Wszystko, co dzieje się z dzieckiem w przedszkolu (a nie ma kogo zapytać)
Behind the doors

Zmieniłam zawód i zostałam przedszkolanką. Macie ochotę dowiedzieć się, jak to naprawdę jest w przedszkolu?
Kiedy moje dzieci były małe, zaufanie do nauczycielek z przedszkola nie wykluczało jednoczesnego mojego niepokoju. Pani Lucynka bardzo krzyczy – skarżył się Tadzio. A ja się zastanawiałam, co to znaczy. „Bardzo krzyczy” – czyli czy bardziej niż ja? Czy panie w przedszkolu muszą w ogóle krzyczeć na dzieci? I co właściwie moje dziecko robi w przedszkolu? Nieraz wraca, kipiąc emocjami, płaczliwe, pobudzone, wykończone. Co się działo?
Zostałam przedszkolanką i patrzę na świat dzieci okiem neofitki. Przeglądam się w dzieciach i ich rodzicach, widzę własne błędy i własne dobre wybory sprzed lat. Uczę się na potęgę, od dzieci i innych nauczycieli, chłonę. Brakujące kawałki układanki wskakują na swoje miejsce. Już mniej więcej wiem, jak wygląda świat dziecka, kiedy rodzice machają na pożegnanie i idą do swojego dorosłego życia.
Oczywiście każde przedszkole jest inne, są lepsze i gorsze. Jeśli czujecie, że w waszym przedszkolu nie dzieje się najlepiej, są sygnały, które was niepokoją, warto o tym rozmawiać z wychowawcami, a w razie czego – poszukać innej placówki. Inwestycja w przedszkole jest według mnie – być może paradoksalnie – ważniejsza niż ta w szkołę. Bo przez pierwsze siedem lat życia człowiek jest najbardziej plastyczny, nasiąka wartościami i zdobywa najważniejsze kompetencje. Przedszkole powinno dać poczucie własnej sprawczości, zaufania do tego, że wszystkiego można się nauczyć. To potem procentuje przez całe życie.




CZY PANIE LUBIĄ DZIECI?
Dzieci patrzą na dorosłych bezkrytycznie. Mama i tata są najcudowniejsi. Opiekunowie w przedszkolu też zaliczają się do panteonu – potrafią tak wiele! Dzieci naśladują każdy gest, każde słowo, a nawet nastroje dorosłych. Zostając przedszkolanką, nie spodziewałam się, że przywiązanie działa w dwie strony. Ani tego, że pojawia się miłość – do cudzych dzieci, jak by nie było. Te dzieci, mimo codziennego zmęczenia, zabieram ze sobą w myślach do domu, nawet do snów. W przedszkolu można patrzeć, jak dzieci rosną, rozkwitają, uczą się nowych rzeczy dosłownie z dnia na dzień. Nauczyciel przedszkolny obserwuje i towarzyszy. Oczywiście – coś tam śpiewa i pokazuje, czegoś uczy, coś podsuwa, ale przede wszystkim po prostu jest obecny. To rodzi obustronną bliskość.




CZY DZIECI PŁACZĄ I CZY KTOŚ JE POCIESZA?
Mój przewodnik po przedszkolnym smutku zamyka się w 6 punktach (choć może z czasem go rozbuduję):
1. Często pierwszy, najistotniejszy smutek to rozstanie z rodzicami. Taki na przykład Krzyś, i nie on jeden, przeżywał ten smutek każdego dnia, aż do ostatniego roku przedszkola, kiedy go poznałam. Tak miał. Warto pamiętać, że rozpacz kończy się szybko, że życie towarzyskie wciąga i ofiarowuje w zamian masę atrakcji i ważnych odkryć.
2. Julek i Kuba mówią chcę do mamy w każdej pierwszej chwili nudy czy bezradności. Wtedy nauczyciel słucha i po chwili kieruje ich uwagę gdzie indziej. Być może Julek mówi potem mamie: cały dzień za tobą płakałem. Ale to zazwyczaj oznacza – mamo, było kilka chwil, w których czułem się bezradny i zagubiony.
3. Są dzieci, jak Lila i Zosia, które z kolei z natury „łatwo płaczą”, czasem bardzo głośno i rzewnie, choćby przy każdym uderzeniu lub przy próbie samodzielnego zakładania butów. Wtedy potrzebne są nie pocieszanie, a dawanie im wsparcia i narzędzi w rozwiązywaniu trudności.
