Zanurzanie się w dźwiękach należy uskuteczniać od najwcześniejszego dzieciństwa. I przez całe swoje dalsze życie jak najczęściej korzystać z tego ożywczego prysznica, nie tylko dla higieny.
O tych dźwiękowych kąpielach pięknie opowiada Basia Jagodzińska-Habisiak, edukatorka muzyczna, mama 6-letniego Tymka, 4-letniej Bianki i 2-letniego Nikodema, i jedna z pomysłodawczyń MeloKoncertów, opartych na teorii E.E.Gordona. Jeszcze niedawno odbywały się one w dużym gronie, gdzie dzieci wraz z rodzicami wspólnie, oko w oko i ramię w ramię, muzykowali. Z uwagi na pandemię koncerty przeniosły się do sieci, a te najbliższe, świąteczne, stworzone z myślą o niemowlętach i małych dzieciach, odbędą się 19 grudnia. Złożyłyśmy Basi i jej młodocianym muzykantom koleżeńską wizytę, podczas której cała trójka stukała w klawisze pianina, szarpała struny ukulele, grała na dzwonkach, guiro, marimbie i marakasach, prawdziwie się tym radując. Posłuchajcie, jak wprowadzać dzieci w świat muzyki, jak do niej nie zrażać i czego słuchać podczas Świąt.
Z jakiej potrzeby powstały MeloKoncerty?
Dawno temu organizowałam zajęcia umuzykalniające dla maluszków, tzw. gordonki. Razem z grupą inicjatorek tych zajęć wpadłyśmy na pomysł, żeby wypromować je lokalnie poprzez koncert. W planach był jeden skromny evencik na 40 osób, ale było tylu chętnych, że trzeba było zrobić trzy koncerty z rzędu, a chętnych i tak przybywało. Więc zdecydowałam się robić to dalej ku uciesze stałej rzeszy odbiorców, miesiąc w miesiąc. W międzyczasie urodziłam trzecie dziecko, wróciłam do koncertowania, i wtedy przyszła pandemia. Zaczynałam ze skrzypaczką Anią Nalicz, z którą grałam nieprzerwanie przez ponad 2 lata. Ania wyprowadziła się z Warszawy, więc połączyłam siły z Tatianą Szafraniec z Lalalandii i razem tworzymy MeloKoncerty online, obecne co miesiąc w sieci. Widzę, że jest w odbiorcach potrzeba takich wydarzeń. Na każdy koncert stacjonarny miałyśmy overbooking, więc o czymś to musi świadczyć. Teraz w Internecie jest zalew mizernej twórczości, która niestety łatwo wpada w ucho, przez co nie jest łatwo się przebić z dobrym materiałem. Ale walczymy, dostajemy dofinansowania i wierzę, że przetrwamy i jeszcze o nas będzie głośno.
Jaki rodzaj pracy, jaką satysfakcję ze sobą niesie? Ile czasu w ciągu dnia zajmuje i jaką cię zostawia po – masz jeszcze energię czy musisz się zregenerować i doładować?
Szczerze mówiąc, kiedy muszę wszystkim zajmować się sama: od wyboru repertuaru, strojów, ustalenia terminów, rezerwacji sali, wykonawstwa, promocji, rozliczenia, to zwyczajnie padam z nóg po każdym występie. A przygotowania trwają ok. 2 tygodni. W międzyczasie jestem przecież mamą! Przyznam, że mam wyrzuty sumienia, że nie umiem podzielić się na cztery części i każdemu dać tyle, ile by chciał. Ale wiem, że to tylko etap w moim życiu i muszę go przetrwać.
Czy masz czasem wrażenie, że ta praca opiera się głównie na dawaniu?
Owszem, ale każdy pojedynczy uśmiech dziecka na zdjęciu wysłanym przez rodzica czy pozytywny komentarz po koncercie daje mi ogromnego kopa do dalszej pracy. Nawet jeśli to się zupełnie nie kalkuluje (śmiech).
Kiedy muzyka najczęściej wam towarzyszy?
