poznajmy się

Z wizytą u Chmurrra Burrra

Rozmowa z Kasią Rudzką i Natalią Sikorą

Z wizytą u Chmurrra Burrra
Troels Jepsen

Chmurrra Burrra to dzieło Kasi Rudzkiej, mamy 5-letniej Heli i 3-letniego Antka oraz Natalii Sikory, mamy 3-letniej Łucji. Doświadczenie wydawnicze pozwoliło im stworzyć wspólnie coś, czego jeszcze na polskim rynku nie było – markę modową i wydawnictwo literackie w jednym.

Kasia i Natalia poznały się, pracując w Wydawnictwie W.A.B. Poczuły dobrą energię, na bazie której powstał plan stworzenia marki modowej, kompatybilnej z dziecięcym temperamentem i czytelniczą zajawką. Tak oto powstała Chmurrra Burrra. Dziewczyny założyły sobie, że każdej kolekcji towarzyszyć będzie książka. I dlatego wraz z debiutem pojawiła się publikacja ,,U fryzjera” Oli Cieślak, a przy okazji  jesienno-zimowego lookbooka wydanły ,,Uliczną sondę kosmiczną” Joasi Rusinek. W planach mają współpracę z Marysią Dek i Marianną Oklejak. Sami widzicie, że dzieje się u dziewczyn dużo i dobrze, jest zapał, kreatywność i radość z efektów. Miło się słucha o przyjacielskiej sztamie, która łączy Kasię i Natalię, o pięknych planach na przyszłość i zdrowym podejściu do biznesu. Posłuchajcie i poznajcie się.

*

Jak często spotykacie się poza pracą? 

Natalia: Często, choć przy tej ilości pracy i obowiązków „często” oznacza zdecydowanie rzadziej, niż byśmy chciały. Świetne jest to, że mamy dzieci w podobnym wieku i że one się lubią, więc możemy tą wesołą paczką uczestniczyć w różnych rozrywkach rodzinnych, których w Warszawie na szczęście nie brak. Natomiast nie pamiętamy, kiedy spotkałyśmy się poza pracą bez dzieci, jak w dawnych czasach… Ale na pewno jeszcze to wróci (śmiech).

Jak się pracuje z przyjaciółką? Jakie minusy i jakie plusy ma ta sytuacja?

N: Plusy oczywiście przeważają. Rozumiemy się, szanujemy, mamy podobne gusta, potrafimy dyskutować tak, żeby na koniec uzyskać konsensus, a przede wszystkim się świetnie znamy i sobie ufamy. Minus jest taki, że jak wejdziemy na tematy osobiste: dzieci, dom itp. trudno nam przestać gadać. A sprawy służbowe się w tym czasie same nie załatwiają (śmiech).

Jak się podzieliłyście obowiązkami?

Kasia: Dzielimy się raczej konkretnymi sprawami do załatwienia i bardzo nam się ten system sprawdza. Obie jesteśmy pełne energii, zaangażowania, inicjatywy, obu nam się chce, więc podział jest bardzo równy. Taka sytuacja ma poza tym dwie zalety: po pierwsze brak nudy, a po drugie – jeśli któreś z naszych dzieci jest chore, druga płynnie przejmuje sprawy.

 

Co jest w waszej pracy najprzyjemniejsze?

K: Najprzyjemniejszy jest początek każdej kolekcji. Zawsze z niecierpliwością czekamy na pierwsze projekty od ilustratorów, najpierw szkice, które potem przeradzają się w kolorowe cuda. Praca nad kolorami, do każdej kolekcji dobieramy 2-3 przewodnie kolory i bardzo nam zależy, by na materiale były to dokładnie takie kolory, jakie wraz z ilustratorem sobie wymyśliłyśmy. Wielkie znaczenie ma tu pomoc szwalni i farbiarni, które na szczęście z wyrozumiałością podchodzą do naszych próśb o kolejne próbki, a potem świetnie dopilnowują kolorów już w produkcji. W ogóle bardzo nas ekscytuje produkcja ubrań, bo jest to dla nas coś nowego. My się znamy na wydawaniu książek, a szwalnia to zupełnie inny kosmos. Trochę się na początku gubiłyśmy, ale coraz bardziej nas to wciąga (śmiech). O rany, co jeszcze? Książka, oczywiście! Rozmowy na temat tekstu, dopracowywanie go wraz z autorkami, pierwsze rozkładówki, dobieranie papieru, okleiny, dopilnowywanie ozalidów. No i konsultowanie pierwszych wersji z naszymi dziećmi, to jest przeciekawe i bardzo zabawne. No i jeszcze super przyjemne są kontakty z ludźmi. Dostajemy bardzo dużo miłych słów, dziewczyny piszą do nas bezpośrednio, dzielą się pomysłami, uwagami, pytają. Takiego kontaktu osobistego nie ma na przykład w branży wydawniczej, która jest dużo bardziej zdystansowana do klienta. A tutaj nasze klientki są naszymi konsultantkami, recenzentkami. To daje dużo mocy (śmiech).