4. Przedszkolanki mają dwa kolana, dwoje ramion, dwadzieścia palców – to zazwyczaj wystarczy, by pocieszać, tulić, ocierać łzy i zająć uwagę kilkorga dzieci jednocześnie.
5. Część dzieci lubi wspinać się nam na kolana, dawać się głaskać czy drapać po plecach. A inne nie chcą być tulone, obejmowane, dotykane przez wychowawców. W chwilach smutku potrzeba im cierpliwości, wyciszenia. Nauczyciel przykuca, wysłuchuje, patrzy w oczy, daje ciepło obecności. Dobrze jest, kiedy rodzice dają dzieciom znać, że zawsze, z każdą sprawą, mogą iść do swojej pani.
6. I jest jeszcze grupa dzieci, które troski chowają w sercu, smutna mina powie więcej, niż one same. Nie przyznają się, że ktoś je odepchnął w zabawie, że usłyszały przykre słowo, że czegoś im trzeba. Tu pomóc może tylko dar obserwacji u przedszkolnej kadry. W wystarczająco dobrym przedszkolu, jak i w każdej innej grupie społecznej, nikt nie powinien być pozostawiony w smutku sam sobie, bez wspierającego słowa, bez kontaktu.




CZY DZIECI MOGŁYBY SIĘ NIE BIĆ?
Mama Zuzi denerwuje się, że jej córka jest ciągle małym pieskiem Agatki i właściwie dosłownie chodzi w zabawie na smyczy zrobionej z kawałka włóczki. Julek ma podobnie: robi wszystko to, co mu każe Krzyś. Na szczęście role w grupie są płynne, zmienne. Jedno dziecko, które przez pierwszy rok przedszkola lubiło się podporządkowywać innym, w kolejnym roku samo odnajdzie w sobie charyzmę. Lubię przedszkola, które pozwalają mieszać się różnym grupom wiekowym – taka różnorodność pozwala czuć się jednocześnie i młodszym, i starszym. Raz jest się słabszym, raz silniejszym, umiejącym więcej.
Warto wiedzieć, że ważne relacje społeczne pojawiają się zazwyczaj dopiero po czwartych urodzinach. Kasia Jackowska, moja przedszkolna mentorka, mówi, że często pierwszy rok w przedszkolu jest dla dziecka szkołą przetrwania, czyli: oswojenia się z grupą, hałasem, mnogością aktywności. Dopiero ten drugi rok daje w pełni możliwość społecznego zaczerpnięcia, zrobienia sobie miejsca w grupie i wybrania – z kim lubię rzeczywiście się bawić? Kiedy to się zadzieje, zaczyna się cudowny, szczęśliwy czas wspólnego biegania po ogródku, wymyślania razem historii i fabuł, prawdziwego koleżeństwa.
Bycie w grupie to także czasem przepychanki, niemiłe słowa, rozwalone wieże z klocków i wyrwane zabawki. Tu odbywa się trening stawiania granic. Leo nie ma jeszcze trzech lat, a już mówi: Nie podoba mi się to, nie rób tak. Nie chcę tego. Ale Leo to wyjątek. Dla większej części ludzkości stawianie granic to mozolna nauka, którą się ćwiczy tak samo w domu, w przedszkolu, i jeszcze wiele, wiele lat później. Nauczycielki przedszkolne mają to samo zadanie, co rodzice – wyczuć, kiedy należy być stanowczym, a kiedy pozwolić dziecku na jego NIE. Kiedy uszanować odmowę, wspierając dziecko w uczeniu się stawiania na swoim, a kiedy jednak nalegać, by zrobiło to, co uważamy za wartościowe, bezpieczne, itp. Sami wiecie, jaką sztuką jest znalezienie takiego balansu. Dla każdego dziecka granice są gdzie indziej, uczymy się ich. Na szczęście w przedszkolu zakazy i nakazy najczęściej zastępuje podążanie za grupą, za rytmem, za dobrym przykładem. Tu znowu dobrze sprawdzają się przedszkola, gdzie młodsze dzieci mogą podpatrywać starsze. Wtedy nauczyciel może mówić swoje NIE lub STOP naprawdę rzadko.





CZEMU JEST TAKIE ZMĘCZONE?