Słuchamy muzyki w samochodzie, teraz głównie w domu, podczas zabawy, kąpieli, sprzątania, muzycznych szaleństw. Oglądamy teledyski, tańczymy do nich i udajemy różnych wykonawców. Sama się inspiruję swoimi dziećmi, a czasem cudzymi (śmiech). Cieszy mnie ich słowotwórstwo, pojedyncze rymy, dokładam do tego jakieś słowa i czasem wychodzą fajne utwory. Często śpiewam dzieciom moje melodyjki i pytam, o czym mogłaby być ta piosenka. Z ich podpowiedzi powstają nowe kompozycje.
Udaje wam się wyruszyć do przyrody, żeby się w nią kolektywnie powsłuchiwać?
Uwielbiam kontakt z naturą, ale nie umiem teraz w pandemii tak się zorganizować, kiedy mam dzieci w domu, żeby i dom był wypucowany, i dzieci nakarmione, i jeszcze do tego wyprowadzone do lasu. Dlatego póki co zadowalamy się okolicznymi parkami. A najlepsze pomysły przychodzą mi do głowy, kiedy wieczorem karmię piersią najmłodszego syna (śmiech). Wtedy jest cicho, nucę mu i z tego wychodzą śpiewanki i rytmiczanki, które później wykorzystuję do koncertów. Trochę tego repertuaru się zebrało i mam w planach wydanie małego śpiewnika z nutami, tekstami, nagraniami i filmikami do tych utworów.
Czy zaangażowanie ze strony twoich dzieci działo się samo, czy trzeba było forsować, namawiać?
Jesteśmy rodziną z muzycznymi i artystycznymi korzeniami. Z moim mężem Kacprem poznaliśmy się na Akademii Muzycznej. Mój tata jest muzykiem jazzowym, mama i teściowa grały na pianinie jako małe dziewczynki, teść jako dziadek zaczął się uczyć gry na różnych instrumentach, moja siostra i szwagier są skrzypkami, także muzyka jest wokół nas od zawsze. Nie było wyjścia i nasze dzieci też musiały się kąpać w muzyce (śmiech.) Ja jestem absolwentką Wydziału Edukacji Muzycznej, czyli uczyłam się o wpływie muzyki na rozwój człowieka i tego, jak uczyć. Niestety dopiero jako mama zorientowałam się, że brakuje mi podejścia do maluszków. Szukałam, szukałam i znalazłam teorię uczenia się muzyki Edwina Eliasa Gordona. Zrobiłam kurs i zrozumiałam, że owszem, wykształcenie jest ważne, ale to obecność rodzica, muzykowanie od serca i śpiewanie do dziecka i z dzieckiem ma na nie największy wpływ.
A jeśli ktoś jednak musi namawiać, to jak powinien to robić, by nie zniechęcać już wystarczająco opornych?
Myślę, że jeśli dzieci są odpowiednio stymulowane za młodu, to nie powinno być problemu z namawianiem do muzykowania. Warto chodzić na zajęcia, koncerty, słuchać muzyki, ale najważniejsze to być obecnym i pokazywać dziecku, jak można przeżywać muzykę. Dziecko naśladuje opiekuna, dlatego tak istotne jest wspólne śpiewanie i tworzenie muzyki. Z obserwacji moich dzieci wynika, że to najmłodszy najchętniej muzykuje, najszybciej reaguje na dźwięki, ale ma też najwięcej wzorów do naśladowania. Gramy na pianinie, ukulele, śpiewamy, tańczymy. Ale to nie ja prowadzę z własnymi dziećmi zajęcia, bo nie chcą mieć mamy nauczycielki w domu (śmiech). Dlatego teraz starszaki uczą się online gry na pianinie i rytmiki.
A co ze szkołą muzyczną – posyłać, nie posyłać? Przez jednych jest uważana za świątynię, a innych za relikt przeszłości… Komu wierzyć?
My nie wyślemy dzieci do państwowej szkoły muzycznej, bo widzimy przedpotopowe podejście do nauczania, ale zależy nam na umuzykalnianiu maluchów. Dlatego otaczamy ich muzyką. Staramy się codziennie grać chwilę na jakimś instrumencie, dosłownie po 5 minut. Pomagają w tym naklejki, które za każde 5 minut dzieciaki naklejają na specjalnej tablicy.
Czego sama słuchasz dla siebie, czy zbierasz płyty albo instrumenty?