A co jest najtrudniejsze?

Żeby pamiętać, że to też biznes (śmiech). Najtrudniejsze, ale też najbardziej ekscytujące jest to, że musimy się ciągle uczyć nowych rzeczy. Najpierw były kwestie produkcyjne: materiałoznawstwo, szwalnia, potem sprawy marketingowe. Musiałyśmy się poznać na social mediach, marketingu, księgowości, nauczyć się kasy fiskalnej (śmiech). Ciągle pojawia się coś nowego, musimy cały czas kombinować. No, ale dzięki temu nie jest nudno.

Czym kierujecie się przy wyborze ilustratora? każda z dziewczyn ma odmienny styl, trudno znaleźć punkty wspólne, stąd moje pytanie o klucz, wedle którego działacie.

K: Najpierw każda z nas zrobiła listę 10 najważniejszych dla siebie ilustratorów książek dziecięcych. Obie jesteśmy mamami, więc to nie stanowiło dla nas problemu. A świetnych polskich ilustratorów jest bardzo wielu, właściwie miałyśmy problem z ograniczeniem się do tej liczby. Potem te listy skonfrontowałyśmy i zrobiłyśmy short listę 7 ilustratorów. Okazało się, że nasze wybory w dużej mierze się pokrywają, my się jednak dobrze znamy, zapewne na siebie wzajemnie wpływamy, polecamy rzeczy, a poza tym mamy podobny gust do książek. Do pierwszej kolekcji wybrałyśmy Aleksandrę Cieślak, ponieważ ma znakomity, cięty dowcip, który bardzo cenimy. A nam zamarzyły się ubranka, na których byłyby ilustracje i tekst. Ola napisała cudowną książeczkę, bardzo angażującą, nasze dzieci z każdej rozkładówki wybierają dla siebie ulubioną fryzurę. Do drugiej kolekcji zaprosiłyśmy Joasię Rusinek. Bardzo lubimy jej ilustracje, nasze dzieci często czytają książeczki z jej rysunkami i wydał nam się to znakomity wybór. Asia napisała też po raz pierwszy tekst do swoich rysunków, bardzo się z tego cieszymy! Pracujemy już nad kolejną kolekcją z Marysią Dek-Lewandowską, a po niej rozpoczynamy pracę z Marianną Oklejak. Listę mamy więc ułożoną na kilka kolekcji do przodu (śmiech).

 

 

Co was pociąga w modzie, jakich projektantów cenicie, które marki dorosłe i dziecięce, polskie i zagraniczne, są dla was inspiracją?

N: Bardzo lubimy polskie marki. W ogóle staramy się wspierać polskich projektantów, zwłaszcza tych, którzy mają ciekawe pomysły, pilnują jakości materiałów i ubranek. W sklepie sieciowym można czasem kupić fajne ubranko, ale nigdy nie będzie ono tak wypieszczone jak to z niewielkiej, autorskiej firmy. I nie starczy na tak długo.

K: Jeśli jednak chodzi o inspiracje, sięgamy raczej za granicę. Jesteśmy obydwie fankami np. firmy Bobo Choses. Ależ oni mają cudowne pomysły, kolory! Jeszcze przed założeniem Chmurrry zauważyłyśmy, że polscy projektanci korzystają z dosyć ograniczonej palety barw: przydymiony róż, szarość, kolory ziemi. A my chcemy dla naszych dzieciaków koloru, pięknych, śmiesznych nadruków, fantazji. Takich ubranek, które cieszą oko, od razu widać, że są wymyślone z myślą o dziecku oraz absolutnie wygodne, tak by nie krępowały nawet najbardziej szalonych dziecięcych pomysłów. I rzeczywiście był to jeden z powodów, dla których założyłyśmy Chmurrrę.

Czy macie w planach kolekcję dla dorosłych? 

N: Wiele osób nas o to pyta (śmiech). Na pewno to rozważamy, ale na pewno jeszcze nie w tym momencie. Teraz nie chcemy się rozpraszać, skupiamy się na dzieciakach. Staramy się nie łapać zbyt wielu srok za ogon, choć kusi nas ta kolekcja dla dorosłych bardzo. Zwłaszcza że wiemy już nawet, które z ubrań z kolekcji KOSMOS stałoby się pewnie hitem (śmiech).

Trzymam za was kciuki i dziękuję za spotkanie.

*

O najnowszej kolekcji Chmurrra Burrra przeczytacie tu. Ubierankę wspieraną przez markę Chmurra Burrra wraz z kulinarną świąteczną propozycją znajdziesz tu, a przegląd najlepszych polskich kolekcji, w którym również znalazła się ta marka namierzycie tu.