W przedszkolu jest głośno, to fakt. Nawet gdyby nikt się nie śmiał, nie trąbił samochodzikami, nie krzyczał, przy dwudziestce dzieci nadal byłoby głośno. Sytuację ratują wychodzenie na dwór i chwile wspólnego śpiewania. Jedna z dziewczyn z redakcji nazwała przedszkole „przebodźcowanym terytorium” i to trafne określenie. O tym, że trudno w tej sytuacji usłyszeć siebie, swoje potrzeby, świadczą choćby młodszaki, które zapominają pójść na siku. Umiejętność usłyszenia siebie w chaosie grupy przychodzi z czasem, podobnie jak umiejętność wyciszenia się, odpoczęcia. U nas nie ma leżakowania, jest za to czas opowiadania baśni. Kto chce, ten zasypia, kto nie chce – słucha, marzy, odpoczywa. Dzieciom z natury ufnym odpoczynek przychodzi łatwiej. Dla tych, które są w stanie ciągłej czujności, położenie się i zamknięcie oczu jest wyzwaniem. Ale zazwyczaj z czasem jest coraz lepiej.



CO WYCHOWAWCY WIEDZĄ O RODZICACH?
Czasami bywa śmiesznie. Tosia opowiada, że jej mama ma dużo pracy i ma przez to pryszcze na twarzy. Tu, tu i tu – pokazuje mi precyzyjną lokalizację skutków stresu.
Ale do rzeczy. Rzeczywiście relacja nauczyciel-rodzic, choć oficjalna, jest nieraz bliższa, niż się zdaje. Nauczyciele też są zazwyczaj rodzicami, rozumieją i rodzicielskie momenty porażek, i trudy wychowawcze, i uczucie bezradności. Nie oceniają. To nie jest tylko złota myśl, że wraz z rodzicami mają przecież wspólny cel – dobro dziecka. To szczera prawda.
Ciekawe jest to, jak bardzo różne są dzieci w domu i w placówce. Jeśli dziwi cię to, co przedszkolanka opowiada o twoim dziecku, uwierz – tak naprawdę może być. Nieśmiałe dzieci mogą na czas przedszkola zamieniać się w przywódców. Te, które w domu wydają się męczliwe, w przedszkolu potrafią przesunąć szafę i biegać bez ustanku przez godzinę. Dlatego współpraca i wymiana obserwacji są kluczowe dla obu stron. Pozwalają budować pełniejszy obraz dziecka i rozpoznawać, czego mu trzeba.
Jedna znajoma zapytała, co robimy, kiedy wiemy, że w domu jakiegoś dziecka dzieje się źle. Same dzieci nigdy nie powiedzą złego słowa o rodzicach. Choć są malutkie, instynktownie czują, co powinny ukryć. Są rodzice, którzy w przedszkolu sami zgłaszają się po wsparcie. Oczywiście nie jest rolą przedszkolanki wnikać w prywatne życie rodziny. Jest psycholog, który pracuje z dziećmi i czasem umawia się na indywidualne rozmowy z rodzicami. Obowiązuje go pełna dyskrecja. Nauczycielki tymczasem robią swoje: przez te kilka godzin dziennie starają się jak najlepiej i jak najmilej spędzić czas z dziećmi, które ktoś, pełen zaufania, im powierzył.



CZY TO PRZECHOWALNIA DLA DZIECI?
Bardzo niewielu z nas stać, by posyłać dziecko do przedszkola na 5 godzin, w celach społecznych. Umówmy się: czy tego chcemy, czy nie, przedszkole pozwala we względnym spokoju pójść do pracy, zarobić na dom, mieć „dorosłe” życie. Przedszkole czynne od 8 do 17 jest nie tylko placówką edukacyjną. Bywa też przechowalnią. Ale ta przechowalnia, choć jeśli jest wykorzystywana dzień w dzień na full time, męczy dziecko, wnosi też wiele dobrego:
– uczy życia społecznego. Jeśli nie jesteście rodziną wielodzietną, to przedszkole nauczy dziecko trudnej sztuki jednoczesnego bycia indywidualnością, kimś odrębnym i członkiem grupy. Współczesne, dorosłe życie społeczne jest bardzo trudne – łatwo o podziały, światopoglądowe konflikty, kłótnie i rozstania. Trudno jest nam prowadzić dialog, stawiać bardziej na relację niż na swoją rację. Jeśli świat ma stać się w przyszłości trochę lepszy, to na naszych dzieciach spocznie zadanie odnowy – nauki braterstwa, szacunku dla różnorodności. Bycie w przedszkolnej grupie, gdzie trzeba nauczyć się negocjacji, balansu w odpuszczaniu i stawianiu na swoim, mówienia przepraszam, czekania na swoją kolej to przyspieszony kurs życia we wspólnocie.