Nie jestem typem kolekcjonera. Przyzwyczaiłam się słuchać muzyki na Spotify, choć w głębi duszy jestem staroświecka i najchętniej kupowałabym płyty CD, bo mają książeczki, w których zawiera się drugie tyle dobra, co w samej muzyce. Lubię oglądać zdjęcia, czytać informacje o wykonawcach, sprawdzać, kto stoi za całym tym wydarzeniem. Wiem, ile wysiłku kosztuje wydanie płyty, i ciekawi mnie, kim są osoby, które nie tylko wykonują, ale produkują muzykę. W związku z tym, że mam trójkę dzieci, to ciężko mówić o tym, żebym sama dla siebie czegoś słuchała. Mam pełną listę podcastów do odsłuchania, tylko ciągle nie mam kiedy (śmiech). Ale znalazłam rozwiązanie na potrzebę słuchania ulubionych wykonawców. Zainteresowaliśmy tą muzyką swoje dzieci, bo z mężem mamy podobny gust muzyczny. Dzięki temu włączamy nagrania Jacoba Colliera, Scary Pockets, Poluzjantów, Ewy Bem, Steviego Wondera i wszyscy mamy frajdę. To jest pokłosie słuchania z dziećmi muzyki dla dorosłych albo w dorosłym wykonaniu i brzmieniu. Ani jako mama, ani jako pedagog nie jestem zwolennikiem słuchania przez dzieci tylko nagrań skierowanych do nich. Według mnie jest to ograniczanie wyboru dziecka. Tak jak pokazujemy dziecku cały świat w różnych barwach, pokażmy mu też wszelkie kolory muzyki. Jeśli kochasz hip hop, to dlaczego masz słuchać z dzieckiem klasyki? Polecam Orkiestrę Mamy Śpiewamy albo Jerza Igora, czy fantastyczną, ale już bardzo ciężko dostępną na rynku, płytę z mojego dzieciństwa „Ten najpiękniejszy świat” Ewy Bem. To wszystko są niebanalne, świetnie zaaranżowane nagrania skierowane do dzieci, ale na bardzo wysokim poziomie wykonawczym. Dzięki temu maluchy osłuchują się z brzmieniem prawdziwych instrumentów, a to szczególnie pozytywnie wpływa na rozwój ich słuchu. Wygląda na to, że kolekcjonuję płyty z muzyką dla dzieci!
Opowiedz jeszcze o samym koncercie świątecznym, co zaplanowałaś?
W zimową, bezśnieżną sobotę spotkamy się online, żeby przybliżyć najmłodszej publiczności świąteczny, nieco mroźny klimat. Dwie artystki, ciocie, zachęcą was do wspólnego muzykowania. Grzechotki, garnki i drewniane łyżki w dłoń, trochę odwagi, śmiechu i muzykujmy rodzinnie, a nie pożałujecie tych 30 minut spędzonych razem. Zwykle na tego typu wydarzeniach jest overbooking, czasem nie można było się dostać na koncert, a tutaj każdy może obejrzeć koncert!
Gdybyś miała sformułować playlistę świątecznych niebanalnych numerów dla rodziny, to jakie 5 numerów bezwzględnie by się na niej znalazło?
Chyba nie będę oryginalna, bo na początek zaproponuję „All I want for Christmas is you” (śmiech). W naszym domu rodzinnym co roku mama włącza płytę Ewy Bem i naszego Taty „Kolęda na cały rok” i gdy słyszę pierwsze dźwięki piosenki „Kiedy zima się zaczyna…”, to czuję, że zaczynamy kulinarne przygotowania do Bożego Narodzenia! Numer trzy to będzie „Holly, Jolly Christmas” w wykonaniu Michaela Bublé, którą to piosenką męczył mnie najstarszy syn kilka lat temu i już tak zostało. Do tego dochodzi Chris Rea i jego „Driving home for Christmas”, czyli nasze tegoroczne odkrycie z dzieciakami, a na koniec zestawienia wystąpi niezrównana Whitney Houston i jej cała świąteczna płyta, ale najlepszy numer to energetyczna kolęda „Joy to the world”. I już wiem, że są Święta!
Odpowiadałaś śpiewająco, Basiu. Dziękuję!
Najbliższy, świąteczny MeloKoncert zobaczycie 19 grudnia o godzinie 9:00 na platformie eWejściówki. Dedykowany link do transmisji online otrzymacie drogą mailową po zakupie dostępu. Cena: 20 zł.
















