. Kiedy zaczęłam się zastanawiać nad tym, dlaczego dyscyplina jest raczej jednoznacznie kojarzona z przemocą, uznałam, że poza historią naszych rodzin i tym, jak społecznie podchodzono do traktowania dzieci (przypomnę, że Konwencja o prawach dziecka została przyjęta przez ONZ dopiero w 1989 roku, a zaledwie od 2010 obowiązuje w Polsce zakaz stosowania kar cielesnych wobec dzieci), jest zapewne coś w samym znaczeniu tego słowa.
W słowniku synonimów przy dyscyplinie znajdziemy rygor, karę, wymaganie, reżim i musztrę. Zaś samo słowo dyscyplina nie kojarzy się każdorazowo aż tak źle (może przecież chodzić o systematyczność, samodyscyplinę, kontrolę impulsów albo homonimiczną dyscyplinę naukową lub sportową). Gorzej jest z czasownikiem „dyscyplinować”, bo słownikowa definicja brzmi: ‘narzucać rygorystyczne reguły postępowania’ (WSJP). A najgorzej, gdy myśli się o dyscyplinie jako formie bata, który służył do kar cielesnych w szkołach lub umartwiania się i pokuty w klasztorach (narzędzie to nazywano też zdrobniale dyscyplinką, występowało w postaci rózgi brzozowej lub pasków rzemiennych). Gdy spojrzymy na przekazy typu „Ojciec ci przypomni, co to dyscyplina”, „W wojsku by się nauczył dyscypliny”, skojarzenia robią się jednoznaczne. Jeśli powrócimy jednak do źródła tego słowa, to zobaczymy, że łac. disciplina oznaczała po prostu uczenie się i instrukcję. Disciplina miała nawet swoją personifikację w bóstwie dyscypliny, czyli wiedzy, nabycia określonych umiejętności, panowania nad sobą, umiejętności podejmowania decyzji oraz unormowanego trybu życia. Tak więc znaczeniowo przeszliśmy od siły kreacji, aktywnego uczenia się i odpowiedzialności za siebie oraz własne decyzje do karności, bierności i podporządkowania rygorowi.
Nic dziwnego, że rodzice, wychowawcy i terapeuci raczej stronią od tego terminu, a już szczególnie w połączeniu „dyscyplinować dziecko”. Jakie pojawiają się bowiem skojarzenia, gdy ktoś mówi o dyscyplinowaniu dzieci? Pytam retorycznie, wiem, że dla większości z nas jest to cały czas żywa rana. Jeśli już się pojawia w rozmowach, to przy konkretnych trudnościach i z nieodłącznym poczuciem winy.
Gdzie znajduje się granica między przemocą a czułym przewodnictwem?
Gdy pisze się dziś o wychowaniu, sporo mówi się o potrzebach, podążaniu za dzieckiem, wspieraniu jego decyzyjności. I bardzo dobrze, choć jak widzimy, bywa to też dezorientujące. Czy zostaje bowiem nam, rodzicom, tylko proszenie dziecka, by coś zrobiło? Tłumaczenie bez końca tego samego? Dawanie wyboru, co chce robić, poprzedzone wieloma pytaniami? Do tego mamy przecież jeszcze „ustalanie wspólnego stanowiska”. Codzienności rodzica towarzyszą więc żmudne negocjacje, czekanie na inicjatywę dziecka, oddawanie mu decyzyjności. Słyszymy od opiekunów, że nie wiedzą, czego mogą wymagać od dzieci, ba!, mają również wątpliwość, czy mogą czegokolwiek wymagać. Gdzie zatem znajduje się granica między przemocą a czułym przewodnictwem?
Świadomie zmieńmy to, z czym dyscyplina nam się kojarzy, i wróćmy do źródła. Przenieśmy znaczenie – z rygoru, kary i wymagań na wskazywanie kierunku, dawanie wskazań i określanie granic.