– uczy wolności. Przedszkole to zazwyczaj pierwsze miejsce w życiu dziecka, gdzie może się schować przed okiem dorosłego – za krzewem, za górką… Może się posikać do kombinezonu i samemu zadecydować, czy powiedzieć wychowawcy, czy nie. Zadecydować, czy pójść się wyżalić na zachowanie innego dziecka, czy dać sobie radę samodzielnie. W domu, przy troskliwych rodzicach, rzadko ma się szansę na taką eksplorację. Przedszkole to także rytm dnia i zasady, w ramach których można się poczuć bezpiecznie i budować siebie. Więcej o dojrzewaniu do wolności jest np. tutaj.
– przygotowuje do dalszej edukacji. Dobre, wspierające przedszkole daje dziecku pewność siebie. Przez kolejne lata odkrywa ono, że zdobywanie nowych umiejętności przychodzi z czasem. Widzi, że najpierw rysowało „mazy” i głowonogi, a teraz potrafi oddać na kartce to, co ma w wyobraźni, rysować formy, odtwarzać trudne kształty cyfr i liter. To budzi dumę i poczucie mocy. Dzieci z przedszkola do szkoły idą z myślą, że uczenie się jest fajne, jest przygodą, że świat jest wart odkrycia, a one mają ku temu odkrywaniu wszelkie kompetencje.
Oczywiście w wielu najważniejszych, najbardziej podstawowych kwestiach przedszkole nie wyręczy rodziców. W przedszkolu można się nauczyć wiązać buty, ale to z domu płynie moc utulenia, ukochania i wsparcia. To w domu czeka na dziecko największe zainteresowanie dorosłego, największa czułość. To z domu wynosimy przekonanie, że jesteśmy cudownymi ludźmi, których świat potrzebuje.
Maria Bator – stała autorka na Ładne Bebe, nauczycielka przedszkolna, studentka pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkolnej, a także kursu dedykowanego przedszkolankom waldorfskim. Mama dwójki nastoletnich dzieci. Inne jej teksty o rozwoju dzieci i związanych z nimi wyzwaniach rodzicielskich czekają tu.
Ilość komentarzy: 9!
Szczesliwe dzieci, które mają taką „Panią”! I szczęśliwi rodzice, którzy mogą oddawać dzieci pod tak wspaniałą, uważna opiekę
Dla mnie przedszkole to patologia. Jak można oddać swoje dziecko w ręce obcej osoby na tyle godzin dziennie.
Witam serdecznie
Synek, Franek 4,5roku. Tetaz zaczyna 2-gi rok w przedszkolu. W połowie zeszłego roku zmieniłam mu grupę, bo już sama nie wytrzymałam. Byly stale skargi, że syn nie jest „grzeczny”. Jak Pani czyta, to on chce się bawić, jak jest posiłek to rozmawia, po obiedzie zamiast leżenia chce też się bawić, etc. Teraz znowu to samo. Pani.pk wypowiedzeniu ” litanii” jaki to jest mój syn dodała, ” ja nie jestem specjustka” . Chyba sugerowała, że moje dziecko przejawia ” patogiczne” zachowania i ona nie wie, co mi poradzić.
Kolejny raz płacze marząc, o takich nauczycielach jak Pani.
Też zostałam panią Danusią jak już moja trójka dzieci dobrze podrosła i zaczęłam wiedzieć co dzieje się w przedszkolu jak rodzice idą do pracy. Nie potrafię pisać tak pięknie jak p. Maria a podejście do pracy staram się mieć podobne. Powiedzenie „nie jestem specjalistką ” nie najlepiej oddaje troskę pani o dziecko i nie oznacza ” patologii”. Gdy jest dużo dzieci po prostu widać że któreś funkcjonuje inaczej niż reszta , ma jakieś trudności. Wtedy najbardziej dziecku pomaga współpraca pani i rodziców czasami rzeczywiście z pomocą fachowca. Ale rodzice bardzo rzadko się na nią zgadzają , a im wcześniej tym lepiej dla dziecka.