Widać w tym nie tylko zdezorientowanego rodzica, ale i zdezorientowane dziecko. Od tego zaczyna swoją książkę Payne i tym właśnie przekonał nas, że jego idea warta jest przedstawienia polskim rodzicom:
„Ile razy słyszeliśmy wyrażenie, że ktoś «się pogubił»? Dokładnie rozumiemy, o co chodzi, gdy mowa o naszym bliskim, kimś z rodziny lub z kręgu przyjaciół, a nawet o osobie publicznej, której zachowanie nas niepokoi. Zagubić się i nie mieć przy sobie nikogo, kto pomoże odnaleźć drogę, to prawdziwy koszmar. Być zdezorientowanym to nic przyjemnego – niewiele jest w życiu sytuacji bardziej niepokojących. Dzieci są szczególnie wrażliwe na poczucie zagubienia i zagrożenia. Wiemy, że w dzisiejszym zwariowanym świecie przez cały czas czują na sobie presję. Niewielu z nas, obecnych dorosłych, musiało sobie radzić z nieustannym strumieniem obrazów, wrażeń, pomysłów, postaw i sprzecznych wiadomości, z którymi mierzą się dziś dzieci. Prawdę mówiąc, żyjemy w środku nieoficjalnej wojny, którą świat wypowiedział dzieciństwu. Dzieci są narażone na zbyt wiele i przedwcześnie spotykają się z treściami nieadekwatnymi do ich wieku. W rezultacie dezorientacja i zwiększony niepokój stają się nową normą (…). Gdy jednak wydarza się w ich życiu zbyt wiele, gubią kurs (…). Może to wywołać reakcję, która manifestuje się trudnym zachowaniem. Dzieci przestają wtedy akceptować świat zewnętrzny. Niestety ten nieakceptowany świat to przeważnie osoby najbliższe i najważniejsze. Ważne jest, by zrozumieć, że «bycie niegrzecznym» lub «brak szacunku» to nie złe zachowanie, lecz próby przywrócenia pewnego rodzaju równowagi, w której dzieci czują się komfortowo i nie tracą orientacji”[1].
Niewielu z nas, obecnych dorosłych, musiało sobie radzić z nieustannym strumieniem obrazów, wrażeń, pomysłów, postaw i sprzecznych wiadomości, z którymi mierzą się dziś dzieci.
Payne komunikuje dalej – w skrócie: rodzice, nie musicie negocjować, prosić, stawiać tylu pytań. Macie inne rozwiązania, znacznie skuteczniejsze i korzystniejsze dla waszych relacji z dziećmi. Stoi za nimi nowa dyscyplina.
Mój apel jest zaś taki: świadomie zmieńmy to, z czym dyscyplina nam się kojarzy, i wróćmy do źródła. Przenieśmy znaczenie – z rygoru, kary i wymagań na wskazywanie kierunku, dawanie wskazań i określanie granic. Z podporządkowania się dorosłemu na uzasadnione podążanie za dorosłym. Co zaś z samym dyscyplinowaniem? W jaki sposób odzyskać czasownik przywołujący w pierwszym odruchu to, od czego włos się jeży na głowie? A gdyby tak słowo „dyscyplinować” mogło „wyznaczać i dookreślać zasady współżycia społecznego”?
Dzieci potrzebują mądrych i przywódczych dorosłych, którzy potrafią zapanować nad sobą, nawigować w relacji, przewodzić w rodzinie. Sprawcza moc kreowania własnego, najlepszego z żyć wiąże się z dojrzałą odpowiedzialnością. To również tworzenie i przetwarzanie języka w taki sposób, by stał się on narzędziem wzmacniania i rozwoju – zarówno dzieci, jak i dorosłych.
Przypisy:
[1] K.J. Payne, „Nowa dyscyplina. Ciepłe, spokojne i pewne wychowanie od małego dziecka do nastolatka”, Natuli, Szczecin 2023, s. 24, 26.
O autorce:
Aleksandra Brambor-Rutkowska – redaktorka naczelna wydawnictw Natuli i Mocja, edytorka, autorka książek dla dzieci. Żyje na Pomorzu Zachodnim z mężem, dwójką dzieci i kotem. Kocha morze.