W naszym przedszkolu to samo Panie na telefonach dzieci przed tablica interaktywna . Syn na dworze w kapciach przedszkolnych przy odbiorze nogi mokre i brudne . Panie nawet nie zwracają uwagi w czym na dwór ! Prawdziwa przedszkolanka z powołaniem to już prawie Dinozaur na wymarciu
NAUCZYCIEL wychowania przedszkolnego, a nie przedszkolanka. Osoby pracujące w przedszkolu jako wychowawcy, tak jak nauczyciele klas 1-3 szkoły podstawowej muszą mieć odpowiednie wykształcenie (5 letnie studia magisterskie o kierunku: pedagogika o specjalizacji np. Edukacja przedszkolna i wczesnoszkolna). Nauczyciel przedszkola niczym nie różni się od nauczyciela klas 1-3 szkoły podstawowej (mają takie samo wykształcenie – różni ich tylko miejsce pracy).
Czytam i nie wierzę, nawet nauczyciele w szkole tak się nie wywyższają jak nauczyciele w przedszkolu.
Studia i co z tego jak połowa z Was nie ma powołania do tego zawodu. Więcej serca mają Panie wspomagające które żadnych wyższych szkół nie pokończyły.
Witam,
właśnie się dowiedziałam, że mój synek uderzył kolegę i mama tego kolegi rozmawiała z moim dzieckiem w czasie jego pobytu w przedszkolu. Dowiedziałam się o tym po fakcie, nikt mnie nie pytał o zgodę na taką rozmowę i nikt mnie nawet o tym nie powiadomił (dowiedziałam się zupełnie przypadkiem).
Niestety mam mnóstwo zastrzeżeń do pań przedszkolanek m.in. że zupełnie nie radzą sobie w takich sytuacjach (w innych niestety też!), i zamiast pokazać dziecku jak powinno lub może inaczej się zachować, powtarzają tylko „nie wolno”, ale to już oddzielna sprawa.
Chciałam jednak zapytać:
– czy panie przedszkolanki mogą bez mojej wiedzy i zgody dopuszczać do rozmów osób trzecich z moim dzieckiem?
– kto ponosi odpowiedzialność za tego typu sytuacje np. jeśli moje dziecko po takiej rozmowie będzie miało traumę?
– wydaje mi się, że takie sytuacje nie są zgodne z prawem (proszę mnie poprawić jeśli się mylę), ale nie wiem jakie przepisy panie naruszyły albo jakie przepisy im na to pozwalają – prośba o pomoc w tym zakresie.
Z góry dziękuję za pomoc
Dzień dobry!
Bardzo współczuję Pani i synkowi, to niemiła sytuacja. Żaden inny dorosły poza osobami zatrudnionymi w przedszkolu (nauczyciele, pracownicy kuchni, logopeda, wizytujący szkołę artyści…) nie mogą mieć kontaktu z dzieckiem bez Pani zgody. Po prostu – kadra przedszkola ma obowiązek chronić dzieci przed takimi sytuacjami. Tu rozmowa się pewnie odbyła zanim ktokolwiek z kadry się zorientował. Na Pani miejscu porozmawiałabym z nauczycielkami – opisałabym zdarzenie,poprosiłabym, aby uregulowały postępowanie w takich sytuacjach podczas zebrania z rodzicami – rodzice o konfliktach między dziećmi informują kadrę i mogą dopytać, jak nauczyciel planuje tę sytuację rozwiązać, żeby dzieciom pomóc, aby nie musiały się nawzajem uderzać. W trudniejszych sprawach rodzice skonfliktowanych dzieci mogą porozmawiać ze sobą, najlepiej w obecności nauczyciela, który też przecież dobrze zna dzieci i cih trudności i może pomóc w ewentualnych mediacjach. Jeżeli przedszkole na Pani prosbę nie zareaguje przeprosinami i propozycja rozwiązania sprawy i zapobiegania jej na przyszłość, można przypomnieć, że dosżło na naruszenia zasad opieki i dziecko zostało narażone na jakąś formę jednak niebezpieczeństwa, bo przecież nie wiadomo, co taka strofująca mama powie. Może powiedzieć: „Proszę, nie bij mojego Franusia”, ale może zachować się też w inny, zdecydowanie gorszy sposób. dziecko jest wobec obcego dorosłego człowieka bezbronne i zawsze, nawet kiedy słyszy reprymendę, musi mieć przy sobie wspierającą obecność przedszkolanki czy rodzica, a przede wszystkim najpierw ma prawo do zostania wysłuchanym.